HomeExtraWszystko na swoim miejscu, oprócz wyników. Jak Tottenham stał się klubem-memem?

Wszystko na swoim miejscu, oprócz wyników. Jak Tottenham stał się klubem-memem?

Źródło: Kanał Sportowy

Aktualizacja:

Piękny stadion, szeroka baza kibicowska, spory budżet i duże aspiracje. Na papierze Tottenham ma wszystko, aby osiągnąć sukces. Ciągle jednak Kogutom czegoś brakuje, żeby zrealizować swoje marzenia. Ange Postecoglou miał w tym pomóc, lecz jego misja najprawdopodobniej również zakończy się niepowodzeniem.

Heung-min Son

FOT. ZUMA/NEWSPIX.PL

Nie dał rady Jose Mourinho, nie dał rady Antonio Conte, nie dał rady Nuno Espirito Santo i teraz rady nie da zapewne Ange Postecoglou. Każdy z nich próbował zbudować w północnym Londynie klub, który na stałe wejdzie do grona największych w Premier League. Który rzuci wyzwanie Manchesterowi City, Liverpoolowi czy Arsenalowi. Który w końcu sięgnie po trofeum. Nikomu z nich się nie udało.

Po rozstaniu z Mauricio Pochettino Daniel Levy, prezes Spurs, ciągle szuka trenera idealnego. Próbuje różnych rozwiązań, stawia na szkoleniowców o odmiennych profilach, ale zawsze wynik tych eksperymentów jest taki sam – sternik okrętu pod kogucią banderą prędzej czy później traci pracę po serii rozczarowujących wyników i niezrealizowaniu ustalonych celów, a cała operacja uczynienia z Tottenhamu potęgi zaczyna się od początku. Nie ma znaczenia, czy Levy zatrudniał fachowca o wielkim nazwisku, zaangażowanego miłośnika piłkarskich detali, obiecującego trenera z mniejszego klubu czy trenera o niszowym acz zachęcającym CV. Każdy z nich w pewnym momencie zderzył się z atmosferą niechęci i rozczarowania.

Być może tak już powinno być. Może Tottenham jest po prostu klubem, który ma porażki we krwi, a każdy obiecujący szkoleniowiec powinien wystrzegać się pracy na Tottenham Hotspur Stadium, żeby nie splamić sobie CV krótkim i pozbawionym sukcesów epizodem. Taka narracja nie przekonuje jednak fanów Spurs, którzy nadal wierzą w to, że ich drużyna może być wielka. Tym bardziej, że nadzieje londyńczyków z północy rozbudził niegdyś pewien Argentyńczyk.

Lata tłuste

Gdy w 2014 roku Mauricio Pochettino obejmował Tottenham, nikt nie przypuszczał, że były szkoleniowiec Southampton da kibicom Spurs radości. Prawie pięćipółletni pobyt trenera w północnym Londynie przyniósł drużynie Kogutów wiele sukcesów, mimo że Argentyńczyk nie zdołał niczego z klubem wygrać.

Pochettino wniósł jednak Tottenham na zupełnie inny poziom. Wcześniej ekipa Spurs była solidną ligową drużyną, która należała zazwyczaj do grona pięciu najlepszych zespołów rozgrywek. Koguty kwalifikowały się regularnie do europejskich pucharów. Nie była to przeważnie Liga Mistrzów, choć i w tym turnieju klub z północnego Londynu nie był anonimowym gościem.

Pochettino pozwolił kibicom Tottenhamu marzyć o największych laurach. Wprowadził zespół na salony angielskiej ekstraklasy. Za kadencji Argentyńczyka zespół Spurs wszedł do grona najlepszych ekip w Premier League. Na pięć pełnych sezonów pod wodzą Pocha Koguty aż trzy razy zakończyły rozgrywki na podium, w tym raz jako wicemistrz Anglii. Fani mogli poczuć aurę lat 50-tych czy 60-tych, gdy ich klub był liczącym się graczem na krajowym podwórku i potrafił nawet zdobyć tytuł mistrzowski.

W czasach współczesnych ta sztuka jednak nadal stanowi zbyt duże wyzwanie dla każdego, kto podejmuje się pracy w Tottenhamie. Pochettino był najbliżej – w sezonie 2016-17 Koguty okazały się lepsze od Manchesteru City, Liverpoolu, Arsenalu czy Manchesteru United. Nie zdołały jednak wyprzedzić Chelsea, dla której było to do tej pory ostatnie zdobyte mistrzostwo.

