Obiecujące początki
Dokładnie 7 października 2021 roku nielubiany przez kibiców Mike Ashley sprzedał klub w ręce saudyjskiego Funduszu Inwestycji Publicznych (PIF) i choć sam ruch budził wiele kontrowersji natury etycznej, to ze sportowego punktu widzenia miał być dla Newcastle wielką szansą i początkiem dynamicznego rozwoju. Owszem, w tamtym momencie najważniejsze było utrzymanie się w Premier League, bo nowi właściciele po kilkunastu dniach zwolnili Steve’a Bruce’a i po rozmowach z kilkoma kandydatami zatrudnili Eddiego Howe’a.
Były trener Bournemouth zrobił świetną robotę – przejął Newcastle na drugim miejscu od końca, wyciągnął zespół z dołu tabeli, a w zimie za prawie 100 mln funtów sprowadzeni zostali Kieran Trippier, Bruno Guimaraes, Chris Wood, Dan Burn i Matt Targett. Howe złożył drużynę po swojemu i gdyby liczyć tylko kolejki, które przepracował w sezonie 2021/22, Newcastle zajęłoby miejsce w pierwszej szóstce. Gdy zatem w kolejnych rozgrywkach do drużyny doszli Alexander Isak, Sven Botman, Nick Pope, a zimą jeszcze Anthony Gordon, wydawało się, że Sroki są w niesamowitym rozpędzie i budują ciekawy zespół. W przeciwieństwie do wielu innych klubów, które w przeszłości wzbogaciły się z dnia na dzień, nie było tam głośnych nazwisk, tylko wyselekcjonowani pod konkretny profil piłkarze, w większości młodzi i rozwijający się oraz ściągani na newralgiczne pozycje.
Wzlot i stagnacja
Wraz z takimi zakupami oczekiwania rosły, ale mimo że władze klubu i sam Howe tonowali nastroje, to drużynie udało się awansować na koniec sezonu 2022/23 do Ligi Mistrzów. To zawsze oznacza dodatkowy zastrzyk pieniędzy i wtedy wizje nowego, wielkiego Newcastle zaczynały nabierać rozpędu. St. James’ Park czekało na Champions League przez 20 lat, właściciele mieli duże ambicje i pojawiły się kolejne nowe nabytki – Sandro Tonali, Harvey Barnes czy młodzi Tino Livramento i Lewis Hall. Do tego wszystkiego wylosowała się grupa z PSG, Milanem i Borussią Dortmund, co oznaczało, że mocarstwowe plany Newcastle szybko zostaną zweryfikowane przez uznane europejskie marki. Sroki były tam, gdzie chciały, mimo panującego poczucia, że cały klub robił kolejne kroki do przodu w tempie jeszcze szybszym niż zakładano.
Z dzisiejszej perspektywy wiemy jednak, że to był jak na razie szczytowym moment saudyjskiego projektu na północnym wschodzie Anglii. Sezon 2023/24 był już usłany wieloma problemami. Liga Mistrzów zaczęła się dobrze, bo od remisu na San Siro i rozbicia PSG u siebie aż 4:1, ale po tym rozpoczęciu Sroki dołożyły w grupie już tylko jeden punkt. W Premier League od połowy października do połowy stycznia przegrał aż siedem z dziesięciu meczów. Howe miał zdziesiątkowaną kontuzjami kadrę, a na domiar złego jeden nowy nabytek (Tonali) został zawieszony za obstawianie meczów piłkarskich jeszcze w czasie gry we Włoszech, a drugi (Barnes) leczył uraz za urazem.
Można było odnieść wrażenie, że Howe ciągle dysponuje tą samą kadrą, co sezon wcześniej, a w drodze do miejsca w pierwszej czwórce nie zmieniał wiele w składzie. Piłkarze byli więc przeciążeni i brakowało dla nich dublerów. Poczucie, że sukces przyszedł zbyt szybko, gdy klub jeszcze nie był gotowy na poważną rywalizację jednocześnie w Premier League i w Europie tylko się nasiliło. Władze klubu liczyły, że w trudnej grupie LM uda się zająć chociaż trzecie miejsce i zagrać w Lidze Europy, jednak skończyło się na czwartym i braku pucharów wiosną. Newcastle dopadła stagnacja. Dopiero na finiszu piłkarze Howe’a liczyli się w walce o czołówkę, ale mimo bardzo dobrej serii od końcówki marca i zajęcia siódmego miejsca, nie awansowali do pucharów, bo to prawo odebrał im ósmy Manchester United, sięgając po FA Cup.
