Psychologia w sporcie
Marcin Łataś: Jak ważną rolę odgrywa psychika w sporcie?
Jacek Kiełb: Jak wszędzie, odgrywa bardzo dużą rolę. Wpływa też na to wiele czynników. Po tym też się poznaje dobrych, albo nawet bardzo dobrych piłkarzy, którzy potrafią wyjść na boisko i pokazać to co mają najlepsze. Oczywiście zawsze możemy tłumaczyć, że ktoś ma słabszy dzień, bo to się zdarza. Topowi zawodnicy utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. Wielu piłkarzy na treningach nie ma problemu choćby z przyjęciem piłki czy dokładnym podaniem. Przychodzi jednak mecz i ci sami zawodnicy odczuwają tremę. Być może wpływ mają na to ludzie, kamery lub jeszcze inne czynniki. Czasami głowa nie wytrzymuje. To nie jest proste, ponieważ każdy chce jak najlepiej. Dlatego psychologia w sporcie to bardzo ważna kwestia.
Według wielu opinii nawet najważniejsza…
Myślę, że tak. Jeśli przygotowałbyś się fizycznie i wcześniej wykonał pracę, której większość kibiców nie widzi, to jednak wszystko może się zawalić przez głowę, która „nie dojeżdża”. Najgorsze są myśli, zamartwianie się czy aby na wszystko mi się uda. Dlatego pewność siebie i takie budowanie się, że wyjdę na boisko, zagram dobrze i będę z tego dumny to prawidłowe podejście. Najgorzej to mieć wątpliwości w głowie. Nawet jedna mała myśl może zmienić dużo w kontekście wyniku sportowego.
Presja potrafi plątać nogi i powodować proste błędy, których normalnie sportowcy nie popełniają?
Dokładnie. To wpływa też na kolejne wydarzenia. Powiem z perspektywy piłki nożnej. Mam dwie sytuacje, które źle rozwiąże na boisku. Dla przykładu, pierwsza to fatalne przyjęcie piłki, a druga to zmarnowanie stuprocentowej okazji na strzelenie gola. Słyszę zawód kibiców na trybunach. Są zawodnicy, którzy będą wiedzieli i potrafili sobie w głowie poukładać, że za chwilę pojawią się kolejne sytuacje i na pewno je wykorzystają. Niektórzy gracze jednak będą myśleli negatywnie. Co ja zrobiłem? Wszyscy to widzieli itp. To wszystko mówię z własnego doświadczenia. To nie jest łatwe, ale skoro piłkarze decydują się na profesjonalne uprawianie sportu, to prędzej czy później będą musieli się z tym zmierzyć.
A jak Jacek Kiełb sobie z tym radził?
Jak tylko przyszedłem do Korony to od razu przypięto mi łatkę, czego bardzo nie lubiłem. Ja się często irytowałem i denerwowałem, ale bardziej to przeżywałem niż załamywałem. Przypięto mi jednak łatkę, że po pierwszym złym podaniu to już nie istnieję w meczu. Później za wszelką cenę chciałem wszystkim pokazać, że tak nie jest. To był proces, który trochę musiał trwać. Wiedziałem, że jak człowiek na początku meczu notuje dobre zagranie, dokładne podanie czy coś się uda zrobić innego, to zaczyna się napędzać. Ludzie, którzy radzą sobie psychicznie, nie będą jednak na to zwracać uwagi. Podczas swojej przygody z piłką nożną współpracowałem z czterema psychologami. Jestem z tego zadowolony i mogę z czystym sumieniem polecić zawodnikom, którzy wchodzą na wyższy poziom, ale nie tylko. To często jest bardzo potrzebne.
Pomoc psychologa sportowego
Piłkarze faktycznie często korzystają z usług psychologa sportowego?
Byłem w kilku klubach. W niektórych było to nawet obowiązkowe, w innych niekoniecznie. Dla mnie to zawsze była duża wartość dodana. Były zajęcia grupowe, które miały na celu scalenie drużyny, ale jeśli nie chciałeś otwierać się przy kolegach z drużyny to zawsze mogłeś skorzystać z konsultacji indywidualnych. Na początku wydawało mi się to wstydem, ale nic podobnego. Człowiek idzie do psychologa, by poukładać sobie pewne rzeczy w głowie i nastawić się w odpowiednim kierunku. Mało tego – uczy się reagować na dane momenty w meczu. Czy było to dobre czy złe zagranie. Psychologiem musi też być odpowiednia osoba. To, że ktoś sobie zrobił papiery może nie wystarczyć. Ważne jest podejście do sportowców. Pracowałem z czterema psychologami, w tym jednym zza granicy. Jeśli człowiek tylko chce i czuje potrzebę poukładania sobie myśli, to jak najbardziej jest to dobre rozwiązanie.
