Maik Nawrocki wszedł do Legii razem z drzwiami
W ostatnich latach Legia Warszawa dokonała co najmniej kilkunastu zaskakujących transferów. Eksperymenty – delikatnie mówiąc – nie zawsze kończyły się dobrze. Kibice stołecznego klubu mogli być zaniepokojeni, gdy przed rozpoczęciem sezonu 2021/22 na Łazienkowską trafił Maik Nawrocki. Młodzieżowy reprezentant Polski miał zastąpić Ariela Mosóra, a więc jednego z najbardziej utalentowanych zawodników akademii Legii. Niektórzy złośliwie twierdzili, że gracz wypożyczony z Werderu Brema będzie wzmocnieniem dla…klubowych rezerw.
Nikt właściwie nie wiedział, co Legia zobaczyła w środkowym obrońcy. Przed wielkim transferem defensor miał na swoim koncie zaledwie trzy mecze na poziomie PKO BP Ekstraklasy. Nie udało mu się przebić do pierwszego składu Warty Poznań.
Stało się jednak coś nieoczekiwanego. Od pierwszego meczu nowego sezonu Nawrocki był zawodnikiem podstawowego składu Legii. Pomógł stołecznej ekipie awansować do fazy grupowej Ligi Europy. Naprawdę dobrze prezentował się na tle takich drużyn jak Napoli i Leicester City. Dariusz Mioduski otwarcie przyznawał, że jego zdaniem wypożyczony piłkarz znajdzie się w składzie na kolejny sezon. Właściciel klubu miał nawet stwierdzić, że wykup stopera to „formalność”.
Pod koniec maja 2022 Mioduski dotrzymał słowa. Legia zapłaciła Werderowi aż 1,5 miliona euro. Tym samym Nawrocki przeszedł do historii jako jeden z niewielu zawodników, dla których stołeczny klub przekroczył granicę miliona euro.
Można powiedzieć, że ryzyko się opłaciło. Rok później po Nawrockiego zgłosił się wielki Celtic. Obrońca kosztował szkockiego giganta pięć milionów euro. Legia miała zatem co świętować. Więcej zarobiono jedynie na Erneście Mucim, Radosławie Majeckim i Sebastianie Szymańskim. Co więcej, 24-latek był jednym z najdroższych obrońców w historii Ekstraklasy. Ustępował jedynie Janowi Bednarkowi i Kamilowi Piątkowskiemu.

Nawrocki nie cieszył się zaufaniem Rodgersa
Wspomniana dwójka poradziła sobie po wyjeździe za granicę. Jan Bednarek może się pochwalić 177 występami w Premier League. Z kolei Kamil Piątkowski ma za sobą występy w Lidze Mistrzów i La Liga. Losy Maika Nawrockiego potoczyły się zupełnie inaczej.
Po dwóch meczach ligi szkockiej 24-latek znów musiał zmagać się z problemami zdrowotnymi. Kontuzja uda wyeliminowała go z gry na miesiąc. Do końca minionego sezonu tylko sześć razy znalazł się w podstawowym składzie na mecz ligowy. Brendan Rodgers często wysyłał Polaka na trybuny. Były trener Liverpoolu sporadycznie dawał obrońcy szanse w krajowych pucharach. Wszyscy – łącznie z Nawrockim – mieli prawo spodziewać się czegoś więcej po pierwszym roku w nowych barwach. Najdroższy zawodnik sezonu 2023/24 mógł być uznany za transferowy niewypał. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść.
W sezonie 2024/25 Nawrocki przepadł bez śladu. Przez długie miesiące stoper musiał zadowolić się dwoma występami. We wrześniu zeszłego roku dostał pięć minut w meczu Pucharu Ligi Szkockiej z Falkirk. Z kolei 8 lutego zagrał 18 minut przeciwko drugoligowemu Raith Rovers w Pucharze Szkocji. Wydawało się, że 24-latek został już skreślony przez Rodgersa. Co więcej, szkoccy dziennikarze przekonywali, że najpóźniej latem piłkarz będzie musiał szukać sobie nowego klubu. Pojawiły się nawet plotki łączące gracza z… powrotem do Legii Warszawa.
– Szczerze mówiąc, Brendan Rodgers nie wydaje się cenić Maika Nawrockiego. Przybył do Celtiku w okresie zmiany menedżera, ponieważ proces rekrutacji był ukierunkowany na plany Ange Postecoglou przed jego niespodziewanym odejściem do Spurs. Kiedy Rodgers wrócił, odziedziczył kilka transferów, które nie zostały bezpośrednio przez niego zatwierdzone, w tym Nawrockiego i Gustafa Lagerbielke’a. Niestety, żadnemu z graczy nie udało się zaistnieć w wyjściowym składzie Rodgersa – ujawnił Craig Finn z portalu celtsarehere.com w rozmowie z „WP Sportowe Fakty”.
