Zanim jednak to nastąpi, zadajemy kluczowe pytania dla wszystkich 30 drużyn NBA w przeddzień startu rozgrywek. Najpierw zespoły z Konferencji Wschodniej (w kolejności alfabetycznej), a w niedzielę kluby z Konferencji Zachodniej.
Atlanta Hawks: Jaka jest przyszłość Trae Younga?
Hawks mocno się sparzyli, sięgając latem 2022 roku po Dejounte Murraya. Transfer ten ani trochę nie przybliżył ich do walki o czołówkę, a można nawet pokusić się o stwierdzenie, że ich oddalił. Murray nie był dobrany do Trae Younga i w przerwie między sezonami pożegnał się z Atlantą. Tym samym liderem zespołu pozostaje Young, ale i jego przyszłość w drużynie Jastrzębi jest niepewna. Sęk w tym, że Hawks nie mogą sobie pozwolić na konkretną przebudowę, bo oddali kilka swoich wyborów w drafcie do San Antonio Spurs, gdy sięgali po… Murraya. I oto w ten sposób pozbawili się szansy na gruntowne przebudowanie składu. Przynajmniej na razie Young pozostanie więc w zespole, ale trudno mu będzie prowadzić tę drużynę do sukcesów.
Brooklyn Nets: Czy Ben Simmons może jeszcze grać w koszykówkę?
Udało im się tego lata odzyskać swoje wybory w drafcie, które oddali m.in. za Jamesa Hardena. Po tamtych nieudanych eksperymentach – w których udział brali też Kevin Durant i Kyrie Irving – nie ma już absolutnie żadnego śladu. Nets podążają zupełnie inną ścieżką. Latem wytransferowali też Mikala Bridgesa za mocną paczkę transferową i w nadchodzącym sezonie będą jednym z kandydatów do najgorszego w lidze bilansu. No, chyba że debiutujący w roli trenera Jordi Fernadnez już w swoim pierwszym sezonie potwierdzi, jak wielkim jest fachowcem. Łatwego zadania mieć nie będzie. W zespole brak jest topowego talentu. Kiedyś kimś takim był Ben Simmons, czyli “jedynka” draftu w 2016 roku. Jego kariera w ostatnich latach to jednak pasmo niepowodzeń. Problemy zdrowotne – w tym przede wszystkim kłopoty z plecami – mocno go ograniczają. Co roku ma wracać do gry lepszy i silniejszy, ale co roku nie jest w stanie pozostać zdrowym. W dwóch ostatnich sezonach zagrał łącznie tylko w 57 spotkaniach.
Boston Celtics: Czy mogą obronić mistrzostwo?
Mogą, a nawet powinni. Są wyraźnym faworytem. Zagrają niemal w tym samym składzie, w którym zdobyli tytuł w ubiegłym sezonie. Łącznie aż 13 z 15 graczy wróciło do Bostonu na kolejny sezon, w tym wszyscy najważniejsi zawodnicy z wygranych finałów. Fakt faktem, że przynajmniej do grudnia będą musieli sobie radzić bez kontuzjowanego Kristapsa Porzingisa, natomiast pokazali w poprzedniej fazie zasadniczej, że siłą ich składu jest duża głębia. Od 2018 roku – gdy Golden State Warriors zdobyli drugie z rzędu mistrzostwo z Kevinem Durantem jako MVP finałów – nikomu nie udało się obronić tytułu. Celtics wyglądają w tej chwili jak najlepszy kandydat do przełamania tej passy.
Charlotte Hornets: Czy LaMelo Ball może być zdrowy?
Ball to jeden z najbardziej ekscytujących zawodników w całej lidze. Nieszablonowe podania i efektowne rzuty. Brakuje w tym sukcesów jego drużyny, w czym przeszkadzają mu także ciągłe problemy z kostkami. Od października 2022 roku rozgrywający wybrany najlepszym debiutantem sezonu 2020-21 wystąpił łącznie tylko w 58 spotkaniach. Kolejne “stracone” rozgrywki mogą przelać czarę goryczy w Charlotte, szczególnie że bardzo udany debiutancki rok ma za sobą Brandon Miller. Jeśli będzie pewniejszą opcją niż LaMelo, to niewykluczone, że Hornets mianują go na nowego lidera, a dotychczasowemu poszukają nowego domu.
Chicago Bulls: W jaki sposób wytransferować Zacha Lavine’a?