Nie można zapominać jeszcze o Lidze Mistrzów. Za kadencji Mauricio Pochettino Koguty zameldowały się w finale tych prestiżowych rozgrywek. Znowu pojawiła się szansa na zdobycie trofeum. I to nie byle jakiego. O puchar Champions League rywalizują najwięksi, a właśnie taki chciał być Tottenham Pocha. W decydującym meczu ekipa Spurs uległa jednak rywalowi, którego bardzo dobrze znała, musiała uznać wyższość przeciwnika z własnego podwórka. Londyńczycy przegrali z Liverpoolem, a nadzieje na zawojowanie Europy odeszły w zapomnienie.

Na ratunek The Special One

W listopadzie 2019 roku drogi Pochettino i Tottenhamu się rozeszły. Początek sezonu w wykonaniu drużyny był katastrofalny. Po 12 kolejkach zespół Spurs miał na koncie tylko 14 punktów. Zajmował 14. miejsce w tabeli ze stratą aż 11 “oczek” do podium. Szefostwo klubu zdecydowało się na zmianę na ławce trenerskiej. Pocha zastąpiła trenerska legenda – Jose Mourinho.

The Special One wytrwał w północnym Londynie tylko 17 miesięcy, czyli niecałą 1/3 czasu, jaki w klubie spędził Pochettino. Portugalczykowi trzeba oddać, że “uratował” sezon i podniósł Tottenham z dołka. Zakończył rozgrywki 2019-20 na 6. miejscu, zyskując awans do Ligi Europy. Następnego sezonu już jednak nie dokończył. W kwietniu 2021 roku został zwolniony, choć jego drużyna na koniec zmagań w Premier League zajęła 7. miejsce, które dawało prawo gry w Lidze Konferencji Europy.

Po kilku latach Mourinho, znany ze swojego wielkiego przywiązania do drużyn, które prowadzi, powie, że akurat z Tottenhamem nie czuje więzi.

Mam nadzieję, że kibice Spurs nie zrozumieją mnie źle, ale jedynym klubem w mojej karierze, do którego nie czuję głębokiego uczucia, jest Tottenham. Prawdopodobnie dlatego, że był COVID, a stadion był zamknięty. Być może dlatego, że pan Levy (prezes klubu przyp. red.) nie pozwolił mi rozegrać finału i wygrać trofeum – stwierdził z przekąsem Portugalczyk.

Mourinho chodziło o to, że został zwolniony zaledwie kilka dni przed finałem Pucharu Ligi Angielskiej, w którym Tottenham grał z Manchesterem City. Rozbita drużyna Spurs przegrała 0:1 i znów nie udało jej się sięgnąć po jakiekolwiek trofeum.

Nieudany eksperyment i sfrustrowany Włoch

W nowym sezonie Daniel Levy postawił na Nuno Espirito Santo, lecz przygoda kolejnego Portugalczyka w północnym Londynie trwała niezwykle krótko. Eksperyment się nie udał. Na początku lipca były sternik Wolverhampton zaczął pracę, a już po czterech miesiącach musiał pakować swoje rzeczy. Zostawił klub na 9. miejscu w tabeli.

Pożar przyszedł gasić Antonio Conte. Włoch znany jest ze swojej dużej fachowości. Trudno znaleźć w jego trenerskim CV jakiś klub, w którym totalnie zawiódł. Zazwyczaj albo osiągał sukcesy, albo podnosił poziom zawodników oraz wyników przez nich osiąganych. Nadzieje na ten sam scenariusz mieli również w Londynie.

Kibice Tottenhamu nie zawiedli się. Na pierwszą ligową porażkę zespół pod wodzą nowego szkoleniowca czekał ponad dwa miesiące. Conte ponownie wprowadził też Spurs do Ligi Mistrzów, zajmując z drużyną 4. miejsce w premierowym sezonie swojej pracy. Potem wyszedł z Kogutami z grupy w Champions League, lecz już na etapie 1/8 musiał uznać wyższość rywala z własnej ojczyzny, Milanu.

Koniec przygody Conte w Tottenhamie nastąpił kilkanaście dni po tym pojedynku. Punktem kulminacyjnym był mecz ligowy z Southampton, w którym Koguty prowadziły 3:1 po 75 minutach gry, lecz w końcówce straciły dwa gole i skończyło się remisem. Było to spotkanie, które bardzo dobrze podsumowuje ostatnie lata w historii klubu. Po ostatnim gwizdku szkoleniowiec Spurs wybuchnął, dając upust swojej narastającej frustracji.

Oto historia Tottenhamu – od 20 lat jest tu ten sam właściciel i klub nic nie wygrał. Dlaczego? Wina zawsze jest po stronie klubu czy trenera? Do tej pory starałem się ukrywać sytuację, ale nie teraz. Nie chcę widzieć tego, co widziałem dziś. To nieakceptowalne – grzmiał Conte cytowany przez “BBC”.

