Z liczbą siedmiu tytułów mistrza świata zrównał się z Michaelem Schumacherem, a 105 triumfów w Grand Prix to najbardziej imponujący rekord 39-letniego Hamiltona, ale już teraz swoje rekordy bije znacznie młodszy, 27-letni Max Verstappen. W zeszłym roku lider Red Bulla zgarnął całą pulę: największa liczba podium w sezonie (21 na 22 wyścigi), największa liczba zwycięstw w sezonie (19 z 22) a także zwycięstw odniesionych z rzędu (10) czy w końcu najwięcej punktów zdobytych w jednym sezonie (575) i inne historyczne dokonania. Nawet w ostatni weekend, zwyciężając w GP Sao Paulo z 17. pozycji Holender stał się kierowcą, który wygrywał w Formule 1 z największej liczby pozycji startowych – dziesięciu.
Największe wrażenie robi jednak na torze. Wyśmienita szarża Holendra po triumf w Brazylii, który niemal gwarantuje mu czwarty tytuł z rzędu, kontrastowała z występem Hamiltona. Lewis przegrał wszystkie kwalifikacje i wyścigi z młodszym kolegą z ekipy Georgem Russellem (który zdaniem Lando Norrisa wygrałby w Brazylii, gdyby nie przerwano wyścigu) i znów niemiłosiernie narzekał na swój bolid. To w zasadzie historia całego sezonu Brytyjczyka, któremu bardzo daleko do nie tak dawnych przecież lat świetności.
Nie dziwią więc opinie kultowego brytyjskiego dziennikarza, gwiazdy programu Top Gear, wystawione po ostatnim wyścigu. – Przede wszystkim: Max Verstappen jest jednym z najlepszych kierowców w historii. Być może nawet najlepszym, jakiego kiedykolwiek widzieliśmy. Po drugie: Lewis Hamilton najlepsze lata ma już za sobą. Winił samochód za to, że był z tyłu w kwalifikacjach, ale jego kolega z ekipy, George Russell startował przecież z pierwszego rzędu! Oczywiście jest możliwe, że skoro Lewis w przyszłym roku odejdzie do Ferrari, zespół zamiast benzyny tankuje mu lemoniadę, ale to mało prawdopodobne. Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że jest już za stary – stwierdził bez ogródek Jeremy Clarkson.
Podobnego zdania jest szef Mercedesa, który początkowo źle przyjął wiadomość, że jego gwiazdor i oczko w głowie wbrew wcześniejszym obietnicom opuści zespół, aby przywdziać czerwony kombinezon Ferrari. Teraz jest innego zdania. – Nie rozumiałem tylko, czemu miałby przejść do innego teamu zanim sprawdził, czy będziemy szybcy. Ponadto nie zostawił mi czasu na reakcję. Możliwe, że przegapiłem moment na negocjacje z innymi kierowcami, którzy podpisali kontrakty kilka tygodni wcześniej, jak Charles Leclerc czy Lando Norris.
– Cała sytuacja jednak mi odpowiadała. Pomaga uniknąć momentu, w którym musimy powiedzieć najbardziej ikonicznemu kierowcy w naszym sporcie, że chcemy zakończyć z nim współpracę – dodał Wolff, który na fotel po Hamiltonie wstawi swoją wielką nadzieję. Niezwykle zdolnego juniora Kimiego Antonellego (18 lat).
Hamilton miał swoje powody, aby złamać obietnicę. Podczas gdy oczekiwał długoterminowego kontraktu na starty w F1 oraz dziesięcioletniej umowy ambasadorskiej z Mercedesem za 300 mln dolarów, dostał tylko – uwłaczający legendzie – umowę na rok z opcją przedłużenia na sezon 2025. Z tej opcji właśnie nie skorzysta, aby odejść do Ferrari. – Był powód, dla którego podpisaliśmy tylko kontrakt typu 1+1 – tłumaczy szef Mercedesa. – W naszym sporcie bystrość umysłu jest ekstremalnie ważna i wierzę, że każdy ma swoją datę przydatności. Dlatego muszę przyglądać się kolejnej generacji kierowców. Tak samo jest w futbolu. Menedżerowie tacy, jak Sir Alex Ferguson czy Pep Guardiola przewidywali zmiany w wydajności swoich topowych graczy i wprowadzali młodych zawodników, którzy prowadzili zespół przez kolejne lata – dodał Wolff.
I tak Hamilton, po ukończeniu 40. roku życia (7 stycznia 2025) znajdzie się w Ferrari. Pytanie, czy spełni nadzieje swoich wiernych fanów, zgarniając rekordowe, ósme mistrzostwo świata, czy tak, jak teraz w Mercedesie u boku Russella (26 lat), także w Scuderii multirekordzista Formuły 1 osunie się w cień znacznie młodszego (27 lat) i piekielnie szybkiego Charlesa Leclerca?