Polskie medale w szermierce na wózkach
Podobnie jak zmagania sprzed kilku tygodni, również i paraigrzyska w stolicy Francji stoją na wysokim poziomie, jeśli chodzi o całą otoczkę. Sama ceremonia otwarcia została zorganizowana z przytupem, a praktycznie w każdej arenie zmagań na trybunach zasiada komplet widzów.
Znakomita atmosfera panuje m.in. w trakcie rywalizacji szermierzy. Odbywa się ona w Grand Palais, czyli w tym samym miejscu, w którym kilka tygodni temu Aleksandra Jarecka przypieczętowała brąz dla Polski w szpadzie drużynowej. We wtorek z kolei po paralimpijskie srebra sięgnęli Kinga Dróżdż i Michał Dąbrowski.
Bałagan organizacyjny
O ile do sportowego aspektu szermierki na wózkach nie można mieć zarzutów, to z organizacyjnego punktu widzenia sytuacja wygląda zgoła odmiennie. – Nie ma gorzej zorganizowanych zawodów na igrzyskach w Paryżu od szermierki. Chaos na każdym kroku. Zawodnicy po całym dniu na hali na jednym bananie, bo nie ma co jeść, zresztą nie było wolno się ruszyć na krok – relacjonuje Michał Pol.
Problemy odczuli na własnej skórze Polacy – srebrny medalista Michał Dąbrowski i Adrian Castro. Ich półfinałowe starcie rozpoczęło się z opóźnieniem wynoszącym 2,5 godziny. – Siedziałem na jednym bananie i nie wiedziałem czy jeść czy nie, bo może mnie wezwą na salę. Jedna wielka masakra dla zawodników i to na igrzyskach, imprezie życia – opisywał Castro.
Dodatkowym problemem jest fakt, że autobusy z wioski olimpijskiej do Grand Palais odjeżdżają tylko do 9:00 rano. Gdyby ktoś chciał dojechać na miejsce później, musiałby to zrobić na własną rękę. – Zawodnicy nie mają stałych miejsc na sprzęt jak w innych dyscyplinach. Muszą wszystko taszczyć z miejsca na miejsce na koniec dnia – dodaje Pol.