HomeKoszykówkaWielki potencjał i tajemnicza kontuzja. Miał być gwiazdą NBA, a jest bez klubu

Wielki potencjał i tajemnicza kontuzja. Miał być gwiazdą NBA, a jest bez klubu

Źródło: własne

Aktualizacja:

Siedem lat temu Markelle Fultz trafił do NBA z pierwszym numerem draftu. Miał stać się wielką gwiazdą. Dziś wciąż jest bez klubu i w tej chwili nie ma kontraktu na kolejne rozgrywki.

Markelle Fultz

Markelle Fultz (fot. Associated Press / Alamy)

Fultz był pewniakiem do “jedynki”

“Nie ma rzeczy, której nie potrafi robić” – pisano o Markelle Fultzu przed draftem. Najpierw wydawało się, że trafi do silnej ekipy Boston Celtics. To właśnie Celtowie wybierali wtedy z “jedynką” draftu. Fultz był nawet przez kilka dni w Bostonie. Trenował, rozmawiał z władzami klubu. Nie było raczej żadnych wątpliwości, że zostanie wybrany z pierwszym numerem czerwcowego draftu. Zaskakująco jednak Celtics odpuścili. Wymienili się z Philadelphia 76ers, którym oddali pierwszy numer draft w zamian za “trójkę” oraz wybór w pierwszej rundzie draftu w przyszłości.

Decyzja Celtów niewiele jednak zmieniła w kontekście Fultza. Być może władze bostońskiej drużyny już wtedy widziały, że coś z rozgrywającym jest nie tak, tym bardziej że Fultz na treningach nie zachwycał. A być może Celtics skorzystali po prostu na tym, że Fultza bardzo mocno chcieli też u siebie 76ers. Dla Celtics ponoć od początku najbardziej liczył się… Jayson Tatum. Uznano więc, że skoro można go pozyskać z trzecim numerem, to warto przy okazji dostać coś jeszcze, wymieniając pierwszy numerek. Pewne było tylko jedno: 76ers z pozyskaną “jedynką” postawią na Fultza.

Pierwsze niepokoje

Fultz dla filadelfijskiej drużyny miał być zwieńczeniem sławnego “procesu” po latach przegrywania – często specjalnego – w celu zbudowania drużyny z mistrzowskim potencjałem. Ostatnią częścią układanki. Pod względem umiejętności był dokładnie tym, czego zespół wtedy potrzebował. 19-latek w swoim pierwszym i jedynym sezonie na parkietach akademickich pokazał, że potrafi wszystko. Solidna trójka, świetny półdystans, skuteczne wejścia pod kosz i znakomite możliwości kreowania gry. Do tego idealne warunki fizyczne, by stać się dobrym defensorem.

Nic więc dziwnego, że w Filadelfii zakochali się w Fultzu. Jawił się bowiem jako uzupełnienie Joela Embiida oraz Bena Simmonsa. Ten drugi – także wybrany z “jedynką” draftu, ale rok wcześniej – po straconym przez kontuzję sezonie debiutował zresztą w tym samym momencie, co Fultz. W międzyczasie pojawiły się jednak pierwsze niepokojące nagrania wideo. Coś niedobrego stało się z rzutem Fultza. Zmieniła się jego mechanika. Zawodnik w rozmowie z portalem The Ringer mówił, że to przez uraz ramienia. 76ers twierdzili, że to sam Fultz zaczął majstrować przy rzucie.

Tajemnicza kontuzja

Był to tak naprawdę początek jednej z najbardziej tajemniczych kontuzji w historii koszykarskiego świata. Przez długi czas nikt nie wiedział, co stało się z rzutem Fultza. W zasadzie z dnia na dzień zawodnik, który w NCAA trafiał znakomite 41,3 proc. swoich trójek, jakby zapomniał jak rzucać i musiał tego uczyć się od nowa. Media społecznościowe zalewały kolejne filmiki, na których 19-latek nieporadnie próbuje oddawać rzuty. Wydawało się to wręcz niewiarygodne, tym bardziej że jeszcze kilka miesięcy wcześniej na treningach przed draftem wszystko było w porządku.

