Więcej niż koszykówka
– To dla nas coś więcej niż koszykówka – powtarzają reprezentanci Sudanu Południowego, a więc najmłodszego państwa na świecie, które niepodległość uzyskało w 2011 roku po latach wojny domowej. Jej pokłosie widać w kraju do dziś. Sudan Południowy to bowiem także jedno z najbiedniejszych państw na świecie, dlatego występ koszykarzy na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu dla wszystkich mieszkańców jest wyjątkowy. Oprócz nich do Paryża pojechało jeszcze tylko dwóch lekkoatletów: Abraham Guem i Lucia Moris.
W kraju nie ma ani jednego krytego boiska. Kadra koszykarzy to tak naprawdę zbieranina uchodźców, o czym mówią sami zawodnicy. Nad wszystkim czuwa Luol Deng, który sam uciekł z Sudanu wraz z rodziną (mamą i jedenaściorgiem rodzeństwa), gdy miał pięć lat. Trafił najpierw do Egiptu, gdzie z pomocą innego sudańskiego uchodźcy Manute Bola – legendarnego środkowego, który rozegrał 13 sezonów w NBA i podobnie jak Deng pochodził z plemienia Dinka – nauczył się grać w koszykówkę, a potem do Wielkiej Brytanii.
LeBron James i… Luol Deng
To właśnie brytyjskie barwy Deng reprezentował na igrzyskach w Londynie w 2012 roku. Wtedy był już uznanym skrzydłowym na poziomie NBA. Przeszedł długą drogę, uciekając z Sudanu, gdzie jego ojciec był politykiem i trafił do więzienia w trakcie II wojny domowej w Sudanie. Po latach wspominał, że po przyjeździe do Wielkiej Brytanii bał się choćby… schodów ruchomych. Te były dla jego rodziny absolutną nowością. – Przybyliśmy do Anglii i przestaliśmy szukać lepszego życia, bo lepiej być nie mogło – mówił po latach dla The Guardian.
Deng, podobnie jak wielu innych członków Dinka, którzy znani są ze swojego imponującego wzrostu, urósł na tyle, że… porzucił marzenia o karierze zawodowego piłkarza. 206 centymetrów wzrostu na dobre popchnęło go w kierunku koszykówki. Osiągał sukcesy w Anglii i już w wieku 14 lat przeniósł się do Stanów Zjednoczonych. To była świetna decyzja. Rozwijał się na tyle dobrze, że w 2003 roku – po swoim ostatnim roku szkoły średniej – był notowany jako drugi najlepszy gracz w kraju zaraz za plecami… 19-letniego LeBrona Jamesa.
Zbudować kadrę od zera
James od razu po szkole średniej trafił do NBA, a Deng spędził jeszcze jeden rok na uniwersytecie Duke. I stamtąd w 2004 roku wyfrunął do NBA, trafiając do ligi z wysokim siódmym numerem w drafcie. W kolejnych latach dał się poznać jako niezwykle solidny zawodnik. Wskoczył nawet na poziom all-star i w 2012 oraz 2013 roku zagrał w Meczu Gwiazd. Występował w barwach Bulls, Cavaliers, Heat, Lakers i Timberwolves. W ciągu 15 lat gry w NBA zarobił prawie 170 mln dol., a inwestycje w nieruchomości pozwoliły mu zgromadzić na koncie znacznie więcej.
Karierę zakończył w 2019 roku i niedługo później władze Sudanu Południowego zwróciły się do niego z bardzo specyficzną prośbą. Deng miał zostać prezydentem tamtejszej federacji i zbudować kadrę narodową. Prawie od zera. I z wykorzystaniem własnych funduszy. Koszykówka dla władz kraju nie była wszak priorytetem. – Wiele osób nie rozumiało, jaki jest sens. Nie widziało wizji takiej drużyny. Większość osób, z którymi rozmawiałem, nie potrafiło dostrzec tego, że warto się w to zaangażować – mówił 39-letni dziś Deng w rozmowie z Sports Illustrated.
Trener pracuje za darmo
Nowy prezydent federacji odbył zresztą dziesiątki rozmów, by skompletować zespół. Nie było łatwo. Z ograniczonej puli zawodników wielu miało podwójne obywatelstwa, bo podobnie jak Deng uciekało z kraju lub rodziło się już na obczyźnie. Niektórych trzeba było więc przekonywać, by wybrali dopiero raczkującą kadrę Sudanu Południowego zamiast możliwych występów dla reprezentacji bardziej rozwiniętych krajów. Deng był jednak całkiem przekonujący. Udało mu się zebrać solidną ekipę z graczami, którzy w przeszłości występowali w NBA.