Nic nie wskazywało na to, by były gracz Legii wygrał rywalizację o pierwszy skład z Austonem Trustym i Cameronem Carter-Vickersem. Znów doszło jednak do zaskakującego zwrotu akcji.
Polak wykorzystał szansę od losu
Przed wielkim meczem z Rangers FC kibice Celtiku mogli się martwić. Kontuzje wyeliminowały zarówno Trusty’ego, jak i Liama Scalesa, na którego często stawia Rodgers. Jak się okazało, pech obrońców był szczęściem Nawrockiego, który nieoczekiwanie wrócił do wyjściowej jedenastki po ośmiu miesiącach.
Choć Celtic przegrał „Old Firm Derby” 2:3, Polak przeszedł najśmielsze oczekiwania. Był jednym z niewielu zawodników, których docenili kibice „The Bhoys”. Zwracano uwagę m.in. na jego kluczową interwencję z pierwszej połowy. Po końcowym gwizdku dostało się… szkoleniowcowi lidera ligi szkockiej. „The Celtic Star” zastanawiał się, dlaczego Brendan Rodgers nie ufa swojemu podopiecznemu.
– Maik Nawrocki czekał na swoją szansę z cierpliwością świętego. Pomimo braku regularnej gry sprostał wyzwaniu lepiej niż reszta naszej obrony i bramkarz razem wzięci. […] Rzeczywiście wyglądał na naszego najpewniejszego obrońcę. To jego bardziej doświadczony partner wyglądał tak, jakby przez cały sezon nie kopnął piłki. Nawrocki wyraźnie został skrzywdzony w Celticu, a wczoraj pokazał, że był źle traktowany w klubie pod względem swojej pozycji w składzie. Czas, żeby dostał dłuższą szansę, żeby w pełni udowodnić swoją wartość – czytamy.
Podczas konferencji prasowej głos w sprawie defensora zabrał sam Rodgers.
– Uważam, że spisał się naprawdę dobrze. Powiedziałem mu to później w szatni. Nie mieliśmy zbyt wielu dobrych momentów, ale on praktycznie nie grał przez rok. Ten występ pokazuje, jak dobrze pracował na treningach i jakim jest profesjonalistą. Dobrze, że udało mu się wytrzymać cały mecz – powiedział 52-latek.
Może się okazać, że to jedno spotkanie będzie miało duży wpływ na dalszą przyszłość Nawrockiego – zwłaszcza, że kontuzja Trusty’ego jest poważniejsza, niż zakładano. Stoper musiał opuścić zgrupowanie reprezentacji Stanów Zjednoczonych. W czasach gry w Legii Warszawa Maik Nawrocki pokazał Czesławowi Michniewiczowi, że potrafi wykorzystać swoje „pięć minut”. Teraz to samo może zobaczyć Brendan Rodgers.
Sensacyjny debiut w reprezentacji Polski?
Maik nie zasługuje na powołanie do reprezentacji Polski po jednym meczu – nawet jeśli mowa o niezwykle prestiżowym starciu z klubem, który w tym sezonie dotarł do ćwierćfinału Ligi Europy. W dalszej perspektywie 24-latek może jednak myśleć o grze z „orzełkiem” na piersi. Co ciekawe, obrońca Celtiku przeszedł wiele szczebli reprezentacyjnych – od U-15 do U-21. Nie miał jednak szczęścia, jeśli chodzi o drużynę seniorską. Choć znalazł się w kadrze na Mistrzostwa Świata 2022, ostatecznie został pominięty przez Czesława Michniewicza. Na wymarzony debiut czeka na dzisiaj.

Droga do kadry nie jest wcale taka kręta. Nie od dziś wiadomo, że za kadencji Michała Probierza Biało-Czerwoni mają olbrzymie problemy z grą w obronie. W minionym roku Polacy stracili aż 27 bramek w 13 meczach, co daje średnią 2,07 gola na mecz. W XXI w. tak źle jeszcze nie było. Gdyby Nawrockiemu udało się wskoczyć do pierwszego składu Celtiku, z miejsca stałby się poważnym kandydatem do gry w reprezentacji.
Patrząc na przynależność klubową wybrańców Probierza, można wywnioskować, że ze stolicy Szkocji do kadry powinno być blisko. W rankingu ELO 54-krotny mistrz kraju znajduje się wyżej, niż PAOK Saloniki Mateusza Wieteski, Kasimpasa Kamila Piątkowskiego, czy nawet Hellas Verona Pawła Dawidowicza.
Na razie gracz „The Bhoys” musi jednak skupić się na tym, by w oczach kibiców Celtiku nie być piłkarzem jednego meczu. W najbliższych tygodniach okaże się, czy Maik Nawrocki dołączy do długiej listy gwiazd PKO BP Ekstraklasy, które odbiły się od zagranicznego klubu. Znany z małomówności piłkarz będzie musiał przemówić na boisku. To może być jego ostatnia szansa.