Ciężko mi uwierzyć w to, co się stało przed chwilą! Uwierzę dopiero, jak medal zawiśnie mi na szyi, na razie go nie mam. Niby byłem tu faworytem jako podwójny mistrz świata, a jednak to był szok kiedy zobaczyłem tablicę świetlną, swoje pierwsze miejsce i tak dużą przewagę – mówił tuż po wyjściu z basenu w efektownej pływalni La Defense.
Otowski, który na debiutanckich igrzyskach w Tokio 2020 zajął piąte miejsce, przyznał, że presja, którą czuł była ogromna. – Chciałem potwierdzić swoją dominację na tym dystansie, ale wcale nie miałem pewności, że się uda. Igrzyska rządzą się swoimi prawami, wielokrotnie zdarzało się, że wielcy mistrzowie świata czy Europy nie wytrzymywali presji igrzysk. Ścinało ich po prostu i nie byli w stanie zdobyć upragnionego tego krążka. Nie jeden się spalił, zachłysną, zrobił falstart – mówił.
Zwycięska drzemka
Otowski dodał, że wyraźna przewaga nie oddaje trudu, jaki kosztowało go zwycięstwo. Przyznał, że na 25 metrów przed metą dopadło go zmęczenie i stracił siłę w rękach. – Wydaje mi się, że to był efekt stresu. Płynąc grzbietem, nie widziałem rywali, nie wiedziałem, gdzie są.
Kamil przyznał, że ze tego całego stresu przed zawodami zapadł w drzemkę, podczas której… przyśnił mu się medalowy finał. – Szczerze mówiąc, nie wiem które miejsce w nim zająłem, bo coś mnie wybudziło, wydarzyło się coś się nieoczekiwanego. Równie dobrze mogło to być podtopienie, ale raczej nie bo obudziłem się raczej szczęśliwy i pozytywnie pobudzony. Poczułem się wyluzowany i ostatecznie pomogło mi to w starcie – mówił.
Długotrwały proces
Kiedy Kamil uwierzył, że może zostać mistrzem paraolimpijskim?
– Myślę, że to jest długotrwały proces. Chyba pierwszy raz tak mocno uwierzyłem w siebie dwa lata temu po brązowym medalu na mistrzostwach świata. Bo to był pierwszy krążek z dużej imprezy, w dodatku absolutnie nie byłem tam faworytem. Ten medal bardzo zbudował mnie mentalnie. Uwierzyłem, że moja głowa jest silna i właśnie głową jestem w stanie wygrywać. Stałem się bardziej konsekwentny w podejściu do pracy. I cierpliwy. Uwierzyłem, że na sukcesy trzeba po prostu poczekać.
Otowski podkreśla, że bardzo pomógł mu też fakt, iż po igrzyskach w Tokio 2020 wszystko w kadrze zmieniło się na lepsze. – Cały sztab wykonuje super robotę. Nowa trenerka-koordynatorka sprawiła, że w trzy lata nasza dyscyplina poszła bardzo dobrą stronę. Zrobiło się bardzo profesjonalnie. Mamy wszystko pod nosem. Co kto nie oczekuje to wszystko po prostu mach i to jest. Do tego trenerka startowa świetnie mnie przygotowała.
Kibice zamiast playlisty
Natomiast w porównaniu z Tokio bardzo pomogła mi obecność kibiców w Paryżu. Szczerze mówiąc, dopiero tutaj czuję, że jestem na igrzyskach. Jak w Tokio wychodziliśmy, na ceremonię otwarcia na pusty stadion olimpijski to mówiłem, że wychodzimy na jedno wielkie cmentarzysko. W telewizji to wyglądało pięknie, a my widzieliśmy tylko reflektory i zacinające deszcz i nie wiedzieliśmy w ogóle, co się dzieje. Wokół była tylko pustka. W Paryżu tutaj jest jedno wielkie święto. Wszędzie przyjazna atmosfera, która sprzyja walce o największe cele.
Tu kibice na trybunach robią taki huk, taką wrzawę, że to aż człowieka niesie. Chciałem przed startem włączyć playlistę na słuchawki na sali treningowej, ale głos trybun zza ściany, żywiołowe reakcje na wydarzenia w basenie były fantastyczne. Aż zrezygnowałem z playlisty, bo to była prawdziwa muzyka – zachwyca się Kamil.
– Być może kogoś ci kibice mogliby przytłoczyć, ale nie mnie. Miałem wyłącznie pozytywne ciarki. A były jeszcze większe, gdy zobaczyłem biało-czerwone flagi, którymi machali moi rodzice i moi przyjaciele – dodaje.
Będzie drugie złoto?
Otowskiego w sobotę czeka kolejny start – tym razem na 50 m stylem grzbietowym, w którym również jest faworytem. – Skoro mam już złoto, to do tego drugiego startu podejdę już bez żadnego stresu. Wejdę do wody i zrobię swoje. Trenerka mówiła mi, że dziś pierwsze 50 m popłynąłem znakomicie, a rywali będę miał tych samych – podkreślał.