HomeExtraGutka: Znów najsilniejsi, choć nie nieskazitelni. Jak Manchester City obronił tytuł

Gutka: Znów najsilniejsi, choć nie nieskazitelni. Jak Manchester City obronił tytuł

Źródło: Michał Gutka

Aktualizacja:

Manchester City zdobył mistrzostwo Anglii po raz czwarty z rzędu, czego nie dokonał nikt przedtem w 135-letniej historii rozgrywek ligowych. Ten sukces nie był jednak oczywisty, a po drodze ekipie Pepa Guardioli towarzyszyło trochę turbulencji.

Manchester City

PA Images / Alamy

Nieco gorsi, ale znów najlepsi

Kiedy mowa o takiej skali dominacji, można by pomyśleć, że kolejny tytuł przyszedł Manchesterowi City gładko. Czwarte mistrzostwo z rzędu i szóste w ciągu ostatnich siedmiu lat sugeruje, że konkurencja została daleko w tyle, a Premier League zaczyna zamieniać się w Ligue 1. To nie do końca prawda. Owszem, nikt wcześniej nie wygrywał ligi angielskiej cztery lata z rzędu, ale po raz kolejny The Citizens musieli starać się o nie do samego finiszu, a przez dużą część sezonu ich zwycięstwo nie było oczywiste. Długo nie byli nawet faworytem, można było odnieść wrażenie, że się osłabli w porównaniu do poprzedniego roku, jednak koniec końców mogli się cieszyć.

Sam punktowy dorobek tego nie potwierdza. W poprzednim sezonie Manchester City zdobył mistrzostwo, finiszując z 89 punktami, ale trzeba pamiętać, że ekipa Pepa Guardioli była pewna swego po porażce Arsenalu z Nottingham Forest (0:1). Sama miała jeszcze trzy mecze ligowe do rozegrania i szykowała się do finału FA Cup z Manchesterem United oraz do finału Ligi Mistrzów z Interem, więc na finiszu zdjęła nogę z gazu i najpierw zremisowała z Brighton w zaległym meczu (1:1), a w ostatniej kolejce przegrała na stadionie Brentford (0:1). Wielu kluczowych piłkarzy było oszczędzanych i to przyniosło skutek, bo Manchester City skompletował potrójną koronę, pokonując MU oraz Inter.

Teraz został im jeszcze kolejny finał FA Cup z tym samym przeciwnikiem, ale po odpadnięciu z Realem Madryt w LM najważniejszym celem była Premier League. Drużynę Guardioli naciskał silniejszy niż przed rokiem Arsenal i do pewnego momentu również Liverpool. Musiała też wygrać w ostatniej kolejce i po pokonaniu West Hamu (3:1) utrzymała pierwsze miejsce, kończąc z dorobkiem 91 punktów.

Ubytki kadrowe

Obecny sezon kosztował Manchester City sporo sił i nerwów. Już w pierwszej kolejce kontuzji doznał Kevin De Bruyne i nie grał prawie do połowy stycznia. W połowie sezonu przez prawie dwa miesiące nieobecny był Erling Haaland. To wszystko nałożyło się na sytuację, do jakiej doszło latem. Po zdobyciu potrójnej korony klub opuścili Riyad Mahrez i Ilkay Gündogan. Dokładając do tego uraz De Bruyne, okazało się, że w pierwszej połowie rozgrywek The Citizens musieli radzić sobie bez trzech zawodników, którzy sezon wcześniej zapewnili im w sumie na wszystkich frontach 30 goli i 37 asyst.

Lukę po Mahrezie miał zapełnić Cole Palmer. Anglik dostawał szansę w letnich spotkaniach o Superpuchar Europy i Tarczę Wspólnoty, i strzelał w nich gole, ale klub sprzedał go do Chelsea. Guardiola wielokrotnie w trakcie tego sezonu był pytany o to, czy żałuje oddania do ligowego rywala piłkarza, który ostatecznie strzelił 22 gole i zaliczył 11 asyst w Premier League. Za każdym razem mówił, że Palmer od dwóch lat naciskał na transfer i to powtarzający się motyw za kadencji Katalończyka na Etihad Stadium – jeśli ktoś chce odejść, menedżer nie robi mu problemu.

Do tego doszły jeszcze ubytki w obronie. Manchester City na dobre pozbył się Joao Cancelo, do Arabii Saudyjskiej odszedł Aymeric Laporte, a kontuzji doznał John Stones. Zastąpić ich miał Josko Gvardiol, a ponadto sprowadzeni zostali Jeremy Doku, Mateo Kovacić i Matheus Nunes. To gracze o zupełnie innym profilu niż Mahrez czy Gündogan i trudno było nie stwierdzić, że kadrowo Manchester City w sezonie 2023/24 jest słabszy od swojej wersji z wcześniejszych rozgrywek.

Jesienna chandra

Ze wszystkimi wyzwaniami Guardiola sobie jednak poradził. Na początku sezonu szukał odpowiednich rozwiązań – szczególnie w obsadzie „roli Stonesa”. Anglik wiosną 2023 roku zaczął regularnie występować w środku pola obok Rodriego i specyficzne ustawienie 1-3-2-4-1 było dla City game-changerem w walce o potrójną koronę. Bez Stonesa nieskuteczni na tej pozycji okazywali się Manuel Akanji, Kovacić czy Nunes i zespół miał spory problem z bramkami traconymi po kontrach. W rozegraniu trzeba było zastąpić De Bruyne i tu odpowiedzialność wzięli na siebie Phil Foden i świetny w pierwszych miesiącach rozgrywek Julian Alvarez, choć cierpiał Haaland, który z Belgiem ma wręcz telepatyczne połączenie.

