Scenariusz idealistyczny
Koncert gra Grosik, który już w pierwszej akcji pofrunął na lewym skrzydle i wystawił Lewemu. Akcja kopiuj-wklej z ćwierćfinału na Euro 2016. Do przerwy nasz kapitan skompletował hat-tricka i na drugą połowę dostał od selekcjonera wolne. Grosik zresztą też. Do akcji wkroczyli Zalewski z Piątkiem. Ten drugi po zamieszaniu wrzucił czwartego gola i w 89. minucie wywalczył rzut karny. Faulujący bramkarz z Estonii zobaczył drugą żółtą kartkę (pierwszą za grę na czas w 15 minucie). Jako że limit zmian został wcześniej wykorzystany do bramki wszedł Kostia Vassiljew. Mimo wszystko zgodziła się liczba bramkarzy w tej sytuacji, bo z naszej strony do piłki podszedł Wojciech Szczęsny. Skończyło się 5:0.
Scenariusz optymistyczny
‒ Gramy dobrze, gramy szybko, jesteśmy nakręceni. Gole dla biało-czerwonych po prostu muszą być kwestią czasu – z entuzjazmem, ale i słyszalną niecierpliwością w głosie komentuje Mateusz Borek, podsumowując pierwszy kwadrans. – Jest – krzyczy do mikrofonu w 20. minucie. – I kto by się spodziewał, że to on otworzy wynik. Gratulacje odbiera Bartek Slisz. I nic więcej do przerwy nie chciało wpaść. A po niej szybko sytuację uspokoił Lewandowski. W doliczonym czasie gry jeszcze zdążył wkręcić się w pole karne i uszczęśliwić kibiców oraz komentatora niezawodny Świder. Estonia przyjęła trzy, sama ani razu nie zagrażając naszej bramce. 52 tysiące widzów na Narodowym plus Szczęsny – na takie opinie było można natknąć się w mediach.
Scenariusz realistyczny
Zaczęliśmy ostrożnie i wolno, mamy piłkę nawet przez 75 procent czasu gry. Co z tego, skoro nie mamy sytuacji bramkowych, nie oddajemy celnych strzałów. Estończycy ustawieni całą drużyną na swojej połowie spokojnie rozbijają nasze ataki. Czas płynie. Napięcie rośnie. Wreszcie stały fragment gry owocuje golem. W drugiej połowie nie chce być ani trochę lepiej, choć Estończycy są coraz śmielsi. Nasi męczą siebie i oglądających. W ostatnim kwadransie wciskają drugiego, brzydkiego gola. Brzydkiego jak gra reprezentacji. – To nie czas na piękny styl – odpowiada grymaszącym Probierz.
Scenariusz pesymistyczny
Nic się nie klei od początku. Długie minuty nudy przerywają pojedyncze interwencje estońskiego bramkarz. Ma, skubany, swój dzień. Po strzale z rzutu wolnego Vassiljewa i rykoszecie do przerwy 0:1. Po przypadkowym dotknięciu ręką Var przyznaje nam rzut karny. Lewandowski strzela i mamy jeszcze 20 minut na wygranie przed dogrywką. Gramy dogrywkę. Bez efektu. Dochodzi do rzutów karnych. Jak na mundialu w Katarze, tylko Szczęsny staje na wysokości zadania. Uff.
Scenariusz katastroficzny
Animuszu starcza naszym tylko na pierwszy kwadrans. Później tracą koncept, coraz większą rolę odgrywają nerwy, mnożą się nieporozumienia i niedokładne podania. Na początku drugiej połowy dośrodkowanie Vassiljewa z rzutu rożnego trafia na główkę estońskiego stopera. Przegrywamy. – Estonia ma wysoką drużynę – potwierdza się przedmeczowa obserwacja Probierza. Potwierdza się też, że reprezentacji brakuje charakteru i lidera z prawdziwego zdarzenia. Koszmar. Niezrażony prezes Kulesza twittuje. To nas tylko wzmocni. Walczymy dalej. Nasz cel to mistrzostwa świata 2026. Pod postem pojawił się tylko jeden lajk. Michała Probierza.