Dopiero ósme miejsce Andrejczyk
Andrejczyk była ostatnią polską nadzieją, jeśli chodzi o występy lekkoatletów na IO 2024. Do sobotniego finału w rzucie oszczepem awansowała bowiem z najlepszym wynikiem eliminacji – uzyskała w nich 65,52 m i wyprzedziła drugą Chorwatkę Karę Kolak o prawie metr.
W finale Polka nie dała rady powtórzyć świetnego występu sprzed dwóch dni. W pierwszej próbie uzyskała 62,44 m i na tym wyniku zakończyła konkurs, plasując się na rozczarowującym, 8. miejscu. Zwyciężczyni, Japonka Haruka Kitaguchi rzuciła prawie 3,5 metra dalej (65,80 m).
Andrejczyk biczuje się po finale
Po zakończeniu konkursu reprezentantka Polski w wywiadzie dla Eurosportu nie hamowała się przed krytyczną oceną swojego występu. – Szkoda, nie będę teraz owijać w bawełnę, bo spieprzyłam robotę. To był konkurs na żałośnie niskim poziomie, Australijka oddała mi ósme miejsce, miałam ogromną szansę, którą mogłam wykorzystać. To pokazał wynik z kwalifikacji – powiedziała.
Andrejczyk dodała, że przed rozpoczęciem finału czuła się bardzo dobrze. – Wiem, co się wydarzyło, że zaistniały pewne niesprzyjające okoliczności i nie mogłam pokazać się z najlepszej strony. Ale tak, spieprzyłam robotę. Cieszę się jednak, że po dosłownie paru miesiącach współpracy z nowym trenerem znaleźliśmy się na igrzyskach olimpijskich, zrobiliśmy kwalifikację. Ja prezentuję równą formę w tym sezonie. Szkoda, że nie pokazałam tego w finale olimpijskim, w którym czuję się jak ryba w wodzie – mówiła.
Mając na uwadze ostatnie miesiące i spore problemy zdrowotne, 8. miejsce Andrejczyk w finale olimpijskim i tak jest godnym pochwały wynikiem. – Będę walczyć co roku, mój trener jest świetny, mam wokół siebie fantastycznych ludzi. Wiem, co przechodziłam przez te dwa lata, wiem, jak ciężka była droga do tych igrzysk i nie będę się teraz chłostać – skwitowała.