Marsylia straciła monopol
Przez 32 lata kibice OM mieli w zanadrzu ostateczny argument, mantrę powtarzaną z dumą i nutą złośliwości: „À jamais les premiers” – na zawsze pierwsi. Ich triumf w Lidze Mistrzów w 1993 roku, choć naznaczony późniejszymi kontrowersjami dotyczącymi ustawiania meczów w lidze i oskarżeniami o doping, stanowił niezwykłą dumę dla klubu, ale i potwarz dla francuskiej piłki.
Był to jedyny europejski puchar w gablocie francuskiego klubu, aż do 2025 roku, kiedy to, jak na ironię, w tym samym Monachium i przeciwko rywalowi z Mediolanu, PSG sięgnęło po swój upragniony tytuł, kończąc unikalny monopol Marsylii. Ten moment symbolicznie zamknął starą epokę i obnażył nową hierarchię sił.
W świecie, w którym o miejscu w europejskiej elicie decydują miliardowe budżety, Marsylia, pod rządami właściciela Franka McCourta i prezydenta Pablo Longorii, próbuje wytyczyć alternatywną ścieżkę powrotu na szczyt. To droga definiowana obecnie przez wdrażaną z żelazną konsekwencją przez trenera Roberto De Zerbiego tożsamością taktyczną. Niedawna porażka 1:2 na Santiago Bernabéu z Realem Madryt może być dowodem na to, że kierunek obierany przez OM może w końcu coś dać.

OM zaskoczył Real na Bernabeu
Prawdziwa twarz spotkania z Realem kryje się w statystykach, które na pierwszy rzut oka wydają się wzajemnie sprzeczne. Marsylia kontrolowała piłkę przez 56% czasu gry. To zaskakujący wynik w przypadku gości na Santiago Bernabéu. Zespół z Marsylii nie przyjechał do Madrytu, by się bronić i czekać na kontrataki; przyjechał, by narzucić swój styl gry.
Przewaga w posiadaniu piłki miała swoją cenę. Real Madryt zdołał oddać aż 28 strzałów, z czego 15 było celnych. Dla porównania, Marsylia zanotowała 15 prób, z których tylko pięć zmusiło do interwencji bramkarza gospodarzy. Cierpliwe budowanie akcji od tyłu, mające na celu wciągnięcie rywala w pressing i otwarcie przestrzeni, było dla OM skuteczne, ale jednocześnie ryzykowne.
De Zerbi od razu wywiera wpływ
Aby w pełni docenić rewolucję, jaką wprowadza Roberto De Zerbi, należy zrozumieć, z jakiego punktu startuje Marsylia. Ostatnie lata na ławce trenerskiej OM to karuzela stylów i osobowości, która uniemożliwiała zbudowanie trwałej tożsamości. Od „dzikich i nieprzewidywalnych rotacji” Jorge Sampaolego, przez „sztywność taktyczną” Igora Tudora, aż po „łatwe do zapomnienia interludium” Gennaro Gattuso – żaden z tych szkoleniowców nie potrafił znaleźć odpowiedniego rytmu i narzucić spójnej wizji.
Ten okres chaosu sprawił, że przyjście De Zerbiego, trenera o konsekwentnej filozofii, było dla klubu prawdziwym przełomem. Po raz pierwszy od lat w Marsylii widać spójny, długoterminowy plan taktyczny. Filozofia Włocha to coś znacznie więcej niż posiadanie piłki dla samego posiadania. To „ultra-cierpliwe budowanie akcji”, które ma na celu sprowokowanie pressingu przeciwnika, co z kolei otwiera wolne przestrzenie w środku pola.
W fazie ataku Marsylia operuje w elastycznych strukturach, płynnie przechodząc między formacjami 3-2-5 a 3-1-6. Celem jest maksymalizacja racjonalnego zajmowania przestrzeni i tworzenie przewagi liczebnej w ostatniej tercji boiska. Głównym założeniem jest gra przez środek, odnajdywanie ofensywnych pomocników w tzw. „kieszeniach” – przestrzeniach między linią obrony a pomocy rywala – oraz tworzenie sytuacji 2 na 1 na skrzydłach.
Największym dowodem na skuteczność metody De Zerbiego jest postawa poszczególnych graczy. Najlepszym przykładem jest nowy kapitan zespołu, Leonardo Balerdi. Argentyńczyk pod wodzą Włocha stał się opoką defensywy i liderem w rozegraniu piłki. Nie został wymyślony na nowo – po prostu otrzymał zaufanie i jasne ramy taktyczne, w których może w pełni wykorzystać swój potencjał.
Podobnie jest z innymi graczami. Jordan Veretout odnalazł nową rolę w środku pola, natomiast Ismaïla Sarr czy Amine Harit nie czekają już pasywnie na piłkę, ale regularnie rozciągając obronę rywala. To wszystko pokazuje, że system De Zerbiego podnosi jakość całej drużyny, a nie tylko wybranych piłkarzy.
Marsylia nie umywa się finansowo do PSG czy Realu
Największym wyzwaniem dla Marsylii nie jest taktyka czy mentalność, ale brutalna ekonomia współczesnego futbolu. Przychody klubu w 2025 roku wyniosły 287 mln euro, co plasuje go na 19. miejscu na świecie. Porównanie z rywalami jest miażdżące: przychody PSG to 805,9 mln euro (3. miejsce na świecie), a Realu Madryt – 1,045 mld euro (1. miejsce).
Ta dysproporcja jest widoczna w każdym aspekcie. Wartość marki PSG (1,4 mld euro) jest ponad siedmiokrotnie wyższa niż Marsylii (197 mln euro). Rynkowa wartość składu OM, wynosząca 394,4 mln euro (24. miejsce), wygląda skromnie przy 1,07 mld euro PSG (7. miejsce) i 1,40 mld euro Realu Madryt (1. miejsce).
Ta finansowa przepaść zniszczyła sportową rywalizację w Le Classique. Sam Roberto De Zerbi przyznał to z bolesną szczerością: „Na 23 mecze, 19 wygrał Paryż, były trzy remisy i jedna nasza wygrana… taka jest prawda – mówił. Fakty są nieubłagane: od przejęcia PSG przez katarskich inwestorów w 2011 roku, Marsylia ani razu nie zakończyła sezonu w odległości mniejszej niż 10 punktów od paryskiego hegemona.
Z PSG o wyznaczenie nowej drogi
Poniedziałkowy Le Classique może dać odpowiedzi na kilka pytań dotyczących tego, w jakim kierunku zmierza projekt Roberto De Zerbiego. Porażki po 0:1 z Rennes i Lyonem, a także zwycięstwa 5:2 z Paris FC i 4:0 z Lorient są zbyt nikłym obszarem badawczym, aby już teraz móc wyciągać daleko idące wnioski.
Włoski trener zbierał mnóstwo pochwał za czasów pracy w Brightonie, z którym zdołał awansować do europejskich pucharów. Czy zachwyty te będzie w stanie przełożyć na bardziej wymagające środowisko, tak żądne sukcesów i powrotu do najlepszych lat? Starcie z PSG może być jednym z kroków, które pozwolą to osiągnąć, przynajmniej w pewnym stopniu.
