HomePiłka nożnaWojciech Szczęsny zaskoczył. “Postawmy się na miejscu Niemca”

Wojciech Szczęsny zaskoczył. “Postawmy się na miejscu Niemca”

Źródło: własne

Aktualizacja:

Gdy Cezary Wilk w końcu przebił się do La Ligi, to nie mógł się nią zbytnio nacieszyć, ponieważ nękały go paskudne kontuzje. Ale dziś narzekać nie zamierza, bo Hiszpania stała się jego drugim domem. – A może nawet pierwszym? – zastanawia się Wilk w rozmowie z Kanałem Sportowym i komentuje transfer Wojciecha Szczęsnego do Barcy.

Szczesny
[Marco Canoniero / Alamy Stock Photo]

Antoni Partum: Chociaż ciało jest gotowe na kolejne wyzwania, to serce już nie” – mówił miesiąc temu Wojciech Szczęsny, a jednak teraz wznawia karierę. Jesteś zaskoczony jego decyzją?

Cezary Wilk: To są tak indywidualne kwestie, że trudno to analizować z naszego punktu widzenia, gdy nie znamy wielu szczegółów. Wydawało się jednak, że informacja o zakończeniu kariery była przemyślaną decyzją podpartą mocnymi argumentami. I zarazem decyzją, do której dojrzewał przez dłuższy okres, więc jestem zaskoczony tym, że wraca.

Reklama | 18+ | Graj odpowiedzialnie

Czy Barcelona ze Szczęsnym będzie silniejsza od tej z ter Stegenem?

Nie lubię takich porównań. Jeszcze wczoraj współczuliśmy ter Stegenowi, a dziś już myślimy tylko o Wojtku. Postawmy się na miejscu Niemca, który musi mocno przeżywać swój uraz, a z własnego doświadczenia wiem, że może to być trudny okres. Przed chwilą ter Stegen był fundamentem Barcelony, a dziś lekką ręką się o nim zapomina. Wiem, że media chcą mocnych i klarownych opinii, ale ja w takim świecie nie do końca się odnajduję. Mogę tylko powiedzieć, że przyjście Szczęsnego to znakomita wiadomość dla Barcy, bo trafia do niej jeden z najlepszych bramkarzy Europy.

Czy Barcelonę stać na wygranie Ligi Mistrzów w tym sezonie?

Prędzej na mistrzostwo Hiszpanii niż na wygranie Ligi Mistrzów, a z drugiej strony, kto rok temu przewidział, że Borussia Dortmund zagra w finale LM? Patrząc na poziom piłkarski, Barcelona ma wszystko, aby stać się najlepszą drużyną świata. Teoretycznie może wygrać nawet LM, jednak nie umieściłbym jej dziś w ścisłym gronie trzech największych faworytów.

A kogo byś wymienił jako faworytów?

Real Madryt to zawsze murowany faworyt, ale mocny na pewno będzie Manchester City, gdzie panuje spokój, bo od wielu lat układa go według swojej wizji Pep Guardiola. Moim cichym faworytem jest także Paris Saint Germain, które po odejściu Kyliana Mbappe dostało inne życie. I paradoksalnie może być jeszcze mocniejsze, niż z Francuzem na pokładzie, tym bardziej, że ma odpowiedniego trenera – Luisa Enrique, którego jestem wielkim fanem. Nie można też skreślać angielskich gigantów. Przy dobrych wiatrach Barca ze Szczęsnym i Lewandowskim też może namieszać, ale raczej z drugiego szeregu.

Szczęsny grał w Anglii, we Włoszech, a teraz będzie w Hiszpanii, która stała się twoim drugim domem. Czym cię zaskoczył ten kraj, gdy tam przyjechałeś w 2013 roku?

