MILIONY WYDANE PO TURNIEJACH
Europejskie i światowe czempionaty to fantastyczne pole do ekspozycji i niejeden zawodników już na tym skorzystał. Oczywiście prezesi klubów nie są aż tak naiwni, by sięgać głęboko do kieszeni, gdy tylko zobaczą parę udanych meczów piłkarza o którym wcześniej nie słyszeli i którego dotychczasowe losy zapalają światła ostrzegawcze, ale jednak udane występy w barwach drużyny narodowej potrafią wypromować. Jest bowiem wielu zawodników którzy przed wielką publicznością zapracowali na transfer. Czy James Rodriguez już po roku gry w Monaco trafiłby do Realu Madryt, gdyby nie fantastyczny mundial w 2014 roku? Raczej nie. Czy Chelsea wydająca ponad 120 milionów za Enzo Fernandeza robiła to wyłączenie w oparciu o jego występy w Benfice, czy też jednak nakręciły ich katarskie mistrzostwa? No, raczej to drugie. Takich przykładów można by jeszcze mnożyć, pewnie nawet w większej mierze wśród graczy, którzy nie byli aż takimi gwiazdami jak Kolumbijczyk i Argentyńczyk. Taki Enner Valencia może i miał dobry sezon w meksykańskiej Pachuce, ale to pewnie gole na MŚ w Brazylii zaowocowały tym, że West Ham United zapłacił za niego kilkanaście milionów.
Nie inaczej będzie pewnie po zakończonym w niedzielny wieczór Euro. Gdybyśmy chceli wymieniać zawodników, którzy pokazali się na turnieju z dobrej strony, udałoby się skompletować całkiem pokaźną listę. Ale też nie ma co udawać, że wcześniej Lamine Yamal, Bukayo Saka czy Cody Gakpo byli anonimowi. Oni oczywiście zyskali w ostatnich tygodniach na wartości, ale jednak spróbujmy poszukać takich, którzy nie grali dotychczas w topowych klubach, ich nazwiska nie zajmowały miejsca w pamięciach tak wielu kibiców, a którzy rzeczywiście nie będą teraz mogli opędzić się od ofert.
MANCHESTER W KOLEJCE PO HISZPANA
O Danim Olmo wprawdzie można powiedzieć, że nie gra – w skali europejskiej – w topowym klubie, ale już w skali niemieckiej tak. Wielu obserwatorów wiedziało więc pewnie doskonale już przed turniejem, na co stać tego zawodnika, aczkolwiek przed Euro jego sytuacja była niepewna. Ma jeszcze rok kontraktu z Lipskiem, klauzulę odejścia w umowie, ale jak na razie się o niego na rynku nie zabijano. Teraz jednak o możliwościach piłkarskich pomocnika wie znacznie szersza rzesza fanów – ale też dyrektorów sportowych. 26-latek turniej zaczął nieśmiało, bo w meczu z Chorwacją dostał pół godziny, a w starciu z Włochami nie podniósł się nawet z ławki rezerwowych. Gdy już jednak rozpoczął z show z Albanią, nie potrafił wyhamować. Asysta z Albanią, gol z Gruzją, gol i asysta z Niemcami, a potem bramka z Francją. Wystarczyło wskoczyć na najwyższe obroty na kilka tygodni i dziś już po Olmo ustawiają się najwięksi.
W finale Mistrzostw Europy zagrał też Marc Guehi, który był podstawowym obrońcą Anglików. 24-latek od kilku sezonów reprezentuje barwy Crystal Palace i dla wielu było pewnie zaskoczeniem, że akurat na niego postawił Gareth Southgate. Urodzony w Abidżanie zawodnik grał jednak bardzo równo, unikał błędów i udowodnił, że selekcjoner miał rację, obdarzając akurat go takim zaufaniem. Tym samym trafił na listy życzeń znacznie większych klubów i trudno wykluczyć scenariusz, w którym już tego lata londyńskie „Orły” mogłyby zarobić na nim sporo kasy.
