Mikal Bridges do Knicks
Dużą cenę zapłacili Knicks za Mikala Bridgesa. Łącznie oddali aż pięć wyborów w pierwszej rundzie draftu (w tym cztery bez protekcji). Dla porównania: Phoenix Suns w 2023 roku za Kevina Duranta oddali cztery wyboru w pierwszej rundzie draftu (oraz kilku zawodników, w tym m.in. Bridgesa właśnie). Durant to jednak niewątpliwie jeden z najlepszych zawodników w historii koszykówki, dlatego taka cena nie dziwi. Knicks liczą, że Bridges też będzie w stanie zrobić wielką różnicę.
Nowojorska ekipa weszła “all in”, ściągając czwartego już zawodnika z uniwerku Villanova. Skrzydłowy dołączy do trójki swoich dobrych przyjaciół (Brunson, Hart i DiVincenzo), z którymi lata temu jeszcze przed grą w NBA świętował sukcesy na parkietach akademickich. Na papierze Bridges jest idealnym wręcz wzmocnieniem. 27-latek to przecież nie tylko bardzo dobry defensor, ale też uzdolniony ofensywnie gracz, który w barwach Nets trochę z przymusu był pierwszą opcją. I choć radził sobie w tej roli naprawdę dobrze, to w Nowym Jorku nie będzie już musiał grać pierwszych skrzypiec, co powinno być dużą korzyścią zarówno dla niego, jak i dla Knicks.
Paul George do 76ers
Po raz pierwszy od 2019 roku uczestnik All-Star Game zmienił latem klub jako wolny zawodnik. Czyli to poważna sprawa. 34-letni Paul George zdaje się idealną opcją dla 76ers, z którymi związał się umową na cztery lata o wartości 212 mln dol. To wciąż jest zespół Joela Embiida, dla którego świetnym partnerem stał się energetyczny Tyrese Maxey, natomiast George powinien świetnie odnaleźć się jako “ten trzeci”. Pozostaje on jednym z najbardziej wszechstronnych skrzydłowych w lidze. Jakościowym graczem po obu stronach parkietu. Lepszą i pewniejszą opcją niż Tobias Harris.
34-latek przez większość czasu będzie więc wypełniać wszystkie luki, by w wybranych spotkaniach wyjść na pierwszy plan. Nadal stać go na to, by w konkretnych starciach być najlepszym zawodnikiem na parkiecie. Mieć taką trzecią opcję, to skarb. Wszystko wskazuje na to, że w erze Embiida – czyli od 2014 roku – w Filadelfii jeszcze tak silnej drużyny nie było. Skład uzupełnili bowiem m.in. Andre Drummond, Eric Gordon czy Caleb Martin. Jak zwykle jednak najwięcej w Mieście Braterskiej Miłości zależeć będzie od zdrowia liderów. Embiid rzadko kiedy jest przecież zdrowy na fazę play-off, a George też swoje już z kontuzjami przeżył.
Alex Caruso do Thunder
Bardzo istotnym elementem mistrzowskiego zrywu Boston Celtics była świetna, dominująca obrona na obwodzie. Jaylen Brown, Jrue Holiday czy Derrick White nawet w wielkim finale – i nawet przy tak wielkich graczach jak Doncić czy Irving – potrafili zrobić w ten sposób gigantyczną różnicę. Wiele zespołów próbuje podążać ścieżką wytyczoną przez Celtics. To nie tylko Knicks, którzy po dodaniu Bridgesa mają cały wachlarz utalentowanych i nieustępliwych defensorów. To również Thunder, którym udało się tego lata dodać do składu – w którym są już m.in. Lu Dort czy Cason Wallace – jednego z najbardziej pożądanych w lidze graczy od zadań specjalnych.
Alex Caruso to jeden z najlepszych obrońców w całej lidze, a Thunder nie oddali za niego nawet wyboru w pierwszej rundzie draftu. Z klubem pożegnał się 21-letni Josh Giddey, którego w fazie play-off trener Mark Daigneault i tak musiał “chować” ze względu na jego przeciętną defensywę oraz niepewny rzut. Caruso tymczasem w minionym sezonie trafił ponad 40 proc. trójek dla Bulls, a do ekipy z Oklahomy wniesie też mistrzowskie doświadczenie, bo w 2020 roku zdobył mistrzostwo w barwach Los Angeles Lakers.
