Latem 2022 roku Krzysztof Kubica był jednym z najbardziej rozchwytywanych polskich pomocników. Zakończył wtedy sezon z 9 bramkami i 3 asystami dla Górnika Zabrze. Ostatecznie zdecydował się na transfer do włoskiego Benevento. Przez dwa lata nie rozegrał jednak w lidze ani jednego spotkania w pełnym wymiarze czasowym. Teraz wraca do Polski, aby nawiązać do swojej najlepszej formy i odbudować się jako zawodnik.
Jak złamał obie nogi podczas pobytu we Włoszech? Kogo nazywa “złotym człowiekiem”? Czy zasmakował “dolce vita”? Czy Motor Lublin to dla niego dobra drużyna? Dlaczego podjął decyzję o dołączeniu do beniaminka? Jakie są apetyty drużyny na ten sezon? Zapraszamy do lektury.
W co celuje Motor Lublin?
Jakub Kowalikowski: Jak ocenia pan początek sezonu w wykonaniu Motoru?
Krzysztof Kubica: Można powiedzieć, że to dobry start w naszym wykonaniu, ale na przykład w spotkaniu z Koroną Kielce mogliśmy pokusić się o pełną pulę. Ten mecz był jak najbardziej do wygrania. Nie ma jednak co narzekać. Trzeba patrzeć w przyszłość.
Niezłe wejście do ligi daje apetyt na coś więcej niż utrzymanie?
Trudno mówić teraz o celach długoterminowych. Motor twardo stąpia po ziemi. Patrzymy cały czas przed siebie. Mam nadzieję, że w lidze również nie będziemy musieli się zbyt często oglądać za siebie.
Jakie pan stawia sobie cele indywidualne na ten sezon?
Mam sporo takowych, ale nie chcę zbyt wiele o nich mówić, bo jak coś się nie powiedzie, to ktoś może to wyciągnąć. Chcę po prostu pomagać drużynie w każdym momencie, być z nią na dobre i na złe. Wiadomo, że bramki i asysty cieszą, więc chciałbym mieć ich jak najwięcej. Najważniejsze jest jednak, abyśmy w Motorze cały czas byli drużyną, która trzyma się razem.
Wraca pan do Polski po dwóch latach nieobecności. Nie stawia pan głównie na stabilizację po burzliwym czasie we Włoszech?
Gdy wyjeżdżałem z Polski, miałem wysoki status. To było jednak dawno temu, nie ma co o tym gadać. Bardzo bym się cieszył, gdybym powrócił do takiej dyspozycji, lecz nie narzucam sobie niczego. Chcę złapać regularność, ale mam nadzieję na dodanie czegoś ekstra od siebie.
Skoro chce pan zanotować solidne liczby, to czy nie uważa pan, że beniaminek może nie być najlepszym miejscem dla piłkarza o takim profilu?
Nie, sądzę, że Motor to dobre środowisko dla zawodnika o moim profilu. W każdej drużynie trzeba się odnaleźć.
W swojej karierze pracował pan z wieloma trenerami. Jak ocenia pan Mateusza Stolarskiego?
Mogę powiedzieć same pozytywne rzeczy o trenerze Stolarskim. Chce rozmawiać z zawodnikami, mówi prosto z mostu o dobrych rzeczach i o błędach. Między trenerami a drużyną jest dobra więź, to również zasługa trenera Stolarskiego. Uczymy się jeszcze siebie nawzajem, więc myślę, że odkryję kolejne jego zalety.
Ma pan już jakieś pierwsze wnioski na temat tego ekstraklasowego krajobrazu, jaki zastał pan po dwuletniej przerwie? Dużo się zmieniło?
Rzuca się w oczy organizacja drużyn. Kluby są bardziej poukładane i wiedzą, co mają robić. Jakość zawodników też poszła w górę, polskie zespoły sprowadzają coraz lepszych, bardziej doświadczonych graczy.
Trudny pobyt we Włoszech
Jakim słowem opisałby pan swój dwuletni pobyt we Włoszech?
To był okres, w którym wiele się nauczyłem – zarówno jako piłkarz, jak i osoba. We Włoszech częściej pracowała głowa niż nogi. Nie grałem dużo, więc trzeba było sobie z tym radzić. Często pytałem siebie “Co poszło nie tak?”, bo nie tak wyobrażałem sobie transfer do Benevento.
Jakie były pańskie oczekiwania co do tego transferu?
Chciałem po prostu się rozwinąć. Zakładałem, że moja przygoda we Włoszech potoczy się trochę lepiej. Nie ma też co ukrywać – sam sobie nie pomogłem, łamiąc po dwóch tygodniach nogę. Byłem z tego powodu cztery miesiące poza drużyną. Reszta zespołu mogła inaczej na mnie patrzeć – nie znałem języka, byłem nowy w klubie, a wypadłem na długi czas.
Pechowe kontuzje
W jaki sposób złamał pan nogę?
Jeszcze w Polsce złamałem nogę w ostatnim meczu sezonu 2021-22. Wyleczyłem się, zmieniłem klub, od razu zagrałem bodaj 25 minut w pierwszym meczu rozgrywek z Venezią i później nastąpiła przerwa na kadrę. Podczas niej graliśmy w jakąś sobotę między sobą gierkę wewnętrzną dwa razy po 30 minut. W samej końcówce noga mi strzeliła, znowu ją złamałem. Straciłem całą rundę jesienną. Wróciłem dopiero w grudniu, ale grałem wtedy “ogony”, powoli wracałem do drużyny. Wiosną było trochę lepiej, lecz jako zespół byliśmy w dołku, ponieważ znajdowaliśmy się w strefie spadkowej. Pojawił się strach i zamieszanie związane z ewentualnym spadkiem.
