HomePiłka nożnaProsto z Anfield: Co się dzieje? Kryzys City trwa, maszyna Slota zwiększa obroty

Prosto z Anfield: Co się dzieje? Kryzys City trwa, maszyna Slota zwiększa obroty

Źródło: własne

Aktualizacja:

Gdy kilka tygodni temu Arne Slot był pytany o to, na co stać jego Liverpool, prosił, by oceny dokonać po serii meczów z wymagającymi rywalami. Seria właśnie się zakończyła, The Reds w tym czasie ani razu nie przegrali i właśnie pewnie pokonali Manchester City 2:0, a skoro tak, to ocena musi być bardzo wysoka.

Pep Guardiola

Pep Guardiola. Fot. Alamy

Korespondencja z Anfield

Koniec trudnej serii

Pierwsze tygodnie sezonu pokazały, że następca Jürgena Kloppa to człowiek o niezłym zmyśle taktycznym i przyjaznym podejściu do wszystkich na około, choć zupełnie inny niż poprzednik. Kolejne – że Liverpool trzeba wliczać do grona ekip walczących o mistrzostwo Anglii, choć przed sezonem mało kto się tego spodziewał. Chociażby wielka sonda wśród ekspertów stacji BBC pokazała, gdzie typowani są The Reds. Na 30 pytanych, wszyscy jako mistrza Anglii wskazywali albo Manchester City, albo Arsenal. The Reds? Mieli być bezpiecznie trzeci, ale panowało poczucie, że Arne Slot będzie potrzebował czasu.

Liverpool się jednak rozkręcał, a Holender dostawał coraz więcej pytań o to, czy stawia piłkarzom za cel zdobycie tytułu. – Wszystko zależy tylko od nas, bo połączenie gry w Premier League z Ligą Mistrzów jest niezwykle trudne. Na razie stawianie tez nie jest fair. Najlepiej będzie ocenić nas za kilka tygodni – powiedział w połowie października menedżer The Reds. Przed jego zespołem były wtedy mecze kolejno z Chelsea, RB Lipsk, Arsenalem, dwa z Brighton (jeden pucharowy), Bayerem Leverkusen, Aston Villą, Southampton, Realem Madryt i Manchesterem City. Ten zestaw spotkań właśnie minął, a Liverpool żadnego z nich nie przegrał.

Bezbolesna zamiana

20 meczów, 18 wygranych, remis i porażka – nawet najbardziej optymistycznie nastawieni kibice nie mogli przypuszczać, że tak będzie wyglądał bilans ich ukochanej drużyny po pierwszych miesiącach pracy Slota. Taka jest jednak po niedzielnej wygranej 2:0 nad Manchesterem City. Dzięki niej zespół z Anfield ma aż dziewięć punktów przewagi nad resztą stawki w Premier League, co w połączeniu z prowadzeniem w tabeli Ligi Mistrzów z kompletem zwycięstw daje obraz absolutnej dominacji i – odnosząc się do słów menedżera – każe wystawić mu bardzo wysokie noty.

Holender przebija wszelkie oczekiwania, choć to, że były one zaniżone, nie wynikało z wątpliwości co do tego, czy on się nadaje na to stanowisko. Po prostu ostatnie lata w Premier League pokazują, jak trudno jest rozpocząć nową erę po odejściu wybitnego menedżera. Manchester United właśnie zatrudnił szóstego menedżera – nie licząc tymczasowych – w ciągu 11 lat po przejściu sir Alexa Fergusona na emeryturę. Arsenal po pożegnaniu z Arsenem Wengerem nie trafił z wyborem Unaia Emery’ego i Mikelowi Artecie też zajęło trochę czasu, by The Gunners liczyli się w walce o tytuł. Na Anfield zamiana Kloppa na Slota przebiega nie tyle bez zakłóceń, co lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Zdobycie mistrzostwa Anglii to dziś już nie marzenie, a realistyczny cel, a mecz z Manchesterem City był tylko kolejnym tego potwierdzeniem.

Historia po stronie Liverpoolu

Niedzielne starcie na Anfield mogło stanowić moment przełomowy tego sezonu Premier League. Przed kolejką Liverpool miał osiem punktów przewagi nad drużyną Pepa Guardioli, która mimo kryzysu zajmowała drugie miejsce. W przeszłości były tylko trzy przypadki tak dużej przewagi na tym etapie rozgrywek i każdy z nich kończył się zdobyciem tytułu przez zespół prowadzący z tak dużym zapasem. Teraz okazuje się, że punktem odniesienia dla The Reds nie jest już City, które po porażce spadło na piąte miejsce i traci 11 punktów. Za plecy trzeba oglądać się na Arsenal i Chelsea.

