HomePiłka nożnaJagiellonia – Legia: Siemieniec zweryfikowany przez kryzys [SKŁADY]

Jagiellonia – Legia: Siemieniec zweryfikowany przez kryzys [SKŁADY]

Źródło: własne

Aktualizacja:

Doprowadzenie zespołu do wysokiej formy i utrzymanie serii zwycięstw wiele mówi o kunszcie trenera. Ale pełny obraz szkoleniowca poznajemy dopiero wtedy, gdy drużyna wpada w kryzys. Biorąc więc pod uwagę te kryteria – o Adrianie Siemieńcu można mówić wyłącznie dobrze. Jak jego Jagiellonia spisze się w starciu z Legią?

Siemieniec

SOPA Images Limited / Alamy

MODA NA MŁODYCH TRENERÓW

Powierzanie sterów w zespole młodym i niedoświadczonym trenerom stało się szczególnie modne kilka lat temu w Niemczech. Falę tę zapoczątkował w 2016 roku Julian Nagelsmann, który jako nieobyty w seniorskiej piłce 28-latek, a przy tym pozbawiony doświadczenia zawodniczego, przejął tkwiące w strefie spadkowej Bundesligi TSG Hoffenheim i wyprowadził na prostą. Najpierw utrzymał ekipę w najwyższej klasie rozgrywkowej, a potem zaczął szarżować coraz śmielej, wprowadzając ją do Ligi Europy i Ligi Mistrzów. Wielu kibiców pukało się wtedy w głowę – bo niby jak kompletny żółtodziób miałby wpłynąć w szatni na decyzje starszych od siebie zawodników i jak w ogóle ich do siebie przekonać. Przecież nie mógł wyciągnąć z torby garści medali zdobytych podczas kariery piłkarskiej, nie mógł pochwalić się wieloma wygranymi bataliami taktycznymi przy linii. Szukano więc powodu, dla którego 34-letni Kevin Kuranyi miałby słuchać go z rozdziawionymi ustami w szatni, 30-letni Eugen Polanski posłusznie realizować instrukcje taktyczne, a będący jego rówieśnikiem Pirmin Schwegler gryźć się w język, gdy poczuje wątpliwości wobec planu meczowego.

A jednak okazało się, że w Hoffenheim trafili w dziesiątkę, napędzając tym samym epokę zatrudniania młodych trenerów – przez starszych kolegów nazywanych złośliwie „laptopowymi”. Był to czas, gdy szacunek w zespole zaczęło zdobywać się nie krzykiem i bogatym CV, a pomysłami, kreatywnością i otwartością na dialog. Po latach zresztą wielu piłkarzy z ówczesnej drużyny przyznawało, że choć mieli do czynienia z kilkunastoma trenerami w trakcie kariery – żaden nie zrobił na nich podobnego wrażenia, co nieopierzony Nagelsmann. – To dla mnie numer jeden na świecie, miałem z nim wyjątkową relację. Jego przemowy motywacyjne i odprawy były na wyjątkowym poziomie. Graliśmy wtedy świetną piłkę – wspominał po latach Andrej Kramarić, który w klubie przeżył jeszcze czasy panowania Huuba Stevensa, Alfreda Schreudera, Sebastiana Hoenessa, Andre Breitenreitera i Pellegrino Matarazzo.

Za przykładem Hoffenheim poszli inni. Schalke sięgnęło po wicemistrzostwo Niemiec z Domenico Tedesco wyciągniętym po kilkunastu meczach z 2-ligowego Erzgebirge Aue, Werder Brema wszedł do Bundesligi z Ole Wernerem, a w Stuttgarcie zaufali między innymi Hannesowi Wolfowi. Przykłady można mnożyć, a trend rozszedł się na inne kraje – również na Polskę. Dziś w Ekstraklasie obserwujemy więc rozwój 31-letniego Mateusza Stolarskiego, 34-letniego Goncalo Feio czy 35-letniego Dawida Kroczka. No i przede wszystkim 32-letniego Siemieńca.