Ostatecznie ten spadek nadszedł.
Latem rozpoczęliśmy przygotowania do nowego sezonu w Serie C, a ja w trzeci dzień przygotowań znowu złamałem nogę, tym razem drugą. Wypadłem na dwa lub trzy miesiące.
Nogi to narzędzie pracy każdego piłkarza. Jak taka kontuzja wpływa na zawodnika?
Mówiąc dokładnie, złamałem kości śródstopia, więc chodziło bardziej o stopę. Wiadomo, że jak się wypadnie z zespołu na kilka miesięcy, to zawsze trudno jest wrócić. Trzeba na nowo złapać rytm. W moim przypadku było o tyle trudniej, że gdy na początku wypadłem na cztery miesiące, nie znałem włoskiego. To był dla mnie wymagający moment. Wiem, jak patrzy się na takich zawodników.
To znaczy?
Gdy przychodziłem do klubu, to każdy chciał mnie poznać, zobaczyć, jak gram, a ja po dwóch tygodniach złamałem sobie nogę i pojechałem na rehabilitację do Rzymu na kilka miesięcy. Nie miałem praktycznie w ogóle kontaktu z drużyną. Wróciłem w grudniu, niby pół roku już jestem piłkarzem Benevento, ale z chłopakami widzę się dopiero trzeci tydzień. Aklimatyzacja przebiega gorzej w takim momencie.
Kamil Glik, czyli złoty człowiek
Obecność Kamila Glika była pewnie jednym z bardziej pozytywnych czynników pobytu w Benevento?
Zdecydowanie. Kamil Glik to złoty człowiek. Każdy, kto zna Kamila, tak powie. Pomógł mi we wszystkim, w czym można było tylko pomóc. Dalej tak jest, bo cały czas mamy kontakt. Gdy przyszedłem do Lublina, Kamil pytał na przykład, czy pomóc znaleźć mieszkanie, bo on może zapytać jakiegoś znajomego. Mieć taką osobę w szatni to wielka rzecz. Na początku, gdy podchodziłem do Kamila, to sam nie wiedziałem, jak z nim rozmawiać. Od razu jednak złapaliśmy dobry kontrakt. Wziął mnie pod swoje skrzydła, wprowadził do włoskiego futbolu. We Włoszech Kamil ma bardzo duży szacunek.
Powrót do Polski
W tym okienku transferowym został pan wypożyczony z Benevento do Motoru Lublin. Jaka była pańska sytuacja transferowa między sezonami? Chciał pan wrócić do Polski za wszelką cenę?
Nie miałem żadnych wyraźnych wskazań. Nie koncentrowałem się, jaki to będzie kraj. Chciałem po prostu regularnie grać. Tęskniłem za normalnym trenowaniem. Łatwiej jest oczywiście wrócić do gry we własnej ojczyźnie niż w obcym państwie.
Oferta Motoru Lublin była jedyną, która przyszła z Polski?
Nie. Były też inne propozycje z Ekstraklasy. Nad niższymi ligami się nie zastanawiałem.
Jakie były pańskie pierwsze wrażenia po przyjeździe do Lublina?
Bardzo pozytywne. Klub profesjonalnie podchodzi do zawodników, panuje tu rodzinna atmosfera. Baza treningowa, siłownia, stadion – to wszystko jest na dużo lepszym poziomie niż było we Włoszech. Nie mogę narzekać.
Wyjeżdżał pan z Polski jako uznany i perspektywiczny pomocnik. Wraca pan do ojczyzny do beniaminka PKO BP Ekstraklasy. Traktuje to pan jako swego rodzaju krok wstecz?
Nie uważam, że jest to krok wstecz. Podjąłem świadomą decyzję, która już po pierwszych tygodniach okazała się słuszna. Mam nadzieję, że będę rozwijał się razem z Motorem.
Po dwóch latach spędzonych we Włoszech jest pan na pewno bardziej świadomym człowiekiem. Czy czuje się pan też lepszym piłkarzem?
Tak. Były momenty, gdy musiałem bardziej mentalnie dźwignąć sytuację, ale piłkarsko też się rozwinąłem.
Dolce vita nie dla Krzysztofa Kubicy
Zdziwiło coś pana we włoskim stylu życia?
W Polsce w godzinach porannych na próżno znaleźć tłumy ludzi w kawiarniach. We Włoszech jest inaczej. Mnóstwo osób w koszulach i garniturach, piją kawę jeszcze przed pracą. Po popołudniu to samo, ale z kieliszkiem wina. Rozmawiają, śmieją się, uśmiech gości na ich twarzach.
Wkomponował pan do swojego życia jakieś włoskie zwyczaje?
Szczerze mówiąc, aspekty sportowe sprawiły, że nie miałem za bardzo ochoty korzystać z uroków włoskiego życia. Byłem zły, wolałem skupić się na czymś innym niż wyjść na kawkę jak inni Włosi. Mogę jednak powiedzieć, że obywatele Włoch to ludzie niezwykle pomocni, uśmiechnięci i otwarci. Chcę się tym zainspirować i dodać to do swojego życia.