Powołania jak zwykle wywołały dyskusję
Michał Probierz zdążył już przyzwyczaić, że przy ogłaszaniu listy powołań na kolejne zgrupowanie… zazwyczaj jest bardzo ciekawie. Wszak nie chodzi wyłącznie o skład osobowy, a niekiedy również otoczkę wokół publikacji tych, którzy zjawią się na kadrze. Odczytanie powołań podczas turnieju towarzyskiego, nijak związanego z reprezentacją, jest tego najlepszym przykładem.
Praktycznie każde kolejne zgrupowanie wiąże się z tym, że pojawia się dyskusja na temat tego, czym zawodnik A zasłużył na znalezienie się na liście, a czym piłkarz B zawinił, że tym razem nie doczekał się powołania. Teraz, gdy Probierz ogłosił powołanych na październikowe mecze, nie było inaczej. Jak można było się spodziewać, znalazło się kilku “szczęśliwców”, którym dostało się najbardziej.
Oyedele najbardziej niespodziewanym
Prawdopodobnie najbardziej zaskakującym powołaniem jest Maxi Oyedele. Złośliwcy mogą powiedzieć, że 19-latek doczekał się miejsca w kadrze po rozegraniu zaledwie 100 minut w koszulce Legii Warszawa, w tym 78 minut z Górnikiem Zabrze w ostatnią sobotę. W gruncie rzeczy jest to prawda, ale nie trzeba specjalnie doszukiwać się drugiego dna, aby zrozumieć, dlaczego Oyedele znalazł się na liście powołanych.
Brak Bartosza Slisza, Damiana Szymańskiego czy Jakuba Kałuzińskiego, a do tego nieliczne minuty na boisku Jakuba Modera – każdy z tych czynników sprawił, że obecność Oyedele w kadrze nie jest zaskoczeniem. W końcu z Górnikiem zagrał bardzo dobrze, a w 14 dotychczasowych spotkaniach w młodzieżowych reprezentacjach zdążył pokazać, że “będą z niego ludzie”.
Ameyaw w końcu się doczekał
Nazwisko Michaela Ameyawa przebiło się mocniej w przestrzeni przed kilkoma tygodniami, tuż przed powołaniami na wrześniowe zgrupowanie. Ostatecznie 24-latek nie doczekał się nominacja od Michała Probierza, ale on sam nie próżnował. W międzyczasie… zmienił klub – przeniósł się z Piasta Gliwice do Rakowa. Swojej sytuacji jednak nie pogorszył, bowiem u Marka Papszuna od razu miał miejsce w pierwszym składzie.
Bardzo udanym początkiem sezonu Ameyaw zdążył przekonać do siebie Probierza. Do tego stopnia, że nawet po tym, jak zrezygnował z niego przed poprzednim zgrupowaniem, teraz w końcu dał mu szansę. 24-latek mocno zabiegał o danie mu szansy, przynajmniej swoją postawą na boisku. Doczekał się jej, więc teraz od niego będzie zależało, czy zdoła ją wykorzystać.
Skrzypczak walczył o powołanie od dawna
Nie oglądający PKO BP Ekstraklasy mogą się zastanowić – kim jest Mateusz Skrzypczak? Ba, można się założyć, że całkiem spore grono mogłoby mieć problem ze wskazaniem klubu, który reprezentuje. Od właściwie dwóch poprzednich sezonów jest to etatowy środkowy obrońca Jagiellonii Białystok, który mocno przyczynił się do wywalczenia mistrzostwa Polski i w tym sezonie również jest jednym z pewniaków dla Adriana Siemieńca.
Jeśli pokusić się o wskazanie formacji, na którą w ostatnich miesiącach, a może nawet latach można było najbardziej narzekać, to był to zdecydowanie środek obrony. Ani Bednarek, ani Kiwior, ani Walukiewicz, ani też Dawidowicz nie dają całkowitej gwarancji, że w pewnym momencie nie przydarzy im się mecz, po którym większość kibiców będzie chciała ich końca w kadrze. Czy Skrzypczak będzie tym, który takową gwarancję da? Być może nie, ale…
Jak nie teraz, to kiedy?
No właśnie – kiedy będzie lepszy czas na to, aby sprawdzać nowych piłkarzy, jeśli nie “towarzyskie” mecze w Lidze Narodów? Okej, starcia z Chorwacją, Portugalią i Szkocją mają jakąś wagę, ale w porównaniu z eliminacjami do dużych turniejów, nieporównywalnie mniejszą. Nawet jeśli reprezentacja miałaby stracić miejsce w dywizji A, ale kosztem tego znaleźć kilka nowych twarzy do kadry na kolejne lata, to nie warto skupiać się na wynikach, a właśnie na testowaniu.
Jakkolwiek część kibiców mogą dziwić niektóre decyzje personalne Michała Probierza, to tak naprawdę nie ma lepszego momentu na to, aby tacy Oyedele, Ameyaw czy Skrzypczak (do tego grona można także dodać Bartosza Kapustkę czy Kacpra Kozłowskiego) dostali szansę. Skoro zostali powołani, to musiał być tego jakiś powód. A skoro przydarzyło się to na Ligę Narodów, to znaczy, że selekcjoner tak właśnie traktuje te rozgrywki – jako pole testowe. I trzeba mu zaufać.