Do ziemi obiecanej
Gdy najlepsi zawodnicy NBA zjechali się do Indianapolis w połowie lutego przy okazji kolejnego Weekendu Gwiazd, to Joe Mazzulla wraz ze swoją rodziną uciekł ze Stanów Zjednoczonych, by… spotkać się z Pepem Guardiolą. W teorii to jego zespół był najlepszy w Konferencji Wschodniej na nieoficjalnym półmetku rozgrywek, więc to jemu powinien przypaść zaszczyt prowadzenia jednej z drużyn podczas Meczu Gwiazd, lecz w praktyce reguły NBA nie pozwalają na to, by ten sam trener występował w tej roli dwa lata z rzędu. No a Mazzulla rok wcześniej już się na Meczu Gwiazd pojawił.
To był pierwszy sezon wtedy ledwie 34-letniego szkoleniowca w roli głównego trenera. W składzie Boston Celtics występuje starszy od niego o kilka lat Al Horford. To jednak nie Mazzulla miał zaprowadzić Celtics do ziemi obiecanej. W 2021 roku na stanowisku trenera zatrudniony został Ime Udoka, a Celtowie w trakcie rozgrywek przeszli fantastyczną przemianę i po 12 latach przerwy wrócili do finałów NBA. Gdy szykowali się do powtórki, to latem 2022 roku – ledwie kilka miesięcy po przegranych finałach – klubem wstrząsnęła afera z Udoką w roli głównej.
Celtics od lat są blisko
Udoka został najpierw zawieszony, a koniec końców zwolniony za złamanie klubowego regulaminu. Szczegóły sprawy do dziś nie są jasne, ale według medialnych doniesień chodziło o jego romans z jedną z podwładnych. Świetnie zapowiadający się trener stracił cenną posadę w Bostonie; rozpadło się też jego małżeństwo. Kilka miesięcy później dostał drugą szansę, przyjmując posadę trenera Houston Rockets, gdy NBA stwierdziła, że cała ta sprawa oraz kara wymierzona przez Celtics była wewnętrzną kwestią klubu. Jego miejsce w Bostonie już na stałe zajął właśnie Mazzulla.
Dla młodego asystenta, który wpierw tymczasowo objął stanowisko pierwszego trenera, była to spora niespodzianka. Poradził sobie jednak solidnie, choć nie miał nawet możliwości skompletowania swojego własnego sztabu. Został z resztą asystentów Udoki, którzy po zakończeniu rozgrywek w większości podążyli za nim do Houston. A bostońska ekipa odpadła dopiero na etapie finałów konferencji, choć apetyty w Bostonie były znacznie większe. Celtics od lat są wszak blisko, ale dla najbardziej utytułowanego klubu w historii NBA (Boston ma na koncie 17 mistrzowskich tytułów; tyle samo mają Los Angeles Lakers), być “blisko” to zdecydowanie za mało.
Historycznie dobry sezon
W trwających rozgrywkach Celtics znów są głównym faworytem do tytułu. Mazzulla latem ubiegłego roku pozyskał kilku doświadczonych asystentów, a skład bostońskiej drużyny przeszedł wielkie zmiany. Mogłoby się wydawać, że warto spróbować raz jeszcze w mniej więcej podobnym zestawie personalnym, ale menedżer Brad Stevens postanowił mocno zamieszać. Najpierw ściągnął Kristapsa Porzingisa, oddając serce i duszę drużyny, czyli Marcusa Smarta. A potem skorzystał z okazji i zaraz przed startem rozgrywek dodał do drużyny Jrue Holidaya.
Efektem jest najlepszy sezon Celtów od rozgrywek 2008-09. Taki, w którym zapewnili sobie pierwsze miejsce w tabeli Wschodu zanim jeszcze jakikolwiek inna drużyna zapewniła sobie choćby awans do fazy play-off. Pod wieloma względami to historycznie dobry sezon w wykonaniu bostońskiej ekipy. Dość powiedzieć, że w dziejach NBA nikt nie wygrał w jednym sezonie tylu spotkań różnicą minimum 25 punktów. Wszystko to będzie jednak na nic, jeśli Celtics nie domkną drzwi w fazie play-off i nie zdobędą mistrzostwa. Bo przecież za rekordy w fazie zasadniczej trofeów nie ma.
