Puchacz znalazł się na zakręcie
W nowym pokoleniu polskich piłkarzy ciężko znaleźć zawodnika, wokół którego nie da się przejść obojętnie. Można ich właściwie policzyć na palcach jednej ręki. Jakby powiedział Bolec ze słynnego filmu Chłopaki nie płaczą, wielu reprezentantom Polski „brakuje luzu”. To zapewne dlatego, że cały luz zabrał Tymoteusz Puchacz.
Boczny obrońca znany jest z barwnego stylu bycia. W przeciwieństwie do wielu piłkarzy znad Wisły 26-latek nie kryje się ze swoimi zainteresowaniami. Nie od dziś wiadomo, że były piłkarz Lecha Poznań jest pasjonatem rapu i tatuaży. Co więcej, swego czasu portale plotkarskie żyły jego walką o względy Julii Wieniawy.
Puchacz – jak zresztą każdy „kolorowy ptak” – stał się łatwym celem dla krytyków. Przypominano mu, że powinien zapomnieć o roli nieoficjalnego DJ-a reprezentacji Polski i skupić się na grze w piłkę. Zimą jego przeciwnicy mogli powiedzieć „a nie mówiłem?”. Po kompletnie nieudanej rundzie w Holstein Kiel Polak udał się na wypożyczenie do Plymouth Argyle. Wydawało się, że przejście z Bundesligi do ostatniego zespołu Championship (druga liga angielska – red.) to spory krok w tył. Dość powiedzieć, że przed ogłoszeniem transferu Plymouth mogło się pochwalić zaledwie czterema zwycięstwami w 25 meczach ligowych.
Po tym, jak Polak dołączył do ekipy z Home Park, zaczęły dziać się rzeczy niewytłumaczalne. Puchacz zadebiutował w spotkaniu, w którym zespół szukający następcy Wayne’a Rooneya nieoczekiwanie wyrzucił Brentford z Pucharu Anglii. Po przyjściu trenera Mirona Muslicia „Pielgrzymom” udało się pokonać West Bromwich Albion i zremisować na wyjeździe z Sunderlandem. Mowa więc o dwóch ekipach, które w sezonie 2024/25 zaciekle walczą o awans do angielskiej elity.
Championship nie sprawiło problemów Puchaczowi
Trzeba przyznać, że 26-latek bardzo szybko stał się jednym z najważniejszych piłkarzy ekipy z południa Anglii. W swoim pierwszym meczu w Championship zaliczył asystę przeciwko Oxford United. Nawet porażki z Queens Park Rangers (0:1) i Burnley (0:5) nie zmieniły tego, że reprezentant Polski już jest jednym z ulubieńców „Zielonej Armii”. Część kibiców zaczęła nawet prosić klub o skorzystanie z opcji wykupu piłkarza wypożyczonego z Holstein Kiel.
Imponujące wejście Puchacza do nowego klubu potwierdzają statystyki. Po pięciu meczach na zapleczu Premier League jest w czołówce, jeśli chodzi o średnią liczbę utworzonych szans na 90 minut. Wrażenie może robić także to, jak reprezentant Polski radzi sobie w defensywie. Pod względem udanych odbiorów i przejęć piłki rywalizuje z najlepszymi obrońcami Championship. Najbardziej rzuca się w oczy jednak to, że wahadłowy stara się walczyć ze słynnym zarzutem o jakość jego dośrodkowań. Choć 20% celności to wynik na poziomie średniej ligowej, centry Puchacza i tak okazują się groźną bronią.
![Tymoteusz Puchacz - statystyki po pięciu meczach w Championship.](https://daf17zziboaju.cloudfront.net/wp-content/uploads/2025/02/11134038/image-20.png)
Polak zaimponował nawet Mironowi Musliciowi. Trener, który latem wyeliminował Wisłę Kraków z Ligi Konferencji, zachwycał się 26-latkiem po meczu z Oxford United.
– Wiemy, jakim profilem dysponuje Puchacz. To typowy zawodnik z bloku wschodniego. Jest bardzo agresywny, wkłada w grę całe swoje serce, ale posiada też umiejętności techniczne. Największe szanse na zdobycie bramki mieliśmy po akcjach, które szły jego stroną. To tam tworzyliśmy najwięcej zagrożenia. Ta pozycja mu pasuje, może pokazać tam swoje mocne strony. Patrząc na sam profil, jest perfekcyjnym wahadłowym – podkreślił Austriak cytowany przez portal „Plymouth Live”.
Choć za kadencji Austriaka wyniki zespołu się poprawiły, nikt nie spodziewał się cudu, który dokonał się w czwartej rundzie FA Cup.
Plymouth wstrząsnęło Anglią
Po wyeliminowaniu Brentford na Home Park przyjechał Liverpool, a więc zespół, który przed meczem z Plymouth miał na swoim koncie tylko trzy porażki w sezonie 2024/25. Pod wodzą Arne Slota ekipa z Anfield szybko objęła prowadzenie w tabeli Premier League. Formalnością był też awans do 1/8 finału Ligi Mistrzów.
