GP Meksyku miało być wielkim świętem Pereza. Szansą na zabłyśnięcie w niekończącej się serii zawodów i porażek. Choć chwilową obronę zszarganego niemal do cna wizerunku. Tymczasem Checo znów zawiódł. W kwalifikacjach odpadł już w pierwszej sesji, tłumacząc swoje 18. pole startowe problemem z hamulcami, podczas gdy lider składu Max Verstappen był drugi. W niedzielę Meksykanin przeciął metę na ostatnim, 17. miejscu.
O niepewnej pozycji Pereza od lat dyskutujemy w magazynie Pol Position i od lat przestrzegaliśmy, że przeciętna co najwyżej forma Sergio w końcu obróci się przeciwko jego ekipie. Wraz z kibicami zachodziliśmy w głowę, co strzeliło do głowy szefowi zespołu, gdy w czerwcu ogłosił przedłużenie kontraktu zawodnego kierowcy, do tego o dwa lata! Teraz nawet Christian Horner dostrzega w końcu swój potężny błąd:
– W życiu przychodzi taki moment, gdy należy podjąć trudne decyzje. Właśnie spadliśmy na trzecie miejsce w mistrzostwach konstruktorów – mówi szef Red Bulla po kolejnym fatalnym występie Pereza. Zdaniem obserwatorów nowy kontrakt Meksykanina, na sezony 2025-24, może zostać zerwany zanim jeszcze się rozpocznie. Niektórzy twierdzą nawet, że Checo nie dotrwa do końca bieżącego sezonu!
Szara eminencja mistrzowskiej (jeszcze) ekipy jeszcze przed GP Meksyku ostrzegał, że umowy zawodników zawierają klauzule dotyczące wyników. Helmut Marko dodawał też, że przyszłość Meksykanina wisi na włosku i rozstrzygnie się po zakończeniu sezonu. Co ciekawe jednak, po ostatnim wyścigu to właśnie on bronił Pereza:
– Nie można oceniać jego wyniku, bo jego bolid był za bardzo uszkodzony – podkreślił doradca Red Bulla. Był to wynik starcia z Liamem Lawsonem, czyli juniorem, który jest przymierzany na fotel Checo, a który w bolidzie siostrzanej ekipy VCARB bardzo ostro bronił się przed atakami Meksykanina. – Nie miał możliwości jazdy na limicie, ale nawet bez tego osiągi bolidu były straszne w wyścigu. A potem jeszcze Checo miał wielkie uszkodzenia po kolizji z Lawsonem … – dodał Marko.
W złego policjanta tym razem wciela się Horner. Który dotąd był wielkim poplecznikiem Sergio. – Jako zespół potrzebujemy, aby oba bolidy zdobywały punkty. Taka jest natura F1. On wie, że ten interes opiera się na wynikach i gdy nie spełniasz oczekiwań, znajdziesz się pod lupą. To nieuniknione. My nigdy się nie poddajemy! Walczymy bardzo ostro. Potrzebujemy, aby punktowały oba auta – dodał szef zespołu.
Ostatnie zdania wielu odczytało jako bezpośrednią groźbę. Czyżby Perez miał polecieć jeszcze przed końcem sezonu? Przed najbliższym wyścigiem w Brazylii, lub po następującej po nim trzytygodniowej przerwie, na trzy ostatnie rundy sezonu? To mało prawdopodobne, bo Red Bull nie ma żadnego pewniaka na jego fotel, a zerwanie kontraktu niesie za sobą poważne powikłania – tak wizerunkowe, jak i biznesowe. Nie jest tajemnicą, że Checo wnosi ze sobą silne portfolio osobistych sponsorów, ale… gdzieś leży granica rozsądku. Wciąż jeszcze funkcjonuje w Formule 1 coś takiego, jak ambicje sportowe!
– Zobaczymy, co się wydarzy w czterech ostatnich wyścigach. W tym miał bardzo, bardzo dużego pecha. Przy tych uszkodzeniach nie można osądzać jego wyniku – uspokaja Helmut Marko, ale… Nawet z dwuletnim kontraktem w kieszeni dni, czy raczej wyścigi Pereza w Formule 1 są policzone. Przy tak fatalnych wynikach, które odbijają się na pozycji i wizerunku całego zespołu (kompromitacja) oraz przy istnym zalewie młodych, bardzo obiecujących kierowców kończą się czasy dinozaurów. Dla partaczy zaczyna brakować miejsca w Formule 1.