HomeExtraMateusz Borek zapowiada zmiany. “To będzie nowe otwarcie”

Mateusz Borek zapowiada zmiany. “To będzie nowe otwarcie”

Źródło: własne

Aktualizacja:

Już w sobotę Mateusz Borek zorganizuje swoją 23. galę bokserską. Szef MB Promotions zapowiada poważne zmiany w swoim projekcie. W rozmowie z Kanałem Sportowym Borek wyjaśnia także, dlaczego polski boks jest w kryzysie.

Mateusz Borek

Mateusz Borek
Fot. MB Promotions

Antoni Partum: Prowadzisz programy w Kanale Sportowym, a także komentujesz mecze dla Viaplay oraz TVP Sport. Słowem, nie narzekasz na nudę, ani brak pieniędzy. Po co ci ten boks?

Mateusz Borek: Jako MB Promotions niedawno przedłużyłem umowę z TVP o dwa lata, do 2026 roku, więc trzeba było podjąć przełomowe decyzje. Chcę, żeby sobotnia gala była dla nas nowym otwarciem. Zmierzam do tego, że poza Karolem Welterem, który boksuje u mnie już siódmy raz, a teraz dostał walkę wieczoru, na moich galach zobaczycie nowe talenty, w tym debiutantów. Bartosz Gołębiewski (0-0) to pięciokrotny mistrz Polski, uczestnik największych imprez międzynarodowych i dwukrotny finalista Turnieju Stamma. Natomiast Jarosław Iwanow (0-0) to sześciokrotny mistrz kraju, a także uczestnik mistrzostw świata i mistrzostw Europy. Chcemy jako MB Promotions przełożyć wajchę na zawodników do tej pory nieznanych, aby wychować i wykreować nowe gwiazdy, co wcale nie jest jednak łatwe…

To znaczy, że spaliłeś się na Robercie Parzęczewskim, Adamie Balskim czy Kamilu Łaszczyku?

Absolutnie nie. Każdy przypadek był inny. Adam Balski jest zawodnikiem promowanym przez Mariusza Grabowskiego, któremu też w pewnym momencie pomagałem. Zrobiliśmy mu kilka walk i dbaliśmy o jego rozpoznawalność. Tak samo jest z Robertem. Parzęczewski nadal jest zawodnikiem w naszym projekcie, choć częściej boksuje na galach “Grabka”. Jeśli chodzi o Łaszczyka, to nasze drogi się rozeszły. Zorganizowałem mu kilka walk, jednak jego kariera nie rozwijała się tak prężnie, jak sobie to zaplanowałem. Pewnie ja coś źle zrobiłem, pewnie Kamil też mógł coś zrobić lepiej. Na pewno brakowało mu zdrowia, a to w sporcie podstawa. Trudno planować kolejne walki, jeśli zawodnik często ma urazy.

Słyszałem, że Łaszczyk odmawiał niektórych rywali.

Proponowałem mu kiedyś dużą walkę w Stanach z Kubańczykiem Robeisy Ramirezem [chwilę później został mistrzem świata – red], ale trener Kamila nie był zainteresowany, bo stwierdził, że cztery lub pięć tygodni na przygotowania, to za mało. Trener Piotr Wilczewski oczekiwał 12 tygodni. Tyle tylko, że Kamil otrzymał taką ofertę, bo ktoś złapał kontuzję i wypadł z karty walk. Jeśli tamten zawodnik nie doznałby urazu, to nie byłoby ani miejsca, ani dobrej kasy dla Kamila. W jego kategoriach, czyli piórkowej oraz superpiórkowej, poza największymi gwiazdami, boksuje się za małe pieniądze, a kozaków w obu dywizjach nie brakuje. Polska ma praktycznie tylko Łaszczyka, a w Wielkiej Brytanii, USA, Meksyku czy Ameryce Południowej – jest mnóstwo wartościowych zawodników.

”W Polsce na boksie się nie zarabia. W najlepszym wypadku nic nie dołożysz. Jeśli chcesz zrobić fajną imprezę i ją ładnie opakować, to nie zarobisz” – mówiłeś dwa lata temu. Coś się zmieniło?