Nie wiadomo, czy się da. Nie z takim kontraktem. LaVine ma za sobą bardzo zły okres. 29-letni obrońca wystąpił w ubiegłym sezonie tylko w 25 spotkaniach, a potem przeszedł operację prawej stopy. Problemy zdrowotne mocno wpłynęły na jego grę. Bulls z kolei wytrwale szukali dla niego nowego domu, ale wartość byłego all-stara dramatycznie spadła. Według różnych doniesień władze klubu przygotowały… 15 różnych wymian z udziałem swojej gwiazdy. Wszystko na nic. Nie pomaga głównie fakt, że LaVine w ramach swojego obecnego kontraktu do końca rozgrywek 2026-27 zainkasuje łącznie jeszcze aż 137 mln dol. Tak wielka umowa to pokłosie najlepszych czasów w karierze obrońcy, który jeszcze trzy lata temu zdobywał z kadrą USA olimpijskie złoto w Tokio, a rok później podpisywał właśnie ogromnych rozmiarów przedłużenie kontraktu po drugiej z rzędu nominacji do Meczu Gwiazd. Teraz trzeba więc najpierw odbudować jego wartość.
Cleveland Cavaliers: Jak duży krok może zrobić Evan Mobley?
Niewiele się w Cleveland tego lata zmieniło, poza jednym: trenera J.B. Bickerstaffa zastąpił Kenny Atkinson. W związku z tym Cavaliers liczą, że nowy szkoleniowiec odblokuje potencjał drużyny w sposób, jaki nie potrafił tego zrobić jego poprzednik. Jednym z takich zawodników, u których ten potencjał trzeba jeszcze wyzwolić, jest niewątpliwe Mobley. Szczególnie że jego trzeci sezon w lidze – po bardzo udanych rozgrywkach numer dwa – nie przyniósł oczekiwanego przełomu. Utalentowanego podkoszowego wstrzymuje przede wszystkim brak solidnej trójki, co utrudnia efektywne wystawienie go w duecie z Jarretem Allenem.
Detroit Pistons: Czy Cade Cunningham to materiał na supergwiazdę?
Tego lata dostał w kontrakcie pieniądze jak dla all-stara, choć jeszcze na ten poziom nie wszedł. Pistons widzą jednak jego postępy i cały czas liczą, że Cunningham będzie dla nich “tym jedynym”. Rozgrywający z każdym rokiem w NBA jest coraz lepszy. Niełatwą jest natomiast sztuką rozwijać się w słabym zespole, który od dłuższego czasu przegrywa na potęgę. Mimo tego obrońca wybrany z pierwszym numerem draftu w 2021 roku pozostaje jednym z najbardziej obiecujących graczy w lidze. Ma znakomitą wizję gry – po prostu koledzy często mają problem z wykańczaniem akcji. Ma też coraz lepszy rzut i punkty potrafi zdobywać niemal z każdego miejsca na parkiecie – po prostu trudno w Detroit o lepszy spacing. Ma też coraz więcej pewności siebie – po prostu mało kto zwraca uwagę na Pistons, gdy drużyna w całym sezonie wygrywa zaledwie 14 spotkań. Może nigdy nie będzie najwybitniejszym solistą, natomiast jawi się jako naprawdę znakomity dyrygent. Jeśli takim się rzeczywiście stanie, to w Detroit będą mogli być zadowoleni.
Indiana Pacers: Czy poprzedni sezon był początkiem czegoś wielkiego?
Większość oczu skupia się na takich zespołach jak Philadelphia 76ers czy New York Knicks w kontekście największych wyzwań dla aktualnych mistrzów konferencji i ogólnie całej ligi, czyli Boston Celtics. To jednak Pacers grali przeciwko Celtom już w tegorocznych finałach konferencji. I według mistrzów byli ich najtrudniejszym wyzwaniem, nawet jeśli seria skończyła się zwycięstwem Bostończyków do zera. Przebudowa w Indianapolis gwałtownie przyspieszyła w ubiegłym sezonie, gdy Tyrese Haliburton zaliczył fantastyczną pierwszą część rozgrywek. Sięgnięcie po Pascala Siakama było tego następstwem, a Pacers po dodaniu do składu byłej gwiazdy Toronto Raptors spisywali się naprawdę dobrze. Ich pierwszy od 2014 roku awans do finałów konferencji jest tego najlepszym dowodem. Teraz trener Rick Carlisle – jeden z największych w NBA specjalistów od ofensywy – może sobie to wszystko poukładać od początku nowych rozgrywek, dlatego o Pacers w tych rozmowach o czołówce Wschodu zapominać po prostu nie można.
Miami Heat: Kiedy Jimmy Butler przestanie się wygłupiać?
