HomeExtraCierpliwy powrót na szczyt. Jak Boston Celtics zbudowali skład na mistrzostwo NBA

Cierpliwy powrót na szczyt. Jak Boston Celtics zbudowali skład na mistrzostwo NBA

Źródło: własne

Aktualizacja:

Dokładnie po 16 latach – co do dnia – Boston Celtics wrócili na szczyt NBA, zdobywając 18. mistrzostwo w historii klubu. W jaki sposób zbudowali drużynę na tytuł?

Jayson Tatum

Associated Press / Alamy

Brown i Tatum się doczekali

Kolejny już raz mistrz NBA uczy, że cierpliwość popłaca. Rok temu pokazali to Denver Nuggets. Tym razem – Boston Celtics, którzy znów są najbardziej utytułowanym klubem wszech czasów. Do mistrzostwa poprowadził ich duet Jayów: Jayson Tatum oraz Jaylen Brown. Dwóch wychowanków, których przygoda w Bostonie wiele razy znalazła się na zakręcie. Ile oni się nasłuchali przez te lata. Że do siebie nie pasują, że nie potrafią razem wygrywać i że lepiej ich rozdzielić. Teraz mają więc swój moment, bo to na ich barkach Celtics po wielu latach wrócili na szczyt.

Co teraz będą mówić?! – krzyczał Tatum w szatni Celtics z pucharem pod ręką, a wtórował mu Brown, którego w poniedziałek wybrano najlepszym graczem serii finałowej z Dallas Mavericks. – Dzielę ten sukces z moimi braćmi z drużyny, a przede wszystkim z moim wspólnikiem w tej “zbrodni”, czyli Jaysonem Tatumem – mówił skrzydłowy bostońskiego zespołu, gdy to jemu dość niespodziewanie wręczono nagrodę dla MVP serii finałowej. Jako para Brown i Tatum rozegrali wspólnie aż 107 meczów w fazie play-off, zanim sięgnęli po tytuł. Żaden duet w historii ligi nie czekał na mistrzostwo aż tak długo.

Bez sentymentów

Celtics czekali od 2008 roku, kiedy to do ziemi obiecanej doprowadził ich wielki tercet. Kevin Garnett, Ray Allen i Paul Pierce przerwali posuchę i wygraną nad Los Angeles Lakers w wielkim finale zapewnili Celtom pierwszy od 1986 roku mistrzowski tytuł. W kolejnych latach ekipa trenera Doca Riversa była blisko powtórki. Grała nawet w finale w 2010 roku, ale kolejnego sukcesu nie było. Pięć lat po mistrzostwie przyszedł czas na zmiany. To wtedy tak naprawdę zaczęła się budowa obecnego zespołu. Celtics zatoczyli dziś bardzo szerokie koło. W jaki sposób?

Danny Ainge, ówczesny menedżer zespołu, w 2013 roku zdecydował się na transfer Pierce’a i Garnetta. Nie zrobiłby tego Red Auerbach, czyli architekt wielkich sukcesów Celtics z ubiegłego wieku, który legend – jak Larry Bird czy Kevin McHale – po prostu nie ruszał. Zawodnicy ci spędzili w Bostonie całe swoje kariery. Pierce, MVP finałów w 2008 roku, też był na dobrej drodze, bo w zielono-białych barwach grał od początku swojej przygody w NBA. Ainge nie miał jednak sentymentów. Porozumiał się z Brooklyn Nets, a efekty tej wymiany właśnie teraz świętują w Bostonie.

Nets z prezentami dla Celtics

Celtics od Nets dostali bowiem wybory w pierwszej rundzie draftu – kluczowe, jak się potem okazało, dla przebudowy zespołu. W tym samym roku do drużyny jako trener dołączył Brad Stevens, a choć Celtics w jego pierwszym sezonie opuścili fazę play-off, to jasne było, że taki stan rzeczy długo nie potrwa. Sezon 2013-14 był więc jedynym, w którym Celtów zabrakło w fazie play-off. Bostończycy krok po kroku budowali coraz silniejszy zespół, a przy tym nie musieli samemu przegrywać, by liczyć na wysokie numery w naborze – to zapewniła im tamta wymiana z Nets.