Jednorożec na problemy
W drużynie doskonale odnaleźli się wspomniani Porizngis oraz Holiday. Ten pierwszy, swego czasu określany “jednorożcem” ze względu na swoje wyjątkowe umiejętności przy prawie 220 centymetrach wzrostu, trafił do Bostonu po świetnym sezonie w Waszyngtonie. Bał się, że jego odrodzenie przejdzie niezauważone, ale gdy pod koniec ubiegłych rozgrywek w starciu z Celtics zaliczył znakomity występ, to z miejsca znalazł się na radarze władz bostońskiego klubu. Dziś nadał ofensywie Celtics zupełnie nowego wymiaru swoją efektywną grą tyłem do kosza.
Brad Stevens, menedżer Celtów, w wymianie po łotewskiego środkowego poświęcił Smarta, zdając sobie sprawę z tego, że Porzingis może być odpowiedzią na problemy Bostonu w ataku tak dobrze widoczne w przegranych rok temu finałach konferencji. 27-latek znakomicie i szybko się w składzie Celtics odnalazł. Chyba nigdy jeszcze tak często się nie uśmiechał. Po nieudanych przygodach w Nowym Jorku oraz Dallas znalazł się ze swoją karierą na rozdrożu, ale najpierw w Waszyngtonie, a teraz w Bostonie pokazał wielką dojrzałość i dziś jest dla Celtics kluczem. I nie na sezon zasadniczy, ale na fazę play-off.
Część układanki
Znacznie dłużej w Bostonie marzyli z kolei o sprowadzeniu Holidaya. Dla Stevensa od lat był idealnym wręcz typem zawodnika. Okazja nadarzyła się niespodziewanie, bo wydawało się, że 33-letni rozgrywający skończy karierę w Milwaukee, gdzie w 2021 roku był jednym z kluczowych elementów pierwszej od 50 lat mistrzowskiej układanki Bucks. – Jest świetnym liderem. W defensywie zawsze jest gotowy dać z siebie wszystko. Uwielbiam z nim grać, uwielbiam go jako człowieka i uwielbiam być obok niego – mówił nawet Giannis Antetokonumpo dla Yahoo.
Bucks po rozczarowującej porażce w pierwszej rundzie ubiegłorocznej fazie play-off też postanowili jednak na duże zmiany. Holidaya wymienili na Damiana Lillarda, a Celtics skorzystali z okazji i ściągnęli Holidaya niejako w miejsce Smarta. Nowy rozgrywający – jedyny w składzie gracz z mistrzowskim tytułem na koncie – szybko stał się ucieleśnieniem bardzo zespołowego charakteru drużyny. – Każdy zespół jest jak układanka. Ja jestem tylko częścią tej układanki. Robię to, co drużyna w danej chwili ode mnie potrzebuje – stwierdził w rozmowie z portalem The Ringer.
W poszukiwaniu przewag
Zawodnik, który dopiero co (po dekadzie przerwy!) zaliczył występ w Meczu Gwiazd, nie miał najmniejszego problemu, by zająć miejsce z tyłu i poświęcić własne liczby dla zespołu. Tak naprawdę już od pierwszego spotkania, kiedy nie zdobył zbyt wielu punktów, ale świetnie radził sobie z wyższym od siebie Juliusem Randle’em, pokazał powód swojej obecności w Bostonie. I tak jak Porzingis otworzył Celtom nowe opcje w ataku, tak Holiday okazał się kluczową postacią do odblokowania nowych sposobów bronienia. Także dlatego właśnie podpisał 4-letnie przedłużenie kontraktu o wartości 135 milionów dolarów.
– W poprzednim zespole mieliśmy jeden czy dwa sposoby bronienia. Tutaj pewnie próbowaliśmy każdego typu defensywy – mówił dla Yahoo. Trener Mazzulla tak naprawdę wysłał mu pierwsze wideo z akcjami w obronie zanim Holiday jeszcze zdążył się spakować do przeprowadzki. – Chodziło mi o to, by od razu zwrócić uwagę na te wszystkie różne rzeczy, które możemy wykorzystać w różnych momentach spotkania, aby zrobić sobie przewagę albo zniwelować najsilniejsze strony przeciwnika – tłumaczył szkoleniowiec Bostonu, dla którego słowo “przewaga” jest zresztą jednym z najważniejszych w koszykarskim słowniku.
