KADRA PEŁNA WYRAZU
Idealnie nie jest i pewnie jeszcze długo nie będzie. Bez trudu można wyliczać deficyty tej drużyny, zwracając uwagę na błędy techniczne zawodników (piłka odskakująca od stopy w najprostszych sytuacjach), problemy obrońców z piłkami posyłanymi za ich plecy czy panikę wyczuwalną przy intensywniejszym pressingu rywala. Trzeba jednak brać pod uwagę punkt odniesienia w postaci tego, co działo się z tym zespołem w ostatnich miesiącach. A właściwie – co się nie działo, bo przecież trudno było o jakiekolwiek punkty zaczepienia, które pozwalałyby wierzyć, że na mistrzostwach się nie zbłaźnimy.
Mecze towarzyskie pokazały więc, że jesteśmy dopiero na początku drogi, ale jednak kilka kroków na niej udało się już wykonać. Polska pokazała po prostu w tych spotkaniach, że jest JAKAŚ. Jakaś czyli: bazuje na atakach skrzydłami, tam stara się tworzyć przewagę, obrońcy szukają gry na wyprzedzenie i chcą już z dala od bramki uprzykrzać życie napastnikom, a ponadto potrafimy stworzyć zagrożenie po stałych fragmentach gry. I być może najważniejsze – kibice nie widzą na boisku wystraszonej gromadki mięczaków, a grupę twardych i ofiarnie grających facetów. W piłce chodzi oczywiście o strzelanie goli, składne akcje, celne dośrodkowania i skuteczne dryblingi, ale jednak mental też musi być. Czasem trzeba sfaulować, innym razem zameldować się i dać do zrozumienia, że ci w białych koszulkach nie zamierzają się na murawie rozłożyć. W końcu przyjemność sprawiało oglądanie zespołu, który umiał i potrafił postawić się innej drużynie. Nawet jeśli miało to koniec końców zmusić sędziego do tego, by parę razy dmuchnął w gwizdek.
UKSZTAŁTOWANY KRĘGOSŁUP
Po wyborach personalnych Michała Probierza nietrudno też dojść do wniosku, że wykształcił się kręgosłup reprezentacji, któremu trener będzie ufał. Pewniakiem w bramce jest Wojciech Szczęsny, w defensywie selekcjoner ma zaufanie do Jana Bednarka, Pawła Dawidowicza i Jakuba Kiwiora, w środku pola ceni Bartosza Slisza, Jakuba Piotrowskiego i Piotra Zielińskiego, na bokach Nicolę Zalewskiego oraz Przemysława Frankowskiego, a z przodu – Roberta Lewandowskiego i Karola Świderskiego. Nie jest oczywiście tak, że są w tym zespole postacie nietykalne i nikt nie może niespodziewanie wskoczyć do wyjściowej jedenastki. Wszak słabo z Turcją zagrał Piotrowski, a taki Kiwior popełnił sporo błędów z Ukrainą. Do większych przetasowań dojść jednak nie powinno – no chyba że kontuzje napastników okażą się, tfu, tfu, odpukać w niemalowane, poważne.
Dość oczywisty jest też zestaw dżokerów, wśród których kandydatów do wprowadzenia świeżości w trakcie spotkania widzi Probierz. Widać bowiem, że ceni agresywny i twardy sposób grania Bartosza Salamona, liczy, iż kilka razy potrafiłby się urwać zmęczonym obrońcom Tymoteusz Puchacz, a na gola w końcówce stać Krzysztofa Piątka. Wiele też tym zgrupowaniem wygrał Kacper Urbański, który uzupełnia zestaw środkowych pomocników o sporą dozę kreatywności, techniki i błyskotliwości.
ULEGŁOŚĆ POD WŁASNĄ BRAMKĄ
Żeby jednak nie było za wesoło: czasu na wyeliminowanie defektów, które ta drużyna ma, nie pozostało wiele i pewnie w procesie treningowym będzie to niewykonalne. Ukraińcy i Turcy potrafili stwarzać sobie w meczach z nami liczne sytuacje, więc byłoby naiwnością zakładać, że nie będą tego potrafili zrobić Francuzi, Holendrzy czy nawet Austriacy. Niepokojące – z perspektywy obu sparingów – jest na pewno to, jak duży problem sprawia nam przeniesienie ciężaru gry z własnej połowy na połowę rywala, wykorzystując do tego środek boiska. Zbyt duża nerwowość i niechlujność sprawiały, że podkręcenie pressingu przez przeciwnika nawet na kilka sekund pozwalało odebrać piłkę i ruszyć z kontratakiem. W obu tych meczach brakowało też długimi momentami umiejętności odpoczywania z piłką przy nodze. Klasowe drużyny charakteryzuje jednak to, że potrafią odzyskać kontrolę nad spotkaniem, podkręcając znacząco posiadanie i zmuszając rywala do ganiania bez piłki. Polsce tego zdecydowanie brakuje.
Frasować może również to, jak momentami funkcjonuje obrona. Pojawiały się sytuacje, gdy można było chwalić zawodników indywidualnie, ale kolektywnie mieli za to sporo problemów, by tworzyć brygadę grającą w sposób zorganizowany i w ten sposób wybijający rywala z rytmu. Brakowało bowiem zgrania i koncentracji, formacja często była „połamana”, jej członkowie chaotycznie rozrzuceni na swojej połowie, co było jak zaproszenie do ruszenia pod bramkę gospodarzy. Gdy też wpadaliśmy – już całym zespołem – w gorszy fragment meczu i dawaliśmy się zepchnąć pod bramkę, nie mieliśmy pomysłu na to, jak wyjść z tarapatów. To zresztą skończyło się golem Turków w 77. minucie spotkania. Golem zresztą w pełni zasłużonym, bo wieńczącym oblężenie bramki Szczęsnego.
MENTALNY IMPULS
Czerwcowe mecze towarzyskie z pewnością nie pozwoliły nam uwierzyć, że Francja to już przeszłość, a wyjście z grupy w sumie jest już na wyciągnięcie ręki. Niezmiennie warto jednak przypominać, z jakiego pułapu Probierz z tą kadrą startował – tuż po porażkach z Czechami, Mołdawią czy Albanią i po wymęczonym triumfie nad Wyspami Owczymi. Z tej perspektywy trudno nie docenić postępu – nawet jeśli jest to nieznaczny postęp – dokonanego przez biało-czerwonych. A ten pojawił się bez wątpienia i na płaszczyźnie piłkarskiej, i na mentalnej.
A tak poza tym – po prostu wygraliśmy dwa mecze. Wprawdzie w piłce mówi się, że wyniki sparingów nie mają znaczenia, ale jest to jednak jak uchylenie okna w dusznym pomieszczeniu. Znacznie przyjemniej i w lepszych humorach będzie jechało się na turniej po sześciu wirtualnych punktach zdobytych w meczach z Ukrainą i Turcją – a więc z poważnymi w skali Europy drużynami – niż gdybyśmy te mecze w nędzny sposób przegrali. W ostatnich kilkunastu miesiącach wokół tej kadry były tak dużo złej atmosfery i tak wiele powodów do zmartwień, że nawet te najmniejsze promyczki radości i nadziei warto doceniać oraz pielęgnować.