Boks nie jest dochodowym biznesem, bo w polskich realiach jest bardzo drogi. Na domiar złego nie ma na rynku zbyt wielu pieniędzy, bo polskie stacje telewizyjnie, niezależnie czy chodzi o Polsat, TVP Sport czy inny podmiot, nie mogą konkurować z zagranicznymi stacjami, które dysponują znacznie większymi budżetami. A dobrych zawodników z zagranicy przecież to nie obchodzi. Ich często nie interesuje, czy galę organizuje Eddie Hearn, Bob Arum, czy Mateusz Borek. Oni chcą po prostu dobrych pieniędzy, skoro promotor może zapewnić dobrą pensję zawodnikowi gospodarzy. Jeśli ktoś przyjeżdża do Polski, i jest tzw. “stroną b”, to go kompletnie nie interesuje, jakie problemy ma polski boks, który cierpi na brak kibiców, czy brak konkurencyjnych pieniędzy z rynku telewizyjnego. Jeśli przyjezdny pięściarz walczy w Anglii za X pieniędzy, to w Polsce nie chce walczyć za połowę tej kwoty.

Czyli nie da się organizować dużych walk na polskim rynku?

Każde lepsze zestawienie w Polsce, jest dla naszych promotorów bardzo kosztowne. A jak nie mamy ani sukcesów polskich pięściarzy, ani dużych walk, to ucieka zainteresowanie fanów. Kibice w Polsce poszli w kierunku MMA, część z nich woli też śledzić freakowe federacje niż polski boks. Nie ma praktycznie szans na dobrą sprzedaż PPV w Polsce. A jeśli się udaje zrobić takie walki jak Różańskiego w Rzeszowie, to tylko dlatego, że Łukasz miał za sobą wsparcie Rafała Kalisza i lokalnego biznesu, a do tego znaczne środki dołożyła angielska telewizja.

Czy sytuacja jest do odratowania?

Jeśli pojawią się zawodnicy, jak Andrzej Gołota, Dariusz Michalczewski, Tomasz Adamek czy Krzysztof Włodarczyk w swoim prime, albo chociaż ktoś tak charyzmatyczny, jak Artur Szpilka, to byłaby szansa na zmianę. Ale z drugiej strony byłoby to oparte tylko na jednostce. W Polsce nie ma koniunktury na boks. Brakuje mi takiej ligi amatorskiej, która – tak jak kiedyś – dostarczałaby utalentowanych zawodników. Gdy byłem małym chłopcem, to co dwa tygodnie byłem w hali Iglopolu Dębica na meczach ligowych. Hala była pełna już o 10 rano, choć mecze zaczynały się o 11. Jak były walki z Gwardią Warszawa czy Czarnymi Słupsk, to ciężko było dostać bilet. Kiedyś, żeby pojechać na mistrzostwa Polski, to najpierw musiałbyś w regionie wygrać kilka walk. A dziś? Czasem z automatu dostaniesz półfinał MP, bo w danej kategorii zapisało się czterech zawodników.

Kibice odchodzą od boksu też dlatego, bo z reguły karty walk są tak skonstruowane, że cała gala ma zdecydowanych faworytów. Przyjeżdżają kelnerzy z zagranicy, tylko by dostać wypłatę i poddać się przy pierwszej lepszej okazji.

Paradoks polega na tym, że promotorzy nie chcą wyrównanych walk, bo to dla nich niebezpieczne. Podam prosty przykład. Załatwiłem Łukaszowi Wierzbickiemu dwie trudne walki z Louisem Greenem oraz Placido Ramirezem. I co? Mój zawodnik, na mojej gali, obie walki przegrał przed czasem. Tak naprawdę wyrzuciłem wszystkie pieniądze do kosza, jakie w niego inwestowałem od kilku gal, bo najpierw próbowałem go budować, żeby Boxrec świecił się na zielono, a wymagająca walka miała jakikolwiek sens.

Sprytnie swoją karierę na pewno prowadził Łukasz Różański. Gładko obijał rywali z dużymi nazwiskami, ale już po przejściach, aż trafił na Lawrence’a Okoliego. Brytyjczyk brutalnie zweryfikował Różańskiego na najwyższym poziomie.

Fajnie, że Łukasz Różański miał za sobą armię przyjaciół i sponsorów, m.in. Rafała Kalisza. Ale od początku kategoria bridger była dziwna, a raczej śmieszna. Dziwna i śmieszna, skoro Deontay Wilder i Ołeksander Usyk – naturalnie pasujący wagowo do tej dywizji, nigdy tam nie walczyli, tylko rywalizują w ciężkiej. A co do Łukasza, to pobił “bijoka” z Chorwacji Alena Babicia i dostał pas, a potem przyjechał pierwszym poważny zawodnik, czyli Okolie, i oglądaliśmy egzekucję na Łukaszu. Brytyjczyk wygrał pas i co? Poszedł do wagi ciężkiej. Boksował w bridger, bo potrzebował pasów z kategorii bridger oraz cruiser, by na lepszych warunkach pojawić się w królewskiej kategorii.