Isaiah Hartenstein do Thunder
Bardzo dobrze ocenić należy także drugi głośny ruch OKC, bo udało im się wykorzystać wolne środki w budżecie na zaadresowanie jednej ze swoich największych słabości z ubiegłego sezonu, w którym byli przecież najlepszą ekipą Konferencji Zachodniej po trzech latach bez choćby awansu do fazy play-off. Isaiah Hartenstein może być świetnym remedium na kłopoty ze zbiórkami. 26-letni podkoszowy to nie jest taki typ zawodnika, który nie przyciąga kibiców do hali, ale ci z pewnością docenią jego starania. Ba, były gracz Knicks powinien szybko stać się jednym z ich ulubieńców. Bo to człowiek od brudnej roboty: doskonale zbiera, broni obręczy, solidnie podaje, stawia dobre zasłony.
Samo przedostanie się pod kosz Thunder będzie ciężkim wyzwaniem, a tam czekać będzie już nie tylko Chet Holmgren (jeden z najlepszych obrońców obręczy w lidze), ale i Hartenstein. Znacznie częściej w nowym sezonie będziemy więc zapewne oglądać ustawienia OKC z dwójką wysokich zawodników, bo choć Hartenstein trójką nie grozi, to na pewno może być bardziej efektywny niż np. oddany Giddey. Szczególnie obok Holmgrena, który zza łuku potrafi już przymierzyć. A w razie co, to Hartenstein, który za trzy kolejne lata gry zarobi niecałe 90 mln dol., nie powinien mieć absolutnie żadnego problemu, by przesunąć się do roli rezerwowego.
Klay Thompson do Mavericks
Od dłuższego czasu Klay Thompson i Golden State Warriors zmierzali w kierunku przepaści. Po kolejnym rozczarowującym sezonie – w którym Thompson spisywał się na tyle słabo, że w końcu stracił miejsce w wyjściowej piątce na rzecz debiutanta Brandina Podziemskiego – strony zdecydowały się zakończyć 13-letnią współpracę. Wojownicy nie chcieli zgodzić się na finansowe żądania 34-letniego zawodnika po dwóch bardzo poważnych kontuzjach. Thompson z wiekiem nie jest już zresztą tak pewnym strzelcem i notuje spory regres w defensywie. Jednocześnie to wciąż jeden z najlepszych strzelców w historii ligi. W dziejach NBA tylko pięciu innych graczy trafiło od niego więcej trójek, a Thompson w nowym sezonie powinien przeskoczyć Reggiego Millera.
Klay w Dallas – gdzie podpisał 3-letnią umowę o wartości 50 mln dol. – chce się odbudować. Liczy, że w nowym miejscu poczuje nową energię. Dla Mavs będzie bardzo ciekawym wzmocnieniem, szczególnie po finałach, w których teksańska ekipa trafiła tylko 32 proc. swoich rzutów z dystansu. Był to jeden z kluczowych aspektów całej serii, bo słaba skuteczność zawodników Dallas oznaczała, że obrońcy Celtics mogli częściej i skuteczniej wysyłać pomoc, gdy jeden na jednego grać próbowali Luka Doncić czy Kyrie Irving. A jeśli w rogu stać będzie Klay Thompson, to defensywa rywala nad wysyłaniem pomocy będzie musiała się poważnie zastanowić. Z drugiej strony, coraz większe kłopoty Thompsona po bronionej stronie parkietu mogą sprawić, że trener Jason Kidd będzie miał spory dylemat w kwestii wystawiania Thompsona obok swoich największych gwiazd, które też asami w defensywie nie są.
