HomeKoszykówkaWsadził nad LeBronem, chce drugiej szansy w NBA. “Powieszę sobie ten plakat w domu”

Wsadził nad LeBronem, chce drugiej szansy w NBA. “Powieszę sobie ten plakat w domu”

Źródło: własne

Aktualizacja:

Guerschon Yabusele był jedną z najjaśniejszych postaci koszykarskiego turnieju olimpijskiego w Paryżu. Pomógł reprezentacji gospodarzy zdobyć srebrny medal. Zaliczył też jedną z najbardziej efektownych akcji igrzysk. Ale to nie tylko z powodu tego jednego wsadu – nad LeBronem Jamesem – chce teraz wrócić do NBA.

Guerschon Yabusele

Guerschon Yabusele wsadza nad LeBronem Jamesem (fot. PressFocus)

Guerschon Yabusele wsadził nad LeBronem

Nie miałem innego wyboru. Kiedy zobaczyłem go naprzeciwko siebie, to mówię sobie, że albo ja wsadzę, albo on mnie zablokuje – mówił Yabusele po finałowym meczu igrzysk. Na początku spotkania LeBron James rzeczywiście zablokował Francuza przy jednym z jego wejść pod kosz. Niedługo potem, w kolejnym pojedynku, to młodszy o ponad dekadę skrzydłowy okazał się górą. Zapakował nad legendą koszykówki i najlepszym zawodnikiem turnieju olimpijskiego. Zdjęcia obiegły cały świat. – Powieszę sobie ten plakat w domu – przyznał francuski srebrny medalista. Nie ma się co dziwić. O takim zagraniu, nad takim graczem, można opowiadać wnukom.

Ale dla Yabusele ta akcja to była tylko wisienka na torcie igrzysk. Przez cały turniej był jednym z najrówniej grających zawodników Francji. W ćwierćfinale przeciwko Kanadzie oraz półfinale przeciwko Niemcom okazał się najlepszym strzelcem gospodarzy. W przegranym finale ze Stanami Zjednoczonymi też pokazał się z dobrej strony. Był niezwykle aktywny, wszędzie było go pełno. Wsad nad Jamesem trafił na nagłówki, natomiast Yabusele swoją grą przypomniał, że swego czasu miał być kimś w NBA. Nie bez powodu Boston Celtics wybrali go z 16. numerem draftu w 2016 roku. Ale też nie bez powodu od 2019 roku go w NBA nie ma. Teraz Francuz chce drugiej szansy.

Celtics wybrali “drugiego Draymonda”

“Drugi Draymond Green” – tak mówiono o Yabusele, gdy w 2016 roku zgłosił się do draftu do NBA. Francuz uważany był wtedy za jeden z największych europejskich talentów. Porównywano go do Greena w momencie, gdy dwa najważniejsze słowa w NBA brzmiały “zmiana krycia”. Golden State Warriors dopiero co przeszli przez sezon zasadniczy z najlepszym bilansem w historii ligi (73-9), a zrobili to za sprawą fantastycznej ofensywy zbudowanej wokół grawitacji Stephena Curry’ego oraz świetnej defensywy, w której właśnie zmiany krycia (ang. switching) odgrywały fundamentalną rolę. Po obu stronach boiska nieoceniony dla Wojowników był właśnie Draymond.

Nic więc dziwnego, że Celtics postawili na Yabusele, który pod wieloma względami był niezwykle intrygującym zawodnikiem. Zainteresowali się nim na tyle, że wykorzystali na niego już 16. wybór w drafcie. Bostońska ekipa miała jednak coraz mocniejszy skład. Ledwie kilka miesięcy wcześniej Celtowie pod wodzą Brada Stevensa zrobili kolejny krok w fazie play-off. Latem mieli brać udział w wyścigu po Kevina Duranta. Ostatecznie dodali do składu tylko i aż Ala Horforda. Wszystko to sprawiło, że władze klubu dogadały się z Yabusele, iż ten na swój debiut w NBA poczeka i następny sezon spędzi poza Stanami Zjednoczonymi. Padło na Chiny.

Krótki taniec w Bostonie

W lidze chińskiej młody Yabusele dominował. Fanom Celtics łatwo było ponieść się po ekscytacji po kolejnych jego efektownych wsadach. Ale gdy rok później Francuz wrócił do Bostonu i podpisał swój debiutancki kontrakt, to nastąpiło szybkie zderzenie z rzeczywistością. Tym bardziej że w składzie Celtics – tym razem już finalistów konferencji – znów zaszły spore zmiany. Yabusele od początku miał więc problem ze znalezieniem sobie roli w zespole. Przeszkadzała mu też zbyt duża waga. Nie chodziło o to, że jest w słabej kondycji fizycznej. Był po prostu za duży, by radzić sobie z mniejszymi skrzydłowymi. Ale i za niski, by walczyć z bardziej rosłymi zawodnikami.

