Posiadanie piłki nie jest aż tak istotne
Coraz mniej czołowych drużyn stawia na styl gry oparty na kontroli. Liverpool, Arsenal czy Chelsea w wielu meczach notują niższe posiadanie piłki, decydując się na bardziej bezpośrednią grę. Fazy przejściowe ponownie stają się najpopularniejszym podejściem. Ostatni raz miały tak kluczowe znaczenie po przyjściu Jose Mourinho do Premier League w 2004 roku, gdy Chelsea koncentrowała się głównie na tym, co zrobi po odbiorze piłki i po jej stracie. To podejście zrewolucjonizowało całą ligę. Podobny trend obserwujemy od sezonu 2020/21, kiedy średnia liczba bezpośrednich ataków wynosiła 4,7, a obecnie zbliża się do 6,0. Premier League coraz bardziej przypomina Bundesligę, w której kontrataki od lat odgrywają kluczową rolę. W tym sezonie zachwyca Eintracht Frankfurt, który całą swoją grę opiera na szybkich przejściach z obrony do ataku, wykorzystując dynamicznych zawodników w ofensywie.
Liverpool nie zawsze stawia na powolne, cierpliwe rozgrywanie ataków. Nawet mając piłkę, często preferują bardziej bezpośrednią grę, wykorzystując prostopadłe podania Trenta Alexandra-Arnolda. W wielu spotkaniach chętnie oddają piłkę rywalowi na dłuższy czas, by potem szybko uruchomić jednego ze skrzydłowych. W meczu z Aston Villą obie bramki padły po szybkich kontratakach, w których dwukrotnie wykorzystali szybkość Mohameda Salaha. The Reds grają teraz bardziej wyważony futbol niż za czasów Jurgena Kloppa, kiedy to dominowali w statystyce bezpośrednich ataków, będąc liderem tej kategorii w lidze. Obecnie są – wraz z Chelsea – drugą drużyną pod względem liczby bramek zdobytych po kontratakach (5).
Enzo Maresca podczas swojego okresu pracy w Leicester wyraźnie stawiał na styl podobny do tego, który preferuje Pep Guardiola, koncentrując się na dominacji nad przeciwnikiem i spokojnym rozgrywaniu piłki. W Premier League jednak preferuje inny sposób gry, co widać po średnim posiadaniu piłki Chelsea wynoszącym 55,2%. W meczu z West Hamem, po strzeleniu gola na 1:0, zespół natychmiast przeszedł do niskiej obrony, oddając piłkę gospodarzom. Bramkę na 3:0 zdobyli po błyskawicznej akcji duetu Jackson & Palmer. Natomiast w spotkaniu z Brighton regularnie zagrażali bramce Mew w fazach przejściowych, wielokrotnie szukając prostopadłych podań przeciwko wysoko ustawionej linii obrony Brighton. Co ciekawe, pod wodzą Mauricio Pochettino Chelsea miała wyższe posiadanie piłki niż obecnie pod rządami Enzo Mareski, mimo że przez większość sezonu zespół ten kojarzył się z dużym chaosem.
Zespołem, który zdobył najwięcej bramek po kontratakach jest Tottenham. Podopieczni Postecoglou skarcili rywali w ten sposób aż 9 razy. Choć Spurs są bardzo nierówną drużyną w tym sezonie, bo po dwunastu kolejkach mają 6 zwycięstw i aż 5 porażek. W ostatniej kolejce pokonali Manchester City aż 4:0, a tydzień wcześniej ulegli Ipswich, które przed tym starciem nie wygrało jeszcze meczu. W starciu z mistrzem Anglii mieli znacznie więcej miejsca do atakowania, co sprzyjało wejściom z drugiej linii Maddisona, który w wielu momentach pozostawał bez krycia. Aspektem mającym kluczowy wpływ na taki przebieg meczu były wysokie odbiory Tottenham. W tym sezonie gracze Spurs zaliczyli najwięcej skoków pressingowych w 3. tercji i najwięcej razy odebrali piłkę pod bramką rywala.
