Zastępstwo za idola
Nuno Espirito Santo wiedział, na co pisze się w poprzednim sezonie. Gdy obejmował Nottingham Forest, zespół znajdował się jedno miejsce nad strefą spadkową i miał tylko pięć punktów przewagi nad kreską. Tylko, bo wszyscy zdawali sobie sprawę, że grozi im kara ze strony Premier League i zabranie części dorobku punktowego, jak miało to miejsce w przypadku Evertonu. Zapowiadała się walka o utrzymanie, która w każdej chwili mogła zostać dodatkowo utrudniona.
Portugalczyk przychodził więc jako strażak z niewdzięcznym zadaniem i w niewdzięcznych okolicznościach. Zastępował Steve’a Coopera, który wciąż był uwielbiany przez kibiców. Walijczyk najpierw przecież objął Forest w Championship, kiedy drużyna miała tylko jeden punkt po siedmiu kolejkach i zajmowała ostatnie miejsce. On także miał ratować się przed spadkiem, a mimo tego przebił wszelkie oczekiwania – pod jego wodzą Forest przegrało już tylko sześć meczów, na miesiąc przed końcem sezonu wdrapało się na pozycję w strefie barażowej, którą udało się utrzymać mimo lekkich trudności. Później wszystko potoczyło się już siłą rozpędu i Cooper wywalczył awans po wyeliminowaniu Sheffield United i Huddersfield Town, a fani nosili go na rękach.
W Premier League Nottingham Forest było skazywane na pożarcie, ale Cooper miał pełne zaufanie kibiców. Wprawdzie właściciel klubu, słynący z gorącej głowy Evangelos Marinakis, rzekomo zastanawiał się nad jego zwolnieniem kilka razy po awansie do elity, jednak fani po każdym meczu skandowali nazwisko menedżera, a ten wieloma wypowiedziami udowadniał, że świetnie rozumie jego realia i po prostu „czuje”, co znaczy prowadzić Nottingham Forest.
Wagony nowych piłkarzy
Cooper zyskał jeszcze większe uznanie, gdy udało mu się wywalczyć utrzymanie. Marinakis wydawał się nieufny, ale nawet mimo jednej wygranej po dwunastu kolejkach i przedostatniej pozycji pod Boxing Day, nie podniósł ręki na lubianego trenera. Ten również siedział cicho, gdy grecki właściciel urządzał mu skład całkowicie na nowo. Łącznie bowiem w letnim oraz zimowym oknie transferowym, Forest dokonało łącznie 32 transferów oraz wypożyczeń do klubu, pozbywając się znacznej części kadry z poprzedniego sezonu.
Wśród tych ruchów było kilka udanych, choć pojawiły się też absolutne niewypały jak Jesse Lingard, Jonjo Shelvey czy Emmanuel Dennis albo gracze, którzy tylko przemknęli przez klub i niedługo mało kto będzie pamiętał, że w ogóle tam byli, jak Keylor Navas czy Andre Ayew. Szokował fakt, że łącznie w dwóch oknach Marinakis wydał prawie 170 mln funtów i już wtedy wydawało się, że to może doprowadzić do problemów proceduralnych w związku z zasadami finansowymi w Premier League.
Chaos, który przynosił efekty
Żeby ich uniknąć albo maksymalnie złagodzić, trzeba było zapewnić sobie utrzymanie i mimo tego całkowitego chaosu, Cooper wykonał zadanie. Żartował, że zbawieniem okazał się rozgrywany wtedy późną jesienią mundial, bo dzięki temu nowi piłkarze mogli się zapoznać i zgrać, ale od nowego roku widać było poprawę. Gdyby tabelę liczyć wówczas od 1 stycznia 2023 roku, Forest punktowało na miarę bezpiecznego środka, dlatego koniec końców dzięki 10 punktom w meczach z Brighton, Southampton, Chelsea i Arsenalem, Cooper zapewnił drużynie pozostanie w elicie.
