Milik znowu największym pechowcem w kadrze
Zaledwie dwie minuty – tyle czasu wystarczyło, aby Michał Probierz z niemal całkowitą pewnością miał rozwiązaną jedną kwestię dotyczącą tego, kogo nie zabierze na Euro 2024. Zejście z boiska Arkadiusza Milika w meczu z Ukrainą już na samym początku spotkania praktycznie od razu było znakiem, że napastnik Juventusu nie znajdzie się w kadrze na turniej.
Z czysto “ludzkiego” punktu widzenia, 30-latka po prostu jest szkoda. Być może jego wkład w grę reprezentacji i statystyki w ostatnich latach nie były powalające, ale był wśród tych, który musiał powalczyć o wyjazd na Euro 2024. Spotkaniem z Ukrainą miał powalczyć o zaufanie Michała Probierza. Bardzo szybko musiał jednak o tym zapomnieć.
Co więcej, Milik traci drugie mistrzostwa Europy z rzędu w niemal identyczny sposób. Przed trzema laty również na kilka dni przed pierwszym meczem na turnieju okazało się, że kontuzja nie pozwoli mu na grę. Paulo Sousa musiał więc z niego zrezygnować dosłownie w ostatniej chwili.
Brak Kałuzińskiego i Bochniewicza nie dziwi
Ostateczną listę powołanych na Euro 2024 trzeba było zgłosić do północy, nieco ponad godzinę po końcowym gwizdku meczu z Ukrainą. Trwała walka z czasem, ale Michał Probierz i jego sztab nie spóźnili się – z opublikowanej o 23:56 listy wynikało, że oprócz Milika, do Niemiec nie pojadą także Jakub Kałuziński i Paweł Bochniewicz.
Absencja pierwszego z nich nie powinna stanowić dużego zaskoczenia. Pomocnik Antalyasporu został dowołany do kadry w poniedziałek, w obliczu potencjalnego urazu Bartosza Slisza, o którym mówiło się od początku zgrupowania. 21-latek ma za sobą udany sezon w Turcji i po raz pierwszy w karierze dostał szansę w dorosłej kadrze.
Z góry można było jednak zakładać, że jeżeli Slisz i inni pomocnicy będą w pełni zdrowia, Kałuziński może nie być traktowany jako pewniak do wyjazdu do Niemiec. Po rozegraniu 30 minut w meczu z Ukrainą, jego nazwisko nie znalazło się na 26-osobowej liście na turniej. Pomijając aspekt zawodu, jaki mógł w związku z tym poczuć sam 21-latek, zapewne zrozumiał decyzję selekcjonera, a jeśli w kolejnych miesiącach będzie potwierdzał dobrą formę, może być coraz ważniejszym punktem kadry w spotkaniach Ligi Narodów. Jego czas jeszcze nadejdzie.
Drugi pominięty przy ostatecznych powołaniach Paweł Bochniewicz również miał spore szanse na to, aby nie znaleźć się na finalnej liście. 28-latek był pewniakiem w holenderskim Heerenveen w ostatnim sezonie, ale niemała konkurencja na środku obrony sprawiła, że Michał Probierz zdecydował się nie zabierać go na turniej.
Z dużą dozą pewności można zakładać, że Bochniewicz przegrał rywalizację o miejsce na Euro w ostatniej chwili. Pierwszą bramkę w meczu z Ukrainą strzelił Sebastian Walukiewicz, który poza tym raczej nie mógł być zadowolony ze swojego występu w tym spotkaniu. Wpisanie się na listę strzelców było jednak tym, co przekonało selekcjonera i wywindowało obrońcę Empoli w hierarchii przed Bochniewiczem.
Probierz nie miał innego wyjścia
Nie biorąc pod uwagę wszelkich okoliczności i kontuzji Arkadiusza Milika, z pewnością znaleźliby się tacy, którzy jeszcze przed meczem z Ukrainą wytypowaliby właśnie taką trójkę, jeśli chodzi o brak powołania na Euro 2024. Napastnik Juventusu, przynajmniej pod kątem liczb, miał za sobą nie najgorszy sezon, ale jego dokonania w kadrze były sprawą mocno dyskusyjną. Będący w jeszcze lepszej dyspozycji Adam Buksa i Krzysztof Piątek pod tym względem mieli nad nim przewagę. To samo można powiedzieć o Karolu Świderskim, choć na jego korzyść z pewnością nie działał niespecjalnie udany okres w Hellasie Werona.
Jeśli chodzi o Kałuzińskiego i Bochniewicza, ich pominięcie nie stanowi dużej niespodzianki. Pierwszy z nich tak naprawdę dopiero zaczyna przygodę w drużynie narodowej, a drugi tak na dobrą sprawę nigdy nie zdołał sobie wypracować pewnej pozycji w reprezentacji. Mając na uwadze wszystkie okoliczności, ostateczna decyzja Michała Probierza nie jest więc dużym zaskoczeniem.