Mariusz Wach debiutował na zawodowym ringu już w 2005 roku. Ukoronowaniem jego kariery była walka o mistrzostwo świata z Władimirem Kliczko w 2012 roku, którą Ukrainiec wygrał na punkty. Zresztą, przez wiele lat trudno było inaczej pokonać Polaka, bo mierzący 202 cm pięściarz słynął z tytanowej szczęki. Nawet, gdy przegrywał przez techniczny nokaut, to nie padał na deski.
Przewrócić Wacha nie potrafili m.in. Dillian White, Aleksandar Povietkin czy Jarrell Miller, choć oni wszyscy także pokonali Polaka. Pierwsze deski w karierze Wach zaliczył dopiero w 2022 roku, gdy znokautował go Arslanbek Makhmudov. Teraz jednak historia się powtórzyła.
Wach brutalnie znokautowany
Podczas sobotniej gali w Londynie 19-letni Moses Ituma nie dał żadnych szans Wachowi. Co prawda pierwsza runda była dość spokojna, ale w drugiej Anglik podwyższył tempo i zasypał Polaka kombinacją ciosów w narożniku. Sędzia ringowy Michael Alexander przytomnie wkroczył między zawodników i na pół minuty przed końcem rundy ogłosił koniec walki.
Czy to koniec kariery Wacha?
Niekoniecznie. Wach co prawda już od kilku lat nie jest w światowej czołówce, ale pełnił rolę zawodnika, który mógł weryfikować młodych i zdolnych pięściarzy, bo słynął z tytanowej szczęki. Teraz wydaje się, że odporność Wikinga znacząco zmalała, więc walka z Polakiem nie będzie już żadnym wyznacznikiem. To jednak nie znaczy, że Wach wciąż nie będzie zarabiał na boksie. Na polskim rynku wciąż można zorganizować z nim kilka interesujących pojedynków (m.in. z Łukaszem Różańskim czy Adamem Kownackim).
Poza tym Wach od wielu lat zarabia jako sparingpartner. A trenuje z najlepszymi. Pomagał Tysonowi Fury’emu, a od lat sparuje także z Ołeksandrem Usykiem. Nie można też zapominać, że Wiking będzie łakomym kąskiem dla freakowych federacji, które mogą mu zapewnić duże zarobki.