Walijczyk cieszył się tylko przez niespełna siedem miesięcy. Marinakis znów układał mu kadrę po swojemu i coraz trudniej było w tym wszystko dostrzec spójną koncepcję. Za przykład niech świadczy fakt, że w ostatnim dniu okna transferowego latem 2023 roku, Forest sprowadziło… siedmiu nowych zawodników. Licząc z przedostatnim dniem, ruchów „last minute” było dziewięć. Znów była to mieszanka ciekawych perełek jak obrońca Murillo z Corinthians i przebrzmiałych nazwisk, typu Divock Origi.
Pozycja Coopera słabła i tym razem już musiało dojść do zmiany. Marinakis zwolnił go w połowie grudnia, następcą został Nuno Espirito Santo, a nad klubem wisiało widmo odjętych punktów. Sam wybór nowego trenera też został przyjęty dość chłodno, bo świeższe od wspomnień pracy Portugalczyka w Wolverhampton, które szło jak burza i z beniaminka stało się drużyną awansującą do europejskich pucharów, były w Anglii te dotyczące jego pobytu w Tottenhamie. Tam Nuno Espirito Santo przetrwał bowiem tylko cztery miesiące.
Nowe porządki
50-latek był jednak spokojny. Przekonywał, że wie, jak poprawić grę drużyny i choć po drodze były turbulencje i ostatecznie zabrano Forest cztery punkty, to jego zapewnienia się sprawdziły. Średnia zdobywanych bramek podskoczyła z jednej na mecz do ponad półtorej. Odblokował potencjał skrzydłowych Anthony’ego Elangi i Calluma Hudsona-Odoia, centralną postacią ofensywy uczynił Morgana Gibbsa-White’a, którego przesunął bliżej bramki, a formę strzelecką odzyskał u niego Chris Wood. Forest stało się jedną z najlepiej kontrujących ekip w Premier League. Średnia goli traconych się nie zmieniła, jednak poprawa w ofensywie w połączeniu z fatalną formą wszystkich trzech beniaminków sprawiła, że na City Ground znów mogli świętować i szykować się do kolejnego sezonu w elicie. Ale tym razem już na nowych zasadach.
Nuno Espirito Santo przez cały poprzedni sezon odgrażał się, że prawdziwe Nottingham Forest według jego pomysłu poznamy dopiero wtedy, gdy przepracuje z piłkarzami cały okres przygotowawczy. Po karach za złamanie finansowych reguł było też jasne, że to nie będzie szalone, transferowe lato. Nuno odrzucił kilku zawodników, na których klub zarobił ponad 75 mln funtów, a za cel postawił ściągnięcie kilku graczy z większym doświadczeniem. Chciał również mieć dublerów na każdą pozycję i zdecydował się, że będzie szlifował grę w systemie 4-2-3-1.
Sezon zaczęło się dopiero niedawno, ale już można stwierdzić, że ruchy Portugalczyka są bardzo sensowne. Środkowym obrońcą Nikolą Milenkoviciem interesowało się więcej klubów i to z wyższej półki, więc fakt, że zamienił Fiorentinę na Nottingham Forest, trzeba uznać za sukces. Dobrze wprowadzili się też Jota Silva i Ramon Sosa, którzy naciskają już podstawową parę skrzydłowych.
Nuno wykorzystał też dwie świetne okazje – Aston Villa musiała nieco ograniczyć kadrę po wielu transferach, więc oddała na City Ground lewego obrońcą Alexa Moreno na roczne wypożyczenie, a potem okazało się jeszcze, że nowy menedżer West Hamu Julen Lopetegui nie widzi w swoich planach Jamesa Warda-Prowse’a. Tak doświadczony zawodnik – w końcu mowa o pomocniku, który zbliża się do 400 występów w Premier League, a wcześniej był kapitanem Southampton – to dla Forest wielkie wzmocnienie.