Ile sesji jest potrzebnych, aby zauważyć efekty?
Trudno powiedzieć. Czasami jest to tylko jedna sytuacja do omówienia. Trochę czasu minęło od mojej ostatniej konsultacji u psychologa. Pamiętam, że już po dwóch spotkaniach znaleźliśmy wspólny język. Najdłużej mi zeszło z zagranicznym psychologiem. Było to w Lechu Poznań. Wtedy jeszcze sprawę utrudniała bariera językowa. Angielski był u mnie na słabym poziomie. Na spotkaniach mieliśmy tłumacza. Po kolejnych sesjach nabrałem do niego przekonania. Pokazywał jak się koncentrować na danej sytuacji i się nie rozpraszać. Ciekawe kwestie. Dawał też zadania do wykonywania w domu. Nie było to coś nowoczesnego, ale jednak było skuteczne. Myśli nie uciekały w złą stronę.
Presja, stres, oczekiwania… i krytyka
Piłkarze chętnie przyjmują konstruktywną krytykę?
Nie.
Nawet konstruktywną?
Nawet tak. Naprawdę każdy bardzo różnie reaguje. Ja na początku swojej kariery zawsze przed analizą miałem wielką nadzieję, że trener się do mnie nie przyczepi, choć wiedziałem, że coś źle zrobiłem. Nie każdy sobie z tym radzi. Ja z czasem dopiero zrozumiałem, że im więcej mi trener powie i pokaże na analizie, to tym lepiej dla mnie. Wytknie mi kilka błędów, które będę mógł wyeliminować. Nikt nie będzie się z tego śmiał, ale pojawiają się myśli, że skoro trener kolejny raz zwraca mi uwagę, to nie jest dobrze. Taki zawodnik później stara się jednak nie popełniać tych błędów. Chodzi tu o błędy taktyczne, techniczne czy jakiekolwiek inne. Każda sytuacja może być jednak zupełnie inaczej odbierana. Przykładowo tę samą uwagę ja odbiorę jako chęć pomocy, a drugi zawodnik jako atak na jego osobę.
Ja w szatni zawsze starałem się rozluźniać niektóre sytuacje. Jak widziałem, że komuś się dostało od trenera, to trzeba było to obrócić w formę żartu. Czasem po analizie obserwowałem piłkarzy, to przez całą długość korytarza chodzili wpatrzeni w ścianę czy podłogę. Absolutnie nie można brać sobie tak mocno do siebie, ponieważ to już przeszłość. Będą kolejne okazje do poprawy. W takich sytuacjach pomoc psychologa jest ważna. Odpowiadając na pytania. Konstruktywna krytyka jest potrzebna, ale nie każdy sobie z nią radzi.
Często pojawiają się takie opinie, że piłkarz zarabiający duże pieniądze, robiący w życiu to co kocha, nie ma prawa odczuwać presji. Jak byś się do tego odniósł?
Kompletna bzdura. Pierwsze słyszę. Nawet jeżeli coś bardzo kochasz i masz za to płacone większe pieniądze to jednak siłą rzeczy wychodzisz na boisko i chcesz się pokazać. Wiesz, że bardzo dużo ludzi na ciebie patrzy i cię wspiera. Trener postawił na ciebie, sztab szkoleniowy zrobił wszystko, żebyś był przygotowany i na ciebie liczy. Są jeszcze fizjoterapeuci, prezesi itd. Wszyscy patrzą na ciebie, a ty chcesz zagrać jak najlepiej. Wiesz o tym, że w pewnym momencie będziesz oceniany i automatycznie to tak działa. Tworzy się presja. Nie ma czegoś takiego, że zawodnik na luźno wychodzi sobie na boisko, a następnie wraca do domu jak gdyby nigdy nic. Ja wiem po sobie i moich kolegach z drużyny, że po porażkach nie spaliśmy. Mimo, że sen jest niezwykle ważny to po prostu się nie dało. Te wszystkie myśli z meczu wracają. Zarówno te dobre, ale przeważnie te złe. Co mogłem zrobić lepiej? Dlaczego jest tak, a nie inaczej? Czemu przegraliśmy? Może mogłem się przygotować do tego meczu lepiej?