Mimo wszystko stał się ulubieńcem bostońskich kibiców. “Tańczący Niedźwiedź” (ang. The Dancing Bear”) – tak go nazywali. Yabusele grał mało – w dwa lata wystąpił tylko w 74 spotkaniach – lecz gdy pojawiał się na parkiecie, to niemal zawsze dawał fanom Celtics sporo radości. W ich pamięci zapisał się m.in. wymyślnymi celebracjami. Trudno jednak było patrzeć na niego inaczej niż przez pryzmat bycia maskotką drużyny. A to nie o to przecież chodzi. Gdy więc przed swoim trzecim sezonem nie zdominował rozgrywek ligi letniej w Las Vegas, to Celtics postanowili współpracę zakończyć. I tak w 2019 roku przygoda Yabusele z NBA dobiegła końca.

Solidna europejska marka

Byłem szczęśliwy, że wybrali mnie z 16. numerem. Uczyłem się od najlepszych. Miałem jednego z najlepszych trenerów w osobie Brada Stevensa. Nie jestem na nich zły. Tak się to po prostu potoczyło. Ja zawsze wyciągam to, co dobre. To doświadczenie bardzo mi pomogło w karierze – mówił potem skrzydłowy dla Boston Globe. Gdy Celtics go zwolnili, nie odezwała się do niego żadna inna drużyna. Wrócił więc do Chin, a następnie po wybuchu pandemii koronawirusa do Francji. Wiedział, że po nieudanej przygodzie w NBA musi zmienić podejście. Do diety, do treningów. Zdawał sobie też już sprawę, nad jakimi elementami pracować musi najmocniej.

Przełomowy okazał się dla niego 2021 rok. To wtedy związał się z Realem Madryt. Ledwie kilka tygodni później świętował swój pierwszy srebrny medal olimpijski. Już trzy lata temu w Tokio był ważną częścią francuskiej kadry, która wtedy także dotarła do finału. Było to dla Yabusele znakomicie otwarcie nowego rozdziału. Udany sezon w Madrycie skutkował przedłużeniem kontraktu. I to na trzy lata! W barwach Realu francuski skrzydłowy już dwa razy zdobywał mistrzostwo Hiszpanii (w 2022 i 2024 roku), a także wygrywał Euroligę (2023). W najważniejszych momentach brakuje mu czasem regularności, ale stał się w Europie bardzo solidną marką.

Yabusele gotowy na drugą szansę

Pokazał to także w ostatnich tygodniach w Paryżu jako czołowa postać raz jeszcze srebrnej reprezentacji Francji. Ta przed rozpoczęciem igrzysk wcale nie była pewniakiem do medalu. Efektowny wsad nad Jamesem był tylko potwierdzeniem świetnej formy Yabusele. Już po ćwierćfinałowym meczu z Kanadą, w którym zdobył 22 punkty, mówił do jednego z amerykańskich dziennikarzy, by ten szepnął słówko Celtics, że chce wrócić. Po finale sam umieścił wpis w mediach społecznościowych. – Czekam na drugą szansę. Jestem gotowy – napisał. Szybko znalazł sympatię wśród kibiców i ekspertów, bo wielu z nich uważa, że 28-latek na tę szansę zasłużył.

Według informacji, jakie przekazał Marc Stein, potencjalny zainteresowany z NBA będzie musiał wykupić jego kontrakt z Realem. Yabusele ma jeszcze przez rok ważną umową ze stołecznym klubem. W tej chwili kwota wykupu to 2,5 mln dol., przy czym zgodnie z ligowymi regułami zespół “wykupujący” może pokryć maksymalnie 850 tysięcy z tej kwoty. Resztę pieniędzy musiałby z nowego kontraktu oddać Yabusele. Na razie nie słychać, by któraś z amerykańskich drużyn rzeczywiście była zainteresowana. W wielu składach wciąż są jednak wolne miejsca przed startem nowego sezonu. Także… Boston Celtics cały czas mają w zespole jeden wakat.

Yabusele bogatszy o nowe doświadczenia i rozwinięty już jako zawodnik (w trzech sezonach w Madrycie trafił ponad 40 proc. z 648 trójek) po pięciu latach przerwy chce spróbować w NBA raz jeszcze. Widziany na całym świecie wsad nad Jamesem to może być więc jego nowe otwarcie.

Czytaj więcej o koszykówce:

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Zbigniew Jakubas uderzył w… Wisłę Kraków. Jaśniej się nie da!
Kosta Runjaić czaruje we Włoszech. Z 0:2 do 3:2 i Udinese jest liderem Serie A
Raków będzie miał jeszcze jednego nowego zawodnika? Trwają testy sportowe
Kolejny trener klubu Ekstraklasy może stracić pracę? “Najbliższy mecz będzie kluczowy”
Klub miliardera zgłasza się po Nicolę Zalewskiego. To może być hit!
Reprezentant Polski nagrodzony przez znany klub. Duże wyróżnienie!
Wschodząca gwiazda Legii podjęła decyzję? Znamy najnowsze doniesienia
Pod tym względem Kane jest lepszy od Lewandowskiego. Niesamowite osiągnięcie!
Niezwykłe tło sytuacji w meczu Lechia – Radomiak
Nieudany real-time marketing. GKS Tychy krytykowany za wpis na Twitterze