Zakopane przyciągnęło tysiące kibiców. Choć łatwo w tym roku o to nie było
Kiedy kilka dni temu zastanawialiśmy się, ilu kibiców będzie oglądać na żywo tegoroczne zmagania skoczków narciarskich na Wielkiej Krokwi, typowaliśmy, że kompletu na trybunach nie będzie. I rzeczywiście organizatorzy nie zdołali sprzedać wszystkich wejściówek. Ba, jeszcze na piątkowych treningach i kwalifikacjach skocznia świeciła pustkami. Zgromadziło się pod nią zaledwie tysiąc fanów – niewiele więcej niż na ostatnich mistrzostwach Polski. Sobota i niedziela to jednak inny poziom – oba konkursy na żywo śledziło każdego dnia ponad 10 tysięcy osób. Dolne sektory “C” i “D” były wręcz nabite i ciężko było znaleźć odrobinę luźniejszej przestrzeni. Znacznie więcej miejsca było na sektorach górnych “A” i “B”. One wyglądały nieco “luźniej” również w przekazie telewizyjnym. A za bramami Wielkiej Krokwi gromadzili się kibice, którzy postanowili poczuć atmosferę za darmo i oglądali zawody z ulicy czy pobliskich lokali gastronomicznych.
Trzeba powiedzieć wprost. W tym roku przyciągnięcie kompletu graniczyło z cudem. Powodów jest co najmniej kilka. Przede wszystkim ceny biletów – za najtańsze wejściówki trzeba było zapłacić 200 złotych (za jeden konkurs). Same piątkowe treningi i kwalifikacje to koszt 100 złotych. A jeszcze dekadę temu 100 złotych płaciło się za wejście na konkurs. Ceny biletów w tym roku były kosmiczne. I jak się okazuje, Zakopane to najdroższy przystanek tegorocznego Pucharu Świata. Za żaden inny konkurs nie trzeba tyle zapłacić, co wyliczył jeszcze przed startem sezonu jeden z użytkowników X.
Ceny cenami, ale innym utrudnieniem w budowaniu frekwencji w tym roku były z pewnością wyniki naszych skoczków. Te są dalekie od oczekiwań. Poza Pawłem Wąskiem nasi kadrowicze spisują się raczej słabo. I sami zawodnicy są zresztą tego świadomi. – Cieszy fakt, że mimo iż w tym roku nam nie idzie, fani są tutaj z nami niezależnie od wyników – mówił Dawid Kubacki po jednym z konkursów. W podobnym tonie wypowiadali się pozostali nasi reprezentanci. Rzeczywiście kibicom należy oddać wielki szacunek za to, że są z Polakami niezależnie od wyników.
Górale niezadowoleni. Obłożenie hoteli i pensjonatów? 50 procent. “No co zrobić?”
Brak kompletu publiki na skokach wiązał się także z pewnego rodzaju stratami biznesowymi dla lokalnych przedsiębiorców i właścicieli hoteli i pensjonatów. Jeszcze w piątek na portalu Booking.com można było śmiało znaleźć sporo miejsc noclegowych na weekend. Co w przeszłości zdarzało się bardzo rzadko. W tym roku Górale musieli pogodzić się z tym, że aż takiego zarobku nie będzie. Przynajmniej w ten weekend. Powoli ruszają bowiem w ferie zimowe i jak słyszymy, w lutym ma być kulminacja przyjazdu turystów. Na skokowe dni obłożenie hoteli i pensjonatów wyniosło jednak około 50 procent.
Czy lokalsi są zaniepokojeni tym, że z roku na rok ubywa kibiców skoków? Zdania były mocno podzielone. – Prowadzę swój pensjonat od 30 lat. To już nie są te czasy, kiedy na skoki przyjeżdżało po 50-60 tysięcy osób. “Małyszomania” to był fenomen. I dobra okazja do zarobku. Dziś na skoki nie przyjeżdża tyle ludzi, w moim pensjonacie wciąż mam kilka wolnych pokoi na ten weekend. No ale co zrobić? Wiadomo, inflacja i wyższe ceny biletów. Ludzie wolą obejrzeć w tv – mówił nam w piątek pan Andrzej, właściciel jednej ze stancji w centrum Zakopanego.
– Lata temu podczas skoków mieliśmy największe obłożenie, największy biznes. Zbiegło się to z sukcesami Adama Małysza czy Kamila Stocha. Dziś jest ciężej. Wyników ni ma, to i ludziom sie nie chce – dodawał pan Kazimierz. – Choć oczywiście dla nas tutaj jest to duży cios pod względem zarobkowym – przyznał.
W podobnym tonie wypowiadali się również sprzedawcy straganów z gadżetami kibicowskimi. Nie ukrywali, że dziś mało co schodzi. Tutaj jednak sporą rolę odgrywały ceny. Kiedy w sobotę podczas programu na żywo razem z Filipem Wiśniewskim kupowaliśmy gadżety i tworzyliśmy “paragon grozy kibica skoków” przekonaliśmy się na własnej skórze z jakim wydatkiem wiąże się zakup czapki, szalika czy trąbki. Nie są to tanie rzeczy.
Kibice przyjechali dla Pawła Wąska. On nie rozczarował
Wspomnieliśmy już o wynikach. One bywają kluczowe w podejmowaniu decyzji o wyjeździe na skoki. Lata temu w okresie dominacji Małysza i Stocha trybuny w pewnym sensie zapełniały się same. A w tym roku frekwencję w pewien sposób budował Paweł Wąsek. Fani nie ukrywali, że właśnie na niego liczyli najbardziej. Kiedy w niedzielę na godzinę przed konkursem w programie na żywo pytaliśmy kibiców o oczekiwania, jednoznacznie przewijała się odpowiedź: czołówka Wąska. I 25-latek nie zawiódł. Zajął indywidualnie 5. miejsce. Do podium zabrakło niewiele, ale i tak dał wielką radość zgromadzonym pod Wielką Krokwią.
– Paweł ratuje honor polskich skoków w tym sezonie. Super, że jest w czołówce i oby mu się wiodło coraz lepiej. Dzisiaj było bardzo blisko podium. Szkoda, ale to przyjdzie. Do ostatniego skoku wiara w kibicach była. Dzięki niemu i emocjom, które nam daje, atmosfera była nieziemska – mówił nam jeden z kibiców spotkany już po konkursie.
Rzeczywiście podczas całego naszego pobytu w Zakopanem ciężko nie było odnieść wrażenia, że nie Kamil Stoch, nie Dawid Kubacki, a Paweł Wąsek jest w centrum. Flagi z jego wizerunkiem, okrzyki “Paweł Wąsek” w drodze na zawody i wielka wiara kibiców. On był bohaterem. Ale rola lidera zespołu zobowiązuje. Pozostali nasi skoczkowie również są wciąż ważni dla fanów. Obrazki, kiedy Stoch czy Kubacki bardzo długo po konkursie rozdawali autografy i robili sobie z fanami zdjęcia, również chwytały za serce.
Na koniec musimy oddać cesarzowi, co cesarskie. A raczej kibicom, co kibicowskie. Atmosfera na Wielkiej Krokwi jak zawsze była wyjątkowa. “Biało-Czerwona Kraina Czarów” przygotowana przez ekipę Crowd Supporters dostarczyła magii i na każdym kroku czuć było atmosferę wielkiego święta. Za rok czekamy na powtórkę. I lepszy wynik sportowy!
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
„Paragony grozy” na PŚ w Zakopanem. Tyle w tym roku trzeba zapłacić za oscypka!
Alexander Stoeckl: Paweł Wąsek pisze własną historię [NASZ WYWIAD]