HomeKoszykówkaZapowiedź wielkiego finału NBA. Boston Celtics kontra Dallas Mavericks w liczbach

Zapowiedź wielkiego finału NBA. Boston Celtics kontra Dallas Mavericks w liczbach

Źródło: własne

Aktualizacja:

W czwartek w Bostonie startują finały NBA. Naprzeciwko siebie staną drużyny Celtics i Mavericks, które stoczą bój o ligowe mistrzostwo.

Luka Doncic i Jayson Tatum

Associated Press / Alamy

Finały NBA w liczbach

Finały rozgrywane są w formacie do czterech zwycięstw. Dwa pierwsze spotkania odbędą się w Bostonie, dwa następne w Dallas. Potem seria może wrócić do Bostonu na piąte starcie. Ewentualne szóste spotkanie to znów Teksas, a jeśli dojdzie do decydującego meczu numer siedem, to przewagę własnych ścian będą mieli Celtics. Dla jednych i dla drugich mistrzostwo będzie powrotem na szczyt po długich latach. Celtics ostatni ze swoich 17 tytułów świętowali w 2008 roku. Mavericks w swojej historii dotarli na szczyt tylko raz – w 2011 roku.

64 – liczba zwycięstw Celtics w sezonie zasadniczym

Celtics zaliczyli swój najlepszy sezon zasadniczy od czasu mistrzowskich rozgrywek 2007-08, kiedy to wygrali 66 spotkań. 64 zwycięstwa to najlepszy wynik w Konferencji Wschodniej od czasu LeBrona Jamesa i Miami Heat w sezonie 2012-13. Dominacja bostońskiej drużyny była ogromna. Dość powiedzieć, że drugie miejsce na Wschodzie – czyli ekipa New York Knicks – wygrała 14 meczów mniej! Podobnie zresztą jak Dallas Mavericks (bilans 50-32), którzy zakończyli sezon zasadniczy na piątym miejscu w tabeli Zachodu. Nie przeszkodziło im to potem wygrać z trzema wyżej notowanymi rywalami.

Droga teksańskiej drużyny do finałów jest naprawdę imponująca, bo w pokonanym polu zostawione zostały trzy z czterech topowych ekip w konferencji: Clippers (czwarte miejsce), Thunder (pierwsze) i Timberwolves (trzecie). Mavs jako dopiero piąty klub w historii – i pierwszy od 2010 roku – musieli więc pokonać aż trzech rywali z co najmniej 50 zwycięstwami na koncie, by znaleźć się w wielkim finale.

80 – liczba meczów Celtics w fazie play-off w ostatnich pięciu latach

Czwartkowy mecz numer jeden finałów będzie dla Celtics już spotkaniem numer 81 w fazie play-off na przestrzeni ostatnich pięciu lat. W historii ligi żaden inny zespół nie rozegrał aż tylu meczów bez zdobycia choćby jednego mistrzostwa. Bostończycy od lat regularnie meldują się minimum w finale konferencji. W ostatnich ośmiu sezonach sześciokrotnie docierali do tego etapu. W tym okresie tylko raz grali jednak w finale – w 2022 roku, gdy w sześciu meczach przegrali z Golden State Warriors. Wiele drużyn mogłoby pozazdrościć regularności Celtom, odkąd trzon zespołu stanowią 27-letni Jaylen Brown (trzeci wybór draftu w 2016 roku) i 26-letni Jayson Tatum (trzeci wybór draftu w 2017 roku), ale jak do tej pory nie szły za tym żadne sukcesy.

W historii klubu żaden mistrzowski zespół nie kazał czekać fanom tak długo. Jeśli w Bostonie był materiał na mistrza, to potwierdzało się to z reguły szybko lub bardzo szybko. Obecna wersja Celtics ma więc teraz drugą szansę, a doświadczenie zyskane choćby w finałach przed dwoma laty na pewno się przyda. W zespole wciąż jest zresztą aż siedmiu zawodników, którzy pamiętają tamte finały i gorzki smak po ich zakończeniu w szóstym meczu w bostońskiej hali TD Garden.