Z czym większości ludzi kojarzy się Hiszpania? Pomarańcze, flamenco, walka z bykami i ładna pogoda. A ja akurat trafiłem do Galicji, a konkretnie La Corunii. Tam Słońce jest tylko przez pół roku, a przez kolejne pół pada deszcz. Flamenco, pomarańczy i korridy też zbytnio nie widziałem. Zresztą, korrida z roku na rok traci na popularności. Nie będę oryginalny, ale wielkie wrażenie zrobiła na mnie otwartość ludzi, a także fantastyczna kultura gastronomiczna. Kocham wszystko, co daje ocean. To jest siła bycia piłkarzem, że dzięki karierze sportowej możesz poznać kawał świata. Mój wyjazd pokazał mi, jak bardzo Hiszpania jest różnorodna, czego z daleka nie da się dostrzec. Szczególnie że najczęściej o Hiszpanii, zwłaszcza tej południowej, myślimy w kontekście wakacyjnym.

Polska piłka a hiszpańska – największe różnice

A piłkarsko, jak duży był przeskok z Ekstraklasy do Segunda Division? W końcu to liga, od której odbili się w przeszłości m.in. Paweł Brożek czy Tomasz Frankowski.

Zacznę od tego, że żadnej furory tam nie zrobiłem. Miałem dobre momenty, ale i gorsze. Dwa razy dostałem wędkę, czyli zostałem zmieniony jeszcze przed przerwą. Przeskok była potężny. Największą różnicą było wyszkolenie techniczne piłkarzy. Gdy później trafiłem do La Ligi, to ten przeskok techniczny był już po prostu astronomiczny.

Co jeszcze zapamiętałeś?

Na treningach nie rozstawaliśmy się z piłką. Zarazem nie do końca kupowałem podejście Hiszpanów do futbolu. Mam na myśli taki wszechobecny spokój, nawet kiedy sytuacja – w mojej opinii – wymagała tego, by ktoś krzyknął. Brakowało mi czasem takiej sportowej złości. Być może dlatego, że w Polsce ten charakter aż kipiał. Oczywiście u nas nie szły za tym umiejętności czysto piłkarskie, ale gdyby połączyć polski charakter i hiszpańską technikę, to byłaby to doskonała mieszanka.

Twój najpiękniejszy moment w La Lidze?

Wygrana 3:0 z Valencią. Mieliśmy słaby początek sezonu, więc trener Victor Fernandez stał pod ścianą i zdecydował się na rewolucję w składzie, której byłem beneficjentem, bo wskoczyłem do jedenastki i ograliśmy 3:0 mocną Valencię. Nie zapomnę, gdy po meczu opuszczałem stadion, który mieści się w centrum miasta, a ja mieszkałem wtedy półtora kilometra od Estadio Municipal de Riazor. I to półtora kilometra, idąc wzdłuż plaży. Po tamtym meczu wracałem z żoną plażą do domu wśród kibiców.

Zaczepiali was?

Tu cię zaskoczę, ale hiszpańscy kibice w ogóle nie byli namolni, ani nie przeszkadzali, nawet kiedy po drodze zatrzymałem się w barze. Pewnie inna byłaby gadka, gdyby tam usiadł Lamine Yamal, ale jeśli Hiszpanie nie mają do czynienia z naprawdę wielką gwiazdą, to są niezwykle wyrozumiali. Tamten spacer to było coś pięknego. Dla takich chwil zostajesz piłkarzem.

A jaka jest największa postać, którą spotkałeś w drużynie?

Manuel Pablo, który w Deportivo rozegrał niemal 500 meczów i sięgnął po mistrzostwo z 2000 roku. Był niezwykle związany emocjonalnie z klubem i był prawdziwym liderem. Nawet jak już miał 36-37 lat, to wciąż imponował na boisku. Samym myśleniem i podejmowanymi decyzjami na murawie robił różnicę. To był kapitan, który nie potrzebował opaski. Swoją siłę budował w kontaktach międzyludzkich. Rozmawiał z zawodnikami, niekoniecznie o futbolu. Istotne też, że rozmawiał z tymi, którzy wcale nie byli aktualnie na topie. Wiedział, komu ma poświęcić uwagę. Jeśli ktoś miał gorszy moment, to od razu przy nim pojawiał się Manuel Pablo.