Nowe, ale niespełnione nadzieje
W tle działo się jednak więcej. Dyrektor sportowy Dan Ashworth, który wraz z menedżerem stał za bardzo dobrymi transferami, zaczął być kuszony przez Manchester United, gdzie za pion sportowy zaczął odpowiadać sir Jim Ratcliffe i jego INEOS. Ostatecznie Ashworth przeniósł się na Old Trafford i Newcastle zastąpiło go Paulem Mitchellem, który w przeszłości pracował już w Tottenhamie, Monaco czy RB Lipsk. I wydaje się, że jego związek z Howe’em nie jest tak silny jak w przypadku Ashwortha.
Letnie okno transferowe miało być czasem, w którym Newcastle ruszy na duże zakupy, ale tak się nie stało. Po pierwsze, pojawiały się doniesienia, że Mitchell i Howe mają rozbieżne zdania na temat poszczególnych piłkarzy, a po drugie nad klubem zaczęły wisieć dwa złowrogie, trzyliterowe skróty, które dają o sobie znać, gdy ktoś planuje duże wydatki – FFP i PSR. Pierwszy to oczywiście mechanizm ogólnoeuropejski, czyli Finansowe Fair Play, a drugi to Profit and Sustainability Rules, czyli ciało dowodzone przez Premier League, na mocy którego kluby wydające ponad stan są karane, np. odjęciem punktów jak Everton czy Nottingham Forest w poprzednim sezonie.
Howe liczył na to, że zespół uda się wzmocnić, a jednocześnie w Newcastle zostaną wszyscy kluczowi gracze. Plan udał się połowiczne, bo prawdziwa okazała się tylko druga część. Mitchell ostrzegał, że z uwagi na FFP i PSR trzeba będzie kogoś sprzedać, ale udało się nie stracić ani Isaka, ani Gordona, ani Guimaraesa, a nawet Trippiera, którym wcześniej interesował się Bayern, a potem pojawiły się oferty z Turcji. Howe był nawet gotowy stracić swojego lidera, bo wcześniej na jego pozycję przyszli młodsi zastępcy jak Hall i Livramento, sam zawodnik po Euro 2024 miał na transfer naciskać, przez co menedżer wyznaczył innego kapitana, a skończyło się pozostaniem Anglika i lekkim tarciem z powodu straconej opaski.
Pozostanie trzech pozostałych gwiazd oznaczało też brak zarobku rzędu 80-100 mln funtów, dlatego zamiast nich, Newcastle sprzedało wypożyczonego wcześniej do Feyenoordu Yankubę Minteha, za którego Brighton zapłacił 30 mln funtów, a nieco więcej także Elliotta Andersona w dziwnej transakcji z Nottingham Forest.
Kreatywna księgowość i zaciskanie pasa
W jej ramach według oficjalnych zapisów Forest zapłaciło za wychowanka Newcastle 40 mln funtów i w osobnej wymianie oddało tam swojego rezerwowego bramkarza, Odysseasa Vlachodimosa, za 25 mln. Wszystko po to, by w celu udobruchania PSR, wpisać sobie po jednym drogim zakupie i jednej drogiej sprzedaży. Jak się miało okazać, Grek to drugi najdroższy nabytek Srok tego lata. Wyprzedza go wspomniany wcześniej Hall, bo Newcastle początkowo wypożyczyło go z Chelsea, zobowiązując się do wykupu za 35 mln funtów po roku. Ponadto klub wydał jeszcze pieniądze na Williama Osulę ze spadkowicza z Sheffield United, a za darmo z Bournemouth przyszedł Lloyd Kelly.