19 – tyle lat miał Luka Doncić, gdy wygrywał Euroligę

Mistrzowskie doświadczenie w Dallas wnosi głównie Kyrie Irving, choć warto wspomnieć, że obecny szkoleniowiec Jason Kidd był współautorem poprzedniego – pierwszego i jedynego jak dotychczas – tytułu mistrzowskiego Mavericks w 2011 roku. Choćby dla Luki Doncicia będzie to pierwsza styczność z tak wielką sceną. Jednak należy pamiętać, że Słoweniec wygrywał już w wielkich meczach. I to jako 19-latek, gdy w 2018 roku prowadził Real Madryt do mistrzostwa Euroligi jako MVP tych rozgrywek oraz najlepszy gracz Final Four. Działo się to jeszcze na kilka miesięcy przed draftem do NBA, w którym Doncić nie został wybrany z “jedynką”, bo mało który ekspert uważał, że Doncić będzie w NBA dominować tak, jak na Starym Kontynencie.

Można więc przypuszczać, że Doncić nie będzie miał problemu z… tremą debiutanta, nawet jeśli w swojej karierze w NBA nie grał dotychczas w wielkim finale. Fani Celtics muszą zresztą uważać na to, co robią i mówią w kierunku Słoweńca, bo ten także w tegorocznej fazie play-off wielokrotnie udowodnił już, że trash-talk tylko go napędza. Mavs rozpoczynają finały ze sporą przewagę, mając po swojej stronie najlepszego zawodnika, który na dodatek miał ponad tydzień na zaleczenie różnych urazów, które nękają go od początku fazy play-off.

14 – liczba meczów Celtics w drodze do finału

Zaledwie 14 spotkań w drodze do finałów rozegrali Celtics w tym roku. 4-1 w pierwszej rundzie, 4-1 w drugiej rundzie i 4-0 w finałach konferencji. Tylko dwie porażki i potwierdzenie dotychczasowej dominacji z sezonu zasadniczego, choć od trzeciego meczu pierwszej rundy bostońska ekipa musiała sobie radzić bez kontuzjowanego Kristapsa Porzingisa. Dla fanów Celtics to miła odmiana w porównaniu z poprzednimi sezonami. Dwa lata temu po drodze do wielkiego finału oglądali dwie długie i wyczerpujące siedmiomeczowe serie. Rok temu to samo, przy czym Celtics odpadli na etapie finałów konferencji. Tym razem Bostończycy nie zostawiali otwartych drzwi. W piaskownicy to oni zabierali innym zabawki.

Nie było niepotrzebnego przedłużania serii – trzy razy Celtowie mieli szansę wysłać rywala na wakacje i zrobili to ze stuprocentową skutecznością. Oczywiście należy dodać, że w każdej z trzech dotychczasowych serii Celtics mierzyli się z osłabionym rywalem. Jimmy Butler nie grał dla Heat. Donovan Mitchell i Jarrett Allen nie pomogli Cavaliers. Wreszcie także Tyrese Haliburton wypadł z gry w kluczowych dla Pacers momentach sezonu. Nie da się ukryć, że Boston miał do finałów łatwą drogę, natomiast jedno to mieć taką drogę, a drugie to potrafić ją wykorzystać. To, co Celtom nie udawało się w latach poprzednich, udało się teraz – bez zbędnego przedłużenia wywalczyli sobie prawo gry o trofeum im. Larry’ego O’Briena.

240 – o tyle Celtics wyprzedzili wszystkich w liczbie oddanych trójek

Celtics zakończyli sezon zasadniczy z najlepszym atakiem… w historii ligi! Za fundament wzięli to, co w ostatnich latach stało się w NBA najważniejsze – rzuty za trzy punkty. Oddali zresztą o ponad 200 trójek więcej niż ktokolwiek inny. Na drugim miejscu w tej kategorii uplasowali się… Mavericks. I dlatego ten atak Celtów wyglądał tak mocno i działał tak dobrze, bo w zdecydowanej większości spotkań trafiali z dystansu na dobrej lub bardzo dobrej skuteczności. Momentami wyglądają jak drużyna, której nie da się pokonać. Oczywiście zdarzały im się gorsze momenty, ale nie trwały one na tyle długo, by mieć większe znaczenie. Dość powiedzieć, że w trwającym sezonie jak dotychczas nie zaliczyli serii trzech porażek z rzędu.