W niedzielę Liverpool przekonał się jednak, że w jednym meczu może zdarzyć się wszystko. Gospodarze byli dobrze zorganizowani w obronie i cały czas liczyli na tę jedną szansę, która da im upragniony awans. W 53. minucie Pielgrzymi dopięli swego. Harvey Elliott zagrał ręką we własnym polu karnym, a „jedenastkę” na gola zamienił Ryan Hardie. Choć lider ligi angielskiej próbował doprowadzić do wyrównania, sensacyjne zwycięstwo Plymouth stało się faktem. Drugoligowiec pokonał zespół, który w ostatnich miesiącach nie dawał większych szans Manchesterowi City, Realowi Madryt i Bayerowi Leverkusen.
Wygrana z Liverpoolem byłaby dużym osiągnięciem dla wielu drużyn. Dla zespołu Mirana Muslicia jest to jeden z największych triumfów w historii klubu. Choć Plymouth Argyle powstało aż 139 lat temu, zespół z południa Anglii nigdy nie zagrał na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Zieloni najczęściej balansowali pomiędzy drugą a trzecią ligą. W ostatnich latach zdarzało im się grać też w League Two (czwarty poziom rozgrywkowy – red). Jeśli chodzi o Puchar Anglii, klub dostał się do piątej rundy turnieju tylko cztery razy.
Swoją cegiełkę do historycznego wyniku dołożył Tymoteusz Puchacz. Polak spędził na boisku 90 minut. Boczny obrońca skutecznie powstrzymywał Federico Chiesę, który dostał szansę od Arne Slota. Poza jednym drobnym błędem wahadłowy nie może mieć do siebie pretensji. Jego występ pozytywnie oceniło „Plymouth Live”.
– Reprezentant Polski okazał się poważnym wzmocnieniem Pielgrzymów. Jeśli chodzi o pracę w defensywie, był pełen energii, zaangażowania i determinacji. Gdy podłączał się do ataku, również pokazywał jakość – czytamy.
Kibice Plymouth będą zapewne opowiadać swoim wnukom o spotkaniu z Liverpoolem. Tacy piłkarze, jak Puchacz i Hardie staną się bohaterami, o których Home Park będzie mówić jeszcze długo – niezależnie od tego, co się stanie po zakończeniu sezonu. Najpiękniejsze jest jednak to, że ten sen wciąż trwa. Po wtorkowym losowaniu par piątej rundy stało się jasne, że Puchacz i spółka zagrają z Manchesterem City.
Puchacz nieoczekiwanie zrobił karierę
Były gracz Lecha Poznań także ma co wspominać, choć można odnieść wrażenie, że 26-latka coraz ciężej zaskoczyć. W ostatnich latach Puchacz zmieniał kluby jak rękawiczki. Złośliwi powiedzą, że „Puszka” nie umiał nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. Po prostu zwiedzał kolejne kraje i w ten sposób bawił się w piłkarską turystykę.
Warto jednak spojrzeć na to, kto dawał mu szansę. W sezonie 2021/22 Puchacz pomógł Trabzonsporowi zdobyć mistrzostwo Turcji. Rok później trafił do Panathinaikosu Ateny, który niemal do samego końca bił się o tytuł mistrza Grecji. W minionym sezonie był z kolei jedną z kluczowych postaci 1.FC Kaiserslautern. Choć w 2. Bundeslidze nie szło im zbyt dobrze, „Czerwone Diabły” dotarły aż do wielkiego finału Pucharu Niemiec. Po odejściu z Lecha Poznań wahadłowy nie zawsze mógł liczyć na regularną grę, ale za to trafiał do znanych klubów, które przeważnie walczyły o najwyższe cele.
Puchacz wciąż mierzy się z łatką zawodnika, który swoją grą nie zasłużył na zainteresowanie mediów. Prawda jest jednak taka, że lewy obrońca zrobił karierę, która jest lekko niedoceniana. Niejeden polski piłkarz mógłby mu pozazdrościć tego, co widział. Owszem, na ten moment ciężko mówić o powrocie do lig z tzw. „top 5”. Należałoby raczej zakładać, że występy w Unionie Berlin i Holstein Kiel zweryfikowały Polaka na poziomie Bundesligi. Okazuje się jednak, że poza europejską czołówką też jest życie. Nie trzeba wcale grać w najlepszych ligach Starego Kontynentu, żeby napisać fajną historię.
W jednym z pierwszych wywiadów po transferze do Plymouth 26-latek wspomniał o tym, że gra w Anglii zawsze była jego marzeniem. Nawet on nie mógł jednak przewidzieć, że przed końcem sezonu będzie mierzył się z piłkarzami Liverpoolu i Manchesteru City.
Na razie reprezentant Polski musi jednak wrócić na ziemię. Po 30 meczach Championship Pielgrzymi mają cztery punkty straty do bezpiecznych miejsc. Żeby Plymouth uniknęło spadku do League One, wszyscy zawodnicy – włącznie z Puchaczem – muszą wznieść się na wyżyny swoich umiejętności. Nawet jeśli celu nie uda się zrealizować, Polak może być niemal pewny tego, że zostanie zapamiętany. Z tym akurat nigdy nie miał problemu.