Dejounte Murray do Pelicans
Na pierwszy rzut oka to bardzo dobry transfer ekipy z Nowego Orleanu. Dość niskim kosztem – i bez oddawania swoich wyborów w pierwszej rundzie draftu – udało im się pozyskać Dejounte Murraya, czyli zdecydowanie najlepszego zawodnika w całej wymianie. 27-letni obrońca pod względem indywidualnym ma za sobą dwa udane sezony w Atlancie. Co prawda nie przełożyło się to absolutnie na wyniki Hawks, natomiast Murray powinien być dla Pelicans rozwiązaniem kilku problemów. To dobry kreator gry, który potrafi też samemu wziąć sprawy w ręce, także w końcówkach. Nie ma on aż tak pewnego rzutu z dystansu, ale u boku Trae Younga pokazywał, że jest w stanie trafiać w sytuacjach catch-and-shoot (39.2 proc. przy 286 próbach w zeszłym sezonie).
Jednocześnie transfer po Murraya otwiera kilka nowych problemów w Nowym Orleanie, w tym przede wszystkim stawia duży znak zapytania w sprawie przyszłości Brandona Ingrama w klubie z Luizjany. Coraz więcej wskazuje na to, że Pelikany będą chciały się ze skrzydłowym pożegnać. Ale na razie zainteresowanych brak. Zrobiło się tymczasem całkiem tłoczno na obwodzie i na skrzydłach. Sporo jest teraz w drużynie rąk, które potrzebują piłki. Brakuje natomiast jakości pod koszem. Pelicans powiedzieli “A”, to muszą powiedzieć “B” – tym bardziej że w ubiegłym sezonie wygrali 49 spotkań i mieli sporo bardzo dobrych momentów. Można więc zakładać, że niewiele brakuje tej drużynie, by wejść na wyższy poziom i dołączyć do czołówki na Zachodzie.
DeMar DeRozan do Kings
Przed rokiem Sacramento Kings świętowali historyczny – bo po 17 latach przerwy – awans do fazy play-off. W tym roku zakwalifikowali się do turnieju play-in, ale awansować do fazy posezonowej nie dali rady. A przecież na Zachodzie cały czas jest bardzo tłoczno. W przyszłym sezonie do rywalizacji powrócą zdrowsi Memphis Grizzlies, a kolejny krok mogą też wykonać młodzi gniewni Houston Rockets. W związku z tym Kings postanowili działać na rynku transferowym i pozyskali DeMara DeRozana. Udało im się tego dokonać bez konieczności wchodzenia nad próg podatkowy! Otwarte jest jednak pytanie, czy 35-letni DeRozan rzeczywiście będzie dużo lepszą opcją niż Harrison Barnes, który zamienił Kalifornię na Teksas.
DeRozan przez trzy sezony w Chicago pozostawał elitarnym zawodnikiem w ataku. Dwukrotnie zagrał w Meczu Gwiazd i trafił mnóstwo wielkich rzutów. Jest też jednak wokół niego sporo znaków zapytania. Jak efektywny będzie, jeśli Kings zabiorą mu piłkę z rąk? W zespole są przecież De’Aaron Fox i Domantas Sabonis, którzy też tej piłki potrzebują. Do tego dochodzi kwestia słabej postawy DeRozana w defensywie. Tymczasem w ramach transakcji sign-and-trade – na mocy której DeRozan parafował trzyletni kontrakt wart 74 mln dol. – władze ekipy z Sacramento oddały do Spurs prawo do zamiany wyboru w pierwszej rundzie draftu w 2031 roku. Victor Wembanyama będzie miał wtedy 27 lat, DeRozan będzie już na sportowej emeryturze, a Kings mocno tej decyzji żałować.
Chris Paul do Spurs
Na początku Jeremy Sochan, potem Tre Jones, a teraz Chris Paul będzie obsługiwał Victora Wembanyamę. Francuz musi być z tego bardzo szczęśliwy, bo choć 39-letni CP3 nieuchronnie zbliża się do końca kariery, to przydomku “Point God” dorobił się nie bez powodu. Paul związał się ze Spurs umową na jeden sezon, za który zarobi 11 mln dol. Co ciekawe, w kontrakcie ma zapisany bonus w wysokości 262 tysięcy, jeśli teksański zespół wygra w przyszłych rozgrywkach minimum 32 spotkania. Wydaje się, że dla drużyny, która w ostatnich dwóch sezonach wygrała łącznie… 40 meczów, takie założenie progresu jest w punkt.
