Boban Marjanović zagra dla Fenerbahçe
O powrocie 36-letniego Serba do Europy poinformował we wtorek portal Eurohoops. Marjanović nie doczekał się oferty kontraktu z NBA i postanowił związać się z tureckim Fenerbahçe. W jego umowie znajdują się jednak zapisy, które w razie zainteresowania pozwolą mu wrócić do Ameryki Północnej. Na razie wydaje się jednak, że jego kariera w NBA dobiegła końca. I choć nie był największą gwiazdą, to będzie go brakować. Liga traci jedną ze swoich najbarwniejszych osobowości.
– Boban jest największą duszą towarzystwa w historii ludzkości. Wyobraźcie sobie, że każdy, kto cię poznał – dosłownie każdy – raduje się na sam twój widok. I że nigdy cię to nie męczy. To właśnie Boban – pisał o nim Devin Gordon z ESPN. – On dobrze wie, że wszędzie jest największy i że nie da się go nie zauważyć. Dlaczego miałby więc nie być najlepszą i możliwie największą osobowością? – pytał retorycznie jego kolega Frank Kaminsky w rozmowie z The Athletic.
Mentor dla… Jokicia
Marjanović trafił do NBA w 2015 roku. Był już wtedy uznanym w Europie zawodnikiem. Jego droga do tego miejsca nie była łatwa. Dorastał w trudnych w czasach konfliktów po rozpadzie Jugosławii. Prawie od zawsze wyróżniał się wzrostem, ale na swój przełomowy moment musiał długo czekać. Określano go mianem “młodego talentu”. W 2010 roku do CSKA Moskwa ściągnął go Duško Vujošević, czyli jeden z najlepszych trenerów w historii bałkańskiej koszykówki. W rosyjskim zespole 22-letni Boban miał dominować.
Tak się jednak nie stało. Vujošević po ledwie trzech miesiącach został zresztą zwolniony, gdy moskiewska drużyna pożegnała się z Euroligą już w fazie grupowej. Marjanović kompletnie sobie wtedy nie radził. Był to przecież jego debiut na takim poziomie. Po półtora roku wrócił do Serbii i musiał się odbudować. Gwiazdą europejskiego formatu stał się, gdy w 2013 roku dołączył do Crveny Zvezdy. Wcześniej przez chwilę był klubowym kolegą i mentorem… młodziutkiego Nikoli Jokicia. Dominował w kraju i w Eurolidze, dzięki czemu zrobiło się o nim głośno.
Najwyższy w lidze
Do NBA ściągnęli go San Antonio Spurs. Gregg Popovich i spółka lubili dawać szanse zawodnikom spoza Stanów Zjednoczonych. Marjanović szybko stał się sensacją. Przy 224 cm wzrostu z miejsca został najwyższym zawodnikiem w lidze. I ulubieńcem kibiców Spurs, nawet jeśli wtedy jeszcze prawie nie mówił po angielsku. Momentami traktowano go jednak bardziej jak jakąś cyrkową atrakcję. – Czasem się tym martwię – mówił Popovich w trakcie debiutanckiego sezonu Bobana. – Ludzie śmieją się z niego. Ale on potrafi grać. Nie jest jakimś dziwadłem – dodawał.
Jednocześnie sam Marjanović szybko zaakceptował fakt, że to, co go wyróżnia – wysoki wzrost, który przyciąga spojrzenia – może być jego największym błogosławieństwem. – Uwielbiam być wielki – stwierdził nawet kiedyś. Jakby nie patrzeć, to właśnie wzrost uczynił z niego milionera. Na samych kontraktach w NBA zarobił niemal 40 milionów dolarów, a dodatkowe niemałe pieniądze zgarnął za występy w różnego rodzaju kampaniach reklamowych. Wzrost dał mu możliwości, ale to jego osobowość okazała się w tym wszystkim kluczowa.
Uwielbiany w każdym klubie
Boban przez dziewięć sezonów w NBA grał łącznie dla sześciu zespołów. I wszędzie, gdzie się pojawiał, był uwielbiany w szatni. – To dosłownie najmilszy człowiek, jakiego kiedykolwiek poznałem – powiedział o nim kiedyś Anthony Tolliver. Słynna stała się przyjaźń Serba z Tobiasem Harrisem, której efektem były m.in. wspólne występy w reklamach. Przyjaciółmi zostali w Detroit, a potem razem zmieniali barwy, gdy w ramach wymian najpierw trafili do Clippers, a potem do 76ers.
Nic więc dziwnego, że to Harris był jednym z pierwszych, którzy w mediach społecznościowych zareagowali na doniesienia o przenosinach Marjanovicia do Turcji. – Lets go braté!!!! – napisał skrzydłowy do swojego przyjaciela. Marjanović odchodzi z NBA po 331 rozegranych spotkaniach. W każdej innej erze miałby pewnie większe szanse na bycie gwiazdą. W obecnych czasach miał oczywiste trudności, a mimo to utrzymał się w lidze przez dziewięć lat. To też o czymś świadczy.
Kariera wyciśnięta do maksimum
Kilkadziesiąt lat wcześniej Boban byłby w NBA dominatorem, ale teraz – gdy gra odeszła od kosza, a nacisk od lat kładzie się głównie na obwód – miał kłopoty z utrzymaniem tempa i gonieniem mniejszych graczy. Mimo tego nie ma żadnych wątpliwości, że wyciskał ze swoich minut tyle, ile się dało. W przeliczeniu statystyk na 36 minut zdobywał w karierze średnio niemal tyle samo punktów co Kevin Durant (22,9 na mecz) i zbierał tyle samo piłek co Dennis Rodman (14,9 na mecz).
Maksimum wycisnął też ze swojej popularności poza parkietem. Występy w reklamach to jedno. 36-latek ma też przecież na koncie role filmowe. Swego czasu wpadł w oko producentom “Johna Wicka” i zagrał Ernesta, z którym występujący w głównej roli Keanu Reaves zmierzył się w nowojorskiej bibliotece. Reżyser filmu Chad Stahelski długo nie mógł znaleźć odpowiedniego kandydata. Boban miał potencjał, ale nie był brany pod uwagę, bo nie miał doświadczenia przed kamerą. Tym bardziej w scenach walki.
Bobana nie da się podrobić
Ostatecznie dostał jednak szansę, a na planie szybko okazało się, że najwyższy w NBA zawodnik potrafi całkiem sprawnie się poruszać. Koordynatorzy od scen akcji byli zresztą tak samo pod wrażeniem jego sprawności fizycznej, jak i… wielkiego serca. W filmie widać za to wielkie ręce Marjanovicia, gdy ten łapie Reavesa za głowę i rzuca nim o biblioteczne półki. Stahelski przyznał potem, że inspirował się kultowym “Wejściem smoka”, w którym to doszło do legendarnej już sceny pojedynku Bruce’a Lee i Kareema Abdula-Jabbara.
Boban za swój występ zebrał dobre recenzje, a potem w jednym z programów stacji ESPN śmiał się, że w NBA jest wielu zawodników, którzy potrafią “przyaktorzyć”. Przez lata gry w lidze zaliczył mnóstwo innych wartych zapamiętania “scen”. Tak jak wtedy, gdy droczył się z Anthonym Davisem jak z małym dzieckiem. Albo gdy ku ogromnej radości kolegów z drużyny trafił dwie trójki w kolejnych akcjach. Lub gdy w jednym z ostatnich swoich meczów specjalnie spudłował rzut wolny, by dać kibicom Clippers… darmowego kurczaka. Wzrostem przewyższa innych, ale to jego osobowości nie da się podrobić. Będzie go w NBA brakować.