HomeExtraGutka: Powrót po roku w czyśćcu, czyli kolejny rozdział szalonych losów Leicester City

Gutka: Powrót po roku w czyśćcu, czyli kolejny rozdział szalonych losów Leicester City

Źródło: Michał Gutka

Aktualizacja:

Już w połowie sezonu było niemal pewne, że Leicester City po roku wróci do Premier League, ale wiosenna zadyszka napędziła wszystkim stracha. Ostatecznie kilka wpadek nie miało jednak znaczenia. Lisy wracają do elity, choć sielankowy nastrój może się szybko skończyć.

Jamie Vardy

MI News & Sport / Alamy

Od sensacji do sensacji

Leicester City to zdecydowanie klub, bez którego nie dałoby się opowiedzieć historii angielskiego futbolu przynajmniej w ostatniej dekadzie. Sensacyjnie zdobyte mistrzostwo w 2016 roku już na zawsze zapisało się w dziejach futbolu, a przecież rok wcześniej było utrzymanie w niebywałych okolicznościach, gdy Lisy wygrały siedem z dziewięciu ostatnich meczów i zdobyły ponad połowę dorobku punktów całego sezonu od początku kwietnia. Tytuł sprzed ośmiu lat nie okazał się jednak jednorazowym wystrzałem. Owszem, drużyna nie walczyła już o pierwsze miejsce w Premier League, ale w kolejnych sezonach dołożyła Puchar Anglii, a w lidze dopiero na finiszu traciła dwa razy miejsce w czołowej czwórce. To był idealny przykład tego, jak z pięciu minut sławy zrobić pięć lat sukcesów.

To dlatego spadek z Premier League rok temu był aż taką sensacją. Rzadko się zdarza, by klub, który zajmował kolejno miejsca piąte, piąte i ósme nagle zsuwał się do strefy spadkowej. Lisy w niewytłumaczalny sposób stały się zespołem apatycznym, w którym dawne gwiazdy jakby straciły chęć do gry. Na boisku mnożyły się błędy w obronie (a w zasadzie fatalna postawa bramkarzy po odejściu Kaspra Schmeichela), a poza nim pojawiały się głosy, że Brendan Rodgers nie dogaduje się z zawodnikami, którzy źli byli na to, że nie pozwolono odejść im do bogatszych klubów. Wciąż jednak spadek tak silnej na papierze ekipy był największą tego typu sensacją od spadku West Hamu w sezonie 2002/03, który miał w składzie wielu piłkarzy, którzy zrobili potem kariery i żegnał się z Premier League z rekordowym dorobkiem 42 punktów.

Leicester City po nowemu

Wizja gry w Championship spadła na władze klubu jak kubeł zimnej wody, jednak po roku wiemy, że to było potrzebne otrzeźwienie. Wprawdzie już po spadku wielu twierdziło, że tak stabilny w ostatnich latach klub, który zleciał po dziewięciu sezonach w elicie, będzie faworytem do awansu już po roku, ale nie wiadomo było, do jakich dużych zmian dojdzie. Leicester City musiało sprzedać ważnych piłkarzy, by zaadaptować się do nowych realiów finansowych, choć do rewolucji nie doszło. James Maddison odszedł do Tottenhamu, Harveya Barnesa kupiło Newcastle, a Timothy’ego Castagne’a Fulham, a poza tym pożegnano się z dużą grupą piłkarzy, którzy od dłuższego czasu myślami byli poza klubem. Bez odstępnego odeszli m.in. Çaglar Söyüncü, Youri Tielemans, Boubakary Soumare, Ayoze Perez czy Jonny Evans.