Presja mediów w przypadku zawodników wybranych z “jedynką” w drafcie do NBA zawsze jest duża, ale w przypadku Fultza nabrała jeszcze większych rozmiarów. Szczególnie w Filadelfii, gdzie kibice po latach fatalnych wyników liczyli na cuda. Duże miasto i duże oczekiwania. Tymczasem tuż przed debiutem 19-latek zdawał już sobie sprawę, że coś jest nie tak. – Czułem już, że ramię jest jakieś dziwne, ale graliśmy w Waszyngtonie, czyli w moich rodzinnych stronach. Nie chciałem też zawieść drużyny. Wtedy gówno jeszcze wiedziałem – wspominał po latach na łamach The Ringer.

Coraz więcej spekulacji

W swoim pierwszym meczu w NBA rozgrywający zdobył 10 punktów w 18 minut gry dla 76ers. Nieźle, ale mogło być dużo lepiej, gdyby nie sztywność odczuwana w ramieniu. Po czterech spotkaniach – w których Fultz nie zachwycał, a do tego nie oddał nawet jednego rzutu z dystansu – odezwał się do niego jego agent. “Musimy wycofać cię z gry i dowiedzieć się, o co tutaj chodzi” – usłyszał pierwszoroczniak. Gdyby to tylko było takie łatwe. Kolejne wizyty u kolejnych lekarzy nie przynosiły żadnych odpowiedzi. Coraz więcej było to za spekulacji wokół 19-letniego zawodnika.

Doszło do tego, że sam Fultz zaczął kwestionować to, co czuje. – Chodzę po doktorach, a oni mówią, że nic nie widzą. Ale ja wiem, że coś jest nie tak. Jednak kiedy słyszysz słowa lekarzy, to zaczynasz się zastanawiać. No bo ja wiedziałem, że coś jest nie tak, ale oni mówili mi coś zupełnie innego – przypominał. Co gorsza, jego klub nie do końca go w tym wszystkim wspierał. Władze 76ers cały czas twierdziły, że to zmiana w mechanice rzutu była początkiem problemów zdrowotnych Fultza. On utrzymywał, że było odwrotnie – zmienił mechanikę właśnie przez problemy. W relacji zawodnik-klub pojawiły się więc pierwsze rysy.

JJ Redick nie wytrzymał

Fultz po latach w jednym z wywiadów mówił wprost, że były to dla niego najmroczniejsze chwile w życiu. – Koszykówka zawsze była dla mnie odskocznią. Jeśli działo się coś w moim życiu poza parkietem, to zawsze mogłem zanurzyć się w grze. To mnie uspokajało. Ale wtedy to straciłem – przyznał. Nieustające spekulacje w połączeniu z ogromną presją kibiców oraz mediów doprowadzały do nieprzyjemnych sytuacji. Tak jak wtedy, gdy po jednym z treningów dziennikarze nagrywali Fultza, który po prostu oddawał sobie rzuty. – Ten dzieciak ma ku*wa 19 lat! – krzyknął ze złością wkurzony już tym wszystkim JJ Redick, kolega z zespołu.

Po miesiącach przerwy i wciąż bez konkretnej diagnozy Fultz wrócił do gry. Pod koniec sezonu miał nawet swoje pierwsze udane momenty w NBA. W ostatnim spotkaniu rundy zasadniczej zaliczył triple-double jako najmłodszy zawodnik w historii ligi. Jednak w fazie play-off nie odegrał żadnej roli, choć i młoda ekipa 76ers – dla której był to powrót do fazy posezonowej po sześciu latach – ligi nie zwojowała. Na dodatek Fultz nadal nie wiedział, co mu tak naprawdę dolega. W sieci pojawiły się jednak informacje, że 20-letni już obrońca odbudował latem swój rzut i od pierwszego meczu nowego sezonu przejmie rolę startera w Filadelfii.

Nauczyć się rzucać… od nowa

Odpowiedzialnym za naprawę rzutu zawodnika był Drew Hanlen – prywatny trener gwiazd NBA, w tym m.in. Joela Embiida – który wcześniej w mediach społecznościowych sugerował, że problemy Fultza wynikają ze sfery mentalnej. W ramach współpracy Hanlen zdecydował, że konieczne jest zaczęcie tak naprawdę całkowicie od nowa, to jest od chwytu piłki. W ostatnich miesiącach stało się to problemem ze względu na uraz nadgarstka rozgrywającego. Kolejnym krokiem było wypracowanie jak najbardziej naturalnego ruchu przy oddawaniu rzutu. Z czasem nowe nawyki sprawiły, że Fultz był coraz pewniejszy siebie.