PUCHAROWA WERYFIKACJA

Na zatrudnienie człowieka, który przez lata był asystentem doświadczonych trenerów, a wcześniej prowadził samodzielnie jedynie zespół rezerw, wpadli w Białymstoku w kwietniu ubiegłego roku. Jagiellonia była wówczas w opałach – po 26 kolejkach miała w dorobku tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową, plasując się na czternastej pozycji. W terminarzu na ekipę z Podlasia czekali z kolei bezpośredni rywale w walce o utrzymanie, a na finiszu sezonu dwa piekielnie wymagające wyjazdy – do Warszawy i Poznania. Choć z obu delegacji nie udało się przywieźć punktów, Siemieniec zdołał utrzymać zespół na tym samym miejscu, ale z atrakcyjniejszą liczbą punktów. Nikt jednak wtedy nie nastawiał się w klubie na to, że w kolejnym roku wiosna będzie o wiele spokojniejsza. I nie była. Wprawdzie Jaga nie walczyła już rozpaczliwie o to, by nie zlecieć na zaplecze, lecz dodatkowych siwych włosów i poobgryzanych paznokcie nie zabrakło. Do ostatniej kolejki ważyły się bowiem losy mistrzostwa Polski, które ostatecznie trafiło na Podlasie dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu od Śląska Wrocław.

Po kilkunastu miesiącach pracy Siemieniec miał więc za sobą wyciągnięcie zespołu z cudzego kryzysu i doprowadzenie go do sensacyjnego wygrania ligi. W perspektywie zaś konieczność szybkiego nauczenia się łączenia ligi z pucharami i mający się pojawić w bliżej nieokreślonej przyszłości kryzys. Taki w który drużyna miała wpaść pod jego wodzą i taki który miał zweryfikować jego możliwości trenerskie. Bo choć dotychczasowa praca wystawiała młodemu trenerowi znakomitą laurkę, to jednak pełny obraz potencjału szkoleniowca poznajemy wtedy, gdy widzimy, jak sobie radzi w gorszych chwilach. Gdy drużyna jest na fali, wygrywa mecze, a wszyscy poklepują po plecach – łatwo chodzić wyprostowanym i z wypiętą klatką piersiową, a przy linii pozwalać sobie na odważniejsze decyzje. Trudniej jednak o taką postawę, gdy obrońcy dają się kiwać, bramkarz przepuszcza strzały, a napastnicy mają rozregulowane celowniki.

Już latem stało się więc jasne, że weryfikacja Siemieńca pojawi się niebawem. Pucharowa karuzela doprowadziła już do zawrotów głowy niejednego trenera, bo utrzymanie zespołu w ryzach, gdy trzeba od połowy lipca grać co trzy dni, wymaga nie tylko wizji taktycznej, umiejętności interpersonalnych czy pomysłów na płomienne przemowy w szatni – ale przede wszystkim doświadczenia. A tego 32-latkowi brakowało.

NIEZBĘDNE WYRACHOWANIE

Kolejne tygodnie potoczyły się zatem zgodnie z przewidywanym schematem. Jagiellonia wygrała wszystkie trzy mecze ligowe, dołożyła do tego dwa triumfy pucharowe ze znacznie niżej notowanym rywalem, a potem… zaczęła seryjnie przegrywać. 0:1 z Bodo/Glimt, 1:4 z Bodo/Glimt, 2:4 z Cracovią, 1:4 z Ajaksem, 1:3 z GKS-em Katowice i w końcu 0:3 z Ajaksem. Sześć przegranych meczów z rzędu, dziewiętnaście straconych goli, wątpliwości dotyczące sposobu grania zespołu i samego trenera. Był to więc doskonały moment, by rozpocząć dyskusję na temat Siemieńca, który – choć nie jako pierwszy – to jednak poległ w obliczu rywalizacji z mocniejszymi drużynami z Europy i spotkaniami granymi co trzy-cztery dni. Kredyt zaufania, jaki wypracował sobie w poprzednich miesiącach, był oczywiście tak wielki, że w Białymstoku nikomu nie przyszło nawet do głowy rozważać zwolnienia 32-latka, ale jednak trzeba było zacząć uważniej monitorować postępy zespołu.