Nowym menedżerem został wówczas Enzo Maresca. Dawny gracz m.in. Sevilli i Juventusu przeszedł drogę podobną do Mikela Artety, bo przed objęciem Leicester City był asystentem Pepa Guardioli. Jego zatrudnienie było zwiastunem zmiany stylu gry na zbliżony do tego, co prezentuje Manchester City, a Maresca poza tym, że odmłodził skład, to namówił kilku ważnych piłkarzy na pozostanie w klubie. Jeśli więc przez rok nie śledziliście poczynań Lisów, to bez obaw – Jamie Vardy, Wilfred Ndidi, Ricardo Pereira, Wout Faes, Kelechi Iheanacho i Kiernan Dewsbury-Hall wciąż tam są. Do tego dochodzą tak udane nabytki jak Harry Winks, bramkarz Mads Hermansen czy para rewelacyjnych skrzydłowych Stephy Mavididi i Abdul Fatawu.

Start z piskiem opon

Maszyna Mareski ruszyła z pełną parą, nie czekając na rywali. Przez moment wydawało się nawet, że Leicester City może powalczyć o rekord Championship w liczbie punktów, który wynosi 106 i ustanowiło go Reading w sezonie 2005/06. Odmienione Lisy w pierwszych 26 meczach, czyli dokładnie do 1 stycznia, odniosły 21 zwycięstw. Przegrały jedynie trzy spotkania i z pierwszego miejsca patrzyły na resztę stawki. Ich przewaga nad miejscami barażowymi wynosiła w Nowy Rok 17 punktów.

Kluczowymi piłkarzami szybko stali się Mavididi i Dewsbury-Hall. Pierwszy, który w CV ma występy w Juventusie i Arsenalu, kupiony został z Montpellier, gdzie był gwiazdą Ligue 1. Maresca szukał przebojowego skrzydłowego, który da mu liczby i ten szybko mu się nimi odwdzięczył. Drugi z kolei wyszedł z cienia Maddisona i Tielemansa i stał się nie tylko gwiazdą środka pola Leicester City, ale całej Championship. Z dorobkiem 12 goli i 14 asyst jest mocnym kandydatem do miana piłkarza tego sezonu w drugiej lidze.

Prawdziwek Vardy wciąż jest sobą

Nie można też zapominać o Vardym. 37-latek jest przez Marescę często oszczędzany i zagrał o ponad połowę minut mniej niż wymienieni wcześniej dwaj koledzy z drużyny, a mimo tego jest jej najlepszym strzelcem z 16 golami w Championship. Nowy menedżer rozumie, że Vardy to specyficzny przypadek i pozwala mu podchodzić do kariery po swojemu. Dawny król strzelców omija więc nadal siłownię, bo uważa, że trening z ciężarami źle wpływa na jego stawy i gibkość, a przed każdym meczem nadal zjada swój tradycyjny zestaw, czyli omlet z szynką i serem, którego popija espresso i trzema Red Bullami. Dzięki temu przeżywa już chyba swoją trzecią młodość.

Do tego dochodzi znakomity Hermansen, który jest bramkarzem nowoczesnym pod względem umiejętności rozgrywania, a przy okazji świetnym na linii, Winks zajął miejsce na „szóstce”, dzięki czemu Ndidi gra wyżej i z przecinaka stał się pomocnikiem strzelającym gole, Pereira niczym Trent Alexander-Arnold jest dodatkowym pomocnikiem wchodzącym w tę strefę z prawej obrony, a obroną dowodzi wyciągnięty przez Marescę z „klubu kokosa” Jannik Vestergaard. To mieszanka, która gwarantuje efektowną i skuteczną grę, a do tego dochodzą 20-letni Fatawu (12 asyst) i Callum Doyle (podstawowy lewy obrońca wypożyczony z Manchesteru City).

Noworoczna zadyszka

Po świetnej pierwszej części sezonu wydawało się, że Leicester City już na przełomie marca i kwietnia może świętować awans do Premier League, ale na ten czekało do 26 kwietnia. Dopiero porażka Leeds z QPR (0:4) zapewniła Lisom matematyczną pewność zakończenia w czołowej dwójce. Fani awans świętowali więc przed telewizorami, choć już kilka dni wcześniej ich drużyna przygotowała sobie pod to dobry grunt, pokonując u siebie Southampton aż 5:0. W tym meczu, w przeciwieństwie do wielu innych w tym sezonie, Maresca zagrał tak, jak Lisy miały w zwyczaju za najlepszych lat. Oddał piłkę rywalom, skupił się na kontrach, a Mavididi z Fatawu zagrali prawdziwy koncert, rozrywając obronę Świętych akcjami ze skrzydeł.