Nowojorska ekipa oparta na weteranach – jak Garnett czy Pierce – szybko się bowiem wypaliła, a to zadziałało na korzyść Celtics. Pewnie nawet Ainge nie spodziewał się, że aż tak bardzo. Nets sprezentowali Celtom trzeci wybór w drafcie w 2016 roku, z którym do Bostonu trafił Jaylen Brown. Rok później słabiutcy Nets wylosowali… pierwszy numer naboru, ale ponownie byli zobowiązani oddać go rywalom. Celtics tymczasem zidentyfikowali swoją gwiazdę wbrew powszechnej opinii (pewniakiem w tamtym drafcie był wybrany z pierwszym numerem Markelle Fultz) i oddali “jedynkę” za “trójkę”, z którą postawili na Jaysona Tatuma.

Przebić szklany sufit

W dwa lata, rok po roku, Celtics wybrali więc swoich dwóch przyszłych liderów. W międzyczasie z klubem związał się Al Horford, który w 2016 roku przyszedł do Bostonu jako wolny zawodnik. To też był kamień milowy dla tego zespołu. Dowód na to, że wszystko w Massachusetts idzie w dobrym kierunku. W kolejnych latach Celtics bez skutku próbowali jednak przebić szklany sufit. Regularnie bywali w finałach konferencji. W różnych składach personalnych, z różnymi trenerami i różnymi gwiazdami. Isaiah Thomas, Kyrie Irving, Gordon Hayward, Kemba Walker. W 2021 roku Brad Stevens z trenera stał się menadżerem. Na jeden sezon zastąpił go Ime Udoka.

To on w 2022 roku wprowadził Celtics z powrotem do finałów, gdzie ci nie dali jednak rady z Golden State Warriors. Tamta porażka mocno siedziała zresztą w bostońskiej drużynie, tym bardziej że znaczna część graczy obecnej ekipy miała w ustach gorzki smak przegranej. Wojownicy świętowali zresztą wtedy na parkiecie TD Garden, wygrywając trzy kolejne spotkania po tym, gdy Celtowie wyszli na prowadzenie 2-1. Powtórki nie było. Na kilka tygodni przed startem sezonu Udoka został przez władze Celtics zawieszony za złamanie klubowych reguł (według medialnych doniesień chodziło o romans z podwładną), co było początkiem kolejnego sezonu pełnego wzlotów i upadków.

Jedno się nie zmieniło

Celtics przed rokiem znów zameldowali się w finale konferencji, ale tam przegrali z niżej notowanym rywalem. Miami Heat wygrali trzy pierwsze mecze serii, a choć Bostończycy w niesamowitych okolicznościach – po trafieniu Derricka White’a równo z końcową syreną w szóstym meczu – zdołali doprowadzić do meczu numer siedem, to przed własną publicznością nie dali rady dokonać historycznej rzeczy. Nie było największego comebacku w dziejach ligi. Tatum skręcił kostkę w jednej z pierwszych akcji spotkania, a Brown nie dowiózł jako drugi z liderów drużyny.

Przez te lata jedno się w Bostonie nie zmieniło. Tatum i Brown. To był trzon zespołu, w który Celtics – mimo wszystkich głosów z zewnątrz i mimo wszystkich momentów zwątpienia – nieustannie wierzyli. Najpierw nie ugiął się Danny Ainge, gdy głośno mówiło się o tym, że powinien wytransferować wybory w drafcie przejęte od Nets. Potem nie ugiął się też Brad Stevens, gdy po kolejnych niepowodzeniach Celtów wróciły głosy, że przecież Tatum i Brown nie pasują do siebie, nie uzupełniają się odpowiednio i nie potrafią razem wygrywać, a najlepszym rozwiązaniem dla bostońskiego klubu będzie wreszcie ten duet rozbić.

