HomeExtraJanusz Pindera typuje, ile medali zgarniemy na IO w Paryżu! “Pamiętajmy o niespodziankach” [WYWIAD]

Janusz Pindera typuje, ile medali zgarniemy na IO w Paryżu! “Pamiętajmy o niespodziankach” [WYWIAD]

Aktualizacja:

Igrzyska olimpijskie ogląda od ponad pół wieku. Pierwsze relacjonował już w 1976 roku, ale jego miłość do igrzysk wciąż jest tak samo silna. Janusz Pindera, chodząca encyklopedia sportu, porozmawiał z nami o imprezie w Paryżu. Nie zabrakło też wspomnień. – Chciałbym wreszcie skomentować polski medal w boksie – mówi Pindera.

Janusz Pindera
FOT. KS/Youtube

Antoni Partum: Które to już igrzyska olimpijskie, przy których będzie pan pracował?


Janusz Pindera: Trochę się tego nazbierało. Pierwszy raz pracowałem jako 20-latek przy igrzyskach w 1976 roku, rozgrywanych w Montrealu. To była nagroda za mój wkład w rozwój studenckiego radia Centrum w Lublinie, gdzie studiowałem prawo oraz administrację, wówczas były to dwa odrębne kierunki. W radiu Centrum założyłem redakcję sportową, skomentowałem kilka imprez, w tym mistrzostwa świata w hokeju, podczas których Polska pokonała ZSRR, i dostałem szansę, by w Warszawie popracować w TVP, podczas igrzysk. To była piękna przygoda. Poznałem wówczas wielu sportowców. Jednym z nich był np. Janusz Gerard Pyciak-Peciak, którego wraz ze złotym medalem, który wywalczył w Montrealu, wiozłem z lotniska Okęcie do telewizyjnego studia na Placu Powstańców. Ale to już historia na osobną rozmowę.

Cały czas czuje pan ekscytację przed igrzyskami olimpijskimi, czy ten żar już nieco przygasł?

Swoje pierwsze igrzyska, te w Tokio (1964) obejrzałem mając 8 lat. Pamiętam tamten czarno-biały telewizor marki Szmaragd i wspaniały, zwycięski na 10 km amerykańskiego Indianina Billy’ego Millsa, komentowany przez Bohdana Tomaszewskiego. Widziałem też trzy złote walki Polaków w boksie, a więc sukcesy Józefa Grudnia, Jerzego Kuleja i Mariana Kasprzyka. Wtedy to się wszystko zaczęło i trwa do dziś. 

Które igrzyska wspomina pan najlepiej?

Jeżeli komentujesz boks, a ten trwa niemal przez całe igrzyska, to masz małe szanse, żeby zobaczyć cokolwiek więcej. I właśnie dlatego świetnie wspominam igrzyska w Barcelonie, pierwsze, na które pojechałem. Byłem wysłannikiem „Sztandaru” i tylko z doskoku, za namową Włodzimierza Szaranowicza, pomagałem komentować Lucjanowi Olszewskiemu. W Barcelonie mogłem być wszędzie, gdzie działo się coś ważnego. I co najważniejsze: dało się wejść wszędzie, gdzie się chciało. Z tamtych igrzysk na pewno zapamiętam koszykarski „Dream Team” Amerykanów i polskie złote medale judoki Waldemara Legienia i pięcioboistów.

Drugimi igrzyskami, na których nie byłem obarczony pracą komentatora, wysłała mnie na nie „Rzeczpospolita”, to Sydney 2000. Cudowne igrzyska, które poprzedziła wspaniała ceremonia otwarcia. Australijczycy naprawdę kochają sport! Podobnie Anglicy, stąd tak miłe wspomnienia z Londynu, gdzie obejrzałem najlepszą ceremonię otwarcia w całej mojej historii igrzysk olimpijskich, które obsługiwałem. Oczywiście nigdy nie zapomnę też Barcelony, bo była po prostu wyjątkowa.

W piątek wieczorem ceremonia otwarcia igrzysk. Raper Snoop Dogg poniesie ogień olimpijski. Jak pan to skomentuje?

