Mocny początek Białej Gwiazdy
Wiślacy zaczęli z wysokiego “C”. Podopieczni Kazimierza Moskala zaskoczyli wszystkich i po kwadransie wyszli na prowadzenie, a chwilę później powiększyli swoją przewagę. Najpierw do bramki rywala trafił Alan Uryga, parę minut później przykład z niego wziął Tamas Kiss.
Z czasem do głosu doszli bardziej piłkarze z Belgii. Zaczęli więcej atakować, ale Wisła mądrze się broniła, cały czas starając się zdobyć kolejne bramki. Widać było, że Kazimierz Moskal zamierzał ze swoją drużyną naprawdę powalczyć w Brugii o awans, a nie tylko ładnie pożegnać się z Europą. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że dwubramkowa przewaga to najniższy wymiar kary dla Cercle Brugge.
Wisła walczyła do końca
Po zmianie stron Wiślacy nie zwolnili tempa. Cały czas stawiali trudne warunki rywalowi z Belgii. Prezentowali się tak pewnie i tak walczenie, jakby zeszłotygodniowa porażka 1:6 w ogóle się nie zdarzyła.
W 73. minucie drużyna Kazimierza Moskala ruszyła po trzeciego gola. Patryk Gogół podwyższył prowadzenie na 3:0. Kibice zaczęli wierzyć, że wielki powrót i dogrywka są możliwe. Zaliczka Belgów z pierwszego spotkania była jednak zbyt duża. Po trafieniu Felipe Augusto z 78. minuty tylko jakiś kataklizm mógł odebrać Cercle Brugge awans do Ligi Konferencji Europy.
Wisła postanowiła dać radość swoim kibiców jeszcze przed końcowym gwizdkiem. W doliczonym czasie gry do siatki trafił Łukasz Zwoliński. Były napastnik Rakowa popisał się fenomenalnym uderzeniem. Polski snajper piętką pokonał bramkarza Cercle Brugge. Wkrótce później nastąpił koniec meczu.
Wisła ostatecznie nie zagra w fazie ligowej LKE, ale do samego końca walczyła o przepustkę do turnieju. Kibice Białej Gwiazdy – i nie tylko – mogą być dumni z postawy zespołu Kazimierza Moskala.