Mileta Rajović – oto snajper, który kosztował Legię trzy miliony
Atmosferę wokół Legii Warszawa można opisać jednym słowem: „frustracja”. Choć w ostatnich czterech latach stołeczna ekipa wydała na transfery ponad 13 milionów euro, legioniści wciąż czekają na pierwsze mistrzostwo Polski od sezonu 2021/22. Zdesperowani kibice rozpoczęli akcję pt. „stop finansowaniu dziadostwa”. Jej efekty widać było już w zeszły czwartek. Na meczu z Aktobe FK w pierwszej rundzie Ligi Europy odnotowano najniższą frekwencję od trzech lat.
W minionym sezonie władze klubu próbowały ratować sytuację ofensywą transferową. Na nowych piłkarzy przeznaczono prawie siedem milionów euro. Ekipa z Łazienkowskiej potrafiła nawet pobić transferowy rekord Ekstraklasy. Ruben Vinagre był najdroższym piłkarzem w historii ligi przez kilka miesięcy. Od wtorku pierwsze miejsce w tej klasyfikacji zajmuje Mileta Rajović, a więc kolejny piłkarz, w którym Legia będzie pokładała swoje nadzieje na odzyskanie mistrzostwa Polski.
Trzeba przyznać, że Rajović nie był nigdy typowym „wonderkidem”. Do 22. roku życia grał w niższych ligach duńskich. Nawet tytuł króla strzelców drugiej ligi nie pozwolił mu przebić się do Superligaen. W styczniu 2023 jego talent dostrzegł zaś szwedzki Kalmar FF. Jak się okazało, Duńczyk dobrze poradził sobie w nowym kraju. Strzelił 13 goli w 26 meczach i szybko stał się bohaterem zaskakującego transferu. Po niecałych dziewięciu miesiącach w Szwecji zgłosił się po niego Watford. Anglicy wydali na rosłego snajpera dwa miliony euro.
25-latek nie umiał jednak zagrzać sobie miejsca na Vicarage Road. Choć w swoim pierwszym sezonie w barwach „Szerszeni” zdobył 14 bramek, latem zeszłego roku Watford postanowił oddać Rajovicia na wypożyczenie do Brondby. Choć nowy nabytek Legii Warszawa cieszył się zaufaniem Jespera Sorensena, po zmianie na stanowisku trenera stał się rezerwowym. W 10 meczach rundy mistrzowskiej tylko raz znalazł się w wyjściowym składzie. Nie mówimy zatem o gwieździe ligi duńskiej.

Rajović ma pewne ograniczenia
Patrząc na statystyki Rajovicia, nie można odmówić mu tego, że jest skutecznym napastnikiem. Przez ostatnie cztery lata pokazał, że potrafi regularnie trafiać do siatki.
- sezon 2024/25: 0,70 gola/90 minut (13 goli w 34 meczach)
- sezon 2023/24: 0,51 gola/90 minut (12 goli w 45 meczach)
- sezon 2022/23: 0,56 gola/90 minut (22 gole w 41 meczach)
- sezon 2021/22: 0,64 gola/90 minut (18 goli w 28 meczach)
Dla porównania, w minionym sezonie Mikael Ishak – a więc wicekról strzelców PKO BP Ekstraklasy – zanotował wynik na poziomie 0,69 gola/90 minut. Istnieje więc szansa, że Rajović poradzi sobie w polskiej lidze. Problem leży jednak gdzieś indziej.
Wszyscy podkreślają, że 25-latek jest typowym „egzekutorem” – zawodnikiem, którego głównym zadaniem będzie strzelanie goli. Nie należy się spodziewać, że Duńczyk pomoże zespołowi w takich dziedzinach, jak pressing czy też konstruowanie akcji. Tak opisuje go Adam Drury z „Watford Observer”
– Dobrze atakuje piłki w powietrzu i często znajduje się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Rzadko natomiast sam sobie wykreuje okazję – nie bazuje ani na szybkości, ani na fizyczności. Jeśli zespół będzie skonfigurowany tak, by on nie musiał uczestniczyć w rozgrywaniu, a mógł skupić się na życiu w polu karnym – powinien strzelać gole – powiedział angielski dziennikarz w rozmowie z portalem legia.net.
Jego ocenę potwierdzają dane zgromadzone przez portal Fotmob. Okazuje się, że w minionym sezonie Rajović strzelał zza pola karnego tylko dziewięć razy (na 41 prób). Widać też, że 25-latek znacznie odstawał od czołówki ligi duńskiej, jeśli chodzi o dryblingi i pracę w defensywie.

Duńczyk jest piłkarzem, do którego niewątpliwie trzeba dostosować styl gry. Jeśli zawodnik mierzący aż 196 centymetrów wzrostu nie będzie dostawał dośrodkowań, Legia będzie tak naprawdę grać w dziesięciu.

