PRZECIĘTNA ZAPCHAJDZIURA
Kiedy Zalewski wchodził do pierwszej drużyny Romy jeszcze pod koniec kadencji Paulo Fonseki, był nadzieją na lepsze jutro. Tak samo wyglądało to w chwili, kiedy zaufał mu Jose Mourinho. Brakowało mu co prawda konkretów, ale dwie asysty dorzucone po drodze do triumfu w Lidze Konferencji były obiecującym wynikiem dla nieopierzonego piłkarza, który dopiero co wchodził do zespołu.
W kolejnych sezonach miesiące jednak mijały, a reprezentant Polski po prostu… był. Bo trudno o jego grze w Romie na przestrzeni ostatnich lat powiedzieć coś więcej niż tylko tyle, że notował kolejne mecze. Portugalski trener uwielbiał rzucać go po obu flankach – a to lewa, a to prawa strona. Kiedy nadarzała się potrzeba było wiadomo, że wychowanek jest w stanie podjąć się biegania po skrzydle.
Tylko w ślad za tym nie szły ani bramki, ani asysty. Wynik sezonu 2022/2023 – 47 występów, 2 gole, 1 asysta. Rozgrywki 2023/2024 – 33 razy na boisku, bez żadnego trafienia i 3 asysty, z czego dublet w kończącym fazę grupową meczu Ligi Europy z Sheriffem Tyraspol.
Miesiące mijały, a Zalewski z obiecującego wychowanka stawał się synonimem przeciętnej zapchajdziury. Każdy kolejny jego występ można było oceniać przeciętnie – nie popełniał juniorskich błędów, ale jednocześnie nie wyróżniał się niczym, co wskazywałoby na to, że zrobi dużą karierę i da Romie coś ekstra.
Kibice reprezentacji Polski znający 22-latka z ostatnich występów z orzełkiem na piersi, kiedy brał na siebie odpowiedzialność, nie bał się dryblingu i rozstrzygał o losach meczu, tę wersję Zalewskiego z Romy mogli odbierać jako marną podróbkę. I kiedy po miesiącach przeciętnych występów doszła do wszystkiego sytuacja, która wydarzyła się na przełomie sierpnia i września, powoli zaczynało być jasne, że nie ma już czego ratować.
WŚCIEKŁOŚĆ KLUBU, POWRÓT I WIELKA KLAPA
Wychowanek Giallorossich odrzucił opcję transferu do Galatasaray Stambuł, mimo że w Rzymie nikt już specjalnie na niego nie liczył, a potencjalny zarobek w wysokości kilkunastu milionów euro wyglądał kusząco. Polak trafił na trybuny, z których został przywrócony jeszcze przed październikową przerwą na kadrę. Ale to właśnie po jej zakończeniu wszystko co najgorsze dla skrzydłowego dopiero się zaczęło.
Mecz z Interem na Olimpico – 0:1, gol Lautaro Martineza po kontrze wynikającej ze straty Zalewskiego. Wygrana 3:0 z Dynamem Kijów – pełne 90 minut na boisku, ale tylko bezpieczne rozwiązania i nic ciekawego. Dodatkowo to właśnie przed tym spotkaniem już przy wyczytywaniu składów przez spikera Polak wraz z paroma swoimi kolegami z drużyny został wygwizdany przez rzymskich kibiców.
Idźmy dalej – kompromitacja 1:5 we Florencji. Chociaż tutaj bardziej spektakularnie zawinili inni, to żaden zawodnik, który wziął udział w tym spotkaniu, nie mógł potem kibicom spojrzeć spokojnie w twarz. Czwartkowa wygrana 1:0 z Torino – podobnie jak w przypadku spotkania z Dynamem, raz jeszcze czas wybiegany, ale nic ponadto.
I wreszcie niedzielna klęska Romy z Hellasem Werona. Rywale Giallorossich wygrali 3:2, a wszystko zaczęło się od błędu Polaka, który podał piłkę pod nogi Caspera Tengstedta. Fakt, że potem Zalewski zanotował asystę przy wyrównującym golu Matiasa Soule nie miał większego znaczenia – rzymianie ponownie przegrali, zajmują katastrofalne dla nich jedenaste miejsce w lidze, a ich kibice to jeden wielki wulkan złości.
Włoskie media doceniają, że Polak wreszcie dał jakiś konkret i zanotował asystę, a przy tym zaczął się robić aktywniejszy w ofensywie, ale tak poważny błąd przy bramce dla rywali wszystko przekreśla. Wobec takiego wyniku i takiej sytuacji, 22-latek musiał zostać wskazany pośród najgorszych piłkarzy Romy w meczu w Weronie.
„Sposób, w jaki Zalewski podarował bramkę Hellasowi, był wyciągnięty z lig amatorskich” – napisał włoski „Eurosport”. „Zanotował asystę, ale plama pozostała” – skwitował „Il Romanista”.
NIE MA CZEGO RATOWAĆ
Po tak fatalnym występie Romy – kolejnym – którego symbolem stał się tragiczny błąd polskiego piłkarza, nikt nie doceni asysty, która nie przełożyła się na choćby punkt. Polak ma chęć do gry i trudno mu jej odmówić, ale kolejne indywidualne błędy na przestrzeni kilku tygodni połączone z fatalną dyspozycją całego zespołu sprawiają, że społeczeństwo Giallorossich ma go po dziurki w nosie jeszcze bardziej niż wcześniej.
Przebojowy w kadrze polski piłkarz, w klubie jest jednym z symboli słabości i przeciętniactwa całej drużyny. Jeśli nie wydarzy się nic spektakularnego, na co się nie zanosi, to wygląda na to, że dla dobra stron ta współpraca powinna zakończyć się jak najszybciej. Może już w styczniowym oknie transferowym.
Zalewskiego w Rzymie nikt już nie odbiera jako utalentowanego wychowanka, który przebojem wdarł się do składu i można mu pozwolić na parę błędów, które przyczynią się dla rozwoju. Kibice Romy mają już dosyć swojej drużyny, non stop zawodzącej i nie zamierzają litować się nad jednostkami. A zwłaszcza, jeśli czekanie na lepszą formę trwa trzy lata i zamiast być chociaż trochę lepiej, to jest tylko gorzej.
Rozdział 22-latka w szeregach Giallorossich prawdopodobnie powoli się zamyka. I to ze sporym niesmakiem. Rzymianie będą musieli potężnie się napocić, żeby przebudować swój zespół i wreszcie osiągać wyniki na miarę oczekiwań, a Polak w nowym miejscu może zacząć oddychać świeżym powietrzem, które jest mu tak potrzebne do wyrażenia pełni potencjału.
Ale już nie w koszulce ukochanej Romy, w której się wychował.