Myśli się kłębią, dlatego absolutnie nie zgodzę się z tym stwierdzeniem. Co z tego, że kochasz grać w piłkę? Jeden robi to lepiej, a drugi gorzej. Kompletnie tego nie kupuję.
Znasz przypadki, że ta presja przerodziła się w takie emocje jak strach i lęk?
Jasne, że tak. Znam wielu zawodników, ale oczywiście nie wymienię ich nazwisk. Było to zarówno w Koronie Kielce, ale też innych klubach. Przed samym wyjściem na boisko te osoby potrafiły nawet zwymiotować. Te emocje były tak silne, że organizm reagował w ten sposób. W szatni tuż przed meczem, kiedy były ostatnie przygotowania, niektórzy jeszcze ochlapali twarz wodą, to były przypadki, że często pojawiały się te odruchy wymiotne. Porozmawiałem z tymi osobami, zapytałem dlaczego tak się dzieje. Wytłumaczyli mi dokładnie. Niektórzy w ten sposób po prostu reagowali na presję meczową. Co ciekawe, byli to zawodnicy, którzy mieli na swoim koncie już wiele rozegranych meczów. Nie tylko w ekstraklasie, ale też za granicą, bo tak reagowali też obcokrajowcy. Oni to już mieli. To był po prostu odruch, takie przyzwyczajenie.
Inny zawodnik z kolei przed meczem musiał odbić piłkę określoną liczbę razy, bo wiedział, że jeśli tego nie zrobi to będzie się źle czuł. Niektórzy musieli wejść na boisko prawą nogą. Inni, w tym ja, musieli się przeżegnać. To są przesądy. Niby małe rzeczy, ale przez chwilę musisz się na tym skoncentrować. Jeśli tego nie zrobisz, to czujesz wewnętrznie, że coś jest nie tak.
Hejt w sporcie
Podczas kariery spotkałeś się z prawdziwym hejtem?
Oczywiście. Wiele razy.
To nieuniknione w tych czasach?
W tych czasach tym bardziej. Hejtu na moją osobę było bardzo dużo. Mówię tu o czasach, gdy grałem w piłkę. Z każdego hejtu trzeba wyjść i nauczyć się z nim radzić. Najgorsze to jak się człowiek zamknie w sobie. Warto utrzymywać z rodziną jak najlepsze relacje, ponieważ ich wsparcie w pewnym momencie może być niezwykle potrzebne. W tych trudnych chwilach, ja dokładnie pamiętam kto się do mnie odezwał. To jest nieuniknione. Ludzie, którzy hejtują muszą coś z siebie wyrzucić. Czasem są to prześmiewcze teksty. Obrażając kogoś, hejterzy nie zdają sobie sprawy co sami by czuli, będąc na miejscu tych osób.
Umówmy się jednak, osoby które są obrażane zgodziły się na to. Dlatego nigdy nie będę miał pretensji, bo jeżeli zostajesz piłkarzem, to musisz się z tym liczyć. To się wiąże z pewnego rodzaju obawami. Swego czasu w internecie istniał taki kanał, w którym pojawiały się kiksy piłkarzy ekstraklasy. Zawsze były domysły kto się tam wkrótce znajdzie. Pojawiłem się tam też ja, bo przecież każdemu się coś podobnego zdarza. Wszystko było szybko obrócone w żart, wycięte, zapamiętane. Jako drużyna, często sobie wzajemnie wysyłaliśmy te kompilacje złych zagrań i śmialiśmy się kto się akurat się tam znalazł. Później jednak zrozumiałem, że poszło to w złą stronę.
Usłyszałem od jednego zawodnika przed meczem, że nie wytrzyma jeśli znajdzie się na tym kanale. To był taki moment zawahania, którego nie powinno być. Przed wyjściem na boisko piłkarz musi się czuć pewny wszystkiego.
Piłkarze czytają komentarze w internecie?
