Kapitalny rzut i rekord świata okupione kontuzją
Róża Kozakowska przystępowała do igrzysk paralimpijskich jako obrończyni tytułu sprzed trzech lat w Tokio. Na poprzedniej imprezie sięgnęła po złoto w rzucie maczugą, a do dorobku dołożyła również srebro w pchnięciu kulą. Była więc faworytką do powtórzenia tego sukcesu.
Już w pierwszym rzucie Kozakowska dała prawdziwy popis – oddała rzut maczugą na odległość 31,30 metra, poprawiając tym samym rekord świata o ponad 2,5 metra. Po tej próbie żadna z rywalek nie dała rady poprawić tego wyniku i z dużą przewagą wygrała rywalizację.
Kozakowska przypłaciła występ kontuzją. Podczas rzutu wypadł jej bark ze stawu, wywołując ogromny ból. Michał Pol, attache prasowy polskich paralimpijczyków relacjonował, że… drugą ręką sama włożyła bark na miejsce. Finalnie unieruchomiono jej bark, ale na szczęście obyło się bez złamania.
Kozakowska bez medalu i rekordu świata
Pierwsze informacje o dyskwalifikacji Kozakowskiego pojawiły się kilkadziesiąt minut po występie. Okazało się, że Brazylijczycy złożyli protest w sprawie nieprzepisowego rozmiar poduszki, jaką Polka miała pod głową podczas oddawania rzutów. Został on uwzględniony, a Kozakowskiej odebrano zarówno złoty medal, jak i rekord świata.
Polska ekipa natychmiast złożyła apelację, chcąc jeszcze odwrócić sytuację. Niestety, komisja odwoławcza podczas sobotniego posiedzenia potwierdziła złamanie procedur i tym samym uznała protest za zasadny. W takiej sytuacji mistrzynią paralimpijską została Tunezyjka Maroua Brahmi, która jednocześnie jest aktualną rekordzistką świata z wynikiem 29 metrów.
Na ten moment nie wiadomo, czy Róża Kozakowska zdoła powalczyć o drugi medal, tym razem w pchnięciu kulą. Wszystko będzie zależało od stanu jej zdrowia i kontuzjowanego barku.