To po prostu chwyt marketingowy, który zdaniem organizatorów ma przyciągnąć fanów. I tyle, ale znicz zapali ktoś inny, bo to zaszczyt zarezerwowany dla największych z kraju gospodarza. Do dziś mam przed oczami 1996 rok, Atlantę i Muhammada Alego, który już był mocno dotknięty chorobą Parkinsona, a jednak trzęsącą się ręką odpalił znicz. To był wzruszający moment, w którym zyskał miłość całego świata. Cztery lata później widziałem go w Sydney, już na wózku inwalidzkim.

Mam wrażenie, że wśród kibiców panuje lekki strach przed imprezą w Paryżu w kontekście bezpieczeństwa. A czy pan ma jakieś obawy?

Takie obawy to nic nowego. Nie zapomnieliśmy przecież igrzysk w Monachium w 1972 roku, gdy terroryści organizacji Czarny Wrzesień zabili kilkunastu sportowców z Izraela. 24 lata po tamtym zamachu, w parku olimpijskim w Atlancie wybuchła bomba, która doprowadziła do śmierci dwóch osób i ponad stu rannych.

Jak pan pamięta Atlantę?

W Atlancie, w związku w tym wybuchem panowała duża panika. Ale nic dziwnego, bo było wiele alarmów i na domiar złego fatalna organizacja. Jeden z alarmów bombowych usłyszałem, gdy ewakuowano halę bokserską, gdzie spędzałem całe dnie. Wszyscy w panice uciekali z sali, choć alarm okazał się fałszywy. Niestety, takie sytuacje się powtarzały. 

W Londynie też dużo mówiono, o ewentualnych zamachach, ale Anglicy zadbali o bezpieczeństwo wzorowo. Organizatorzy nawet ściągnęli z Iraku ekipę wojskową, która fenomenalnie przeprowadzała kontrole na obiektach sportowych. To był wzór profesjonalizmu. Pamiętam, że błyskawicznie i wzorowo wszystko sprawdzali i w pełni panowali nad sytuację. Świat się bardzo zmienił po 11 września. Od tamtej pory pieniądze na ochronę igrzysk zajmują znacznie większą część budżetu niż wcześniej.

Na igrzyskach w Tokio Polacy zdobyli 14 medali (cztery złote, pięć srebrnych i pięć brązowych), zajmując 17. miejsce w klasyfikacji medalowej. Na co teraz możemy liczyć?

Dla mnie istotniejsze od medali jest to, jak się zaprezentują sportowcy. Czasem po fantastycznej walce możesz zająć czwarte miejsce, ale pozostać w pamięci na zawsze. Powiem więcej! Można nie mieć złota, choć osiągnie się taki sam wynik, co triumfator. 

Co ma pan na myśli?

W Barcelonie doszło do fascynującego boju ciężarowców w kat. 82,5 kg. Chodzi o rywalizację Krzysztofa Siemiona z Pyrrosem Dimasem, Albańczykiem, który reprezentował Grecję. Obaj w dwuboju uzyskali ten sam ciężar (370 kg), obaj mieli też taką samą wagę ciała. I co? O złocie zadecydowała… kolejność bojów w podrzucie, co było nowym przepisem, choć – tak na chłopski rozum – wydawało się, że rozsądne byłoby przyznanie dwóch złotych medali. A że Dimas podchodził przed Polakiem, to został mistrzem olimpijskim. I takie kwestie wpływają czasami na klasyfikację całej ekipy.

Ale wracając do pytania, to nie jestem przesadnym optymistą. Stara zasada mówi, żeby wypisać wszystkie szanse medalowe i podzielić tę liczbę przez trzy. A że maksymalnie będziemy mieli pewnie około 30 okazji, to 10 medali powinniśmy przywieźć. Może 12, bo jednak zdarzają się różne niespodzianki.

Najwięksi nasi faworyci do medali to…?

Żelazną faworytka do złota jest Iga Świątek. Tym bardziej że gra w Paryżu, gdzie czterokrotnie wygrała Roland Garros. No i Aleksandra Mirosław we wspinaczce ma dużą szansę na złoto. Być może w finale spotka rodaczkę – Olę Kałucką. Duże nadzieje wiążę też z siatkarzami, ale nie zapominam o tym, że trzon drużyny tworzą zawodnicy klubu ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, który ma za sobą najgorszy sezon od lat. Mam jednak nadzieję, że nie przełoży się na nasz wynik w Paryżu.