Pewność siebie, zaufanie i detale
Nuno przepracował wakacje z zestawem piłkarzy bardziej dopasowanym do swojej idei, a na finiszu okna szukał wzmocnień na pozycje, które tego wymagały i to spokojniejsze podejście jak na razie przynosi dobre efekty. Portugalczyk chce, aby rozwój drużyny odbywał się za pomocą stabilizacji, a nie rzucania pieniędzmi na niepotrzebnych graczy. Po pięciu kolejkach efekty są więcej niż obiecujące.
Najbardziej rzuca się w oczy wygrana 1:0 z Liverpoolem na Anfield. Wcześniej Nottingham Forest nie potrafiło wygrać na tym stadionie od 1969 roku, a w czwartej kolejce potrafiło zatrzymać rozpędzoną maszynę Arne Slota, która przedtem miała komplet zwycięstw i nie straciła nawet gola w Premier League. Nuno postawił tam na pięciu nominalnych środkowych pomocników, którzy świetnie radzili sobie w pojedynkach i zamknęli tę strefę, dzięki czemu dużo miejsca przy kontrach mieli Alex Moreno i Ola Aina na bokach. Pytany o klucz do tego sukcesu, Portugalczyk po meczu odpowiedział tylko krótko: „Pewność siebie, zaufanie i detale”. Te trzy zwroty piłkarze Forest mieli wpajane od pierwszych treningów podczas letniego obozu treningowego w Hiszpanii.
Budowa na stabilnym fundamencie
Liczby pokazują, że drużyna pod wodzą 50-latka znacznie częściej w tym sezonie stosuje pressing i oddaje więcej strzałów. W poprzednich rozgrywkach piłkarze z Nottingham byli przedostatni w Premier League w procencie uderzeń, które były celne. Teraz są pod tym względem na czwartym miejscu w klasyfikacji. W defensywie też jest lepiej, bo tylko Manchester City i Liverpool dopuścili swoich przeciwników do mniejszej liczby sytuacji. Modele expected goals pokazują, że Forest „powinno” stracić w tym sezonie cztery gole i tak też jest – nie jak w poprzednim sezonie, gdy rywale strzelili im o 11 goli więcej niż wskazywały liczby. To zasługa lepszej formy bramkarza Matsa Selsa, który wygrał rywalizację najpierw z Mattem Turnerem, a potem ze sprowadzonym latem Carlosem Miguelem. Świetnie również wygląda linia defensywna z Ainą, Murillo, Milenkoviciem i Moreno.
Sam menedżer też ma coś do udowodnienia po fatalnym pobycie w Tottenhamie i Nottingham Forest według jego pomysłu ma bardziej przypominać rewelacyjne Wolverhampton. Kilka różnic widać, zespół gra też w innym systemie, jednak można doszukać się wielu podobieństw. To była drużyna oparta na solidnej obronie, wybieganym, choć nadal dobrym technicznie środku pola oraz skutecznej grze napastnika i to samo jest na City Ground. Dawniej to była ekipa, w której z meczu na mecz dochodziło do wielu zmian i Cooper lubił zmieniać ustawienia, a Nuno jest konsekwentny. Dzięki niemu kształtuje się kręgosłup drużyny, który poza wymienioną już defensywą stanowić mają Ward-Prowse, Gibbs-White, Elanga, Hudson-Odoi i Wood, który u Nuno ma już 14 goli w 21 ligowych spotkaniach.
To wszystko ma dać na City Ground spokój, którego praktycznie nie zaznali w tym klubie od kilku sezonów. Kary nałożone przez ligę w poprzednim sezonie mogą okazać się pod tym względem ukrytym zbawieniem, bo wymusiły trochę bardziej zrównoważone podejście do transferów. Nuno Espirito Santo wydaje się menedżerem dobrze dopasowanym do tych potrzeb. Porażki w końcu przyjdą, ale widać, że powstają solidne fundamenty. Bezpieczny środek tabeli bez stresującej walki o utrzymanie byłby wyznacznikiem tego, że Nottingham Forest udało się zrobić krok do przodu.