To mało imponujący zestaw jak na klub, o którym nowy dyrektor sportowy opowiadał, że celem jest co roku awansować do europejskich pucharów. Howe bardzo chciał wzmocnić obronę, gdzie poważne kontuzje kolan leczą Sven Botman i Jamaal Lascelles, a jego celem był Marc Guehi. Podstawowy stoper Anglików na Euro 2024 został jednak wyceniony przez Crystal Palace na 70 mln funtów, do tego mianowano go kapitanem i temat upadł. W obliczu ciągłych kontuzji Calluma Wilsona i pojedynczych absencji Isaka, menedżer Newcastle liczył także na nowego, doświadczonego napastnika. Zamiast tego przyszedł 21-letni Osula z ostatniej drużyny w tabeli, który w 21 meczach w lidze nie strzelił gola. Kelly okazuje się przydatny, bo Howe zna go z Bournemouth, a co do Vlachodimosa, to nie jest to żadną tajemnicą, że nikt go na St. James’ Park nie chciał, bo zmiennikiem Pope’a nadal jest Martin Dubravka.
Długa droga na szczyt
Howe stara się robić dobrą minę do złej gry. Nie krytykuje publicznie Mitchella i mówi, że ma nadzieję, że brak wydatków w letnim oknie pozwoli na transfery w późniejszym terminie. Prywatnie ma być jednak bardzo niezadowolony z faktu, że przy nowym dyrektorze sportowym ma mniej do powiedzenia. Inna sprawa jest taka, że u nowego prezesa Darrena Ealesa, który miał łagodzić obyczaje i relacje na linii menedżer – dyrektor, zdiagnozowano raka i musiał się wycofać ze swojej roli.
Obaj panowie zaprzeczają, że istnieje konflikt, ale Howe nie odpowiedział jednoznacznie, gdy był pytany o możliwość objęcia reprezentacji Anglii na stałe, bo jak dotąd tymczasowym selekcjonerem pozostaje Lee Carsley. Mitchell z kolei umywał ręce od problemów i przyznawał, że tak naprawdę to dopiero wspomagał swoich kolegów i dopasowywał się do istniejącej wcześniej struktury. Tłumaczył również, że w Anglii powstało coś w stylu „podatku Newcastle”, więc gdy jego klub zgłasza się po piłkarza, to druga strona automatycznie podnosi cenę i z tego powodu miał związane ręce.
Howe nie krył, że letnie okno było trudne i wielu kibiców jest podobnego zdania. W sondzie w serwisie „The Athletic” tylko 7,5% respondentów wskazało, że skład jest teraz silniejszy, blisko 47% stwierdziło, że jest on bez zmian, a 45,5%, że jest słabszy. Ponadto ponad 90% ankietowanych fanów stwierdziło, że menedżer nie dostał na rynku odpowiedniego wsparcia – choć połowa z tej grupy stwierdziła, że z uwagi na FFP i PSR to nie do końca wina klubu. Według zasad FFP, w każdym trzyletnim okresie rozliczeniowym, nie można zaliczyć strat większych niż 105 mln funtów od dochodów. Newcastle niebezpiecznie zbliża się do tej bariery, choć należy pamiętać, żę do wydatków można doliczyć koszty związane z infrastrukturą, a pod tym względem saudyjski fundusz czyni w klubie duże inwestycje.
Tarcia poza boiskiem na szczęście nie przekładają się na wyniki. Choć Sroki nie grają przekonująco, to po sześciu kolejkach mają 11 punktów, co oznacza najlepszy start od sezonu 1995/96, gdy biły się o mistrzostwo Anglii. Teraz mało kto na to liczy, a trzy lata po zmianie właściciela Newcastle jest daleko od statusu potęgi. Można stwierdzić, że to za sprawą regulacji, bo FFP i PSR zdają się w praktyce działać, jednak można odnieść wrażenie, że od zajęcia miejsca dającego grę w LM, ten klub w najlepszym wypadku stoi w miejscu, a może nawet robi kroki w tył. Droga na piłkarski szczyt będzie na St. James’ Park długa i właśnie rozpoczęły się w niej pierwsze poważne zakręty i wyboje.