Jakie cele stawiasz przed MB Promotions?

Możemy sobie gdybać, że chciałbym walki mojego zawodnika o pas mistrzowski, ale takich rzeczy nie da się zaplanować. Zacząłem swój projekt, by zorganizować kilka walk Tomkowi Adamkowi przed polską publicznością. Na starcia “Górala” z Joeyem Abellem, Fredem Kassim czy z Solomonem Haumono przychodziło 7-8 tysięcy ludzi. Czuć było wielkie zainteresowanie tymi galami, wśród fanów i mediów. Teraz muszę się przyzwyczaić, że trzeba robić boks na trochę innym poziomie, z inną frekwencją.

W sobotę MB Promotions zawita do Ziębic. Dlaczego akurat tam?

Damian Gurtatowski poprosił mnie, by zrobić u niego galę, a tak się składa, że kilka tygodni temu otwarto z Ziębicach piękną, nowoczesną halę. To ciekawe miejsce. Choć w Ziębicach mieszka osiem tysięcy osób, to jest to miasteczko z dużymi tradycjami bokserskimi, a dzieciaki wciąż tłumnie trenują w miejscowych klubach. Legendą w rejonie jest Marian Kasprzyk ze Sparty Ziębice, którego kilkukrotnie już gościłem na galach, ale tym razem zdrowie nie pozwoli Panu Marianowi na obecność w sobotę. Gwiazdą Spary był także śp. Tadeusz Walasek. Myślę, że Ziębice, Słupsk, czy moja Dębica, to idealne miejsca do organizowania gal. Tam ludzie nadal kochają boks i przede wszystkim go rozumieją.

Chcesz, żeby MB Promotions kojarzyło się z dobrymi walkami i emocjonującymi galami. A czy nie jest potrzebny tobie koń pociągowy? I czy Karol Welter może być takim koniem?

Welter jeszcze o tym nie wie, ale mam dla niego fajną zagraniczną ofertę, jeśli wygra w sobotę. Na razie jednak skupmy się na najbliższej gali.

A jaka jest skala talentu Weltera? Można go porównać do np. – strzelam – Maćka Sulęckiego?

Nikomu nie zabieram szans, ani nie lubię takich porównań. Pamiętam, jak Maciek boksował u śp. Andrzeja Gmitruka, to widać było, że chłopak potrafi boksować, ale nikt raczej nie przypuszczał, że zawalczy o mistrzostwo świata. Ale tu warto otworzyć nawias. Czym innym jest walka o pas, a czym innym zostanie mistrzem świata. Na to drugie musi się złożyć kilka czynników. Oprócz wysokich umiejętności trzeba mieć odpowiedni mental, a także trochę szczęścia, czyli wstrzelić w dobry okres. Czasem w danej kategorii boksuje 20 kozaków, a czasem przez kilka lat jest zapaść i trudno skleić pięciu dobrych zawodników. Nie chcę mówić o suficie Karola. Chłopak ma potencjał. Trochę późno zaczął boksować, ale dzięki temu nie jest zniszczony ringowymi wojnami. Przy dobrych wiatrach, jak Welter wygra dwie walki, to wskoczy na zupełnie inny, międzynarodowy poziom.

Mateusz Borek

FOT. MB Promotions

W sobotę zobaczymy też dwóch młodych. Na co stać Bartka Gołębiewskiego oraz Jarosława Iwanowa?

Szybko się przekonamy, bo od razu chcę ich wrzucić na głęboką wodę. Rywalem Gołębiewskiego jest Jose Luis Castillo (10-10-1). Argentyńczyk, z którym Przemysław Zyśk walczył dopiero w swoim 16. zawodowym pojedynku. Ale skoro Gołębiewski jest wielokrotnym mistrzem Polski i ma już 29 lat, to nie ma na co czekać. Natomiast Jarosław Iwanow, także wielokrotny mistrz Polski, w zawodowym debiucie zawalczy z Victorem Julio (17-11). Kolumbijczyk dwa lata temu mierzył się z Damianem Wrzesińkim, który wtedy na koncie miał już ponad 20 wygranych walk. Chcę zobaczyć, jak Jarek i Bartek sobie poradzą na tle doświadczonych rywali. Wóz albo przewóz. Jeśli dobrze wypadną, to będę wiedział, że warto w nich inwestować. I że można się spieszyć, by już w ósmej czy dziewiątej walce, rywalizowali o coś poważnego.