W najlepszej koszykarskiej lidze świata występował też swego czasu Royal Ivey, czyli szkoleniowiec afrykańskiej drużyny. Był on jednym z pierwszych przyjaciół Denga, gdy ten jako nastolatek przybył do Stanów Zjednoczonych. Ivey po zakończeniu kariery (prawie 500 meczów w NBA przez 11 sezonów) zajął się trenowaniem. Dziś jest asystentem w Houston Rockets. W maju 2021 roku zaakceptował też propozycję Denga, bo choć praca w roli szkoleniowca Sudanu Południowego nie jest płatna, to jednak dla Iveya – budującego swoje trenerskie CV – ma sporą wartość.
Kręta droga do Paryża
Wśród reprezentantów jest m.in. Wenyen Gabriel, który na koncie ma 150 meczów w NBA. Liderem kadry pozostaje Carlik Jones, który w sparingu z USA zaliczył triple-double. Gwiazdą reprezentacji w przyszłości ma być 17-letni Khaman Maluach, czyli mierzący 218 centymetrów środkowy, który przygodę z koszykówką zaczął od… obozu Luola Denga. Potem zdobył stypendium w senegalskiej akademii pod egidą NBA, a w kolejnym sezonie pójdzie śladami Denga i będzie występował na uniwerku Duke. To ma być dla niego przystanek w drodze do NBA.
Droga na igrzyska olimpijskie była tymczasem dla afrykańskiej drużyny bardzo kręta. Jedna z dróg zamknęła się, gdy w 2020 roku przez koronawirusa musiała wycofać się z turnieju kwalifikacyjnego do mistrzostw świata. Inna otworzyła się, gdy – także przez koronawirusa – zajęła miejsce reprezentacji Algierii w innym turnieju. To właśnie wtedy Sudan Południowy zdobył bilety na ubiegłoroczne mistrzostwa świata, w których okazał się najlepszą ekipą z Afryki i wywalczył awans olimpijski. Kluczowe okazało się zwycięstwo nad Angolą, czyli 11-krotnym mistrzem kontynentu.
Historyczne zwycięstwo na igrzyskach
– Były tylko dwie okazje, które ludzie celebrowali w naszym kraju. Jedną był dzień niepodległości. Drugą nasz awans na igrzyska – stwierdził Deng na kilka tygodni przed startem olimpijskiego turnieju. – Za każdym razem, gdy gramy, to cały kraj zatrzymuje się, by nas oglądać. Łączymy całe państwo. To znacznie ważniejsze niż zwycięstwa czy porażki – podkreślał trener Ivey już w trakcie igrzysk. – Cieszę się, że możemy reprezentować nasz kraj. Wiele osób na świecie nie wie o Sudanie Południowym. Jesteśmy zgrają uchodźców, która gra w koszykówkę – dodawał Gabriel.
W ostatnich tygodniach afrykańska drużyna przeżyła wiele pięknych momentów. Postawiła się Amerykanom w sparingu, który z pomocą federacji USA zorganizował Deng. W swoim pierwszym w historii meczu na igrzyskach ograła Portoryko! Dzięki temu niemal do końca była w grze o awans do ćwierćfinałów. Przeszkodziła wysoka porażka z USA w drugim spotkaniu, choć waleczni zawodnicy trenera Iveya w drugiej połowie pokazali wielki charakter. Tak samo, jak i w trzecim starciu fazy grupowej, w którym – według szkoleniowca oraz prezydenta federacji – sędziowie nie potraktowali ich sprawiedliwie. Serbowie wygrali i wyrzucili ich z turnieju.
Igrzyska to dopiero początek
I choć Sudan Południowy pożegnał się już z rywalizacją na igrzyskach, to i tak jego reprezentanci mogą być z siebie dumni. Zostawili na parkiecie mnóstwo serca i wylali mnóstwo potu. Byli ulubieńcami kibiców w Lille, gdzie odbywała się faza grupowa turnieju. Zwrócili też na siebie uwagę całego świata. Ten wynik to tak naprawdę tylko kolejny krok dla tej kadry, która z roku na rok staje się coraz lepsza. Tym bardziej że za dobrymi wynikami przyszli sponsorzy. Deng już buduje zresztą pierwszą kryty obiekt w stolicy kraju, a w planach jest wybudowanie łącznie dziesięciu.
Impuls, który reprezentacja Sudanu Południowego dostała pięć lat temu, tylko przybrał na sile na igrzyskach. – Chcemy pokazać ludziom, że możemy rywalizować. Żeby zrozumieli, że koszykówka to przyszłość Afryki. Nasz kraj jest podzielony przez wojnę. Każdego roku rozlewa się mnóstwo krwi. Jesteśmy małym państwem z 11 milionami ludzi. Jednak dziś jesteśmy jednością. Chcemy dalej budować nasz kraj, byśmy wszyscy mogli z dumą powiedzieć, że pochodzimy z Sudanu Południowego – mówił Gabriel po sparingu z USA. I dziś, już po igrzyskach, reprezentanci Sudanu Południowego te słowa na pewno mogą z dumą wypowiedzieć.