Spotkałem też Carlosa Marchenę, mistrza świata i Europy, choć przyznam, że początkowo nawet nie wiedziałem, z kim mam do czynienia. To także była wielka postać z wielkim charakterem. Wiedział, kiedy pochwalić, a kiedy dać wskazówkę, gdy ktoś szedł w złym kierunku. Wartościowy człowiek.

A jaki jest największy kozak przeciwko któremu grałeś?

Isco zrobił na mnie gigantyczne wrażenie. Graliśmy z Realem przedsezonowy sparing, a Isco bezpardonowo pokazał mi moje miejsce w szeregu, no i przegraliśmy 0:5. Spotkałem też wielu innych dobrych zawodników na swojej drodze, ale dopóki grałem w piłkę, to nie interesowałem się nią tak intensywnie, jak teraz. Futbol nie wypełniał 24 godzin mojej doby. Może dlatego tak łatwo się rozstałem z piłką?

Twoją karierę przerwały koszmarne kontuzje. Jak je sobie tłumaczyłeś?

Nie zwalałem winy ani na pecha, ani na moje geny. Trzykrotnie zerwałem to samo więzadło w prawym kolanie, więc pewnie jakąś winę ponosi lekarz, który je operował. Ja jednak też musiałem popełnić błędy w okresie rehabilitacji, skoro uraz powracał. I tyle. Dziś nie warto się na tym rozwodzić. Po co mam analizować coś, na co nie mam wpływu?

Jak wspominasz długie miesiące, kiedy nie mogłeś grać, ani nawet trenować z grupą? Miałeś czas na nowe zajawki?

Zaskoczę cię, ale znacznie więcej wolnego czasu mają czynni piłkarzeGdy byłem niedysponowany, to całe dnie byłem zajęty rehabilitacją. Nie rozpaczałem nad sobą, bo moje zdrowie zaczęło się sypać, gdy miałem już 29 lat, więc trochę tego futbolu poznałem. Zobacz na Wojtka Szczęsnego, który zakończył karierę, przynajmniej pierwotnie, w wieku 34 lata. Piłka bardzo obciąża psychicznie i fizycznie.

Jude Bellingham przed dwudziestymi urodzinami rozegrał kilkanaście razy więcej minut niż David Beckham w tym samym wieku. Albo taki Vinicius Junior ma rozegranych ponad 200 godzin więcej niż 24-letni Ronaldinho. Przykładów można byłoby mnożyć i mnożyć. Czy myślisz, że będzie coraz więcej Tonich Kroosów, którzy kończą wcześnie kariery?

Ten okres, w którym piłkarz jest ”pod prądem” będzie taki sam, tylko widełki czasowe będą zmienione. Dziś zawodnicy po prostu zaczynają dużo wcześniej. Poza tym dzisiaj trudniej być Maldinim czy Tottim, bo kiedyś rozgrywano mniej spotkań. Teraz kalendarz jest wypchany do granic możliwości.

Po zakończeniu kariery uciekłeś ze świata futbolu. Dlaczego?

Świat jest tak piękny i różnorodny, że po zakończeniu kariery nie chciałem znowu trafić do tego środowiska. Nie chciałem zostać trenerem, bo szkoleniowcy mają równie intensywny zawód, co piłkarze, a może nawet jeszcze bardziej muszą się angażować. Na agenta piłkarskiego też się nie nadawałem, bo nie mam takiego charakteru, jakiego wymaga ta praca. Dobrze mi było z dala od piłki.

Po karierze pokochałeś triathlon na dystansie Iron Man. Pływasz 3,8 km, potem jedziesz 180 km na rowerze, a na deser przebiegasz jeszcze maraton. Wytłumacz laikowi, jak osoba po trzech zerwanych więzadłach daje radę w tak wymagającym sporcie?