Ogromne znaczenie ma jednak to, że najlepsi zawodnicy Celtics to nie tylko świetni gracze w ataku, ale też bardzo utalentowani i wszechstronni defensorzy. Głównie dlatego Celtics wygrali w sezonie zasadniczym o 14 meczów więcej niż ktokolwiek inny, a ich efektywność gry szła w parze z najlepszymi zespołami w historii ligi – jak dynastie Chicago Bulls czy Golden State Warriors. Sęk w tym, że seria z Mavericks będzie dla bostońskiej defensywy największym jak do tej pory wyzwaniem. Doncić jako jeden z najlepszych ofensywnych zawodników w lidze to jednoosobowy system, który w każdym posiadaniu jest w stanie znaleźć odpowiednie, niekonwencjonalne lub zaskakujące, ale jednak skuteczne rozwiązanie.

Jednym z najważniejszych aspektów dla przebiegu całej serii będzie więc to, w jaki sposób Celtics przeciwstawią się Słoweńcowi w akcjach pick-and-roll. I wcale nie będzie zaskoczeniem, gdy już po pierwszej kwarcie pierwszego meczu zmuszeni będą szukać nowych rozwiązań. To, co Bostończycy będą starali się tutaj zrobić, to tak ustawić obronę, by możliwe były szybkie zmiany krycia między skrzydłowymi przy jednoczesnym “schowaniu” swoich wysokich zawodników na mniej dynamicznych graczach przeciwnika. Najlepiej, jeśli nie grożą skutecznym rzutem z dystansu. W ten sposób Celtics mogą też ograniczyć dwójkowe akcje Doncicia z Danielem Gaffordem czy Dereckiem Livelym II, bo jeśli Luka będzie chciał wciągać do tańca wysokich graczy Celtics, to zasłony będzie musiał stawiać mu ktoś inny. A przy takim ustawieniu szybko może się zrobić dość tłoczno w strefie pomalowanej, co dodatkowo utrudni tworzenie skutecznego ataku Mavericks.

Przynajmniej na początku serii nie należy spodziewać się podwojeń wysyłanych w stronę Słoweńca, bo Celtowie po prostu nie lubią tego robić, natomiast Doncić na pewno od początku będzie szukał takich zmian krycia, po których jego rywalem będzie jeden z podkoszowych Celtics jak Al Horford czy Kristaps Porzingis. Nawet jeśli Luka demonem szybkości nie jest, to będzie w stanie trafiać ponad wolniejszymi zawodnikami Bostonu. Kluczowe będzie więc dla niego, by uwolnił się od takich graczy jak Jrue Holiday, Jaylen Brown czy Jayson Tatum – silnych i szybkich na nogach obrońcach Celtics, którzy mogą próbować go zamęczyć.

924 – liczba oddanych trójek z rogu przez Mavericks

Mavericks wygrali z kolei w kategorii trójek z rogu. Także w fazie play-off wciąż oddają ich takich prób najwięcej i trafiają ponad 39 proc. z nich (przy 40,4 proc. w sezonie zasadniczym). Doncić jak nikt inny potrafi znaleźć swoich kolegów ustawionych w rogach boiska. W sezonie zasadniczym posłał 318 podań właśnie do rogów – to o ponad 70 więcej niż drugi kolejny gracz na liście. Tymczasem w finałach spotkają drużynę, która od lat stara się ograniczyć właśnie liczbę oddawanych trójek z rogów parkietu. Co więcej, Bostończycy znakomicie potrafią zamykać te przestrzenie. W sezonie zasadniczym ich rywale trafili tylko nieco ponad 35 proc. rzutów z rogu, co było najlepszym wynikiem w całej lidze. W fazie play-off ta skuteczność przeciwników Celtics spadła do niecałych 24 proc.

