W 2022 roku roku Anthony Joshua po raz drugi przegrał z Ołeksandrem Usykiem. Następnie Brytyjczyk uznał, że odbuduje się na kilku mniej groźnych rywalach, by ponownie zaatakować szczyt. No i AJ kolejno pokonał: Jermaine’a Franklina Jr, Roberta Heleniusa, Otto Wallina oraz Francisa Ngannou. Choć żaden z nich nie był ze ścisłego topu, to Joshua znów rozbudził oczekiwania kibiców.
Walka z Danielem Duboisem miała być pierwszą poważną weryfikacją, dzięki której będzie mógł rzucić wyzwanie zwycięzcy grudniowego rewanżu Usyka z Tysonem Fuym (w poprzednim starciu Ukrainiec pokonał Króla Cyganów na punkty). Ale Joshua boleśnie przegrał z Duboisem, kilka razy padając na deski. AJ wyglądał tak źle, jak w 2019 roku, gdy sensacyjnie zmiótł go z ringu Andy Ruiz.
Ruizowi Joshua się jednak udanie zrewanżował i odzyskał pasy. Tym razem mało kto się łudzi, że AJ może być numerem jeden na świecie. Zarazem nie można zapominać, że boks to przede wszystkim biznes, więc Anglika wciąż czekają wielkie walki. I gdy już się wydawało, że AJ już nigdy nie spotka w ringu Deontaya Wildera, to znów pojawiły się okoliczności sprzyjającej tej fascynującej walce. Ale od początku.
Joshua kontra Wilder. To naprawdę może się wydarzyć
Dziś bezapelacyjnym numerem jeden w królewskiej dywizji jest Usyk, jednak kilka lat temu trudno było wskazać najlepszego pięściarza wagi ciężkiej. Kibice zawsze chcą wiedzieć, kto rzeczywiście jest najlepszy, ale promotorom na tym już niespecjalnie zależy. Dlaczego? Im więcej niepotrzebnych pasów i kategorii, tym więcej starć, po których można liczyć na ogromne zyski. I tak właśnie było kilka lat temu, gdy w ringu nie mogli się spotkać Joshua i Wilder, choć swoich rywali rozjeżdżali jaki walec.
Brytyjczyk posiadał mistrzowskie pasy federacji WBA i IBF, a Amerykanin był mistrzem świata WBC. Kibice i eksperci nie mieli wątpliwości, że dopiero ich bezpośrednie starcie wyłoniłoby najlepszego pięściarza królewskiej dywizji. Ale do tego starcia długo nie mogło dojść.
Choć w latach 2016-2018 walka Joshua – Wilder powinna się odbyć zarówno ze sportowego jak i marketingowego punktu widzenia, to się jednak nie odbyła. Problem polegał na tym, że trudno było zorganizować pojedynek, bo obaj mieli podobne wymagania finansowe, choć dzieliła ich marketingowa przepaść. Wilder żądał podobnych pieniędzy co AJ, ale marketingowo nie dorastał Anglikowi do pięt.
Później Wilder wdał się w przegraną trylogię z Tysonem Furym, a AJ potknął się na Ruzie, więc temat znowu upadł. A gdy w ostatnich kilkunastu miesiącach Wilder chciał wrócić do mistrzowskiej rozgrywki, to boleśnie poległ z Josephem Parkerem oraz Zhileiem Zhangiem i już nikt nie miał wątpliwości, że walka Joshui z Wilderem przepadła na dobre.
Ale boks bywa przewrotny. I powtórzmy: jest przede wszystkim biznesem. Sobotnia porażka 34-letniego Joshui (28-4) sprawia, że znów jego walka z 38-letnim Wilderem (43-4-1) nabiera sensu. Co z tego, że obaj już są pięściarzami past-prime i mają na koncie po cztery porażki? Ważne, że znowu to zestawienie nie ma jasnego faworyta i że świetnie by się sprzedało.
Jeszcze lepiej sprzedałaby się walka Joshua – Fury
Paradoks czwartej zawodowej porażki Joshui polega na tym, że jego perspektywy wciąż są atrakcyjne. I to bardzo! Jeśli nie wypali jego walka z Wilderem, to AJ zawsze może spoglądać na starcie rewanżowe Usyka (22-0) z Furym (34-1-1). Jeśli Fury ponownie przegra, a to prawdopodobny scenariusz, to w końcu będzie mogło dojść do jego walki z Joshuą. A to zestawienie, które daje jeszcze więcej Anthony’emu.
Dwóch Anglików na Stadionie Wembley? Nie ma dziś w boksie walki, które wygeneruje większe zainteresowanie i która mogłaby sprzedać więcej subskrypcji PPV. Nie można też wykluczyć scenariuszu, w którym Joshua podejdzie do rewanżu z Duboisem, choć ponownie mógłby się skaleczyć.
– Nie zapominajmy, że Joshua to nadal kura znosząca złote jaja – mówił w programie na Kanale Sportowym Janusz Pindera.
Polscy fani boksu, gdy słyszą o starciu Joshua – Wilder mogą się uśmiechnąć pod nosem, bo u nas już kiedyś było podobnie. Wystarczy przypomnieć walki Andrzeja Gołoty z Tomaszem Adamkiem czy Przemysławem Saletą. Nie miały one żadnego, albo prawie żadnego sensu sportowego, a jednak się odbyły i w dodatku świetnie się sprzedały.
Joshua niby przegrał, a jednak nadal nie można go określić przegranym. Więcej o przyszłości boksu znajdziecie w programie z udziałem Kacpra Bartosiaka, Macieja Miszkina oraz Janusza Pindery.