Przesądza o wynikach meczów
Nowy format Ligi Mistrzów sprawia, że znalezienie się w czołowej ósemce w fazie ligowej to dla czołowych klubów sprawa kluczowa – szczególnie dla tych z Premier League, w przypadku których grudzień i styczeń to zawsze okres z napiętym terminarzem spotkań. Arsenal nie mógł więc pozwolić sobie na potknięcie z Monaco i zadanie wykonał. Pewna wygrana 3:0 dała awans na trzecią pozycję i biorąc pod uwagę, że przed The Gunners jeszcze starcia z Dinamem Zagrzeb, zajmującym obecnie 24. miejsce oraz z uplasowaną na 30. pozycji Gironą w końcówce stycznia, to można stwierdzić, że najtrudniejszych rywali mają już za sobą.
Komfortową pozycję przed finiszem fazy ligowej zapewnił Bukayo Saka. Anglik strzelił dwa gole i dołożył asystę, czyli miał udział przy wszystkich trafieniach. Po raz kolejny w tym sezonie był liderem ofensywy swojego zespołu i odebrał nagrodę piłkarza meczu, a potem nasłuchał się pochwał od swojego menedżera.
– Jest świetnym przykładem dla wszystkich w drużynie – mówił Mikel Arteta. – Pokazuje to swoim codziennym zachowaniem i chęcią stawania się coraz lepszą wersją siebie każdego dnia. Bardzo zależy mu na tym, żeby się rozwijać i widać, że stawia kolejne kroki. Kilka lat temu nie był jeszcze gotowy, by decydować o wyniku meczu, ale rozwinął się mentalnie, fizycznie, pod kątem przygotowania i dołożył do tego regularność. Wszedł na najwyższy poziom – dodawał Hiszpan.
Król własnego podwórka
Arteta podkreśla, ile znaczy Saka jako symbol i wychowanek klubu, który inspiruje młodszych kolegów, jak np. Mylesa Lewisa-Skelly’ego, który wyszedł po raz pierwszy w karierze w wyjściowej jedenastce na mecz Ligi Mistrzów i spisał się bardzo dobrze, czy 17-letniego Ethana Nwaneriego, który uchodzi za wielki talent, jednak w tym sezonie najważniejsze są twarde liczby, jakie dostarcza 23-letni skrzydłowy. Arsenal bez Saki miałby poważne kłopoty w ofensywie.
Mecz z Monaco był dla niego 19. występem w rozgrywkach Premier League oraz Ligi MIstrzów w tym sezonie. Dwa gole oraz asysta sprawiły, że Saka ma w nich udział przy 21 trafieniach. Po raz kolejny świetnie spisał się w Champions League na własnym stadionie, bo statystyki na Emirates Stadium ma naprawdę wybitne odkąd Arsenalowi udało się w poprzednim sezonie wrócić do klubowej elity. Saki zazdroszczą The Gunners już nie tylko kibice innych angielskich klubów, ale powoli również drużyn z całej Europy.
Saka błyszczy, ale co z pozostałymi?
Jest jednak druga strona tego medalu, która musi martwić Artetę. Owszem, Saka gra wybitnie i w tym tempie będzie to dla niego najlepszy sezon w karierze. W samej Premier League jest na kursie do pobicie rekordu w liczbie asyst. Anglik uzbierał ich już 10, a najlepszy wynik w historii wynosi 20 i należy do Thierry’ego Henry’ego oraz Kevina De Bruyne. Jeszcze nie minęła połowa sezonu, więc Saka może to osiągnięcie przebić i ogółem od początku kariery ma obecnie najlepszą średnią minut na udział przy bramce. Trafia lub asystuje co 76 minut. Ale co ze wsparciem dla Anglika?
Tu właśnie rodzi się problem. Łącznie 21 goli i asyst Saki to wynik niemal dwukrotnie lepszy od następnego piłkarza w klubie. Kai Havertz zdobył bramkę i miał asystę w Monaco, dzięki czemu jak dotąd miał udział przy 12 golach dla Arsenalu. Dalej jest jeszcze gorzej. Po cztery gole we wszystkich rozgrywkach mają Gabriel Martinelli, Leandro Trossard, stoper Gabriel i wspomniany Nwaneri, który dorobek wyśrubował głównie w Pucharze Ligi. W klasyfikacji kanadyjskiej dwucyfrowy dorobek mają wyłącznie Saka i Havertz, a trzeci jest Martinelli, który do czterech goli dorzucił dotąd trzy asysty. Arsenal jest więc niemal całkowicie zależny od angielskiego skrzydłowego.
