Red Bull nie może zwolnić Sergio Pereza
To Perez stoi w centrum transferowych spekulacji. Gruchnęła wieść, że zostały mu dwa najbliższe wyścigi, aby zawalczyć o utrzymanie fotela w mistrzowskiej ekipie. To ma być jego ostatnia szansa, lecz przy osaczonym przez dziennikarzy stole w mobilnej siedzibie Red Bulla Meksykanin zasiadł z wielkim uśmiechem na ustach, w pełni zrelaksowany.
– Nie rozumiem, skąd tyle gadania o mnie i mojej przyszłości – dziwił się Checo. – Nic się nie zmieni przez najbliższe dwa tygodnie nawet, jeśli wygram wyścig lub będę ostatni. Mam ważny kontrakt z zespołem i ja zamierzam go honorować – powiedział Sergio.
Szczególnie to ostatnie zdanie było wymowne. Sugeruje bowiem, że Red Bull nie może zwolnić Pereza, choćby chciał. W padoku panuje jednak zupełnie odmienne przekonanie.
Kto za “Checo”?
Wielkie pytanie brzmi – kto miałby zająć fotel Pereza? Pewnego kandydata nie ma. Co prawda Austriacki team przetestował ostatnio w swoim bolidzie juniora Liama Lawsona, który w zeszłym roku świetnie spisał się, zastępując w pięciu wyścigach kontuzjowanego Daniela Ricciardo. Rzucił cień na znacznie bardziej doświadczonego Yukiego Tsunodę, który jednak tego faktu nie odnotował. Sam widzi siebie w Red Bullu. – Gdyby wybrali Liama, to by było dziwne. Z pewnością Liam wykonał naprawdę dobrą robotę, gdy z nami jechał, ale ja zrobiłem lepszą – zapewniał Japończyk wbrew faktom.
– Czuję, że jestem gotów do walki z czołowymi ekipami, o wyższe pozycje a nawet do walki z Maxem Verstappenen – dodał całkowicie odklejony kierowca zespołu RB. Niepokojący to syndrom. Wiara w siebie jest oczywiście bardzo potrzebna w sporcie, szczególnie motorowym, ale do pewnych granic. Mogę sobie wierzyć z całego serca, że zostanę primabaleriną baletu petersburskiego, ale nie zbliży mnie to do występów na scenie baletowej, choć… do tego celu jest mi i tak bliżej, niż Tsunodzie do Verstappena.
Daniel Ricciardo to kolejny kandydat do awansu na fotel Pereza, a równocześnie zagrożony odpadnięciem z Formuły 1! Takie absurdalne nastroje panują w mistrzowskiej ekipie, która ma cztery bolidy i tylko jednego pewniaka, Verstappena. Wszyscy pozostali kierowcy są „wybrakowani”. Tymczasem Australijczyk, także uśmiechnięty od ucha do ucha, powiedział Aldonie Marciniak, że celuje tylko w fotel w rodzinie Red Bulla. Nie negocjuje z żadnym innym zespołem. Czuje się tak pewnie. Wóz, albo przewóz.
Carlos Sainz miał lepsze zajęcia
Równocześnie do gry o fotel u Byków chodzi – chcąc nie chcąc – Carlos Sainz. Tyle, że nie po najbliższych wakacjach, a od sezonu 2025. Co prawda zostanie pożegnany przez Ferrari, aby ustąpić miejsca Lewisowi Hamiltonowi, ale jest obecnie najlepszym kierowcą bez kontraktu na kolejne lata. Kierowcą, którego bardzo potrzebuje Red Bull, a który niemiłosiernie przeciąga wybór kolejnego teamu, ku irytacji innych, szukających pracy kolegów z toru. – Nie miałem czasu. Oglądałem Euro – wypalił na pytanie, czy wybrał nowy team.
– Decyzję podejmę we właściwym czasie. Nikogo nie blokuję, co najwyżej przesuwam czas podejmowania decyzji innych. Muszę być cierpliwy… Nie rozumiem, czemu rynek aż tak przyspieszył. Dotąd ruchy transferowe zaczynały się w lipcu i trwały przez wakacje – powiedział Hiszpan, nazwany przez Kevina Magnussena „korkiem w butelce” na rynku transferowym Formuły 1. Wieść niesie, że miał już na 99 procent podpisać kontrakt z ekipą Alpine, ale nagle się rozmyślił i znów czeka… Zapewne na Red Bulla, choć i Mercedes wciąż ma wolny fotel.