Liverpool w niedzielę znakomicie wykorzystał szansę na to, by uciec piłkarzom Guardioli i pognębić ich jeszcze bardziej. Slot – mimo że w środku tygodnia jego drużyna zagrała doskonale z Realem Madryt (2:0) – dokonał czterech zmian w składzie. Do pełni zdrowia wrócił Trent Alexander-Arnold, a kontuzjowanego Ibrahimę Konatę musiał zastąpić Joe Gomez, a także wymienił po jednym elemencie w środku pola i w ataku. Dominik Szoboszlai wskoczył za Curtisa Jonesa, a Cody Gakpo za Darwina Nuneza. Niczego to jednak nie zaburzyło.

Pewny Liverpool, zagubione City

Pierwsza połowa w wykonaniu Liverpoolu była wręcz doskonała. Do pełni zadowolenia brakowało większej liczby bramek, bo prowadzenie 1:0 po golu Gakpo po cudownej asyście Mohameda Salaha nie było miarodajne. Kilka okazji po stałych fragmentach gry miał Virgil Van Dijk, jednak przede wszystkim gospodarze całkowicie odebrali atuty Manchesterowi City. Do przerwy ekipa Guardioli miała tylko jeden strzał – niecelną, za lekką próbę Rico Lewisa po dosłownie jedynej składnej akcji w ciągu tych 45 minut. Rzucało się w oczy to, jak dobrze The Reds zamykają rywali na ich własnej połowie i zmuszają ich do błędów. To, w połączeniu z jak zwykle głośnym dopingiem na Anfield, sprawiło, że gości wyglądali momentami jak przerażone zwierzę, które nagle wybiegło na środek ruchliwej autostrady.

Obraz meczu zmienił się tylko na chwilę po przerwie, kiedy City ruszyło nieco bardziej odważnie do ofensywy i przede wszystkim podłączyło do gry Erlinga Haalanda. Pozytywny sygnał dało wejście z ławki Jeremy’ego Doku, ale wciąż mnożyły się błędy w obronie. Po jednym z nich Salah powinien strzelić na 2:0. Po kolejnym Luis Diaz pomknął w pole karne, gdzie został wycięty przez Stefana Ortegę, a chwilę później Salah wykorzystał jedenastkę, stawiają kropkę nad i. Do końca meczu Liverpool kontrolował przebieg spotkania, a swoje dołożyli kibice, którzy śpiewali do Guardioli, że zostanie zwolniony, a Hiszpan odpowiedział reakcją, która zapisze się w dziejach angielskiej piłki.

Kryzysu City ciąg dalszy

Taki przebieg meczu nie mógł jednak nikogo dziwić. Liverpool jest na fali i w czasie wspomnianej wcześniej trudnej serii potknął się tylko raz, remisując z Arsenalem. City z kolei przyjechało po serii sześciu meczów bez wygranej – najpierw przegrało pięć z rzędu, by następnie w ciągu ostatnich 15 minut roztrwonić prowadzenie 3:0 z Feyenoordem i zremisować 3:3. Jedyne, na co można było liczyć, to fakt, że podrażniona ambicja mistrzów Anglii da o sobie znać i zobaczymy zespół, który będzie szarpał i wysoko zawiesi poprzeczkę pod względem fizycznym.

Tego nie było. The Citizens wyglądają jak zespół zupełnie rozbity. Guardiola nie trafił z wyborem składu, bo postawienie na skrzydła Matheus Nunes i Rico Lewis okazało się pudłem, a brak Josko Gvardiola rozbił obronę oraz zabrał atuty, jakie Chorwat daje regularnie w grze ofensywnej. Cieniem siebie z poprzedniego sezonu są Phil Foden i Ilkay Gündogan. Kevin De Bruyne wraca do zdrowia i po wejściu z ławki miał dobrą okazję na gola, ale brakuje mu pewności siebie i rytmu. Kontuzja Rodriego to jedno, ale wystarczy odciąć Haalanda – co świetnie zrobił na Anfield Van Dijk – i City nie istnieje.