Szykuje się więc ciekawe starcie w tym zakresie. Mavericks będą musieli trafiać, by otworzyć sobie grę w ataku. Szczególnie że pod koszem zdrowy Porzingis może zapewnić Celtom znakomitą protekcję obręczy. Pomóc ma grawitacja Kyrie Irvinga, który po początkowych kłopotach doskonale odnalazł się u boku Luki i stworzył z nim fantastyczny duet jako “ten drugi”. Były zawodnik Celtów (o tym więcej za chwilę) to jeden z najlepszych kreatorów w ataku w całej lidze i świetne uzupełnienie dla Słoweńca. Irving jest w stanie zrobić coś z niczego i pociągnąć ofensywę Mavericks, gdy konwencjonalne metody nie działają i potrzeba iskry geniuszu. Robił to już w tej fazie play-off, a Mavericks ze swoim duetem w akcji zdobywali średnio o 9,1 punktu na 100 posiadań więcej od swoich rywali na Zachodzie. I tak jak ofensywa Dallas będzie dla bostońskiej defensywy największym jak dotychczas wyzwaniem, tak można powiedzieć, że defensywa Celtów jawi się jako największe jak dotychczas wyzwanie dla ataku Mavericks.

127 – liczba meczów Kyrie Irvinga w barwach Celtics

Irving trafił do Bostonu dość niespodziewanie w 2017 roku. Po dwóch latach zostawił spalone mosty. W tym czasie był jednak moment, gdy wydawało się, że może poprowadzić Celtics do sukcesów. Były reklamy, w których mówił o tym, że chce zobaczyć swój numer zastrzeżony pod kopułą bostońskiej hali TD Garden. Były obietnice, że po zakończeniu sezonu 2018-19 przedłuży z drużyną kontrakt. Obietnice niespełnione. Rozgrywający w swoim drugim sezonie w Beantown zaczął dystansować się od zespołu i z utęsknieniem spoglądał w kierunku rodzimego Nowego Jorku. Fatalnie wypadł w fazie play-off, a kilka tygodni później był już jednym z najbardziej znienawidzonych w Bostonie ludzi, gdy jako wolny zawodnik odszedł na Brooklyn i stworzył duet ze swoim dobrym kumplem Kevinem Durantem. Ponoć planował to od miesięcy.

Od tego czasu jego relacja z bostońskimi fanami tylko się pogorszyła. To w Bostonie jeden z fanów rzucił w niego butelką, za co został dożywotnio zbanowany przez Celtics i NBA. To w Bostonie przed jednym ze spotkań Irving korzystał z szałwii, by odgonić złe duchy. To w Bostonie po wygranej serii pierwszej rundy play-off w barwach Nets rozgrywający nadepnął ze złością na logo Celtów, co okazało się… złym fatum, bo to właśnie od tego incydentu 32-latek przegrał 10 kolejnych spotkań z byłym zespołem.

Powrót do Ogródka będzie więc dla Irvinga dużym wyzwaniem. Może spodziewać się “ciepłego” przyjęcia od bostońskich fanów, a od jego postawy – i tego, jak sobie z tym wszystkim poradzi – wiele będzie w tej serii finałów zależało. Ten, który miał prowadzić Celtics do 18. mistrzostwa, może ich przed tym 18. mistrzostwem powstrzymać. Niewiele tymczasem brakowało, by zimą 2019 roku Irving został wymieniony za… Porzingisa. Ostatecznie rozmowy między Celtics i Knicks nigdzie w tej sprawie nie zaszły, a Porzingis zamienił Nowy Jork na… Dallas.

39 – liczba dni, przez które pauzował Kristaps Porzingis

Wszystko wskazuje na to, że Łotysz będzie gotowy na pierwszy mecz finałów. Minie wtedy 39 dni od jego ostatniego spotkania. I jego także, podobnie jak Irvinga, czeka starcie z byłym zespołem. Środkowy trafił do Teksasu w 2019 roku z nadzieją, że będzie brakującym elementem mistrzowskiej układanki. W tym aspekcie również nie różni się więc od Irvinga, gdy ten dwa lata wcześniej trafiał do Bostonu. Momentami współpraca Porzingisa z Donciciem wyglądała fantastycznie, ale koniec końców problemy zdrowotne Łotysza nie pozwoliły temu duetowi na sukces. Porzingis nie potrafił się też wpasować w system trenera Ricka Carlisle’a i sam po latach przyznał, że nie podobała mu się jego rola. Z czasem psuć zaczęły się również jego relację z Luką, co dziś Porzingis kwituje słowami o braku dojrzałości po obu stronach tego związku.

