Tragiczny czas Śląska
Sytuacja Śląska Wrocław bez wątpienia wygląda po prostu dramatycznie. Wicemistrz Polski znajduje się na samym dnie tabeli PKO BP Ekstraklasy. Zaledwie jedno zwycięstwo w 16 dotychczasowych spotkaniach dobrze obrazuje dyspozycję wrocławian. WKS doprowadził do takiego stanu, że trudno szukać jakichkolwiek argumentów za tym, że nagle się podniesie i pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej.
— Obecnie trudno mówić o ewentualnym utrzymaniu dla Śląska Wrocław. Pewność siebie piłkarzy z Wrocławia bardzo podupadła. Pozostanie w PKO BP Ekstraklasie, trzeba rozpatrywać w kategorii cudu. Przede wszystkim drużyna potrzebuje konkretnych, jakościowych wzmocnień. Moim zdaniem należy zaryzykować pod względem finansowym i pokusić się nawet o transfer gotówkowy, aby po prostu utrzymać Ekstraklasę we Wrocławiu, bo bez niej może być bardzo trudno — powiedział nam Adam Mokrzycki z portalu Śląsknet.com.
Trzeba jednak zaznaczyć, że dwa najbliższe starcia będą absolutnie kluczowe. Wspominał o tym, chociażby trener Marcin Dymkowski. — Chciałbym mocno podkreślić, że dziś świat się nie kończy. Przed nami bardzo ważne mecze. Piłkarze muszą zdobyć sześć lub cztery punkty, moim zdaniem inaczej spadniemy z Ekstraklasy. Wiadomo, przegraliśmy i odpadliśmy z Pucharu Polski, to są fakty. Chcemy jednak zbudować piłkarzy na ostatnie dwa mecze, bo Śląsk nie może spaść z Ekstraklasy — zaznaczył stanowczo szkoleniowiec po porażce z Piastem Gliwice.
Trójkolorowi muszą się przełamać, żeby dać sobie szanse na rywalizowanie o utrzymanie podczas meczów w rundzie wiosennej. — Czujemy wielki żal, że odpadamy z Pucharu Polski. Z drugiej strony dla nas wszystkich najważniejsza jest liga. Chcemy wygrać dwa najbliższe mecze, żeby było o co walczyć wiosną. Drużyna musi poczuć, że może. Oczywiście, że widzę światełko w tunelu. Wierzę w utrzymanie. Jak patrzę na naszą kadrę, na nasz skład personalny, to myślę, że po prostu damy radę — podsumował optymistycznie Tomasz Loska.
Tylko zwycięstwa mogą sprawić, że Śląsk wróci do walki o ligowy byt. Na ten moment nic na to jednak nie wskazuje. Wojskowi muszą pokonać dwa zespoły, które również są wymieniane w gronie najgorszych w całej PKO BP Ekstraklasie, więc jak nie teraz, to kiedy? To mogą być już mecze ostatniej szansy!
*Reklama
Oglądaj Ligę Mistrzów i Ekstraklasę w Canal +
— Aktualnie nie widzę szans dla Śląska. Jestem zdania, że to wrocławianie są murowanym kandydatem do spadku obok Lechii Gdańsk. Nic obecnie nie przemawia za tym, że ci piłkarze nagle przypomną sobie, jak grać w piłkę nożną. Nie ma logicznych argumentów za tym, że WKS złapie serię zwycięstw. Mecz z Lechią będzie kluczowy, bo słabszego rywala już nie będzie — podkreśla Mokrzycki.
Początek problemów we Wrocławiu
Jednym z pierwszych sygnałów tego, że Śląsk może mieć w przyszłej kampanii problemy, było zamieszanie wokół Erika Exposito. Hiszpański napastnik był kapitanem zespołu, niekwestionowanym liderem, królem strzelców i bez wątpienia jednym z najlepszych graczy w całej lidze. Władze klubu nie były w stanie przekonać go do pozostania w stolicy Dolnego Śląska i wiedziały o tym już wiele miesięcy przed zakończeniem sezonu. Szanse na zatrzymanie snajpera graniczyły z cudem, a mimo to Śląsk nie był w stanie znaleźć dla niego jakościowego następcy, który choćby w małym stopniu przejąłby jego obowiązki, a próbowano różnych rozwiązań.
Najpierw kolejnym liderem ofensywy miał być Patryk Klimala, ale po okropnych występach w poprzednim sezonie trafił do Sydney FC. Jego reputacja we Wrocławiu jest naprawdę zła. Potwierdzają to przede wszystkim słowa ze strony władz klubu. — Klimala jest symbolem przegranego mistrzostwa przez Śląsk Wrocław — powiedział na jego temat prezes Patryk Załęczny podczas audycji w Radiu Wrocław.
Kolejnym pomysłem było sprowadzenie Juniora Eyamby. Szwajcar nie dostał jednak nawet poważnej szansy. Zagrał łącznie 77 minut w lidze, a ostatnio jego kontrakt został rozwiązany. Piłkarz, który nie grał nawet wcześniej na profesjonalnym poziomie, szybko opuścił Wrocław. Dobre mecze w 3. lidze szwajcarskiej nie przeniosły się nawet na gole w rezerwach, które gają z kolei w 3. lidze polskiej.
Do Śląska przyszedł także Jakub Świerczok. 31-latek sam zadzwonił do Jacka Magiery i zaoferował mu swoje usługi drużynie. Początkowo nie był nawet gotowy do gry przez cały mecz. Długo dochodził do formy fizycznej, ale teraz i tak wygląda wręcz fatalnie. Występ z Puszczą Niepołomice tylko obnażył jego wszystkie problemy. Za jedyny pozytywny moment tego gracza w Śląsku trzeba uznać gola w meczu z Motorem Lublin.