Norweg jest wyraźnie sfrustrowany, jednak w poprzednich kolejkach przynajmniej dochodził do sytuacji. Inna sprawa, że zaczął je seryjnie marnować, ale na Anfield nawet i do tego dostał niewiele szans. Mecz zakończył z 16 kontaktami z piłką, z czego tylko trzy były w polu karnym Liverpoolu. Oddał jeden niecelny i jeden zablokowany strzał. Człowiek, który żyje z podań, zupełnie ich nie dostaje, a ponadto koledzy nie pomagają w zdobywaniu bramek. Jak na razie w tym sezonie Premier League bez gola są Phil Foden, Bernardo Silva, Jack Grealish, Savinho i Gündogan. Spośród piłkarzy ofensywnych poza Norwegiem strzelali tylko Mateo Kovacić (3 gole), ale on też leczy kontuzje, a po jednym golu mają Jeremy Doku i De Bruyne.

Odporni na stres i rywali

Dla Guardioli to był siódmy z rzędu mecz bez wygranej, co stanowi najgorszą serię w jego karierze. Analiz zapaści City było już mnóstwo, jednak przedłużenie umowy przez niego sprawia, że wszyscy w klubie mogą przyjrzeć się sytuacji z dystansu i zaplanować kolejne ruchy. Po meczu na Anfield warto jednak oddać Liverpoolowi to, na co zasłużył. To był występ pewny, dojrzały i pokazujący wielką jakość oraz świadomość tych zawodników.

Biorąc pod uwagę formę niedzielnego rywala, pewnie głośniejszą deklaracją wysoko sięgających ambicji The Reds było środowe 2:0 z Realem, czyli jednocześnie pierwsza wygrana nad tym klubem od 15 lat. Jednak gdyby zapytać kibiców o to, które trofeum bardziej im się marzy, większość wskazałaby mistrzostwo Anglii, dlatego zbudowanie sobie tak dużej przewagi ma ogromne znaczenie. Trudna seria okazała się trochę łatwiejsza, niż początkowo się wydawało i można oczywiście mówić, że w Arsenalu nie było jeszcze Martina Odegaarda, Chelsea dopiero się rozwija, Aston Villa złapała zadyszkę, Real przyjechał bez Viniciusa, a City to w ogóle się posypało, jednak to mogłoby za chwilę doprowadzić do wniosku, że The Reds w sumie nie wygrali z nikim silnym. Najłatwiejszy rywal na rozkładzie, czyli Southampton, postawił przecież najtrudniejsze warunki. To jednak zawsze są mecze, gdzie stres jest większy, a po Liverpoolu tego zupełnie nie widać.

Wybór trafiony w dziesiątkę

Slot wprowadził delikatne zmiany, uszczelnił defensywę i kładzie od Kloppa większy nacisk na kontrolę i rozgrywanie akcji w taki sposób, by oddawać strzały z jak najlepszych pozycji. Poniekąd na pewno bazuje na tym, że ma grupę doświadczonych piłkarzy, którzy wiele wygrali już z jego poprzednikiem, choć to nie jest tak, że dostał „samograja”. Końcówka poprzedniego sezonu obnażyła kilka mankamentów, tymczasem bez żadnych transferów udaje mu się odjeżdżać reszcie stawki w Premier League.

Slot prosił, by jego zespół oceniać na początku grudnia i nie ulega wątpliwości, że to dziś faworyt do mistrzostwa Anglii i być może także do sięgnięcia po Ligę Mistrzów. Teraz, mimo że nie ma na rozkładzie takich uznanych marek, będzie musiał się mierzyć z takimi oczekiwaniami i zobaczymy, jak odnajdzie się w tej sytuacji. Jeszcze do niedawna atakował zza pleców Manchesteru City i Arsenalu, a teraz będzie musiał narzucać tempo w tym wyścigu. Po drodze będą różne wiraże i pewnie także wywrotki, jednak po 20 meczach można stwierdzić, że klub z Anfield idealnie trafił z wyborem człowieka, który ma tym wszystkim kierować.

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

To główny rywal Lecha Poznań. Trener nie ma wątpliwości
FIFPro ogłasza listę nominowanych do jedenastki roku 2024. Nie ma Lewandowskiego
Wiemy kiedy zadebiutuje Szczęsny. “Chyba, że…”
Legia Warszawa powinna go sprowadzić. Latem był kontakt
Kamil Kosowski ocenił Marka Papszuna. Wspomniał o… Simeone i Mourinho
Piękne słowa o Krzysztofie Piątku. Legenda oddała mu hołd [WIDEO]
Barcelona w dołku. Maszyna Flicka chce wrócić na właściwe tory
John Carver będzie pracował na dwa fronty. Federacja potwierdza, znamy szczegóły [NASZ NEWS]
Brychczy zostanie upamiętniony. PZPN potwierdza
Bejger przed meczem Śląska z Piastem: Chcemy odkupić winy