Oto szacowany majątek dwunastu najbogatszych kierowców F1, zdaniem „Forbesa”, „Sunday Times” i dziennika „Marca”. Są to oczywiście dane zaokrąglone i przybliżone, ale oddają stan majątkowy gwiazd Formuły 1.
1. Lewis Hamilton – 285 mln dol.
Siedmiokrotny mistrz świata i jeżdżąca legenda Formuły 1 większość fortuny dorobił się, zdobywając sześć tytułów z Mercedesem. Jego majątek nie składa się jednak wyłącznie z wynagrodzenia za jazdę. Hamilton inwestuje i ma silnych partnerów biznesowych, jak choćby jego przyjaciel i brytyjski miliarder Jim Ratcliffe (współwłaściciel Mercedesa). Lewis założył m.in. sieć wegańskich restauracji typu fast food a ostatnio firmę producencką, która współfinansuje i współtworzy gorąco oczekiwany Hollywoodzki film o z Bradem Pittem o Formule 1 (premiera w 2025 roku), reżyserowany przez samego Josepha Kosinskiego.
Hamilton nie jest już najlepiej opłacanym kierowcą F1, bo wyprzedził go Max Verstappen, ale od przyszłego roku jego zarobki znacząco wzrosną dzięki jego przejściu do Ferrari. Zawartą na trzy kolejne sezony (2025,26, 27) umowę szacuje się na 446 mln dol., choć część tej kwoty ma trafić na konto fundacji Brytyjczyka – Mission 44 – a nie do jego kieszeni.
2. Fernando Alonso – 260 mld dol.
Co prawda zdobył „tylko” dwa tytuły MŚ Formuły 1, a do tego już dawno teamu (2005, 2006), a do tego nie wygrał wyścigu w F1 od ponad 11 lat, a jednak Hiszpan – skądinąd zawodnik wybitny, w niczym nieustępujący umiejętnościami Hamiltonowi – potrafił doskonale zadbać o swoje interesy. Jest najbardziej doświadczonym kierowcą w historii tego sportu.
Lata startów w McLarenie, Ferrari a także Renault były bardzo intratne, podobnie jak końcówka kariery w Astonie Martinie. Alonso przedłużył w tym roku kontrakt z brytyjskim teamem do sezonu 2026 włącznie. Jego podstawowa wypłata ma wynosić 18 mln dolarów, ale nie uwzględnia premii za punkty, miejsca na podium i końcową pozycję w MŚ oraz osobistych kontraktów sponsorskich, na których ma potencjał zarobić drugie lub i trzecie tyle.
3. Max Verstappen – 210 mln dol.
Złote dziecko Red Bulla jest na rynku pracy w Formule 1 znacznie krócej od dwóch weteranów, ale najszybciej pnie się górę. Szacuje się, że po zdobyciu trzeciego tytułu jego kontrakt z Red Bullem wskoczył na poziom 70 mln dolarów, nie wliczając prywatnych kontraktów sponsorskich.
4. Daniel Ricciardo – 96 mln dol.
Choć od lat daleko mu do formy, jaką prezentował w 2014 roku, gdy po dojściu do Red Bulla zdeklasował 4-krotnego mistrza świata Sebastiana Vettela, a w późniejszych latach szedł łeb w łeb z Maxem Verstappenem, po ucieczce z Red Bulla Australijczyk zadbał o swoje interesy. Dostawał sowite pieniądze od Renault, a potem McLarena, nie tylko za jazdę. Ten drugi team zapłacił mu 22 mln dol. za to… żeby więcej się dla nich nie ścigał i w 2023 roku zwolnił fotel dla Oscara Piastriego!