Nie jesteśmy zespołem, jesteśmy grupą 11 piłkarzy, którzy wychodzą na boisko. Nie tylko klub, szkoleniowiec czy sztab, ale również zawodnicy muszą być zaangażowani. (…) Jeśli nadal będą tak się zachowywać, mogą zmienić trenera, nawet wielu trenerów, ale sytuacja się nie zmieni. Wierzcie mi – mówił sfrustrowany Włoch.

Złe emocje krążyły w klubie. Jeszcze przed feralną wypowiedzią Włoch miał inne powody do złości. Jego piłkarzom zdarzały się nieporadne mecze i porażki z niżej notowanymi zespołami. Tottenham odpadł z krajowych pucharów po przegranych spotkaniach z Sheffield United i Nottingham Forest. Drużyna, która aspiruje do największych celów, nie może zaliczać takich wpadek.

Conte w swoim wylewie szczerości niejako przewidział przyszłość. Niedługo po tej wyrazistej wypowiedzi stracił pracę. Wymowne jednak w tej sytuacji jest to, że obowiązki włoskiego trenera przejął jego dotychczasowy asystent, Cristian Stellini, który pod koniec sezonu i został zastąpiony przez Ryana Masona. Pokazuje to, w jakim stanie był zespół, a także, jak osobliwie działali szefowie klubu.

Nadzieja na lepsze jutro

Latem 2023 roku Daniel Levy powierzył stery drużyny Ange’owi Postecoglou. Dla wielu kibiców egzotycznie brzmiące nazwisko nowego szkoleniowca było niemałą zagadką. W końcu w poprzednich latach Tottenham obejmowali uznani fachowcy, którzy zasłużyli się swoją pracą w Premier League. Teraz jednak szefostwo klubu postawiło na kogoś bardziej niszowego. Postecoglou przychodził do ekipy Spurs z pokaźnym dorobkiem zdobytym głównie w Szkocji, Australii i Japonii. Trenował m.in. Celtic, Yokohamę F. Marinos czy Brisbane Roar. Przez cztery lata prowadził również reprezentację Australii, z którą pojechał na Mistrzostwa Świata 2014.

Początek pracy Postecoglou był bardzo obiecujący. Pierwsza ligowa porażka przyszła dopiero po niecałych trzech miesiącach od początku rozgrywek. Po 10 kolejkach Tottenham był liderem tabeli. Potem jednak forma Spurs zaczęła stopniowo się chybotać. Drużyna nie potrafiła ustabilizować swoich wyników. Po serii dobrych rezultatów nagle przychodził słabszy okres. Ostatecznie Koguty zakończyły sezon na 5. miejscu w tabeli.

Australijczyk zaczął więc tak samo jak Pochettino w swoim pierwszym roku w Tottenhamie. Postecoglou podbudzał dodatkowo apetyty kibiców takimi wypowiedziami.

Zwykle w moim drugim sezonie coś wygrywam – stwierdził po wrześniowym zwycięstwie w derbach Londynu z Arsenalem.

Ange Postecoglou
FOT. ZUMA/NEWSPIX.PL

Bezlitosna weryfikacja

Czas brutalnie jednak zweryfikował odważne zapowiedzi byłego selekcjonera reprezentacji Australii. Niedawno Tottenham odpadł z FA Cup po porażce 1:2 z Aston Villą, pożegnał się także z Pucharem Ligi Angielskiej, przegrywając w dwumeczu z Liverpoolem aż 1:4. W Premier League o jakikolwiek sukces też będzie ciężko. Koguty zajmują dopiero 14. miejsce w tabeli. Do samej strefy pucharowej tracą już 14 punktów, nie mówiąc już o podium. Ponadto, Tottenham zanotował ostatnio kilka kompromitujących porażek, takich jak przegrane z ekipami ze strefy spadkowej – Leicester City (1:2) i Evertonem (2:3) – czy nieudane derby północnego Londynu z Arsenalem (1:2).

Jedyne rozgrywki, w których ekipa Spurs nadal ma szanse na triumf, to Liga Europy. Tottenham zajął 4. miejsce w tabeli fazy ligowej, dzięki czemu zakwalifikował się bezpośrednio do 1/8 finału turnieju. Być może zwycięstwo Spurs na tym szczeblu osłodziłoby choć trochę kibicom dość rozczarowujący sezon pod wodzą Postecoglou.

Na obronę Australijczyka trzeba podkreślić, że Tottenham przechodzi w tym sezonie bardzo trudne chwile w kwestiach zdrowotnych. Trener musi łatać dziury w składzie, głowiąc się nad tym, jak zestawić drużynę zdziesiątkowaną kontuzjami. Urazy wykluczyły już Guglielmo Vicario, Cristiana Romero, Mickiego van de Vena, Radu Dragusina, Destiniego Udogie, Jamesa Maddisona, Timo Wernera, Brennana Johnsona, Wilsona Odoberta, Dominika Solanke oraz Richarlisona. To aż 11 zawodników, którzy w pełni sił graliby w pierwszej jedenastce lub chociaż stanowili ważne ogniwa na ławce rezerwowych. W takich warunkach walka o najwyższe cele jest znacznie utrudniona.

