Marchwiński kolejnym pechowcem
Niedzielna informacja o zerwaniu więzadła krzyżowego przez Filipa Marchwińskiego nadeszła dla niego w chyba najgorszym możliwym momencie. Po lipcowym transferze do Lecce z Lecha Poznań, dwukrotny reprezentant Polski, delikatnie mówiąc, nie zachwycił i nie podbił nowego środowiska.
Marchwiński rozegrał zaledwie nieco ponad 5% możliwych minut w pierwszym półroczu w Serie A i Pucharze Włoch. Styczeń mógł być dla niego decydujący – albo w końcu przekonałby do siebie na treningach sztab szkoleniowy i zyskał na znaczeniu w zespole, albo postanowiłby zejść np. poziom niżej i udać się na wypożyczenie w celu złapania minut. Ani jedno, ani drugie mu się nie uda.
Teraz można tylko się zastanawiać, jaki będzie dalszy los 23-latka. Wstępne diagnozy zakładają, że czeka go nawet 8 miesięcy przerwy, co dla zawodnika w jego wieku i sytuacji klubowej brzmi jak wyrok. Co dalej – walka o zbudowanie pozycji w Lecce? Odejście do niżej notowanego zespołu? A może bardzo szybki powrót do Polski? Tego póki co nie wiadomo, ale inni polscy piłkarze, będący w podobnej sytuacji zazwyczaj nie mieli łatwego ponownego startu po powrocie do gry.
(Zbyt) długa lista polskich piłkarzy po zerwaniu więzadeł
Słowa “zerwane więzadła” i “polski piłkarz” w ostatnich latach dosłownie się od siebie nie chcą odczepić. Nie było choćby półrocza, w trakcie którego nie otrzymalibyśmy informacji o kolejnej tego typu kontuzji, a poniższa lista uwidacznia zapewne jedynie wybrane z nich:
- Jakub Błaszczykowski (styczeń 2014, wrzesień 2021)
- Michał Żyro (kwiecień 2016)
- Arkadiusz Milik (październik 2016, wrzesień 2017)
- Rafał Wolski (luty 2018, styczeń 2019)
- Bartosz Kapustka (marzec 2019, lipiec 2021)
- Krystian Bielik (styczeń 2020, styczeń 2021)
- Jacek Góralski (luty 2021)
- Bartosz Białek (kwiecień 2021, lipiec 2023, lipiec 2024)
- Paweł Bochniewicz (lipiec 2021, grudzień 2024)
- Dawid Kownacki (wrzesień 2021)
- Paweł Dawidowicz (grudzień 2021)
- Mateusz Bogusz (styczeń 2022)
- Jakub Moder (kwiecień 2022)
- Przemysław Wiśniewski (lipiec 2023)
- Karol Fila (wrzesień 2023, listopad 2024)
- Robert Gumny (marzec 2024)
- Mateusz Kowalski (wrzesień 2024)
- Filip Marchwiński (styczeń 2025)
Jeśli prześledzimy nazwisko po nazwisku, jedna dłoń raczej wystarczy, aby wskazać tych piłkarzy, którzy zdołali co najmniej wrócić na swój poziom sprzed kontuzji. Znacznie częściej zerwane więzadła kończyły się jednak degradacją – najpierw w kontekście sytuacji w klubie, a następnie ogólnej sytuacji danego zawodnika.
Najświeższym przypadkiem jest rzecz jasna Jakub Moder, który po uporczywej rehabilitacji wrócił do gry w październiku 2023 roku, ale od tego czasu w żadnym calu nie przypomina siebie sprzed feralnego początku kwietnia 2022 roku. Nieuchronny transfer 25-latka z Brighton do Feyenoordu Rotterdam może być dla niego nowym początkiem, ale czasu, który stracił, nie będzie dało się już odbudować.
Dlaczego właściwie tak często słyszy się o zerwanych więzadłach u piłkarzy? Jeśli mowa o najwyższym poziomie, z pewnością jednym z kluczowych czynników jest napięty terminarz i eksploatacja organizmów do granic możliwości. Ale nie wszyscy, których dotyka ta kontuzja, są tak często wysyłani do gry (choćby Marchwiński). Co zatem stoi za tym, ze tak wielu Polaków musi tracić kilka miesięcy na doprowadzeniu kolana do optymalnego stanu?
Organizacja Football Physio przeprowadziła szeroko zakrojone badanie z udziałem ekspertów z zakresu medycyny i ortopedii. Udało im się wyselekcjonować długą listę najczęstszych przyczyn zrywania więzadeł krzyżowych. Wziąłem zatem pod uwagę określone w badaniu czynniki i przynajmniej teoretycznie spróbowałem przypasować je do stereotypowej kariery polskiego piłkarza, od samego jej początku. Jakie są wnioski?
Jakość i plan treningów
Choć w wielu dyskusjach może to brzmieć dość populistycznie, nie można od tego uciec – bezapelacyjnie kluczowe znaczenie ma rodzaj treningów i sposoby przygotowywania młodych piłkarzy w Polsce. Wielokrotnie padają zarzuty, że w naszym kraju aspekt ten mocno odstaje od innych, czego przykładem są zagraniczne kariery m.in. Michała Skórasia czy Kacpra Kozłowskiego. Często przecież słyszeliśmy, że w pierwszych miesiącach w nowym środowisku mocno odstawali pod względem fizycznym.
