Kozakowska wspiera innych paralimpijczyków
Złoty medal i rekord świata, ale i kontuzja oraz końcowa dyskwalifikacja – tak w skrócie można opisać historię Róży Kozakowskiej na igrzyskach paralimpijskich w Paryżu. Nie zdoła również powalczyć w konkursie pchnięcia kulą – kontuzja okazała się na tyle poważna, że nie wystartuje w tej dyscyplinie.
Niebawem Kozakowska wróci do Polski, gdzie rozpocznie leczenie kontuzjowanego barku. – Co nie nas nie zabije, to nas mocni. Ja czuję się po tym wszystkim jeszcze silniejsza i jeszcze bardziej zmotywowana. Na pewno nie utracę ducha walki w życiu ani w sporcie! Niech o to nikt się nie martwi – powiedziała.
Mimo bólu i ręki w temblaku, Kozakowska pojawiła się w niedzielę na Stade de France, aby wesprzeć innych polskich paralimpijczyków. – Przyszłam na stadion, że pokazać, że mimo tragedii – bólu kontuzji i bólu dyskwalifikacji, nadal mogę dawać innym siłę i motywację. Jestem szczęśliwa, że mogę kibicować moim koleżankom i kolegom. Mam głęboką nadzieję, że to, co mnie spotkało nie osłabi ich, ale jeszcze bardziej zmotywuje do walki – dodała.
Kozakowska reaguje na niektóre opinie
Dyskwalifikacja i wynikająca z niej utrata złotego medalu była efektem wykorzystania przez Kozakowską nieprzepisowej poduszki, chroniącej jej kręgosłup i szyję. Jak sama przyznała, nie spodziewała się, że ktoś może uznać, iż w ten sposób próbowała pójść “na skróty”.
– Najbardziej bolało mnie, że ktoś z kibiców w Polsce mógł pomyśleć, że zdyskwalifikowano mnie, bo chciałam oszukać. Zagrać nie fair, nielegalnie pomóc sobie w zwycięstwie. A ja bym w życiu tak nie postąpiła. Nigdy bym tak zdobytego medalu nie chciała! Chcę wygrywać czystą walką. Im cięższą i okupioną większym wysiłkiem, tym lepiej. Chcę być prawdziwym zwycięzcą, w sprawiedliwej walce. I znowu będę wygrywać! Nic się nie kończy. Muszę tylko wyzdrowieć – podsumowała.