Ja w jakiś sposób sobie radziłem, bo właśnie się od tego odcinałem. W ostatnim czasie moje życie się zmieniło i musiałem spojrzeć na pewne rzeczy. Powiem wprost, jestem przerażony. Z tego powodu, że tam już nie ma konstruktywnej krytyki tylko zwykłe najeżdżanie na jedną czy drugą osobę. Sam jestem pod wpływem mocnego hejtu. Oczywiście w 80 procentach są to konta fejkowe, dopiero co założone. Regularnie dostaję różne wiadomości, ale nie przejmuję się tym specjalnie. Jestem wyzywany od gejów itp. Zastanawiam się po co ktoś to robi. Ja bym tak nie umiał. Nie potrafiłbym napisać do ojca rodziny i zwyzywać go od najgorszych. Czemu to ma służyć? Kto ma w tym interes, żeby jeszcze takie rzeczy robić?
Dzisiaj piłkarze są bardziej dostępni niż kiedyś. Prawie każdy ma media społecznościowe. Teraz to wystarczy, żeby łatwo komuś napisać wiadomość. Dostawałem wiele miłych i serdecznych komentarzy, ale były też te złe. Niektórym proponowałem nawet spotkanie, aby mi powiedzieli coś prosto w twarz. Zadzwoniłem do jednego pana, który przesadził z pewnym komentarzem. Było to akurat wiarygodne, prawdziwe konto. Wszędzie było opisane, że mieszka i pracuje w Kielcach. Odpowiedział jednak, że mieszka 800 kilometrów dalej i nie ma możliwości się spotkać. Oczywiście ja chciałem tylko zapytać prosto w oczy co nim kierowało, że tak ze mną ciśnie. Czasem w ludziach jest tyle złości, że ja sobie tłumaczę to tym, że może mają słabszy dzień i muszą się wyżyć. Takie jest jednak życie sportowca. Stajesz się taką tarczą dla hejterów. Trzeba sobie z tym radzić. Musisz mieć świadomość, że zawsze już będziesz oceniany.
Jaką rolę powinien odegrać trener, który widzi takiego przytłoczonego piłkarza?
Różnie trenerzy reagują. Niektórzy zostawiają takiego zawodnika, żeby sobie z tym sam poradził, ale to bardzo rzadki przypadek. Większość trenerów rozmawia z piłkarzem. Często proszony o dodatkową rozmowę jest kapitan zespołu. Jeśli tylko widać przybitego zawodnika, to warto mu pokazać błędy, ale też trzeba poklepać po plecach i powiedzieć, żeby się nie przejmował, jesteśmy w jednej ekipie i jedziemy dalej. Dzisiaj tobie się oberwało od trenera, jutro może mnie to czekać.
Pracujesz teraz z dziećmi, młodymi chłopcami. Jakie rady im dajesz, aby byli bardziej odporni na stres?
Myślę, że to nie jest odpowiedni moment, żeby dzieci nastawiać. Dla mnie najważniejsze jest, żeby dziecko czerpało radość z gry w piłkę. Aby rodzice po każdym treningu rozmawiali czy się podobało. Dziecko się rozwija. Pod względem emocjonalnym każde jest na innym etapie. Jedno reaguje normalnie, a inne po kilku poprawkach w ćwiczeniach mi się popłakało. Przeżywało to mocno, ponieważ ja coś pokazywałem, a jemu nie wychodziło. Każde dziecko bardzo chce i to mnie cieszy. Po płaczu jednak za chwilę zbiliśmy piątkę i znów było w porządku. Dopóki te dzieci mają radość i chcą się rozwijać, to ja absolutnie nie dawałbym żadnych rad psychologicznych. Najważniejsza jest radość z gry w piłkę nożną. Jeśli ktoś będzie kazał dziecku kopać, a ono nie chce to od razu widać po jego zachowaniu. To jeszcze nie ten etap. Przed nimi jeszcze okres dorastania, który też każdy inaczej przechodzi. Wtedy można spróbować wprowadzić takie treningi mentalne. Ja trafiłem na grupę świetnych dzieci. Praca z nimi to czysta przyjemność i po każdym treningu jestem spełniony. Jestem szczęśliwy, jeśli tylko widzę, że dziecko jest skoncentrowane na zajęciach, a po nich jest zadowolone.