W kolejnych tygodniach mistrzowie Polski odbili się jednak spektakularnie. Z sześciu spotkań wygrali aż pięć i nawet wysoka porażka z Lechem Poznań (0:5) nie zmąciła dobrych nastrojów. Zwłaszcza że Jaga po drodze uporała się z Widzewem, Lechią, Motorem, Piastem i przede wszystkim Kopenhagą. Ten ostatni mecz był zresztą chyba najlepszym dowodem na to, że nawet jeśli brak pucharowego doświadczenia wyszedł na wierzch brutalnie, to trener z piłkarzami szybką uczą się nowej rzeczywistości. Po pierwszej słabej połowie, gdy Duńczycy zdominowali na własnym obiekcie przyjezdnych, przyszła co najmniej dobra druga. Siemieniec już przed meczem sporo mówił o tym, że rzeczywiście w grze jego drużyny brakuje wyrachowania, sugerując, iż czasem warto porzucić ideały i próby widowiskowego futbolu, by nieco prostszymi środkami osiągnąć zamierzony efekt. Akcja z ostatnich sekund, gdy po długim wykopie bramkarza, prostej przebitce w środku i rajdzie skrzydłowego udało się strzelić gola, nie była pewnie wymarzonym sposobem rozegrania piłki przez trenera. Dała jednak efekt w postaci sensacyjnego triumfu na Parken.

Po tej serii meczów śmiało można więc mówić, że białostocki trener zdał wszystkie możliwe egzaminy – najpierw wyciągnął drużynę z cudzego kryzysu, potem doprowadził ją do niespodziewanego sukcesu, kolejno uporał się z własnym kryzysem i znów wprowadził ją na właściwe tory. To nie jest gwarancją tego, że już nigdy nie powinie mu się noga, zawsze będzie wychodził w walki z tarczą i mistrzowie kraju nie wpadną już w tym sezonie w tarapaty. Jest to jednak dowód na to, że mamy do czynienia z trenem elastycznym, pomysłowym i potrafiącym szybko wyciągnąć wnioski. A to – w takim nawale spotkań i pod taką presją – ogromna sztuka.

JAGIELLONIA BIAŁYSTOK – LEGIA WARSZAWA: PRZEWIDYWANE SKŁADY:

Jagiellonia: Abramowicz – Sacek, Skrzypczak, Dieguez, Moutinho – Villar, Kubicki, Romanczuk, Hansen – Imaz – Pululu


Legia: Tobiasz – Wszołek, Pankov, Kapuadi, Vinagre – Chodyna, Kapustka, Oyedele, Morishita, Luquinhas – Nsame

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Di Maria nie przestaje zaskakiwać. Przepiękne trafienie Argentyńczyka (WIDEO)
Zwycięski debiut Amorima? Kurs 300 na wygraną Man Utd
KURS 300 na wygraną Realu. Królewscy odrobią straty do Barcelony?
Lechia Gdańsk zawiesiła trenera. Kto po Szymonie Grabowskim?
Gavi ostro o błędzie Kounde. To dlatego Barcelona zremisowała z Celtą Vigo
Casado zwrócił się do kibiców Barcelony. Wymowny wpis po czerwonej kartce
Goncalo Feio zaszokował na konferencji. Zawstydził współpracownika
Mateusz Bogusz z kolejną asystą! Wynik jednak go nie zadowoli
FEN 57: Ciepłowski niepokonany, Bartnik i Rzepecki mistrzami [WYNIKI]
Flick jest wściekły! Nie patyczkował się po końcowym gwizdku