Pozostaje świetnym graczem i jednym z najlepszych zawodników na obie strony parkietu w lidze. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Butler ostatnio zbyt mocno skupił się na sprawach pozaboiskowych. W poprzednim sezonie trochę jakby odbębnił fazę zasadniczą (nigdy jeszcze w barwach Heat nie rozegrał w rundzie zasadniczej więcej niż 60 meczów), a potem nie miał nawet okazji dominować tak jak rok wcześniej, bo w pierwszym meczu turnieju play-in doznał kontuzji i granie zakończył. Wkurzył się więc na niego Pat Riley i na razie mowy o nowym kontrakcie nie ma. W związku z tym 35-latek wchodzi tak w zasadzie w ostatni rok swojej umowy (na rozgrywki 2025-26 ma opcję gracza). W teorii zdaje się, że obie strony wolałyby tę współpracę przedłużyć, ale w praktyce przyszły sezon może upłynąć pod znakiem plotek transferowych. Wiele zależy od tego, jak Butler podejdzie do swoich obowiązków. Nadal może być jednym z najbardziej wpływowych graczy w lidze. Tym razem w trakcie dnia dla mediów nie było już żadnych wygłupów, a to dobry znak dla fanów Miami.
Milwaukee Bucks: Czy na Khrisa Middletona można jeszcze liczyć?
W tegorocznej fazie play-off przypomniał, jak znakomitym jest zawodnikiem i jak zimna krew płynie w jego żyłach w końcówkach meczów. Middleton nie musiałby jednak o tym przypominać, gdyby w ostatnich latach był po prostu zdrowszy. Niestety kontuzje mocno ograniczają jego poczynania w Milwaukee i bardzo źle działają na Bucks, którzy bardzo potrzebują m.in. jego kreacji rzutów dla siebie i innych. 33-letni już skrzydłowy rozegrał tylko 88 meczów w dwóch ostatnich sezonach, a latem przeszedł operację na obu swoich problematycznych kostkach. To nie nastraja zbyt optymistycznie, a przecież musi być zdrowy, jeżeli Bucks chcą skutecznie walczyć o czołówkę Wschodu. Mistrzom z 2021 roku już od dawna brakuje świeżości, a zmiany na stanowisku pierwszego trenera – od Mike’a Budenholzera przez Adriana Griffina do Doca Riversa – nic dobrego nie przynoszą.
New York Knicks: Czy mogą postawić się Celtics?
Sporo dobrego dzieje się w ostatnich latach w Nowym Jorku. Udało się Knicks wrócić na koszykarską mapę. Tego lata władze klubu postanowiły spróbować iść o krok dalej. Wiatr w żaglach sprawił, że zdecydowano się na naprawdę duże ruchy. Oddano łącznie pięć wyborów w pierwszej rundzie draftu za Mikala Bridgesa. To więcej niż za Kevina Duranta! Potem wielkie pieniądze dostał OG Anunoby. Następnie trochę mniejsze Jalen Brunson, który jako lider zdecydował się nieco poświęcić finansowo i zostawić na stole kilkadziesiąt milionów dolarów. I gdy już wydawało się, że ta drużyna w tym nowym składzie dostanie szansę rywalizować w przyszłym sezonie, to Knicks raz jeszcze zamieszali i przed startem obozu przygotowawczego oddali Juliusa Randle’a oraz Donte DiVincenzo w zamian za Karla-Anthony’ego Townsa. Czy wszystkie te ruchy pozwolą im postawić się Celtics? Takiej sumy talentu w Nowym Jorku dawno nie było, choć znaków zapytania wokół Knicks nadal jest sporo. Wśród nich przede wszystkim kwestia zdrowia, które już w ubiegłym sezonie nie pozwoliło tej drużynie skuteczniej walczyć w fazie play-off.
Orlando Magic: Kiedy liderzy wejdą na wyższy poziom?
Od kilku lat ciągle idą w górę. Z roku na rok poprawiają liczbę zwycięstw. Magic wrócili do fazy play-off i dzielnie walczyli w pierwszej rundzie przeciwko Cavaliers. Odpadli dopiero po siedmiu meczach, ale mają świetne widoki na przyszłość. Latem wykorzystali wolne środki na ściągnięcie Kentaviousa Cadlwella-Pope’a. Jego wartość niech podkreśli fakt, że to zawodnik, którego każdy zespół w lidze chciałby mieć u siebie. Idealne uzupełnienie składu. Płakali, płaczą i płakać będą za nim w Denver. Jednak najważniejsza w Orlando będzie postawa dwóch młodych liderów tej drużyny. Paolo Banchero zrobił już ogromny krok do przodu. Zagrał w Meczu Gwiazd i świetnie wypadł w fazie play-off. Teraz ten krok musi zrobić Franz Wagner, który jest niezwykle wszechstronnym graczem, ale jego braki na dystansie są często piętą achillesową Magic. Do spółki z Banchero ma szansę stworzyć w Orlando coś wyjątkowego. Ich rozwój jest zresztą mocno ze sobą powiązany. Im lepsi się staną, tym łatwiej będzie im współpracować i prowadzić swój klub do sukcesów.