Czym jest wielkość
Mazzulla miał okazję porozmawiać o tym z Pepem Guardiolą, gdy podczas tegorocznego Weekendu Gwiazd wybrał się do Anglii razem z żoną i dziećmi. Na własne oczy chciał przekonać się, co sprawia, że Hiszpan od lat jest jednym z najlepszych szkoleniowców na świecie. – To była wielka przyjemność go tutaj gościć. W styczniu złapaliśmy kontakt i powiedział mi, że z chęcią wpadłby na mecz – zdradził trener Manchesteru City. – Trafiasz do środowiska, gdzie możesz zobaczyć, czym jest wielkość. Po prostu dobrze jest być obok tego, przestudiować to i wziąć coś dla siebie – oznajmił Mazzulla w rozmowie z The Athletic.
35-latek od dziecka lubił grać w piłkę nożną, a dziś może bardziej niż kiedykolwiek dostrzega to, że w fundamentalnych sprawach dyscyplina ta ma wiele wspólnego z koszykówką. – I tu, i tu chodzi mniej więcej o to samo, czyli w jaki sposób taktycznie możesz wykreować sobie przewagę? Jak możesz wykreować sobie sytuację dwóch na jednego? W jaki sposób rozpoznajesz słabe punkty defensywy przeciwnika i jak wykorzystujesz stworzone sytuacje? – wytłumaczył Mazzulla. Jego zdaniem piłka nożna i koszykówka mają jeszcze jeden ważny punkt wspólny: w obu dyscyplinach kluczowe jest przechodzenie z obrony do ataku.
Celtics jak Barcelona
– Uważam, że koszykówka na tym polega, tak samo jak kontratakowanie w piłce nożnej. Dlatego właśnie mocno studiuję City i Pepa. Myślę, że jest najlepszym szkoleniowcem ogólnie w sporcie. Miał na mnie wielki wpływ – przyznał trener Celtów, wypytywany przez The Athletic o wizytę w Manchesterze. – Każdy rozdziela koszykówkę na atak i obronę, ale to tak naprawdę jest jeden ciągły mecz. I w koszykówce, i w piłce nożnej zmiana następuje niezwykle szybko. Możesz atakować, a dwie sekundy później jesteś już w obronie. Mecz cały czas się zmienia – dodał.
To także dlatego w swoich przygotowaniach wykorzystuje fragmenty spotkań City, które pokazuje zawodnikom Celtics, zwracając uwagę m.in. na kreowanie przestrzeni. A ci zaczynają widzieć coraz szerszą perspektywę. – Z pewnością wpłynął na to, jak postrzegam koszykówkę. Nigdy nie byłem w takim zespole. Wielką frajdą było poznać Joe i jego szalone podejście oraz schematy, ale też w tym samym czasie obserwować jak nasza drużyna wprowadza to w życie – stwierdził nawet Holiday. – Styl Pepa wciąż jest taki jak w Barcelonie, gdzie każdy dotykał piłkę. Gdy u nas tak jest, to gramy swój najlepszy basket – dodał Horford.
Śladami Guardioli
Mazzulla docenia Guardiolę – i ogólnie piłkarskich trenerów – także za to, w jaki sposób potrafią przekazać wiedzę swoim zawodnikom. – Myślę, że trenerzy piłkarscy są najlepszym nauczycielami, ponieważ jak mecz się zacznie, to nie można wziąć przerwy na żądanie. Bardzo ważne jest więc stworzyć taki system, w którym gracze mogą funkcjonować w oparciu o ciągle zmieniający się charakter meczu. Trzeba wesprzeć zawodników w tym, by rozumieli przebieg spotkania i potrafili samemu odpowiednio reagować – wytłumaczył Mazzulla swoją filozofię.
Sporo kibiców Celtics ma tymczasem pretensje do szkoleniowca, dla którego to dopiero drugi sezon w takiej roli, o takie podejście. Tym bardziej że sztab Mazzulli jest jednym z najefektywniejszych w NBA, jeśli chodzi o rozpisywanie akcji właśnie po przerwach na żądanie (ang. after-timeout plays). W dłuższej perspektywie ma to jednak przygotować zawodników na kluczowe momenty sezonu. Czy tak rzeczywiście będzie? Celtowie od lat są blisko szczytu, ale wciąż czegoś im brakuje. Trudno oprzeć się wrażeniu, że są trochę tak jak City przed laty. Guardiola pierwsze mistrzostwo Anglii zdobył przecież… w swoim drugim roku pracy w Manchesterze.