Doświadczony rozgrywający w ostatnich latach ma coraz więcej kłopotów zdrowotnych, ale gdy będzie grał, to fani Spurs regularnie powinni oglądać nową odsłonę “Lob City” – tyle że tym razem akcje kończyć będzie Wembanyama, a nie Blake Griffin czy DeAndre Jordan. Już w swoim debiutanckim sezonie Wemby był drugi w lidze, jeśli chodzi o liczbę podań lobem, jakie otrzymał (108). I to pomimo tego, że kibice SAS często narzekali na brak podań w jego kierunku. Paul w Teksasie będzie miał też wartość jako nauczyciel. Mocno skorzystać na jego obecności może m.in. młody rozgrywający Stephon Castle, którego Spurs wybrali z “czwórką” tegorocznego draftu.
Kentavious Caldwell-Pope do Magic
Rozbioru mistrzowskiej ekipy Denver Nuggets ciąg dalszy. W odstępie 12 miesięcy mistrzowie z 2023 roku stracili dwóch bardzo ważnych zawodników. Zaraz po zdobyciu tytułu z klubem pożegnał się Bruce Brown. Teraz odszedł Caldwell-Pope i to może być nawet jeszcze większy cios dla ekipy z Kolorado. Znakomity strzelec, świetny defensor. Jeden z lepszych graczy od zadań specjalnych w lidze, który na potwierdzenie może wyciągnąć nie jeden, a dwa mistrzowskie pierścienie – ten z 2023 roku zdobyty w barwach Nuggets, ale też ten z “bańki” w Orlando z 2020 roku, gdzie był jednym z kluczowych elementów układanki Los Angeles Lakers.
Dla młodej drużyny Magic taki zawodnik to prawdziwy skarb. 31-latek nie wprowadza ich do grona kandydatów do mistrzostwa, ale na pewno pozwoli im zrobić krok naprzód. A to piekielnie ważna sprawa dla zespołu, który po czterech latach przerwy wrócił do fazy play-off, zaliczając po drodze najlepszy sezon od czasu… Dwighta Howarda i Stana Van Gundy’ego. Trzyletnia umowa o wartości 66 mln dol. ma też swoją wartość transferową, gdyby Magic chcieli spróbować podziałać na rynku i w ramach jakiejś wymiany dodać do składu większe nazwisko.
Gary Trent Jr. do Bucks
Długo musiał czekać Gary Trent Jr. na nowy kontrakt. To efekt obecnej sytuacji na rynku. Trent Jr. był za słaby, by znaleźć umowę w pierwszym rzucie, gdy uwaga klubów NBA skupiła się na tych najbardziej pożądanych zawodnikach. A gdy kurz już opadł, to okazało się, że mało kto ma dla takiego zawodnika pieniądze. 25-latek stał się ofiarą nowych przepisów i dopiero po kilku tygodniach od rozpoczęcia okienka znalazł nowy dom. Skorzystali na tym Milwaukee Bucks, bo dodali do składu solidnego gracza na umowie minimalnej. Trent Jr. będzie miał okazję pokazać się w przyszłym sezonie, by za rok znów spróbować poszukać nowej umowy.
25-letni obrońca ma za sobą trzy i pół roku gry w barwach Toronto Raptors. W ostatnim sezonie notował średnio 13,7 punktu i trafiał ponad 39 proc. swoich trójek. Z miejsca powinien więc wskoczyć na pozycję numer dwa w Milwaukee. Ponownie stworzy duet z Damianem Lillardem, z którym grał już w Portland na początku kariery. Problemem może okazać się defensywa, która nie jest jego mocną stroną, choć gdy trenerem Raptors był Nick Nurse, to Trent Jr. potrafił dobrze odnaleźć się w “kontrolowanym chaosie”. W sezonach 2021-22 i 2022-23 tylko pięciu innych zawodników w całej lidze miało bowiem więcej przechwytów od niego (226).