Philadelphia 76ers: Czy Joel Embiid będzie zdrowy?
W teorii znów zdobywał średnio najwięcej punktów spośród wszystkich graczy, ale w praktyce opuścił zbyt wiele spotkań, by się zakwalifikować. Ostatecznie Embiid i tak przeszedł do historii, bo rozgrywki zakończył z dorobkiem 1353 punktów w 1309 minut gry. Został tym samym dopiero drugim w dziejach NBA graczem (pierwszy był Wilt Chamberlain w 1962 roku), który miał w sezonie więcej punktów niż minut. Jednak jego poczynania znów zbyt mocno ograniczyły kłopoty zdrowotne. Rozegrał tylko 39 meczów, a kolejny już zabieg na problematycznym kolanie zabrał mu dwa miesiące sezonu i wyraźnie spowolnił, gdy zdołał wrócić do gry w najważniejszych momentach sezonu. A latem, zamiast odpoczywać i przygotowywać swoje ciało do trudów sezonu, 30-latek grał z reprezentacją USA w Paryżu. Zdrowie pozostaje więc największym znakiem zapytania przy środkowym, który w swojej karierze nigdy jeszcze nie przeszedł drugiej rundy fazy play-off. Tymczasem w Filadelfii wreszcie zbudowano wokół niego naprawdę świetną drużynę. Jednego all-stara w osobie Tyrese Maxeya już obok siebie miał, a latem doszedł drugi w postaci Paula George’a. Teraz wszystko zależy tak naprawdę od Embiida, którego ciało jak do tej pory w najważniejszych momentach niestety zawodziło.
Toronto Raptors: Kto stworzy ich trzon?
Ostatni kluczowi dla mistrzostwa z 2019 roku gracze opuścili Toronto. Nie ma już żadnych wątpliwości, że w Kanadzie rozpoczęła się zupełnie nowa era. Twarzą drużyny został Scottie Barnes, ale to na razie jedyny pewny fundament Raptors, którzy w nowych rozgrywkach dalej będą szukać nowej tożsamości. Wszechstronny skrzydłowy jawi się jako nowy lider kanadyjskiej ekipy. Latem podpisał przedłużenie kontraktu na pięć kolejnych lat o wartości 225 mln dol. Nowy kontrakt dostał też m.in. Immanuel Quickley, czyli jeden z zawodników pozyskanych w ramach transferu “starej gwardii”. Sęk w tym, że jak do tej pory w zasadzie tylko Barnes pokazał, że naprawdę warto na niego stawiać i inwestować w jego rozwój. Poza nim nie ma w Toronto wyraźnego trzonu, na którym można by dalej budować zespół. Kolejny sezon będzie więc dobrą okazją, by przekonać się, czy Quickleya oraz RJ Barretta – który dołączył do klubu razem z rozgrywającym w wymianie z New York Knicks – też można traktować jako przyszłość tego klubu. Raptors nawet nie ukrywają, że są w fazie przejściowej i zapewne znów przegrają wiele spotkań, by mieć jak najwięcej szans na wysoki wybór w przyszłorocznym drafcie.
Washington Wizards: Czy mogą wylosować pierwszy numerek draftu?
15 zwycięstw. Tylko tyle zdołali uzbierać na swoje konto zawodnicy Wizards w minionym sezonie. Ustanowili tym samym niechlubny rekord klubu. Nigdy wcześniej w historii stołecznej drużyny nie było aż tak słabych rozgrywek. Przyniosło to przynajmniej wysoki wybór w tegorocznym drafcie. Z “dwójką” do Waszyngtonu trafił Alex Sarr. Nie jest to jednak – przynajmniej na razie – zawodnik, który zmieni oblicze klubu. Tego nadal trzeba szukać. W związku z tym Wizards najpewniej znów będą szukali możliwości, by w przyszłorocznym naborze wybierać wysoko. A to oznacza kolejny sezon fatalnych wyników. Warto przy tym pamiętać, że dd czasu zmiany formatu loterii draftu w 2019 roku, kiedy to wprowadzono zasadę, że trzy drużyny z najsłabszym bilansem dostają tyle samo szans (14 proc.) na wylosowanie pierwszego numerka, nie zdarzyło się jeszcze, by rzeczywiście najgorszy w lidze zespół otrzymał „jedynkę”. Wizards będą chcieli to przełamać, szczególnie że nagrodą główną naboru w przyszłym roku ma być świetnie zapowiadający się Cooper Flagg.