GRUZINI NA TOPIE
Nie trzeba jednak ze swoim zespołem dotrzeć aż do finału, by zaistnieć w świadomości kibica udanym turniejem. Wie coś o tym na pewno Georges Mikautadze, który dotychczas mógł być traktowany przez niektórych jako niegroźna ciekawostka. Strzelał regularnie w barwach Metz, odbił się od Ajaksu, wrócił do Metz i znów strzelał, ale spadł też z tym klubem do drugiej ligi. W Niemczech udowodnił jednak, że nie jest wyłącznie królem własnego podwórka, a jego bramki z Turcją, Czechami i Portugalią będą pewnie wspominać kolejne pokolenia gruzińskich fanów. Sam zainteresowany już na początku czerwca zaczął romansować z AS Monaco, a działacze klubu zagęścili ruchy jeszcze przed końcem Euro. Ostatecznie zapłacili za niego ponad 20 milionów.
Udany występ Gruzji to też w dużej mierze zasługa Giorgiego Mamardaszwiliego. Potężnie zbudowany bramkarz ma w dorobku równe sto występów w barwach Valencii, ale że „Nietoperze” są teraz ligowym przeciętniakiem, to i trudno było go wymieniać wśród najlepszych zawodników na swojej pozycji w Europie. Teraz jednak wydaje się, że jeżeli tylko jakikolwiek klub z czołówki zacznie szukać nowego golkipera, pierwsze kroki skieruje właśnie na Estadio Mestalla.
Zaskakująco dobrze na europejskim czempionacie spisali się również Turcy. Jeszcze przed startem rozgrywek dużo mówiło się o potencjalnym transferze Ferdiego Kadioglu do Borussii Dortmund – zwłaszcza że jej trenerem został rodak obrońcy, Nuri Sahin. Brawurowe występy 24-latka zwróciły jednak na niego uwagę tak wielu zespołów, że w Niemczech mówi się już, iż BVB z wyścigu się raczej wypisze, bo nie będzie finansowo gotowa do licytacji. A jest się o kogo licytować – Turek ma ogromny potencjał ofensywny, jest szybki, zaawansowany technicznie, piekielnie niebezpieczny z piłką przy nodze. I ma za sobą bardzo dobry turniej międzynarodowy.
PRZEZ KARNE DO ROZGŁOSU
Skoro już zahaczyliśmy o bramkarzy, to nie wolno nie wspomnieć o tym portugalskim. Diogo Costa od wielu lat jest piłkarzem FC Porto, radzi tam sobie świetnie, ale jego nazwisko raczej nie przewijało się w plotkach transferowych. Tymczasem wystarczyło nieco ponad 120 minut, by zwrócić na siebie uwagę całego piłkarskiego świata. 24-latek w 1/8 finału ze Słowenią najpierw bowiem popisał się fenomenalną interwencją w końcówce dogrywki, a potem obronił aż trzy rzuty karne z rzędu i w pojedynkę wprowadził „Selecao” do ćwierćfinału. Takimi wieczorami buduje się markę.
Warto jeszcze zwrócić uwagę na dwóch piłkarzy z tej samej reprezentacji i tego samego klubu. Michel Aebischer i Dan Ndoye na co dzień siadają obok siebie w szatni Bologni, a na turnieju współpracowali jako reprezentaci Szwajcarii. I obaj okazali się jednymi z najważniejszych elementów zespołu Murata Yakina, który po znakomitej grze wyeliminował Włochów i przegrał dopiero po rzutach karnych w meczu z Anglią. Wprawdzie włoski klub awansował w minionym sezonie do Ligi Mistrzów i byłby pewnie w stanie zaspokoić ambicje piłkarskie tej dwójki, ale nietrudno sobie wyobrazić, że skuszą ich znacznie lepsze pieniądze, które mogliby zarobić w innych miejscach Europy.
To oczywiście tylko kilku zawodników, którzy na tym turnieju pokazali się szerszej publice. Ba – przecież nawet taki Erik Janża, który tuż przed Euro 2024 przedłużył kontrakt z Górnikiem Zabrze, mógłby pewnie liczyć na atrakcyjną przeprowadzkę, bo błysnął w fazie grupowej. Można więc w najbliższym czasie spodziewać się wielu informacji transferowych płynących z rynku w kontekście tych, których dopiero co oglądaliśmy biegających na niemieckich boiskach.