MATEUSZ BOREK: Twój pierwszy komentarz, na gorąco – uważasz, że to był odpowiedni timing i to się wydarzyło w czasie, w którym się spodziewałeś?
ZBIGNIEW BONIEK: – Wiedziałem, że porażka z Finlandią to będzie grób dla selekcjonera. Ale on sam sobie go przygotowywał. Gdy został selekcjonerem, pewnie miał inne spojrzenie, inną wizję, ale za to, co robił, musi być potężna krytyka. Zostawił po sobie bałagan totalny. Robert zapowiedział, że nie przyjedzie na reprezentację. Nikt nie próbował z nim podjąć kontaktu, żeby go namówić na zmianę decyzji. On by ją zmienił, gdyby widział, że komuś na tym zależy.
– Michał sam sobie przygotował tę sytuację i nie jest mi go szkoda. Miał dobre wejście w reprezentację, szacunek u kibiców. Skończyło się tak, jak przewidywałem od dwóch tygodni. Mówiłem, że jeśli nie wygramy z Finlandią, to nic go nie uratuje. W żadnym konflikcie trener nie wygrał z najlepszym piłkarzem. To jest niemożliwe.
– Było wiadomo, że tylko zwycięstwo mogło pozwolić mu utrzymać stanowisko, ale był taki bałagan w drużynie, że była skoncentrowana na wszystkim, ale nie na tym, co ma robić. Jedyny, który wypadł pozytywnie, czyli Matty Cash, nie rozumiejąc polskiego, nie bardzo wiedział o co chodzi. Był inaczej przygotowany psychicznie.
Michał miał idealne warunki do wejścia w reprezentację – była w beznadziejnej sytuacji. Czy ty jesteś zdziwiony słowami Probierza na konferencji po meczu z Finlandią? Chyba zrozumiał, że nie da rady walczyć z całym światem.
– Oni często mówili szybciej, niż myśleli. Dla mnie to nie jest niespodzianka. Mam 100 tysięcy znajomych, z którymi rozmawiałem i zapowiadałem, że to jest kwestia godzin, bo tego się nie da zatrzymać. Michał jednak podał się do dymisji, a wystarczyło powiedzieć: “przeanalizuję, prześpię się z tym na spokojnie i później Państwa poinformuję”.
– Już dzień po objęciu kadry zstąpił na złą drogę – zrobił wywiad z dziennikarzem śledczym Nisztorem, który jest zaangażowany w zupełnie inne rzeczy, a nie sport. To nie ta droga. Dziś jest dymisja Probierza, ale wcześniej powinno być dyscyplinarne wyrzucenie Tomasza Kozłowskiego (dyrektor Departamentu Komunikacji i Mediów PZPN – przyp. red.). Piłkarze szybko zaczęli się orientować, jak wypływały informacje. Michał zostawia reprezentację w zgliszczach.
Pamiętamy początek 2024 roku – Lewandowski wsparł Probierza, mówiąc, że jest charyzmatyczny i trudny, ale to doceniał. Dużo musiało się zmienić w ciągu tych kilkunastu miesięcy w relacjach selekcjonera z piłkarzami lub przynajmniej tym jednym piłkarzem.
– W reprezentacji zawsze były, są i będą różnice zdań, różnego rodzaju konflikty i sytuacje do rozwiązania. Ja przez osiem lat takich podbramkowych akcji miałem kilkanaście. Najważniejsze to rozwiązać je w swoim gronie, odpowiednio do tego podejść. Na początku narzeczeństwa zawsze na to patrzysz inaczej, niż po dwóch latach małżeństwa. Konflikt z Lewandowskim był ostatnim punktem, po którym Probierz nie powinien być selekcjonerem.
– Przed tak ważnym meczem nie można zrezygnować z zawodnika o takiej klasie, który samym wyjściem na boisko straszy przeciwnika. Powinien z nim porozmawiać, powiedzieć: Robert, to dla ciebie najważniejszy mecz, a jeśli przegramy, to twoja kariera w kadrze może już nie mieć znaczenia, bo możemy nie jechać na mundial. Myślicie, że w takiej sytuacji by nie przyjechał na zgrupowanie?
Kilka dni temu rozmawiałem z Robertem i zapytałem: Jeśli czułeś, że na końcu paliwa w baku możesz rozegrać jeden mecz, to dlaczego Bilbao, a nie Helsinki, skoro sezon w LaLiga był w sumie skończony? On powiedział, że może i by zmienił myślenie, ale nie widział parcia, żeby przyjechał na kadrę. Tym meczem z Finlandią mógłby grać o siebie i swoją końcówkę w reprezentacji.