Tylko zwolniony z Alpine Esteban Ocon nie bierze udziału w całym tym cyrku wokół Sainza. Francuz przyszedł na spotkanie z dziennikarzami także w doskonałym humorze i powiedział, że on już wie, gdzie pójdzie dalej i jak tylko będzie mógł to od razu nam, dziennikarzom, to powie. Powszechnie przyjmuje się, że przejdzie do ekipy Haas, która ogłosiła we czwartek, że nie przedłuży kontraktu z Kevinem Magnussenem. Nie dziwi nic. Duńczyk, pośród kierowców Formuły 1 prawdziwa miernota, lecz także on na sesję wywiadów przyszedł całkowicie zrelaksowany!
– Wciąż jeszcze są ciekawe fotele dostępne w Formule 1. Teraz muszę się skupić na dobrych startach, aby pokazać swoją wartość, bo do końca sezonu jeszcze daleka droga… Byłem w tym zespole od jego początków i dziwnie będzie przejść gdzieś indziej. Chcieli podjąć wczesną decyzję co do przyszłorocznych składów. To całkowicie zrozumiałe. Rola kierowcy rezerwowego? Nie, to mnie nie interesuje – dodał Magussen.
Prawdziwe oblicze Formuły 1
Tylko Logan Sargeant, uznawany przez wielu za najgorszego w tegorocznej stawce, wyłamał się z szampańskiej atmosfery na Hungaroringu. Sprawia wrażenie pogodzonego ze swoim losem. Wieść niesie, że fotel może stracić jeszcze przed końcem tego sezonu, być może nawet już po wakacjach.
Podczas jego konferencji otworzyłem serię zwierzeń Amerykanina następującym pytaniem:
– Masz z sobą 1.5 sezonu w Formule 1. Jak bardzo różni się w rzeczywistości od tego, jak ją postrzegałeś na początku?
Na twarzy Logana zagościł gorzki uśmiech. – Szybko zdałem sobie sprawę, że nikt tak naprawdę nie wie, co dzieje się wewnątrz zespołu, poza członkami tego zespołu. Życie nie zawsze jest fair – odpadł Sargeant.
– Jesteś rozczarowany?
– Nie ma czym. Wciąż jeżdżę bolidem Formuły 1. Niewielu ludzi na świecie może to powiedzieć.
– Czy to media stworzyły twój zły image?
– Cóż… Bez względu na to, czy pojadę dobrze, czy źle, zawsze już będę krytykowany, ale na tym etapie już mam gdzieś, co myślą o mnie inni ludzie. Nie da się zadowolić każdego. To dlatego tak wielu sportowców odcina się od mediów społecznościowych. To wyczerpujące miejsce. Ludzie wciąż próbują cię mieszać z błotem. Ciągnąć w dół… Dając z siebie wszystko mogę przynajmniej zadowolić siebie.
– Czy nie uważasz, że jesteś oceniany przez pryzmat pierwszego sezonu, podczas gdy powinno się go oddzielić grubą kreską do obecnego?
– Absolutnie. Zeszły rok i ten rok to dwie zupełnie inne historie. W zeszłym sezonie nawet nie próbowałem mówić, że wykonuję dobrą robotę, ale w tym mogę być z siebie zadowolony. Z wielu rzeczy, jakie zrobiłem. Niestety to, czy to dojrzycie, czy nie zazwyczaj jest poza moją kontrolą – dodał Amerykański kierowca.
To kolejne, prawdziwe oblicze Formuły 1. Realia końca stawki, gdzie mało kto interesuje się przyczynami twoich problemów. Nie wnika, jakie masz szanse w rywalizacji z partnerem, który jest dla waszego zespołu kierowcą priorytetowym. Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz i to ono, obok gorszego traktowania w Williamsie, będzie ciążyło na opinii Sargeanta już do rychłego końca jego kariery w Formule 1…