Kocha pan boks, więc muszę spytać, jak wygląda sytuacja naszych pięściarzy?

Jeśli nie jest się Teofilo Stevensonem, a więc murowanym kandydatem do złota, to twój wynik w dużej mierze determinuje losowanie. A nasze losowanie może nie było najgorsze, ale też nie jest łatwe. Najwięcej powodów do zmartwień ma Aneta Rygielska (66 kg), której rywalka będzie Brytyjką Rosie Eccles. To będzie bardzo trudna przeciwniczka, ale do pokonania. Gorzej, że w kolejnej rundzie Aneta może trafić na Busenaz Surmeneli, turecką pięściarkę, która ma w kolekcji złoto olimpijskie z Tokio oraz złote medale mistrzostw świata i Europy.

Trudną rywalkę ma też Ela Wójcik (75 kg), która w 1/8 finału zmierzy się z Irlandką Aoife O’Rourke. Polka przegrała z nią już cztery razy, ale ostatnia porażka, w Nowym Targu, podczas ubiegłorocznych Igrzysk Europejskich, była niezasłużona, co daje nadzieję na skuteczny rewanż.

Jest także najmłodsza z dziewczyn – Julia Szeremeta (57 kg), która robi postęp ze sparingu na sparing, z zawodów na zawody. Jest na fali wznoszącej. 20-latka zaboksuje z Wenezuelką Omailyn Aycalą i powinna dać sobie radę. Co więcej, nie wykluczam, że znajdzie się w strefie medalowej.

A na co mogą liczyć panowie?

Mateusz Bereźnicki nie może narzekać na losowanie. W 1/8 finału spotka się z Irlandczykiem Jackiem Marleyem i jeśli wygra będzie bił się o medal z Gruzinem lub reprezentantem Tadżykistanu.

Z kolei Damian Durkacz (71 kg), lider naszej kadry, po raz drugi pojawi się na igrzyskach. Tym razem stanie naprzeciwko leworęcznego, mierzącego 185 cm Ramiego Kiwana, mistrza Europy seniorów. A że usunięto kategorię do 75 kg, gdzie na co dzień bił się Bułgar, to przeszedł do niższej dywizji i dlatego spotka Polaka. Wierzę jednak w Damiana. Niedawno pokazał się ze świetnej strony na zawodach w Bangkoku. Durkacz może powalczyć o medale, ale łatwo nie będzie. 

A skomentował pan już kiedyś medal Polaka w boksie?

Czekamy na olimpijskie podium w boksie już od 1992 roku, ale ja wtedy nie miałem zaszczytu komentować sukcesu Wojciecha Bartnika. W Barcelonie głównym komentatorem był Lucjan Olszewski, a ja i Andrzej Kostyra pomagaliśmy mu na zmianę. Wtedy padło na Andrzeja. Mam nadzieję, że po paryskiej imprezie, ja też będę miał swój pierwszy skomentowany polski medal w boksie.

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Legenda Atletico odejdzie z klubu? Wskazał już preferowany kierunek
Michał Probierz staje w obronie reprezentanta Polski. Ważna wypowiedź
Wichniarek zabrał głos po meczu pożegnalnym. “Coś niesamowitego”
Kolejne problemy polskich kadrowiczów. Michał Probierz przekazał złe wieści
Alarm w Śląsku Wrocław! Kontuzja wschodzącej gwiazdy pogłębi problemy zespołu?
Reprezentant Polski straci miejsce w składzie? Ekspert stawia sprawę jasno
Strzelił gola i nie celebrował. Anglia wygrała z Irlandią! [WIDEO]
Gwiazda reprezentacji Chorwacji przed meczem z Polską: Martwimy się wynikami naszego zespołu
Przerwany mecz w trzeciej lidze. Kibole zdewastowali stadion [ZDJĘCIA]
Chorwaci bez gwiazdy w meczu z Polską? Zlatko Dalić może zacząć się martwić