Stałe fragmenty to podstawa
Widać to nie tylko po liczbach indywidualnych. Dużo mówi się w ostatnim czasie o świetnie wykonywanych stałych fragmentach gry przez The Gunners, jednak można odnieść wrażenie, że ostatnio stały się one podstawową bronią zespołu. W każdym z ostatnich czterech meczów w Premier League ekipa Artety strzelała chociaż jednego gola po rzucie rożnym, w tym wszystkie w rywalizacji z Manchesterem United (2:0) oraz Fulham (1:1). Ten element działa świetnie, ale już gorzej jest z kreatywnością z gry.
Licząc współczynnik goli oczekiwanych z akcji, a więc pomijając stałe fragmenty, Arsenal jest dopiero trzynastym zespołem w Premier League. W ośmiu ostatnich kolejkach tylko raz przebili wartość jednego gola z gry według xG. Z Monaco wyglądało to już lepiej, ale na tle rywali w Anglii pojawiają się pewne problemy. Owszem, powrót Martina Odegaarda pomógł nieco w tym aspekcie i w pierwszych czterech meczach po kontuzji Norwega Arsenal był w stanie strzelić 14 goli, a z nim w składzie zyskał także sam Saka. Ale wciąż Odegaard nie doszedł do najwyższej formy. Po powrocie ma bramkę i dwie asysty i dopiero zaczyna gromadzić liczby, dlatego przydałoby się wsparcie innych.
Krótka kołdra w ofensywie
Arteta szuka odpowiedniego zestawienia i ma nieduże pole manewru. Zależność od Saki i czekanie na Odegaarda jak na zbawcę pokazało, że menedżer The Gunners zaniedbał głębię składu w ofensywie. Teraz namnożyły się kontuzje w obronie i tam Hiszpan ma największy ból głowy, ale w przekroju całego sezonu najbardziej może zabraknąć paliwa w ofensywie.
Z Monaco w ataku obok Saki wyszli Gabriel Jesus i Gabriel Martinelli. Brazylijczyk zastąpił w jedenastce Havertza, jednak nie pokazał niczego wielkiego, a Niemiec wszedł za niego z ławki w 73. minucie i do końca spotkania zdołał zaliczyć asystę i strzelić gola. Dorobek Jesusa to wciąż tylko jeden gol, na którego czekał zresztą od stycznia. W porównaniu do niedzielnej rywalizacji z Fulham, Martinelli znalazł się od początku za Trossarda, ale obaj nie dają Artecie pewności i nie gwarantują liczb. Martinelli miał od początku sezonu udział przy siedmiu golach, a Trossard – przy sześciu.
Żadnego wsparcia nie zapewnia wypożyczony z Chelsea Raheem Sterling, który miał dotąd udział przy trzech golach, choć to głównie zasługa bramki oraz asysty w Pucharze Ligi. Tam również otrzymał od Artety prawie połowę minut w dotychczasowej przygodzie z Arsenalem. Liczby w ofensywie pogorszyły się też w przypadku Declana Rice’a. Rok temu Anglik kończył z siedmioma golami i dziesięcioma asystami, a obecnie zdobył jedynie bramkę w Pucharze Ligi i dołożył cztery asysty – głównie po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów.
Zbawienie i przekleństwo
Gdy Arteta ma do dyspozycji całą jedenastkę, nie jest jeszcze tak źle, jednak dla angielskich klubów nadszedł okres, kiedy bardzo liczy się szeroka i jakościowa ławka rezerwowych. Na tym polu w ofensywie Arsenal ustępuje chociażby Liverpoolowi, którego musi gonić w lidze. Póki Odegaard rozkręca się powoli, to Saka nosi na plecach całą drużynę, gdy trzeba rozpracować przeciwnika w ataku pozycyjnym. Obok Rice’a jest też głównym wykonawcą stałych fragmentów.
Jakiegokolwiek elementu by nie wziąć, to okazuje się, że Saka jest nie do zastąpienia. Jego świetna forma to dla Arsenalu zbawienie, ale i przekleństwo, bo drużyna stała się od niego zależna. W trudnym momencie sezonu Saka może pociągnąć drużynę i utrzymać ją w walce o mistrzostwo Anglii oraz w LM, jednak przydałoby mu się wsparcie, którego jak na razie nie widać.