Tydzień później organizujesz kolejną galę w Kraśniku. Skąd taki pomysł?

Miałem coś zrobić w grudniu z Łukaszem Kownackim, ale trochę rzeczy się nie złożyło. Maciek Sulęcki zrezygnował z walki, a dwóch moich zawodników doznało kontuzji, więc głupio byłoby mi firmować swoim biznesem galę, gdzie walczy jeden Polak, ale nie z mojej grupy. To nie miało sensu. Uznaliśmy, że lepiej zrobić coś mniejszego w Kraśniku.

Skoro współpracujesz z Łukaszem Kownackim, to nie kusiło cię, żeby sprowadzić jego brata Adama Kownackiego?

Adam i Łukasz są braćmi, którzy się kochają i wspierają, ale boks Adama i biznes bokserki Łukasza, to dwie zupełnie odrębne historię.

A są jacyś pięściarze, których kojarzy nawet niedzielny fan boksu, o których będziesz zabiegał?

Problem jest taki, że w świadomości statystycznego fana sportu są zawodnicy, którzy już z zawodowym boksem nie mają wiele wspólnego, jak Adamek czy Szpilka.

W piątek odbędzie się gala Gromdy. Żałujesz, że już cię nie ma w tym projekcie?

Wciąż śledzę ten projekt, ale musiałem podjąć dojrzałą decyzję, by odejść. Zrobił się nienaturalny szum wokół tego. Komuś widocznie musiała przeszkadzać moja osoba. Co się stało z publikacjami dotyczącymi Gromdy, po odejściu Mateusza Borka? Nic. Gromda dalej jest i nadal funkcjonuje. Sprzedaje potrzebne liczby.

Komuś, czyli komu konkretnie?

Nie wiem, może kilku dziennikarzom? Dawno nie widziałem większego zakłamania, niż to, co się działo w ostatnich dniach wokół freaków. Wszystkie mainstreamowe media krytykowały gale freakowe i zastanawiały się, co to za patologia. A przez ostatni tydzień na X-e i na nagłówkach wszystkich dużych portali były publikowane wyniki gali oraz szczegółowo opisane pojedynki. A zarazem ci sami ludzie z uśmiechem przyjęli to, co się wydarzyło między Andrzejem Gołotą a Henrykiem Zatyką na gali Babilon MMA.

Nie podobają mi się konferencje freakowe, ale jeszcze bardziej nie lubię hipokryzji. Czyli sankcjonowana walka dwóch youtuberów jest patologią, tak? A jak dwóch panów po pięćdziesiątce się pobiło na gali, to już ludzie się śmieją i wszystko jest w porządku? Dla mnie to było żenujące. Szanuję Andrzeja oraz Henryka, ale takie sprzeczki nie powinny mieć w ogóle miejsca. A jednak czytając relacje dziennikarzy, którzy byli na miejscu, to wszyscy traktują to jako egzotyczną ciekawostkę. Reakcja polskich dziennikarzy na galę Babilon 50, to było polskie zoo. Tomek Babiloński się napracował, zrobił fajną galę, wykosztował się na walkę Szymona Kołeckiego, a na końcu i tak wszystko zostało przyćmione starciem poza oktagonem. Szkoda…

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Lazio zwalnia klubowego sokolnika. Powodem… zdjęcie penisa w sieci
Świderski wróci do Serie A? Klub ciągle naciska
Zagłębie z mocnym wzmocnieniem! Spore doświadczenie
Wielki przełom w Barcelonie! Laporta oficjalnie ogłosił
To nie koniec zmian w reprezentacji Polski. Nie tylko nowy stadion
Boniek wypalił ws. przeprowadzki reprezentacji. “Czysta polityka”
Dramat napastnika Arsenalu może wpłynąć na sytuację Milika
Górnik Zabrze ogłosił mocne wzmocnienie! Ważny ruch
Szczęsny podsumował swój występ w El Clasico. “Tak, to nie jest fajne”
Tak Lewandowski świętował zdobycie kolejnego pucharu! [WIDEO]