I tak w 2022 roku Mavericks przestali wierzyć, że mogą z nim zdobyć mistrzostwo. Kariera łotewskiego środkowego – którego Kevin Durant namaścił “jednorożcem” ze względu na znakomite umiejętności przy 223-centymetrowym wzroście – stanęła na zakręcie. Udało mu się ją odbudować w Waszyngtonie i po półtora roku to Celtics ściągnęli go jako brakujące ogniwo. Sezon zasadniczy pokazał, że Łotysz jest dokładnie tym. Rozciąga grę w ataku, znakomicie patroluje obręcz, a do tego daje zupełnie nowe możliwości w końcówkach spotkań, w których Bostończycy od lat mieli problemy, tak jak choćby w 2022 roku, gdy to ostatecznie pogrzebało ich szanse na sukces w finałach z Warriors.

Środkowy Bostonu będzie w stanie wyciągnąć podkoszowych Mavericks ze strefy pomalowanej. W ataku Celtics znów będą mogli wystawić pięciu zawodników zdolnych do seryjnego trafienia zza łuku. Nie tak łatwo będzie tym razem znaleźć Mavs graczy jak Josh Giddey czy Kyle Anderson albo Rudy Gobert, którym można było zostawić jednak sporo miejsca. W defensywie Porzingis będzie odpowiedzialny przede wszystkim za obronę obręczy. W sezonie zasadniczym rywale trafiali tylko 52 proc. swoich rzutów spod kosza, gdy Łotysz był obok – tylko czterech spośród 66 zawodników (min. 250 bronionych rzutów) broniło w takich sytuacjach lepiej. Można jednak zakładać, że Mavericks – a przede wszystkim Doncić i Irving – regularnie będą próbować zmieniać krycie tak, by wyciągać środkowego Bostonu na obwód. I to mogą być dla Celtics spore kłopoty, szczególnie jeśli kontuzjowana łydka Porzingisa da o sobie znać.

Jego powrót poszerza też jednak rotację Celtów i daje oddech 38-letniemu Horfordowi, który po 17 sezonach w lidze i ponad 180 spotkaniach w fazie play-off wciąż walczy o swój pierwszy w karierze tytuł. Tymczasem dla Porzingisa czwartkowy mecz numer jeden finałów będzie najprawdopodobniej największym spotkaniem w dotychczasowej karierze. Po dziewięciu latach gry w NBA środkowy po raz pierwszy zagra na takim etapie fazy play-off (wcześniej nigdy nie przeszedł pierwszej rundy).

138 – liczba straconych punktów przez Mavericks na początku marca w Bostonie

Celtics wygrali oba spotkania przeciwko Mavericks w sezonie zasadniczym. Na początku marca zaaplikowali rywalowi aż 138 punktów, a Porzingis w drodze po 24 punkty trafił cztery trójki. Sporo się jednak od tego czasu zmieniło. Defensywa teksańskiego zespołu weszła na zupełnie nowy poziom, gdy niedługo po porażce z Celtics do wyjściowej piątki wskoczył Derrick Jones Jr. Skrzydłowy przed sezonem wybierał między dwoma ofertami. Dziś pewne jest już, że cokolwiek by wybrał, to i tak byłby w finale, bo decydował między Mavericks a Celtics właśnie. Postawił na Teksas i stał się jednym z kluczowych zawodników w rotacji trenera Kidda. Dość powiedzieć, że po jego wejściu do pierwszej piątki Mavs wygrali 16 z pozostałych 18 meczów, a ich defensywa była w tym czasie numerem jeden w całej lidze. Teraz co kilka dni będą jednak mierzyć się z historycznie dobrym atakiem, który trójkami jest w stanie sobie z tą defensywą poradzić. Dodatkowo ma kto w składzie Celtics męczyć zarówno Doncicia, jak i Irvinga, którzy wybitnymi defensorami nie są.