Manchester City mimo różnych problemów wygrał pierwszych sześć meczów, a potem przyszła zapaść. Na przełomie września i października przegrał w słabym stylu z Wolverhampton (1:2) i Arsenalem (0:1). Na dystansie pięciu tygodni od połowy listopada do połowy grudnia gubił punkty z Chelsea w zapewne najlepszym spotkaniu tego sezonu Premier League (4:4), Liverpoolem (1:1) i Tottenhamem (3:3), fatalnie zaprezentował się na Villa Park (0:1), gdy oddał ledwie dwa strzały, a także wypuścił prowadzenie 2:0 u siebie z Crystal Palace, gdy w ostatnim kwadransie stracił dwa gole i zremisował 2:2. W tym samym momencie zaczęły się problemy zdrowotne Haalanda, a we wszystkich przegranych spotkaniach brakowało Rodriego, który pauzował za czerwoną kartkę.

Guardiola złościł się wówczas na to, że jego zespół za często traci kontrolę na boisku i jego mecze stają chaotyczne. Od lat menedżer City powtarza, że nie lubi spotkań, w których – jak to określa – jego zawodnicy muszą za dużo biegać i walczyć o piłkę, a tak właśnie wyglądały przede wszystkim mecze z Chelsea i Tottenhamem. Wydawało się, że mistrz jest niedoskonały i można go zrzucić z tronu. Boże Narodzenie The Citizens spędzili na czwartym miejscu w lidze.

Królowie wiosny

To, co stało się później, nie było jednak niespodzianką. Manchester City po raz ostatni przegrał w Premier League we wspomnianym spotkaniu z Aston Villą, czyli 6 grudnia. Od tego czasu wygrał 19 meczów i tylko cztery zremisował, zostawiając w tyle Liverpool, a ostatecznie również Arsenal. W piłce często mówi się o rycerzach wiosny, ale tu bardziej pasuje określenie „królowie”.

Historia się powtórzyła. Już wiele razy The Citizens miewali trudną jesień, by w drugiej połowie sezonu wrzucić wyższy bieg. Ważne pod tym względem były Klubowe Mistrzostwa Świata rozgrywane w grudniu w Arabii Saudyjskiej, gdzie mistrzowie Anglii wygrali gładko, a świetną formę prezentowali znów Foden i Alvarez. Chwilę po nich do gry wrócił De Bruyne i już w pierwszym meczu po powrocie z Newcastle na wyjeździe dał koncert i poprowadził City do wygranej (3:2). Belg rozegrał w lidze niewiele ponad jedną trzecią możliwych minut, a i tak został najlepszym asystentem drużyny, na finiszu formę odnalazł Haaland, który jeszcze przez pewien czas odczuwał skutki urazu stopy, Rodri i Foden kontynuowali wybitną dyspozycję, a na koniec Gvardiol udowodnił, dlaczego klub wydał na niego 90 mln euro.

–  Najtrudniejsze są zawsze październik, listopad, grudzień… Zawodnicy nie są wypoczęci po poprzednim sezonie i gdy kilka razy się potkniemy, to pojawią się myśli: „Matko, mamy problemy, a przecież sezon jest tak długi”. Ale wiemy, że dopóki jesteśmy w grze i mamy pierwsze miejsce w zasięgu, to nie odpuścimy i tak właśnie się stało – tłumaczył Guardiola.

Nieoczywisty dominator

Zdobycie czwartego z rzędu tytułu nie było więc tak oczywistą sprawą. W tym sezonie więcej czasu na pozycji lidera od Manchesteru City spędził Liverpool, a i Arsenal był pod tym względem lepszy aż do ostatniego tygodnia sezonu. W roku 2024 drużyna z Etihad była na pierwszym miejscu ledwie przez 14 dni, ale zajmowała je, gdy to było najważniejsze – tuż przed ostatnią kolejką – i przeciwko West Hamowi w niedzielę nie pozostawiła złudzeń.

Ten sezon pokazał, że City to drużyna bardzo zależna od Rodriego i znalezienie odpowiedniego partnera dla Hiszpana to zapewne klucz na letnie okno transferowe. Z klubu może odejść też kilku piłkarzy nasyconych trofeami i chcących grać więcej. Guardiola już pewnie obmyśla plan na nowy sezon i dla Arsenalu oraz innych, którzy mają ochotę go pokonać, to zła wiadomość. Można było odnieść wrażenie, że to właśnie sezon 2023/24 był tym, kiedy Manchester City przestał być nieskazitelny i rywale mieli go w zasięgu. Ostatecznie wszystko skończyło się jednak tak, jak kończy się zawsze od czterech lat.

Michał Gutka

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Haaland zabrał głos ws. Guardioli! Wielkie słowa Norwega
Miał być niewypał, a będzie jedenastka sezonu? Życiowa forma Moisesa Caicedo
Mourinho skontaktował się z Amorimem! Chodzi o pracę w Manchesterze United
Piast Gliwice nad przepaścią! Los klubu w rękach radnych
Papszun ocenił grę reprezentacji Polski. Odniósł się do słów Probierza
Leonardo Rocha ma w czym wybierać. Chętni tłumnie pojawią się w Radomiu
Flick odpowiedział na słowa Messiego. Szybka reakcja
Lechia Gdańsk w końcu wygra? “Zrobimy wszystko, aby wygrać”
Pogoń czeka na pierwszą wyjazdową wygraną. Wracają ważny zawodnicy
Ruben Vinagre był namawiany na Ekstraklasę już wcześniej. Rodak ujawnia