Wróciłem tego lata do ciężkiej pracy. Wszystko znów wygląda dobrze, a nawet lepiej niż wcześniej – mówił w rozmowie z Isaiah Thomasem dla Players’ Tribune przed startem kolejnych rozgrywek. W pierwszym meczu sezonu Fultz trafił nawet za trzy, ale dopiero przy rozstrzygniętym wyniku. Fani 76ers i tak eksplodowali wielką radością. Tymczasem za kulisami działo się dużo gorzej. Już w przerwie tego spotkania, na którą Fultz schodził z jednym tylko trafieniem z gry, jego mama miała według informacji The Athletic… nakrzyczeć na Hanlena za brak efektów ich współpracy.

Spirala się nakręca

Ta niedługo po tym incydencie się skończyła. W międzyczasie dziennikarze rozpisywali się o kolejnych dziwnych zachowaniach Fultza. Po wykonanej latem pracy nie było już ani śladu. Wróciły stare nawyki, co prowadziło do dziwacznych niekiedy prób rzucania, szczególnie przy rzutach wolnych. Było po prostu widać, że 20-latek po prostu mocno w siebie wątpi i desperacko szuka rozwiązań. Nawet jeśli podłoże jego problemów nie było mentalne, to z czasem Fultz był już tak nakręcony tym wszystkim, co wokół niego się działo, że nie był w stanie zapanować nad wątpliwościami. A to tylko pogłębiało jego kłopoty. I tak spirala cały czas się nakręcała.

Presja na Fultzu była tym większa, że zwiększenie roli w zespole oznaczało, iż 76ers cały czas planowali regularnie ustawiać go obok Simmonsa oraz Embiida. A przecież obaj ówcześni liderzy drużyny – z naciskiem na Simmonsa – też nie mieli pewnego rzutu z dystansu. Po ledwie 19 spotkaniach nowego sezonu 76ers zdecydowali się ponownie wycofać mało efektywnego Fultza z gry i raz jeszcze poszukać przyczyny jego problemów. Co więcej, w mediach pojawiły się doniesienia, że on sam chciałby zmienić otoczenie i zacząć w nowym miejscu. Już wtedy było niemal pewne, że jego przygoda z Filadelfią dobiega końca.

Diagnoza i transfer

Zakończyły się też wreszcie poszukiwania przyczyny, gdy jeden z lekarzy zdiagnozował u niego zespół uciskowy górnego otworu klatki piersiowej (ang. thoracic outlet syndrome). – Kiedy słuchałem tego doktora, to po raz pierwszy poczułem tak naprawdę ulgę, bo to było dokładnie to, co odczuwałem – wspominał po latach w rozmowie z The Ringer. Schorzenie trudno wykryć na badaniu rezonansem magnetycznym, a do tego rzadko kiedy dopada ona koszykarzy. W historii NBA znany jest przypadek Bena Uzoha, który przez lata zmagał się z podobnymi problemami, ale diagnozę poznał dopiero po odwieszeniu butów na kołek.

Fultz tak długo czekać nie musiał. Diagnoza przyniosła mu ukojenie. Niedługo potem spełniło się też jego rzekome życzenie o świeżym starcie w nowym miejscu. W lutym 2019 roku 76ers zdecydowali się bez większego żalu go wytransferować. Okazję wyczuli Orlando Magic, którzy w zamian oddali m.in. wybór w pierwszej rundzie draftu 2020 (z którym potem do Filadelfii trafił… Tyrese Maxey). Fultz w nowym miejscu starał się odbudować i udowodnić, że wciąż ma ogromny potencjał, jak na zawodnika wybranego z pierwszym numerem draftu przystało. W barwach Magic miał naprawdę dobre momenty, ale wszystko zepsuły kolejne problemy zdrowotne.