Mistrzowska układanka

Brown przed startem tego sezonu podpisał tymczasem rekordowe przedłużenie kontraktu o wartości 300 mln dol. Kolejny dowód zaufania, tym bardziej po fatalnej w jego wykonaniu serii z Heat. Serii, którą Brown przez calutkie lato odtwarzał w głowie, co przyznał już w trakcie tegorocznych finałów. Na tej porażce zbudował swój sukces. Pracowite lato miał również Stevens, który od 2021 roku – gdy został menadżerem – chyba jeszcze nie pomylił się w nowej roli. Najpierw z dużym bólem serca oddał Marcusa Smarta – wybór Celtics w drafcie w 2014 roku, który od tego czasu był duszą zespołu – pozyskując Kristapsa Porzingisa.

Potem na kilka dni przed startem sezonu skorzystał z okazji i ściągnął Jrue Holidaya, który kilka lat temu pomógł Milwaukee Bucks zdobyć tytuł. To był ostatni element mistrzowskiej układanki. Stevens w każdym roku wykonywał zresztą jakiś znaczący ruch transferowy. Niedługo po objęciu zupełnie nowego dla siebie stanowiska sprowadził Horforda z powrotem do Bostonu. Z kolei w 2022 roku dodał do drużyny White’a, który okazał się kluczowym wsparciem dla liderów. Ważne role w finałach odgrywali też m.in. Payton Pritchard (z draftu 2020) czy Sam Hauser (dołączył do klubu jako wolny gracz w 2021 roku), których Celtics rozwijali od samego początku ich przygód z NBA.

Mazzulla stworzył potwora

Wreszcie to także Joe Mazzulla, a więc szkoleniowiec bostońskiej ekipy, jest wynalazkiem Stevensa, który we wrześniu 2022 roku nie bał się powierzyć 34-letniemu wtedy asystentowi roli pierwszego trenera. Początkowo miała być to funkcja tymczasowa, ale Celtics pod wodzą Mazzulli spisywali się na tyle dobrze, że w połowie rozgrywek 2022-23 ten dostał pracę na pełen etat. Na debiutującego w tej roli szkoleniowca spadła ogromna krytyka po porażce Celtów w finale konferencji, lecz i on miał pełne poparcie władz bostońskiego klubu. I znów cierpliwość wyszła im na dobre.

Mazzulla (najmłodszy trener w lidze) w swoim drugim sezonie stworzył w Beantown potwora, opierając się przede wszystkim na rzutach za trzy punkty. Celtowie mieli najlepszy w historii ligi atak, a Holiday i Porzingis znakomicie wkomponowali się w drużynę Celtics. Wygrali najlepsze w lidze 64 spotkania w fazie zasadniczej – o 14 więcej niż druga ekipa na Wschodzie. Zaliczyli aż trzy wygrane różnicą ponad 50 punktów, jako pierwsi w dziejach NBA. Ale ich przeszłość – i fakt, że w dziejach żaden inny mistrzowski zespół Bostonu nie kazał na siebie tak długo czekać – nie dawała o sobie zapomnieć. Głosy zwątpienia było dobrze słychać, gdy Celtics już w drugim meczu fazy play-off przegrali z Heat przed własną publicznością.

Celtics dominowali jak mało kto

Okazało się, że była to jedna z ledwie trzech porażek Celtów w drodze po mistrzostwo. Bostończycy w przeciwieństwie do lat poprzednich potrafili bowiem znakomicie odpowiedzieć. Tym razem “nie bawili się jedzeniem”. Do maksimum wkorzystali fakt, że ich rywale – w każdej tak naprawdę rundzie – mieli problemy zdrowotne. Sami przez większość fazy play-off musieli sobie przecież radzić bez Porzingisa. Nie pozwolili, by to na nich wpłynęło. Nie pozwolili też, by przeszłość odegrała na ich drodze jakąkolwiek rolę. Zamiast mierzyć się z jej ciężarem, odcięli się od jej szumu i wykorzystali te doświadczenia. Teraz już nie pozwolili uciec swojej wielkiej szansie.