Zwolnienie czai się za rogiem

Australijczyk już teraz jest pod dużą presją. Kibice coraz poważniej podnoszą kwestię ewentualnego zwolnienia trenera. W kontekście zastąpienia Postecoglou wymieniane są kolejne nazwiska, takie jak Andoni Iraola, Edin Terzić, Kieran McKenna, Thomas Frank czy nawet Simone Inzaghi (dane za TEAMtalk). Niektórzy twierdzą, że w rolę strażaka powinien wcielić się sam Mauricio Pochettino, który obowiązki trenera Spurs miałby łączyć do końca sezonu z pozycją selekcjonera reprezentacji Stanów Zjednoczonych, którą obecnie posiada.

Na razie na zwolnienie Postecoglou jednak się nie zanosi, ale nietrudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym Australijczyk ostatecznie traci pracę, jeżeli Koguty w następnych tygodniach nie poprawią swojej formy. Kilka ligowych wpadek i potencjalne odpadnięcie z fazy pucharowej Ligi Europy mogą pogrzebać obiecującego szkoleniowca. Okazał się on kolejnym trenerem, który mimo dużych starań, nie zdołał odmienić Tottenhamu, przede wszystkim uczynić z niego ekipy zdolnej do rywalizacji o najwyższe cele.

Klub, który stał się memem

Kibice są spragnieni sukcesu, który wciąż nie może nadejść. W tym miejscu można przywołać słowa Giorgio Chielliniego po wygranym przez jego Juventus dwumeczu ze Spurs w Lidze Mistrzów w sezonie 2017-18. Włoski stoper stwierdził, że “To historia Tottenhamu – oni zawsze tworzą wiele sytuacji i dużo strzelają, lecz na samym końcu czegoś im brakuje”. Wydaje się, że poszukiwania brakującego elementu trwają w północnym Londynie od kilku dobrych lat. Kiedy się zakończą?

Niepewność dotycząca przyszłości to chyba nieodłączny element kibicowania tej drużynie. Ciekawie pisał o tym Michał Okoński, prywatnie sympatyk Kogutów, w swojej książce pod tytułem “Futbol jest okrutny”. Dziennikarz podał ciekawostkę o tym, że “z badań przeprowadzonych przez Lloyds Pharmacy wynika, że kibice Tottenhamu najbardziej ze wszystkich fanów drużyn grających w Premier League są narażeni na ataki serca, i Lloyds oferuje im nawet darmowe badania kardiologiczne”. Fani Spurs za swoimi ulubieńcami pójdą pewnie w ogień, pytanie, czy ich organizmy to wytrzymają.

Innym symbolem koguciej bezradności jest sylwetka Harrego Kane’a. Angielski napastnik przez wiele lat był wizytówką Tottenhamu. 31-latek jest drugim najskuteczniejszym zawodnikiem w historii Premier League. W barwach Spurs strzelał jak karabin maszynowy – w pojedynczym sezonie ligowym potrafił zdobyć nawet 30 bramek. Ładował gole jak na zawołanie, lecz nie zdobył z klubem z północnego Londynu ani jednego trofeum. W wyniku frustracji, że zakończy karierę bez poznania smaku jakiegokolwiek liczącego się triumfu, latem 2023 roku odszedł do Bayernu Monachium.

Tottenham dla wielu miłośników futbolu jest obiektem drwin. Mieć piękny stadion, solidny budżet, masę kibiców i całkiem przyzwoitych piłkarzy, a mimo tego wciąż nie potrafić osiągnąć sukcesu – to smutna rzeczywistość fanów Spurs. Czekają oni na lepszy czas, lecz nikt nie wie, czy albo kiedy on nastąpi.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

W końcu! Barcelona ogłosiła przedłużenie umowy ważnego piłkarza
Gwiazda Barcelony pominięta! Oto najlepszy skład tygodnia Ligi Mistrzów
Stal Mielec dopięła swego! Ważna decyzja klubu
“Feio pogardza Polakami, nie ma szacunku”. Padły mocne słowa
Gwiazda Bayernu nie na sprzedaż! Klub zatrzymał lidera
Komunikat Realu Madryt! Podstawowy piłkarz z kontuzją
Nowe wieści ws. decyzji Marciniaka! Wszystko wiadomo!
Marciniak może odetchnąć! UEFA przerwała milczenie ws. anulowanego karnego
Tomasz Smokowski: PSG jest silniejsze bez Mbappe. Kapitalny Luis Enrique
OFICJALNIE: Zagłębie Lubin ma nowego trenera!