Demony przeszłości

Zerwane w styczniu 2021 roku więzadło w kolanie spowodowało, że zaliczył tylko 26 meczów na przestrzeni dwóch sezonów. Wrócił w rozgrywkach 2022-23. I wtedy wydawało się, że znalazł swoje miejsce w NBA. Rozegrał 60 spotkań, w których notował najlepsze w karierze 14 punktów i 5,7 asysty na mecz przy 51 proc. skuteczności z gry. – Zupełnie na uboczu walczył o swoją karierę. To wręcz niewiarygodne, ale naprawdę wszedł na poziom startera. I cały czas idzie w górę – pisał o nim Zach Lowe w jednym ze swoich artykułów w marcu 2023 roku. – Ale jego dalsza droga z tego miejsca jest podchwytliwa – dodawał uznany dziennikarz ESPN.

Fultz nadal nie miał pewnego rzutu z dystansu, co mocno ograniczało jego wartość w młodym zespole Magic. Demony z przeszłości wciąż były obecne w jego życiu. Co gorsza, w sezonie 2023-24 znów dopadły go kontuzje. Przez uraz kolana stracił niemal dwa miesiące gry, a w całych rozgrywkach opuścił prawie połowę z 82 spotkań. Na parkiecie pojawił się 43 razy, z czego w 18 meczach zagrał od pierwszej minuty. Stało się to wszystko w najgorszym możliwym momencie: w ostatnim roku jego umowy. 25-latek miał walczyć o swój nowy kontrakt, a zamiast tego zaliczył swój najgorszy sezon od czasu przenosin na Florydę.

Wyjść na prostą

Ekipa z Orlando latem dodała do składu m.in. Kentaviousa Caldwella-Pope’a, a już wcześniej trener Jamahl Mosley chętniej niż na Fultza stawiał na takich obrońców jak nieco młodsi i pewniejsi Cole Anthony czy Jalen Suggs. Stopniowo były numer jeden draftu tracił pozycję startera. Kontuzje nie pozwoliły mu nawet powalczyć. Teraz wciąż ledwie 25-letni rozgrywający pozostaje bez klubu i wszystko wskazuje na to, że do składu Magic już nie wróci. – Zawsze będę cię kochał, bracie! Doceniam cię i cieszę się, że miałem okazję grać u Twojego boku – napisał w mediach społecznościowych Paolo Banchero, czyli jeden z liderów Orlando.

Taki wpis wyraźnie sugeruje, że przygoda Fultza z zespołem Magic kończy się po nieco ponad pięciu latach. – Myślę, że wiele osób trochę o mnie zapomniało. Ale ja wierzę w pracę, którą wykonuję i wiem, że nadal mam sporo czasu – mówił Fultz w rozmowie z The Ringer jeszcze w trakcie minionego sezonu. W tych słowach jest jedno prawdziwe stwierdzenie: rozgrywający stał się postacią nieco zapomnianą. Nie zgadza się jednak druga część tej wypowiedzi. Fultz tego czasu ma coraz mniej, bo pozostaje bez kontraktu, a nowy sezon NBA coraz bliżej. Jego kariera znów znalazła się na wielkim zakręcie. Kolejne wyjście na prostą będzie bardzo trudne.

Czytaj więcej o NBA:

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Zbigniew Jakubas uderzył w… Wisłę Kraków. Jaśniej się nie da!
Kosta Runjaić czaruje we Włoszech. Z 0:2 do 3:2 i Udinese jest liderem Serie A
Raków będzie miał jeszcze jednego nowego zawodnika? Trwają testy sportowe
Kolejny trener klubu Ekstraklasy może stracić pracę? “Najbliższy mecz będzie kluczowy”
Klub miliardera zgłasza się po Nicolę Zalewskiego. To może być hit!
Reprezentant Polski nagrodzony przez znany klub. Duże wyróżnienie!
Fala krytyki po ogłoszeniu cen biletów na Ligę Konferencji. Kibice Legii wściekli
Wschodząca gwiazda Legii podjęła decyzję? Znamy najnowsze doniesienia
Pod tym względem Kane jest lepszy od Lewandowskiego. Niesamowite osiągnięcie!
Niezwykłe tło sytuacji w meczu Lechia – Radomiak