Choć średnie posiadanie piłki Tottenhamu jest drugie najwyższe w lidze, bo wynosi aż 61.6%, to często to podejście jest dla nich przekleństwem, bo uwypukla problemy defensywy i słabą organizację po stracie piłki.
Ciekawy przypadek Manchesteru City
Pierwszy raz pod wodzą Guardioli Manchester City wygląda aż tak źle. Kontuzja Rodriego to nie jest jedyny powód ich słabej dyspozycji, ponieważ mają również duże problemy w kwestii kontrolowania sytuacji na boisku. Są bardzo podatni na kontrataki i brakuje im fizyczności w wyjściowej jedenastce. Gdy Guardiola wygrywał potrójną koronę w 2023 roku, to zespół miał na boisku czterech środkowych obrońców, Rodriego, Gundogana wspierającego środek pola, a także Grealisha czy Bernardo, którzy wykonywali wiele obowiązków defensywnych.
Zatrzymując się na chwilę przy Grealishu i Silvie – ta dwójka ma jedną istotną zaletę, którą jest umiejętność dłuższego utrzymywania się przy piłce. Jest to niezwykle istotna cecha dla drużyn chcących zdominować przeciwnika. Savinho traci piłkę średnio 14 razy na spotkanie, a Doku 11 razy.
Kovačić, mimo że dobrze radzi sobie pod presją, nie posiada wystarczających predyspozycji fizycznych, aby pełnić rolę “szóstki” w tak wymagającym ustawieniu. W starciu z Tottenhamem zabrakło Chorwata, więc środek pola tworzyli Gundogan i Lewis – żaden z nich nie jest odpowiednim zawodnikiem do natychmiastowego powstrzymywania akcji przeciwnika. Pierwszy z nich coraz bardziej odstaje fizycznie, a drugi znacznie lepiej czuje się z piłką przy nodze niż bez niej.
Problemy z kontrolowaniem sytuacji na boisku sprawiają, że Manchester City jest bardzo podatny na groźne ataki po stracie piłki. Rodri często zatrzymywał akcje w zarodku, co pozwalało drużynie Guardioli lepiej panować nad meczem. Bez Hiszpana rywale tworzą mnóstwo okazji w centrum. Poza tym, im gorzej funkcjonuje środek pola, tym bardziej widoczne są braki obrońców – Gvardiol i Walker w wielu momentach mają problem z odpowiednim ustawianiem się w defensywie, co jest jedną z przyczyn, dlaczego Manchester dopuścił rywali w tym sezonie do największej liczby “dużych sytuacji”.
Southampton i Nottingham Forest
Drużyną, która również mocno stawia na grę krótkimi podaniami jest Southampton. Zespół Russella Martina zajmuje ostatnie miejsce w lidze i w większości spotkań – kolokwialnie mówiąc – sam strzela sobie bramki nierozsądnym wyprowadzeniem piłki od własnej bramki. W ostatnim starciu z Liverpoolem Dominik Szoboszlai zdobył gola na 1:0 po fatalnym podaniu obrońcy Southampton, Flynna Downesa. Styl beniaminka jest wyjątkowo naiwny i trudny do egzekwowania na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.
Przeciwieństwem stylu Świętych jest Nottingham Forest, które swoją grę opiera na prostych środkach – zazwyczaj decydują się na długie wybicie od własnej bramki i stawiają na grę z kontry. Na szpicy występuje doświadczony Chris Wood, a za nim przebojowy tercet składający się Elangi, Gibbsa-White’a i Hudson-Odoia, którzy doskonale czują się w fazach przejściowych. Mimo że ostatnio ponieśli porażki z Newcastle i Arsenalem, to z niżej notowanymi przeciwnikami radzą sobie przyzwoicie.
Premier League zmierza w jasno określonym kierunku, do którego każdy zespół musi się w mniejszym lub większym stopniu dostosować, jeśli chce osiągać sukcesy i rywalizować na najwyższym poziomie.