5. Sergio Perez – 75 mln dol.
Co prawda zawodzi już drugi rok i większość kibiców, wraz z ekspertami zachodzi w głowę, jak to jest, że ciągle ma fotel w Red Bullu. Co więcej wchodził do F1 jako typowy kierowca płacący, ze wsparciem meksykańskiego miliardera Carlosa Slima, i po dziś dzień, nawet w mistrzowskiej ekipie trzyma go m. in. silny pakiet osobistych sponsorów. Mimo to przez te lata zarazbiały nie tylko zespoły, zatrudniające Checo, ale też sam Perez. Zdaniem „Forbesa” tylko w zeszłym roku Sergio zgarnął 26 mln dolarów pensji.
6. Charles Leclerc – 50 mln dol.
Wielka nadzieja i wychowanek Ferrari w ostatnich latach znacząco zwiększa dochody. Szacuje się, że po zawarciu nowego kontraktu jego wynagrodzenie może wzrosnąć od przyszłego sezonu do 25 mln dol. rocznie… choć i tak przy zarobkach nowego kolegi z ekipy, Hamiltona, będzie wyglądało raczej skromnie.
7. Lance Stroll – 50 mln dol.
Za starty w należącym do ojca miliardera zespole Formuły 1 Lance Stroll pobiera „kieszonkowe”. Symboliczne, zważywszy, że fortunę “papy” Lawrence’a Strolla wycenia się na 3.9 miliarda dolarów. To 812 najbogatszy obywatel matki Ziemi. Dziedzicem tej fortuny z pewnością będzie pierworodny i jedyny syn, który jest oczkiem w głowie wybitnego kanadyjskiego biznesmena. Rodzinna fortuna rosła na bazie przemysłu dziewiarskiego. Dziadek Lance’a sprowadził do Kanady markę ubraniową Pierre Cardin, a potem już poszło…
8. Carlos Sainz – 47 mln dol.
Niespełniony, niedoceniony syn byłego rajdowego mistrza świata przynajmniej może pocieszyć się solidnym zapleczem finansowym. Co prawda stracił miejsce w Ferrari na rzecz Lewisa Hamiltona i od przyszłego roku będzie kierowcą Williamsa, przedostatniej obecnie ekipy F1, ale… To jeszcze nie koniec kariery bardzo solidnego i cenionego zawodnika z Hiszpanii.
9. Pierre Gasly – 33 mln dol.
Francuski kierowca przez lata jeździł w juniorskiej ekipie Red Bulla, choć po awansie do głównego składu został zdegradowany po kilku miesiącach, bo nie wytrzymał weryfikacji na tle Maxa Verstappena. Mimo to utrzymał się w Formule 1 i obecnie jest zawodnikiem fabrycznej, acz jednej z najsłabszych w F1 ekipy Alpine. Ostatnio przedłużono mu kontrakt.
10. Valtteri Bottas, Kevin Magnussen, Lando Norris – po 30 mln dol.
Bottas spędził w Formule 1 całe lata, w tym część u boku Lewisa Hamiltona w Mercedesie. Potem dostał zaskakująco wysoki, szacowany na 18 mln dol. i aż trzyletni kontrakt z Alfą Romeo, ale zapewne ogromną część tej kwoty „pożarły” koszty operacyjne, jak procent dla menedżera… szefa i współwłaściciela Mercedesa Toto Wolffa. Teraz walczy o przedłużenie kariery w F1, ale raczej za niższą kwotę.
Magnussen też spędził całe lata w Formule 1 i choć kierowcą był zawsze mocno przeciętnym, a na podium stanął tylko raz w życiu, uzbierał całkiem miłą sumkę. Przyda się na nadchodzącą wielkimi krokami emeryturę, bo trudno sobie wyobrazić, aby pozostał w F1 po tym sezonie.
Najbardziej zadziwia obecność w tym gronie znacznie zdolniejszego od powyższej dwójki Lando Norrisa, lidera McLarena. Brytyjczyk, zakontraktowany na długie lata w McLarenie nie musi się jednak martwić o pieniądze i negocjować bajońskich kontraktów. Sam jest synem brytyjskiego milionera, który w jego dojście do Formuły 1 zainwestował podobną sumę.