– Byłem na takim dinner-party we Wrocławiu. I tam kilku baronów mówiło, że Michał jest zadowolony, że Lewandowskiego nie ma, bo coś tam między nimi nie grało. Pomyślałem, że są przestawione hierarchie, tak nie powinno być. Lewandowskiego znam, jest wybitnym piłkarzem. Każdy wybitny piłkarz jest inny niż reszta. My czasami wybitnych ludzi nie bardzo lubimy. Robert jest egoistą, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Gdyby nim nie był, nie strzelałby tylu goli w najlepszych ligach. Czasami trzeba wiedzieć, czy musisz być większy czy mniejszy od piłkarza. Ja kilka pożarów też gasiłem jako prezes PZPN. Jestem przekonany, że z Robertem wystarczyło pięć minut porozmawiać i sprawa by była załatwiona. Dużo błędów popełniono też z meczem pożegnalnym Kamila Grosickiego. Powinien być rozegrany w Szczecinie, miałby pełen stadion. Wybrano Śląski, by jeden z baronów był zadowolony.
Czy uważasz, że Robert jest nie tylko wybitnym piłkarzem, ale też wybitnym “playerem” poza boiskiem w rozgrywaniu takich problematycznych sytuacji? Dla mnie zapowiedź prezesa Kuleszy, że musi z nim porozmawiać i dojdzie do mediacji była abstrakcją.
– To pokazuje, że oni nie słuchają, co się mówi; że słuchają tylko siebie. Stwierdzenie prezesa Kuleszy, że chce podjąć próbę mediacji… Trzeba było coś z tym zrobić, gdy dostał sygnał, że Lewandowski może nie przyjechać na mecz z Finlandią. Daleko poza światłami kamer i na koniec doprowadzić do tego, by zagrał w tym spotkaniu. Dla mnie to był jeden z ostatnich problemów zarządzania kryzysem pod nazwą: “Lewandowski – Probierz”. Tych kryzysów było kilka i żaden nie był dobrze zarządzany.
Rozmawiałem też z Kamilem Glikiem. Powiedział, że “mogło mu czasem nie być po drodze z Robertem Lewandowskim, ale jakby ktoś do niego ruszył na boisku, to byłem pierwszy, żeby zameldować się rywalowi”. Chyba o to chodzi, żeby tak było w reprezentacji?
– Tak powinno być, że reprezentacja powinna być jedną wielką rodziną. Jeden musi umrzeć na boisku za drugiego, a poza boiskiem musimy się szanować. Nawet między Błaszczykowskim a Lewandowskim nie było wielkiej miłości. To nieprawda, że odebraliśmy mu opaskę kapitańską. Chodziło o kontuzję. Potrzebowaliśmy lidera, który będzie nim także poza boiskiem. Nikt by Kubie nie odebrał opaski, gdyby był zdrowy. Wrócił i był jednym z najważniejszych elementów tej reprezentacji.
Cezary Kulesza powiedział: Mam mało czasu na decyzję, trzeba ją podjąć szybko. Musi to być ktoś, to nie będzie się uczył nazwisk. Myślę, że Polak. Jest kilka nazwisk – Nawałka, Brzęczek, Urban czy Magiera. Nie wykluczam powrotu poprzednika.
– Zakończył się pewien etap. Uważam, że nie tylko wystarczy zmienić selekcjonera. Nie wiem kim jest i co w sportowych strukturach związku robi Pan Kozłowski. Nie chcę powiedzieć za dużo, ale do drużyny trzeba wpuszczać ludzi hermetycznych, którzy mają zaufanie piłkarzy i nie wyrzucają na zewnątrz informacji tylko po to, aby skłócić całe towarzystwo. Trzeba podjąć kilka mocnych decyzji. Każdy będzie miał swojego faworyta na trenera. Będzie fajnie i wesoło, ale ja bym chciał, żebyśmy byli przekonani, że zostały wyciągnięte wnioski.
Probierz obejmował kadrę jako doświadczony trener klubowy, ale istotna była kwestia kręgosłupa reprezentacji. Pozycja numer 6 była symboliczna, ale wydaje mi się, że na kilku był kogel mogel i wieczne poszukiwania.
– Michał lubi kręcić w garnku, żeby każdy czuł się w stresie, ale w reprezentacji o to nie chodzi. Ja jeździłem na kadrę pewny, że gram, wiedziałem kto będzie na ławce, kto wyjdzie w pierwszym składzie, a trener koncentrował się na czymś innym. Myśmy w pewnym momencie nie wiedzieli, kto będzie w bramce. (…) W sumie może lepiej, że przegraliśmy z Finlandią. Odetniemy się od tego wszystkiego i pójdziemy w inną stronę. Biedota taktyczna drużyny w tym meczu była przerażająca. To nie jest tak, że mamy słabych zawodników. My wcale nie jesteśmy słabi.
Cała uwaga i krytyka skupia się na trenerze. Ale na samym końcu są zawodnicy – jak powiedziałeś, to oni wygrywają i przegrywają mecze, a trener ma im pomóc. Mam wrażenie, że ostatnio nie ma na nich odpowiedzialności i to wszystko przechodzi bez echa.