Sami zawodnicy również bardzo często w wywiadach mówili, że zaskoczyła ich intensywność czy rozumienie treningów w nowych klubach. Wychodzi zatem na to, że gdyby zestawić poziom trudności zajęć w Polsce i, dajmy na to, we Włoszech, różnica jest kolosalna. A przecież mogłoby się wydawać, że kluby z dolnej części tabeli Serie A czy nawet z Serie B wcale nie są na tak bardzo odległej galaktyce w relacji do czołowych polskich drużyn.
Przesadne skupianie się na taktyce, powtarzalne i skupione na danej pozycji ćwiczenia, brak zwracania uwagi na aspekty wytrzymałościowe czy zwinnościowe – to zarzuty, które z pewnością mają duże znaczenie. Ale jak to zestawić z faktem, że zerwane więzadła nie dotyczą tylko Polaków, a są plagą na praktycznie całym świecie? O tym dalej.
Niedostosowane do możliwości piłkarzy obciążenia
Pewnego rodzaju kultem w polskiej myśli szkoleniowej od dawien dawna była jest “zapie**olu”. Prym pod tym względem wiedli jednak trenerzy z tzw. minionej epoki, z niestety nieżyjącymi już Orestem Lenczykiem czy Franciszkiem Smudą na czele. Ich podopieczni wielokrotnie wspominali o katorżniczych, nierzadko pozbawionych uargumentowanej logiki sportowej treningach, które wcale nie rozwijały umiejętności piłkarskich, a miały jedynie usprawnić wytrzymałość pod kątem fizyczności.
Przystosowanie organizmów młodych piłkarzy do tak wymagających zajęć niekoniecznie jest trudne, ale zrozumienie, jakie może to wyrządzić konsekwencje, również łatwe nie jest. Choć powyżej wspomniani Lenczyk i Smuda to tylko przykładowe nazwiska trenerów propagujących tę ideę, to jednak przyjęła się ona na polskie salony do tego stopnia, że właściwie do dziś trwa proces normalizowania rozumienia tego, czym jest trening, na czym powinien się skupiać i czego nie powinien zawierać.
Jeśli zatem dostaniemy połączenie, w którym elementami składowymi są organizm przyzwyczajony do danego rodzaju wymagających treningów i zupełnie inne postrzeganie zajęć w innych krajach, efektem tego może być bunt ludzkiego ciała. Gdy tylko młody piłkarz zacznie obciążać tkanki i stawy w inny sposób niż dotychczas, jego naturalna fizjonomia może tego nie wytrzymać. Przykrym skutkiem są chociażby właśnie zerwane więzadła.
Intensywność treningów i meczów
Sam aspekt fizyczny i wytrzymałościowy, jeśli chodzi o piłkarzy w Polsce, to tylko jedna strona medalu. Kontuzja więzadeł krzyżowych ma to do siebie, że często dochodzi do niej po skręcie stawu, szybkiej zmianie kierunku biegu czy nagłym, silnym stąpnięciu całą nogą na podłoże. Każdy z tych czynników odnosi się do kolejnego aspektu piłkarskiego, w którym Polska mocno odstaje od czołowych europejskich lig – intensywności grania.
W maju 2024 roku ośrodek badawczo-edukacyjny CIES Football Observatory sporządził raport, z którego wynika, że polska Ekstraklasa zajmuje dopiero 26. miejsce pod kątem intensywności gry (na 30 wyselekcjonowanych lig z całego świata). Pod uwagę w badaniu wzięto takie aspekty, jak liczba sprintów na mecz, najwyższa prędkość biegu piłkarza i zakres przyspieszeń. Bez zaskoczenia, na podium znalazły się Premier League, Championship i Serie A.
Ekstraklasa z wynikiem 39,1 uplasowała się tuż przed ligami ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Argentyny czy Meksyku, a została wyprzedzona m.in. przez rozgrywki z Ukrainy, Arabii Saudyjskiej, Kataru, Chorwacji czy Australii. Uzupełnieniem tego badania są chociażby przypadki wspomnianych Skórasia i Kozłowskiego, którzy po przeprowadzce potrzebowali mnóstwo czasu, aby przystosować się do zupełnie nowych, wyższych wymagań.
Jak walczyć z plagą zerwanych więzadeł?
Odpowiedź na pytanie, jak zaradzić tak częstym przypadkom zrywania więzadeł krzyżowych przez polskich piłkarzy, nie jest łatwa. Jej udzieleniem na pewno nie powinni zajmować się dziennikarze czy miłośnicy piłki nożnej. To zadanie tak dla trenerów i sztabów szkoleniowych, jak i ekspertów z zakresu medycyny sportu oraz organizacji dbających o tę grupę zawodową.
W dzisiejszych czasach dostęp do wiedzy jest tak powszechny, że aspekt związany z wydolnością organizmu w relacji do serwowanych mu obciążeń powinien być jednym z kluczowych, jeśli mowa o profesjonalnych piłkarzach. Tylko i wyłącznie kombinacja kilku tych elementów może sprawić, że świadomość na temat powagi sytuacji, a w konsekwencji zdrowia zawodników zacznie się poprawiać. A dodatkową korzyścią może być dogonienie czołowych europejskich krajów pod względem jakości i skuteczności treningu.