Ekipa z King Power Stadium miałaby ten temat z głowy, jednak w 2024 roku zaczęła gubić punkty. Najgorszy był półtoramiesięczny okres od połowy lutego, gdy w sześciu ligowych meczach zdobyła tylko cztery punkty i Wielkanoc spędziła na trzeciej pozycji. Na szczęście dla Lisów, kryzys dopadł też walczące o bezpośredni awans Leeds, Southampton i beniaminka Ipswich Town i kilka zwycięstw w połączeniu z potknięciami rywali wystarczyło, by awansować.

Powrót, choć z problemami

Awans tak zasłużonej firmy do Premier League to znakomita wiadomość, a pod wodzą Mareski Leicester City zapowiada się jak drużyna, która będzie wartością dodaną do stawki. Pytanie tylko, czy nie rozpocznie rozgrywek od razu z nożem na gardle. Władze angielskiej piłki mocno wzięły się za analizę kondycji finansowej poszczególnych klubów i po odjętych karnie punktach Evertonowi i Nottingham Forest następne w kolejce może być Leicester City.

Lisy po spadku nie zacisnęły aż tak mocno pasa i wydają bardzo dużo na pensje piłkarzy. W sezonie spadkowym klub przeznaczał… 116% dochodów na utrzymanie kadry, co było najwyższym w całej Premier League. Świadczyło to o tym, że po latach w czołówce klub przywykł do innych realiów, zakładał awans do pucharów i nie oszczędzał, o czym świadczy też niechęć do sprzedawania swoich gwiazd aż do chwili, gdy zmusił go do tego spadek do Championship. W niej wciąż bilans wydatków Leicester City był wysoki, więc władze ligi postanowiły zająć się tą sprawą i media podają, że realna jest kara odjęcia 10 punktów na start kolejnego sezonu.

To znacznie utrudnia walkę o utrzymanie, a Lisy mierzą przecież wyżej. Rok na zapleczu miał być tylko wypadkiem przy pracy i właścicielom marzy się szybki powrót w wyższe rejony tabeli Premier League, jednak jeżeli kara stanie się faktem, trzeba będzie zmierzać tam powolnymi krokami. Tak czy inaczej angielska elita zyskuje mocną firmę, która będzie podrażniona ewentualną karą i z Marescą u sterów jest gwarancją ciekawych widowisk. Stado, w którym samcem alfa nadal jest stary, dobry Vardy, chce znów zapolować na największych, a przecież drapieżnik najbardziej niebezpieczny jest wtedy, kiedy poczuje zagrożenie.

MICHAŁ GUTKA

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Sebastian Szymański się nie zatrzymuje. Kolejna piękna asysta [WIDEO]
Marcin Żewłakow wyjaśnia problem Lecha Poznań. “To nie jest brak umiejętności”
Ligowy klasyk dla Legii Warszawa! Lech stracił szanse na mistrzostwo Polski
Arsenal wywozi niezwykle ważne trzy punkty z Old Trafford! Manchester United z kolejną porażką
“WSTYD”. Wymowny transparent kibiców Lecha Poznań w kierunku zawodników
Daniel Myśliwiec: Trudno mi racjonalnie wytłumaczyć naszą grę
Waldemar Fornalik: Ambitna postawa drużyny spowodowała, że wygraliśmy to spotkanie
Kuriozalne sceny w Poznaniu! Lech przegrywa z Legią po dwóch samobójach [WIDEO]
Media: Nowy faworyt na trenera Bayernu. Chcieli go już jakiś czas temu
Mecz pod znakiem kontrataków. Zagłębie Lubin wygrywa w Łodzi