Real Madryt traci wartościowego napastnika
Gdy Xabi Alonso obejmował Real Madryt, zapowiadał merytokrację i uczciwą walkę o skład z szansami dla każdego zawodnika. Endrick jest jednak przykładem, że zapowiedzi okazały się jedynie mrzonkami, bo opuszcza on Santiago Bernabeu po rozegraniu zaledwie trzech meczów w tym sezonie. Łącznie nie dobił na murawie nawet do stu minut, a w wyjściowym składzie pojawił się raz: w starciu Pucharu Króla z trzecioligową Talaverą.
Niechęć baskijskiego trenera do brazylijskiego napastnika może wynikać z kilku kwestii. Endrick stracił właściwie cały presezon jak i pierwsze mecze sezonu ze względu na poważną kontuzję mięśniową, która po dwóch miesiącach się dodatkowo odnowiła. W tym czasie sympatię Xabiego zyskał Gonzalo Garcia, który zaliczył kapitalne Klubowe Mistrzostwa Świata (zakończył turniej będąc liderem klasyfikacji strzelców – zgromadził cztery bramki, tak samo jak Marcos Leonardo, Angel Di Maria i Serhou Guirassy).
Nie było zatem nic dziwnego, że na starcie sezonu szkoleniowiec decydował się wystawiać innych zawodników – szczególnie, że wyniki do pewnego momentu były bardzo dobre. W listopadzie Real Madryt wpadł jednak w olbrzymi dołek, z którego nie wygrzebał się do teraz. Gra Królewskich kompletnie nie przekonuje, a ofensywa, poza Kylianem Mbappe, całkowicie rozczarowuje.

Posucha strzelecka napastników Realu Madryt
Rodrygo do niedawna śrubował rekord najdłuższej serii meczów bez strzelonego gola, a Vinicius wkrótce dobije do trzech miesięcy bez zdobytej bramki. Po dobrej formie Gonzalo Garcii z Klubowych Mistrzostw Świata nie zostało już nic: wchodzi na boisko bardzo rzadko, a jak już to robi, to nie pokazuje niczego konkretnego. Linię frontu uzupełnia również będący w kryzysie Brahim Diaz (który właśnie zaczął zmagania w Pucharze Narodów Afryki) oraz 18-letni Franco Mastantuono, który po obiecującym starcie kampanii został schowany do szafy (także ze względu na kontuzję).
By oddać w pełni skalę marazmu jaki prezentują w tym sezonie ofensywni zawodnicy Realu Madryt, wystarczy spojrzeć na samą statystykę strzelonych goli. Poza Kylianem Mbappe, żaden z atakujących ekipy Alonso nie przebił póki co… pięciu bramek. Tyle zdobył Vinicius. Na trzecim miejscu, trzymajcie się, jest Rodrygo z dwoma trafieniami. Ranking uzupełnia Brahim i Mastantuono, którzy zdobyli po bramce – Gonzalo jeszcze w tej kampanii nie wpisał się na listę strzelców.
Łącznie zatem ci zawodnicy – Vinicius, Rodrygo, Brahim, Mastantuono i Gonzalo – rozegrali w tym sezonie 4135 minut, podczas których strzelili dziewięć goli. To byłyby rozczarowujące liczby nawet w Getafe, a mówimy o Realu Madryt, klubie, znanym z posiadania wyjątkowych nazwisk w ataku.
Jak zatem wobec takiej sytuacji Alonso może lekką ręką oddawać piłkarza, który w zeszłej, debiutanckiej dla niego na Santiago Bernabeu kampanii, co wejście z ławki dawał drużynie pozytywny impuls? To wie aktualnie tylko on. Poprzedni sezon Endrick zakończył z siedmioma bramkami na koncie przy rozegraniu zaledwie 850 minut. Los Blancos znaleźli się w położeniu, że zawodnik który wchodząc z ławki mógłby dołożyć takie liczby byłby na wagę złota.
Wszyscy dostali szansę… tylko nie Endrick
Rzecz jasna nie ma pewności, że Endrick podtrzymałby taki współczynnik zdobywanych bramek, ale sęk w tym, że Alonso nawet nie dał mu szansy. 19-latek wyszedł raz w pierwszym składzie – z trzecioligową Talaverą – i zaprezentował się tam bardzo dobrze (a wbrew pozorom nie był to taki łatwy mecz, bo właściwie to do ostatniej minuty Real nie był pewny, czy utrzyma jednobramkowe prowadzenie). Wystąpił tam na pozycji prawoskrzydłowego, czyli roli, którą dobrze pamięta z czasów gry w Palmeiras.