Następnym graczem na liście jest Sebastian Musiolik. Ten przykład wymownie przedstawia cały problem. 28-latek miał w Śląsku zastąpić Exposito, który w minionym sezonie zdobył koronę króla strzelców z 19 trafieniami na koncie. Dla porównania Musiolik, przez wszystkie lata w PKO BP Ekstraklasie zdołał pokonać bramkarzy zaledwie 16 razy. Myślenie, że napastnik z takim dorobkiem strzeleckim będzie w stanie odpowiednio zastąpić Hiszpana było – eufemistycznie mówiąc – naiwne. Obawy kibiców Śląska sprawdziły się tu co do joty.
Poza wspomnianą grupą do drużyny trafił także Adam Basse. Ten ruch trudno jednak oceniać, ponieważ mówimy o zawodniku z dużym potencjałem, który ma dopiero 17-lat. Możliwe, że w przyszłości będzie stanowił o sile ataku Śląska.
Złe budowanie kadry
Skupiliśmy się na pozycji napastnika, ponieważ dobrze obrazuje ona jeden z kluczowych błędów klubu. Kadra zespołu została zwyczajnie źle zbudowana. Widać, że postawiono tu na ilość, a nie jakość. Nazwisk na liście płac jest wiele, ale nie prezentują one odpowiedniego poziomu. Wojskowi mieli grać na trzech frontach, a tymczasem rozpaczliwie marzą o utrzymaniu w lidze.
Odejścia zawodników, którzy byli filarami, obnażają nieodpowiednie planowanie w klubie. Nie chodzi przecież tylko o Erika Exposito. W dziwnych okolicznościach odchodzili także Nahuel Leiva czy Patrick Olsen. Hiszpański pomocnik na zasadzie transferu definitywnego przeniósł się do Maccabi Hajfa. Izraelski klub zapłacił za niego kwotę ok. 2,5 miliona euro. Ten ruch okazał się być ogromnym ciosem dla fanów, ponieważ między innymi prezes Śląska zapewniał jeszcze dwa dni wcześniej, że zawodnik pozostanie w drużynie. Natomiast kontrakt Duńczyka został rozwiązany za porozumieniem stron, co jeszcze bardziej zaskoczyło wszystkich kibiców. Olsen zdecydował się na dołączenie do Dinama Bukareszt, a Śląsk nie otrzymał za niego ani grosza.
— Okno transferowe zostało zupełnie stracone. Nie został ściągnięty żaden nominalny boczny obrońca, który mógłby z powodzeniem rywalizować o miejsce w wyjściowej jedenastce. Widać to na przykładzie Mateusza Bartolewskiego i Łukasza Gerstensteina, którzy częściej występowali na trzecioligowych boiskach w drużynie rezerw. Postawiono na to, że siłą zespołu ma być wszechobecna uniwersalność wielu piłkarzy, ale to się nie sprawdziło. Teraz widać, że zabrakło planu „B”. Kadra Śląska nie jest uboga, ale brakuje w niej jakości. Liczono na „złote strzały” w postaci Arnau Ortiza, Tudora Baluty i Sylvestra Jaspera, ale to piłkarze do odbudowania. Nikt z odpowiednią jakością nie wskoczył z miejsca do składu i nie jest nawet w najmniejszym stopniu bliski, aby zastąpić Erika Exposito, Matiasa Nahuela Leivę i Patricka Olsena — zauważył trafnie nasz rozmówca.
Absurdalny timing zwolnienia Magiery
Wrocławskie absurdy pokazują także okoliczności zwolnienia Jacka Magiery. Szkoleniowiec stracił pracę ze względu na tragiczne wyniki zespołu i jest to jasne, ale jak to możliwe, że mimo serii niepowodzeń władze klubu wciąż nie znalazły jego następcy. Oczywiście Michał Hetel ma potencjał, żeby zostać dobrym trenerem na tym poziomie, ale gdy wchodzisz do szatni bez doświadczenia w tak trudnej sytuacji, trudno wierzyć w wielką transformację. Możliwe, że Wojskowi zmienią trenera po nowym roku, ale wtedy może być już za późno. Do tej pory nie zrobiono nic, a drużyna notuje kolejne bolesne klęski.
— Jacek Magiera nie był w stanie odpowiednio zarządzić trudną sytuacją. Został zwolniony, ale na razie jego następcy, czyli Michał Hetel i Marcin Dymkowski nie potrafią trafić do głów piłkarzy. Pozytywny impuls był widoczny tylko w meczu z Jagiellonią Białystok. Zobaczymy, jak ważny będzie ten punkt w kontekście całego sezonu — podsumował Adam Morzycki.
Śląsk nie uczy się na błędach
Jeżeli Śląsk przegrywa na własnym stadionie w spotkaniu z Puszczą Niepołomice, to ciężko szukać większych nadziei. Zaczyna brakować racjonalnych wytłumaczeń tego, co teraz dzieje się we Wrocławiu. Nowy dyrektor sportowy wiele mówi o wzmocnieniach zimą, ale kto naprawdę będzie chciał przyjść do klubu, który gra tak źle i prawdopodobnie spadnie z ligi?
Wątpliwości jest coraz więcej, a posiadanie w swoim CV spadku raczej nie wygląda najlepiej. Trójkolorowi zaprzepaścili szansę, jaką mieli po wicemistrzostwie. Wyjątkowy sukces nie został odpowiednio wykorzystany i wrocławscy kibice wrócili do szarej rzeczywistości. Upadającą drużynę Śląska może uratować tylko niespodziewane wielkie odrodzenie i to już w najbliższych meczach.