4-1 z Heat w pierwszej rundzie. 4-1 z Cavaliers w rundzie numer dwa. 4-0 w finałach konferencji z Pacers. I wreszcie 4-1 w wielkim finale przeciwko Mavericks po trzech zwycięstwach u siebie i znakomitej wygranej w Dallas w trzecim meczu. 16 zwycięstw w 19 spotkaniach, a po drodze 10-meczowa seria wygranych. Łącznie aż 80 wiktorii w całym sezonie. Ich postawa w serii finałowej była znakomitym odzwierciedleniem całych rozgrywek, w których dominowali jak mało kto w NBA w ostatnich latach. Stevens stworzył skład kompletny, a Mazzulla – ze swoimi niekonwencjonalnymi metodami trenerskimi; jego gracze nie bez powodu nazywają go “psycholem” – ułożył z tej układanki mistrzowski zespół, który nie zostawił żadnych wątpliwości, kto był najlepszy w NBA.

Znów na szczycie

Nikt już dziś nie powie, że Celtics nie dowożą, a Brown i Tatum nie potrafią razem wygrywać. Przeszłość, jakkolwiek wyboista, pomogła stać się teraźniejszości. – Śniłem o tej chwili, ale rzeczywistość jest 10 razy lepsza – mówił po spotkaniu 26-letni Tatum, który swój pierwszy w karierze tytuł zdobył szybciej niż m.in. LeBron James, Michael Jordan, Shaquille O’Neal, Stephen Curry czy Kevin Durant. Z jego barków, ale też ogólnie z ramion Celtics, spadł wreszcie wielki ciężar. Przeszczęśliwy był m.in. 38-letni Horford. Weteran mógł wreszcie świętować pierwsze mistrzostwo w swoim 17. sezonie w lidze po 186 występach w fazie play-off.

A choć mogło się wydawać, że Bostończycy nie zostali odpowiednio przetestowani w tegorocznej fazie play-off, to jednak bliższe prawdy jest chyba stwierdzenie, że oni po prostu do każdego testu byli świetnie przygotowani. Aż ma się wrażenie, że wszystkie te sprawdziany w jakimś sensie były dla nich za łatwe. Nie ma jednak wątpliwości, że po tylu latach wszyscy w Bostonie docenią trud tego mistrzostwa. Cierpliwie pracowali na to przez wiele sezonów, nie pomijając ani jednego kroku. I dziś znów są na szczycie. Ponownie jako ta najbardziej utytułowana drużyna w historii NBA.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Tomasz Tułacz chwali Raków. Ciepłe słowa trenera Puszczy
Wieczysta Kraków nie marnuje takich prezentów. Obrońcy odcięło prąd [WIDEO]
Grzegorz Krychowiak wrócił do Europy! To już oficjalne
Grabara robił co mógł! Wolsfburg stracił wygraną w samej końcówce
Kosta Runjaić napędził strachu mistrzom! Udinese nie ma się czego wstydzić [WIDEO]
Co za wyczyn gwiazdy Chelsea! Zrobił to jako pierwszy w historii
Raków znów zwycięski! Puszcza rozbita w Częstochowie [WIDEO]
To on skorzysta na odejściu Fornalika? Jasne stwierdzenie nowego trenera
Fran Tudor pomógł wzmocnić ligowego rywala. Skomplementował Polskę
Gerstenstein liczy na poprawę swojej sytuacji w Śląsku Wrocław. “Chcę występować w Ekstraklasie”