I właśnie tam Brazylijczyk powinien zostać przetestowany przez Alonso już dawno temu. Rodrygo nie czuje się w tej roli komfortowo i nawet teraz, jak złapał lepszą formę, to częściej dryfuje bliżej centrum boiska czy schodzi nawet na lewą flankę, niż trzyma się tej prawej strony. Brakuje mu lewej nogi, którą przecież Endrick ma. Brahimowi czy Mastantuono z kolei brakowało konkretów, decyzyjności i liczb.
Endrick z Talaverą pokazał, że ma wymagane cechy do gry na prawej flance. Był nieuchwytny dla obrońców, regularnie przeprowadzał przebojowe rajdy z piłką, jak i potrafił uruchomić prostopadłym podaniem Kyliana Mbappe. Odnajdywał się w sytuacjach strzeleckich: oddał cztery uderzenia i niewiele mu brakowało, by skończyć mecz z bramką. Wywalczył cztery stałe fragmenty gry i przy całym podejmowanym przez niego ryzyku stracił posiadanie piłki zaledwie sześć razy.
Po tak dobrym występie Brazylijczyka kibice liczyli na pójście za ciosem i postawienie na niego także w następnym meczu z Sevillą, choćby w roli rezerwowego. Endrick przesiedział jednak to spotkanie w pełni na ławce rezerwowych, a zamiast niego jedynym wprowadzonym ofensywnym piłkarzem (w 83. minucie) był Gonzalo Garcia. Był to zatem jasny sygnał, że plan nie ulega zmianie i Brazylijczyk w zimowym oknie opuści klub.
W Lyonie wielkiej rywalizacji nie będzie
Tak też się dzieje, bo poniedziałkowym wieczorem Fabrizio Romano rzucił swoje słynne „here we go”. 19-letni napastnik dołączy do francuskiego Lyonu na zasadzie półrocznego wypożyczenia bez opcji wykupu. Real Madryt będzie pokrywał połowę jego wynagrodzenia, a według niektórych źródeł w umowie ma znaleźć się zapis o wymaganej określonej liczbie rozegranych przez napastnika meczów.
Choć można zakładać, że i bez tego nie byłoby o to ciężko, bo na dziewiątce w Lyonie jest wielka bieda. Właściwie jedynym nominalnym napastnikiem tam jest 24-letni Martin Satriano, który w siedemnastu meczach tego sezonu strzelił zaledwie trzy gole. Z perspektywy Endricka to kapitalna wiadomość: otrzyma pół roku, by przekonać do siebie Carlo Ancelottiego, że zasługuje na powołanie na przyszłoroczne mistrzostwa świata. Wróci do regularnej gry i zdobędzie doświadczenie, które może zaprocentować, gdy wróci w przyszłym sezonie do Realu Madryt.
A Xabiego Alonso wówczas już na Santiago Bernabeu może nie być. Posada Baska – mimo trzech zwycięstw z rzędu – zdaniem hiszpańskich mediów dalej ma wisieć na włosku. Real nie tylko musi zacząć seryjnie wygrywać, ale także musi zacząć prezentować lepszy styl. Madryccy kibice dali upust swojej frustracji podczas sobotniego meczu z Sevillą, gdy zawodnicy Realu – mimo ostatecznego zwycięstwa 2:0 – byli przez fanów regularnie wygwizdywani.
Alonso nie tylko musi znaleźć receptę na przywrócenie odpowiedniej formy swoim ofensywnym piłkarzom, ale także musi liczyć na ich zdrowie. Aktualnie jego zespół, szczególnie wobec absencji Brahima i niewiadomej formy fizycznej Mastantuono, jest o kontuzję zawodnika wyjściowego składu od tego, by mieć niemalże zerowe pole manewru w ataku.
I właśnie w tej sytuacji przydałby się mogący bezproblemowo pokryć dwie pozycje Endrick, który niezależnie od okoliczności zawsze był dawką czystej energii i szaleństwa. Był zawsze przełamaniem pewnego schematu, a w ostatnim czasie to właśnie przewidywalność stała się największą bolączką ataku pozycyjnego Realu Madryt.