Więzadło musi trzymać kolano w newralgicznych momentach, których w piłce nie brakuje. Nagle robisz zryw, hamujesz, zmieniasz tor biegu, czy robisz wślizg. Kolano ciągle jest w różnych pozycjach i tak wyglądała moja gra. Było w niej więcej gry bez piłki, niż z piłką. Po jednym zerwaniu więzadła kolano już nie funkcjonuje tak samo, a co dopiero po trzech takich urazach. Z kolei podczas jazdy na rowerze, pływania, czy biegania, kolano z reguły jest w stabilnej i prostej pozycji. Jednostajny ruch w jednym kierunku nie jest zbyt groźny.

Z boiska na ekran TV

Po zakończeniu kariery, oprócz thriathlonu, wszedłeś także do świata dziennikarskiego.

Oj, muszę zaprotestować, bo zbyt duży mam szacunek do tego zawodu, by nazwać się dziennikarzem. Tym bardziej że mój ojciec był przez wiele lat dziennikarzem sportowym. Pamiętam, gdy do naszego mieszkania przychodzili ludzie sportu, a podczas wielogodzinnych rozmów dym z papierosów unosił się z salonu. Następnego dnia ich rozmowy mogłem przeczytać w gazecie w formie wywiadu. To było dziennikarstwo, które wyniosłem z domu i które bardzo szanuję.

No to inaczej: wszedłeś do świata mediów i analizujesz mecze. Ale przecież kiedyś wspomniałeś, że wcale nie lubisz taktyki. Zmieniłeś swoje podejście do taktyki?

Mam duży dystans do taktyki, wolę skupić się na walorach czysto piłkarskich. Często za bardzo skupiamy się na ustawieniach, formacjach czy fazach przejściowych. Koniec końców chodzi o to, kto jak przyjmie piłkę, jak ją poda i czy dostrzeże lepiej ustawionego partnera. Zarazem to piękno piłki, że można ją analizować na wiele sposobów.

A jak patrzysz na statystyki w stylu xG, czyli goli oczekiwanych, i tym podobnych parametrów?

Myślę, że są one związane z czasami, w których żyjemy. Dziś wielu osobom brakuje czasu, aby obejrzeć cały mecz na spokojnie. Jeżeli nie obejrzysz całego spotkania, to te wszelkie szczegółowe statystyki są ci potrzebne. Jeśli jednak oglądasz mecz w skupieniu, to spokojnie można sobie bez nich poradzić.

To na koniec: tęsknisz czasem za grą w piłkę?

Zupełnie. Ani razu nie grałem po zakończeniu kariery. Może miałem jej w swoim życiu za dużo i poczułem przesyt? Jestem jednak szczęśliwy, kiedy od czasu do czasu mogę o niej pogadać w programach, albo gdy przebiegnę triathlon, czy jak spędzam czas z rodziną. Niczego mi nie brakuje

Kategorie:

Przeczytaj więcej

Zobacz więcej ›

Polskie sędzie doceniane przez UEFA i FIFA
UEFA wydała oświadczenie ws. Barcelony! To efekt zachowania za mecz w Monako
Piłkarz Lecha Poznań w ogniu krytyki. Dostało mu się mocno
Szczęsny nie będzie miał łatwo w Barcelonie? Flick wypowiedział się w temacie bramkarza!
Jakub Kamiński – piłkarz od wszystkiego. Chwalony nawet po porażkach
Sebastian Szymański widział to z bliska. Sędzia miał rację
Dlaczego akurat trener Włodarski? Prezes Zagłębia wyjaśnia
Lech Poznań może skorzystać na blamażu? Odważna teoria w “Kanale Sportowym”
Adrian Mierzejewski jest legendą. Wciąż o nim pamiętają!
Kiedyś prezes Górnika Zabrze. Teraz wraca, ale na zaplecze Ekstraklasy