– Pełna zgoda. Tam nie ma nikogo, kto wyszedłby do dziennikarzy i powiedział, że lubimy i kochamy Roberta, żeby nie wymieniać kapitana. Oni nie mogą sobie pozwalać na to, żeby ktoś nimi kręcił. O to mam pretensje do piłkarzy. Czasami, nawet za czasów w Widzewie, mieliśmy poczucie, że trener jest słaby. Ale mówiliśmy sobie, że musimy wyjść na boisko i wygrać. Tego po naszej reprezentacji nie widać.
Uważasz, że kapitan reprezentacji powinien być kapitanem z nominacji trenera czy drużyny?
– Nie ma to większego znaczenia. Jak dobrze i inteligentnie spojrzy się na drużynę na zgrupowaniu, to od razu widać, kto na to zasługuje. Robert dzisiaj to nie jest Robert sprzed 7-10 lat. Trzeba umieć dodać mu pieprzu. Trochę jest tym przesycony, dlatego inteligentnie trzeba mu pomagać.
A ilu ty widzisz kandydatów na kapitana w obecnej kadrze? Kto ma do tego predyspozycje?
– Kapitanem może być ten, kto prowadzi grupę do przodu. Kto jest pewny siebie i reprezentuje grupę. Dziś wydaje mi się, że takich nie ma. Dzisiejsza piłka produkuje inny tym osobowości. Bednarek chciałby coś powiedzieć, ale w wywiadach mówi, że jesteśmy podzieleni i nie wiadomo o co mu chodzi. Choć z tym resetem dobrze powiedział.
Jeszcze oficjalnie nie skończyła się pierwsza kadencja Kuleszy, a za chwilę wybierze czwartego selekcjonera. Nie wiem czy był taki przypadek w historii polskiej piłki.
– No tak, szybko idzie, ale to jest jego sprawa i jego wybory. Dla mnie nielogicznym wyborem był Fernando Santos. Od początku było widać, że on tam nie pasuje i nie może prowadzić kadry. Wystarczyło zadzwonić do prezesa portugalskiej federacji i podpytać. No ale takie rzeczy się zdarzają.
Jak uważasz, że skończy się historia z Lewandowskim? Wróci do reprezentacji czy w ogóle nie będzie zainteresowany funkcją kapitana?
– Zapewne będzie chciał wrócić i pograć do zakończenia MŚ 2026, o ile się na nie dostaniemy. Niezależnie, kto będzie trenerem, powinien do niego pojechać i z nim porozmawiać. Myślę, że powie, że skoro i tak niedługo kończy, to podziękuje i przekaże opaskę komuś innemu. To jest sytuacja absolutnie do wyprostowania, ale muszą być ludzie, którzy mają chęć dialogu. Życie jest zbyt krótkie, żeby się tylko kłócić.
Ty byłbyś za tym, żeby kadrę objął polski trener czy zagraniczny? Czy nie ma znaczenia?
– Zawód selekcjonera jest czymś innym, niż zawód trenera klubowego. To, czy będzie znał polskich piłkarzy w momencie nominacji, nie ma żadnego znaczenia. Pierwszy zagraniczny, który przychodzi mi do głowy to Gianni De Biasi, który jest wolny. To jest facet, który ma wielkie doświadczenie selekcjonerskie. Ale jest też chociażby Adam Nawałka.
Ale myślisz, że Adam w ogóle by rozważał taką opcję?
– On chciałby mieć czystkę wokół kadry, zawsze dbał o hermetyczność. Ja mu ją zabezpieczałem. Musi być ktoś pozytywny, kto nie będzie się martwił o kolejną nieudaną drogę.
Jan Urban – twoim zdaniem to realna, dobra kandydatura?
– Według mnie, dzisiaj, najlepsza, jeśli mówimy o polskim rynku. Nie liczę Macieja Skorży, który ma swoją drużynę i jest trenerem. Za 2-3 lata zawsze będzie kandydatem, ale dlaczego dzisiaj miałby burzyć sobie jedną rzeczywistość w klubie i budować drugą?
Rozmawiałem też z Kamilem Grosickim i mówił, że był załamany meczem z Finlandią. Dodał, że chciałby wrócić do kadry, dograć eliminacje, jeśli nowy trener będzie chętny i też spuentować swoją karierę na MŚ 2026. Co o tym sądzisz?
– Ja przez ostatnie dwa lata słyszałem, że chcemy odmłodzić reprezentację. Z Grosickim to dziwna sprawa. Ma najwięcej asyst w lidze, szaleje, świetnie gra, a w 45 minut może zrobić wiele rzeczy na boisku. Ale to Michał z niego zrezygnował dwa lata temu, mówiąc, że odmładza zespół. Czy piłkarsko on jest gorszy od znacznie młodszego Kamińskiego? Nie jestem przekonany. On jest zawsze pozytywnie nakręcony, a reprezentacja dla niego była zawsze najważniejsza.