Duńczyk może być drugim Nsame
Kupując Rajovicia Legia pokazuje, że nie uczy się na swoich błędach. Rok temu na Łazienkowską trafił Jean-Pierre Nsame, a więc piłkarz bardzo podobny do Duńczyka. Kameruńczyk także jest zawodnikiem, któremu trzeba podać piłkę na tacy. Wiedziały o tym władze Young Boys Berno, które przez lata otaczały snajpera zdolnymi kreatorami. Tymczasem w Legii nie ma zbyt wielu piłkarzy, którzy mogliby współpracować z 25-latkiem. Jeśli chodzi o tworzenie sytuacji za pomocą dośrodkowań, w ścisłej czołówce Ekstraklasy jest jedynie Ruben Vinagre. Całkiem dobrze wyglądają statystyki Wahana Biczachczjana, lecz jest to zawodnik, który lubi schodzić z piłką do środka. Rajović będzie też mógł liczyć na pomoc Pawła Wszołka i Kacpra Chodyny, który musi jednak poprawić celność podań.
W kadrze Edwarda Iordanescu są też piłkarze, którzy wolą, gdy futbolówka jest na ziemi. Do tej grupy można zaliczyć m.in. Juergena Elitima, Ryoyę Morishitę, Marca Guala i Wojciecha Urbańskiego. To podział, który pokazuje, że legioniści wciąż nie mają pomysłu na siebie. Może się zatem okazać, że bez odpowiednich podań Rajović podzieli los Nsame.
Nie można oprzeć się wrażeniu, że Legia nie wycisnęła maksimum z tych trzech milionów euro. Nawet jeśli przyjmiemy, że ekipa z Łazienkowskiej stawia na jakość kosztem ilości, za tę kwotę da się kupić dużo bardziej perspektywicznego gracza. Pokazuje to chociażby Slavia Praga, która powinna być wzorem dla wszystkich polskich klubów. Na początku lipca Czesi zapłacili trzy miliony euro za 19-letniego Youssouphę Sanyanga. Z kolei w styczniu wydano 3,5 miliona za rówieśnika Sanyangi, Divine Teaha.
Oczywiście, Slavia może sobie pozwolić na takie inwestycje, ponieważ funkcjonuje już w innych realiach finansowych. Trzeba jednak zaznaczyć, że potentat ze stolicy kraju rozumie to, jakie znaczenie ma potencjał sprzedażowy. El Hadji Malick Diouf właśnie stał się najdroższym piłkarzem w historii ligi czeskiej. Mistrzowie Czech sprzedali skrzydłowego do West Hamu za 22 miliony euro. Tylko w ten sposób da się zmniejszyć dystans do klubów z czołowych lig.
Do Legii właśnie trafia piłkarz, na którym ciężko będzie cokolwiek zarobić. To jest bardzo prosta matematyka. W historii Ekstraklasy 48 zawodników zostało sprzedanych za przynajmniej trzy miliony euro. Tylko sześciu z nich miało ukończone 25 lat w dniu zmiany klubu. Dziś Duńczyk obchodzi 26. urodziny.
Michał Żewłakow stawia wszystko na jedną kartę
Zastanawiające jest też to, że Legia sięga po kolejnego napastnika. W programie Kanału Sportowego pt. „Loża Piłkarska” ciekawym spostrzeżeniem podzielił się Artur Wichniarek. Były reprezentant Polski przypomniał, że legioniści jeszcze nie dali się wykazać Ilji Szkurinowi.
– Ostatnim królem strzelców w Legii był Pekhart, który był podobnym napastnikiem. Jeżeli Legia chce z nowym trenerem zmienić swoje granie, no to jest to jakiś plan. Tylko jest pytanie, czy Legię stać na wydanie trzech milionów na napastnika, skoro kupiła Szkurina za 1,5 miliona euro w styczniu. Jego zapakujesz na ławkę rezerwowych, albo będziesz chciał go sprzedać – ale nikt ci nie wyłoży kasy na zawodnika, za którego zapłaciłeś co najmniej 800 tysięcy za dużo. To jest dla mnie trochę niezrozumiałe. Do tej kadry kupujesz drugiego napastnika o takich samych predyspozycjach – powiedział.
Szkurin nie jest zresztą jedynym piłkarzem, który ucierpi na przyjściu Rajovicia. Rekordowy transfer nie jest raczej dobrą informacją dla Migouela Alfareli, za którego stołeczny klub zapłacił milion euro. Francuz jest żywym dowodem na to, że legionistom brakuje planu na swoich piłkarzy. Napastnik tak naprawdę nie miał możliwości pokazania swoich atutów. Wiele wskazuje na to, że w najbliższym czasie będzie mógł zapomnieć o grze na środku ataku.
Budowa kadry to coś, z czym stołeczna ekipa ma problem już od bardzo dawna. Najlepiej opisał to… Stanisław Czerczesow. Adam Mieszkowski – a więc były członek sztabu Legii – opowiadał, że Rosjanin był przeciwnikiem transferu Kaspra Hamalainena. Gdy Fin przyjechał na legendarny obóz na Malcie, trener miał mówić, że „chciał telewizor, a dostał czwartą lodówkę”.
Wydaje się, że teraz sytuacja się powtarza. Zespół Edwarda Iordanescu ma obecnie potrzeby pilniejsze niż napastnik za trzy miliony euro. Michał Żewłakow zapowiada, że na Łazienkowską na pewno trafi nowy skrzydłowy oraz następca Maxiego Oyedele. Nawet jeśli ci piłkarze okażą się wzmocnieniami, na ocenę dyrektora sportowego największy wpływ będzie mieć gra Rajovicia. Jedno jest pewne – klub, który dziś potrzebuje przede wszystkim spokoju, znów stawia wszystko na jedną kartę.