Bardzo istotne zadanie czeka Jaysona Tatuma, na którego pod koszem czekać będą Gafford i Lively II. 26-latek dwa lata temu w finałach zawiódł. Od dłuższego czasu jest wśród najlepszych zawodników w lidze, ale nie może postawić kropki nad “i”. Krytycy wciąż – często zresztą słusznie – zarzucają mu, że momentami niepotrzebnie hamuje swoje agresywne granie do kosza i decyduje się na trójki. Potrafi je trafiać seriami – rok temu w spotkaniu numer siedem drugiej rundy wszedł w taki trans, że zdobył rekordowe w historii meczów numer siedem 51 punktów. Ale w trwającej fazie play-off trafia tylko 29 proc. rzutów z dystansu, a w czwartych kwartach jego skuteczność jeszcze spada. Tym trendem – jak i faktem, że w przeszłości Luka czarował w końcówkach przeciwko Celtics – fani Bostonu mogą się mocno martwić.

Celtics będą potrzebowali jego wielkiej serii. I choć można być pewnym, że Tatum zrobi wszystkie inne rzeczy – będzie znakomicie zbierał, podawał, bronił – to ostatecznie jego produkcja w ataku może mieć kluczowe znaczenie, tym bardziej że przynajmniej na starcie serii to Mavericks mają w osobie Doncicica najlepszego gracza całej serii. Ten w dwóch spotkaniach przeciwko Celtics notował średnio ponad 35 punktów (był przecież królem strzelców), ale Bostończycy wygrali oba spotkania. Raz, że Tatum w obu starciach odpowiedział Luce (39 punktów z 21 rzutów w pierwszym i 32 punkty z 19 rzutów w drugim meczu; Tatum przez lata uwielbiał zachwycać w Charlotte, gdzie miał mnóstwo eksplozji strzeleckich, które z bliska obserwował… P.J. Washington, czyli najpewniej ten, któremu przypadnie zajęcie się liderem Celtów), a dwa, że koledzy Doncicia z zespołu nie zapewnili mu odpowiedniego wsparcia. Spore problemy miał m.in. Irving, który w tych dwóch spotkaniach zdobył łącznie tylko 42 punkty z 43 rzutów, a świetną robotę na nim wykonał m.in. Derrick White. Dużo do powiedzenia mieć będzie również Jaylen Brown, czyli MVP finałów konferencji, który rok temu zawiódł, a po podpisaniu najwyższego w historii ligi kontraktu zabrał swoją grę na kompletny niemal poziom i od początku fazy play-off jest w fantastycznej formie.

Terminarz spotkań finałowych:

Game 1 – noc z 6 na 7 czerwca, godz. 2:30 czasu polskiego (Boston)
Game 2 – noc z 9 na 10 czerwca, godz. 2:00 czasu polskiego (Boston)
Game 3 – noc z 12 na 13 czerwca, godz. 2:30 czasu polskiego (Dallas)
Game 4 – noc z 14 na 15 czerwca, godz. 2:30 czasu polskiego (Dallas)
Game 5 – noc z 17 na 18 czerwca, godz. 2:30 czasu polskiego (Boston)*
Game 6 – noc z 20 na 21 czerwca, godz. 2:30 czasu polskiego (Dallas)*
Game 7 – noc z 23 na 24 czerwca, godz. 2:00 czasu polskiego (Boston)*

* – jeśli będzie potrzeba

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Kosecki wypada z FAME 23! Kontrowersyjne zastępstwo
FAME 23: karta walk, ceny PPV oraz sposób wykupienia transmisji
Kosecki ujawnił historię z szatni. Doszło do duszenia [WIDEO]
Zawodnik UFC dostał propozycję od KSW, ale wybrał… FAME MMA. Teraz się tłumaczy
Denis Labryga wraca do klatki MMA. Przed nim prawdziwe sportowe wyzwanie
Freak fighty kusiły mistrza olimpijskiego! Zdecydowały pieniądze
Kołecki bez ogródek o Najmanie. W punkt! “Zjawiskowa postać”
FAME MMA odpowiada na słowa Donalda Tuska. Stanowcza deklaracja federacji
FAME MMA zmienia swoje oblicze. Tede zaangażowany w nowy format
Raubo bezlitosny dla Tysona. Oto co sądzi o jego powrocie do ringu